Incognito - tłum. LEO

SPIN - czyli Kręciolek (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Czapterek 5



Dwusiarczan żelaza. Plus kwas chlorowodorowy. Dwa.

Dwa razy kwas chlorowodorowy.

„Wszystko ok.?”

„Poczekaj, myślę.”

Dwa dwa dwa. Dwuchlorek żelaza.

Wodorowy siarczan...

Ciekawa jestem czemu Tess przyszła do mnie.

„Więcej kawy?” pyta Tess, uśmiechając się słodko do Maxa.

Podsuwam mój kubek do krawędzi blatu a ona napełnia go zanim buńczucznie odejdzie.

„To twoja trzecia filiżanka” mówi Max.

„czwarta”.

Kiedy się denerwuję piję kawę. Kiedy piję kawę denerwuję się.

15 minut temu, tak jak planowaliśmy, spotkałam się z Maxem w Crashdown. Chce, żebym przeglądnęła jego zadanie domowe zanim zaczniemy nasz projekt. Nie zaskakuje mnie, że on wie, że jestem dobra z biologii.

Mam parę szczytnych osiągnięć do ogłoszenia: jestem przewodniczącą koła naukowego, pracuję z Tess.

Pomyślelibyście, że on chociaż raz spojrzy mi w oczy siedząc tu tak na wprost mnie.

Otóż nie.

Tak już ma, że gapi się na twoje czoło lub czubek nosa. Nigdy w oczy.

I ok. Ja też nie patrzę w jego.

Pokręcone to.

Fosforan amonowy plus wodorotlenek barowy.

„Liz?”

Sześć. Sześć wodorotlenków barowych.

Czy on właśnie powiedział Liz?

„Hę?”

„Nie jest tu za głośno?”

On chyba właśnie wypowiedział moje imię.

Wlewam do gardła trochę więcej kawy.

Nie cierpię jak Max stara się zachowywać normalnie. Nie cierpię go jak zachowuje się, jakby nie dbał o to, że Tess paraduje obok nas.

Nie cierpię jak Tess stara się zachowywać normalnie. Nie cierpię jak ona zachowuje się, jakby nie dbała o to, że zamierza kogoś zabić albo, że ma siniak na policzku. Wiem, że jej zależy. Mi by zależało.

Teraz wisi na telefonie. Chyba się wydziera do słuchawki.

Podsuwam Maxowi jego pracę domową „Chyba jest dobrze”.

Nie zwraca na mnie zbyt dużo uwagi. Stara się usłyszeć o czym mówi Tess.

Ciekawa jestem, czy się o nią martwi.

Ciekawa jestem, czy chce być jej rycerzem w lśniącej zbroi, który zabierze ją do innego miejsca, gdzie będą żyli długo i szczęśliwie.

Ma te ramiona, te doskonałe ramionka. Kiedy pochyla się nad stołem, jego ramiona napinają koszulkę bardziej niż zwykle.

Jego włosy zawsze drażnią czoło.

Kogo to obchodzi?

To właśnie wada kawy. Nigdy nie utrzymasz myśli na jednym temacie. Odnotowujesz kretyńskie detale, których nie odnotowałaś wcześniej.

Łazi wszędzie bez kurtki. Prawdopodobnie nie chce przyznać, że zostawił ją tu, ponieważ ostatnim razem, gdy starał się ją odzyskać staranował swój obiekt westchnień swoim autkiem.

„zostawiłeś tu swoją kurtkę.”

„Tak?”

Kiedy mówi do ciebie, wiesz dokładnie, że myśli o czymś zupełnie innym.

„No.”

„Fajnie, szukałem jej.”

Jassssne, że szukałeś, jasssne Max.

Tess ciska słuchawkę na widełki i zaczyna łazić z dzbankiem kawy w ręce jak jakieś zombie.

Chcę pomóc Tess. Nie chcę pomagać jej nikogo zabijać. Ja tylko chcę pomóc jej.

Podchodzi do mnie. Pojęcia nie mam czemu podchodzi do mnie. Wie, że ten jej czar nie ma wpływu na mnie. To musi być coś innego. Może ona po prostu myśli, że mogę jej pomóc.

Macham do niej, podchodzi i zwala się koło mnie. Oczy Maxa tężeją kiedy kładzie swoją głowę na moim ramieniu. Cieszy mnie, że Max myśli, że jesteśmy dobrymi przyjaciółkami. Prawdopodobnie będzie zwracał na mnie więcej uwagi.

Nie to, żebym chciała, żeby zwracał więcej uwagi na mnie, chciałabym tylko, żeby zapamiętał moje imię.

Zastanawiam się, czy ja i Tess JESTEŚMY dobrymi przyjaciółkami.

Chcesz nocować u mnie? Pytam ją.

Prawda jest taka, że chciałam zapytać ja, czy chce ze mną zostać, zanim Johnny Mistrzu Sportu coś powie. Po prostu nie chciałam dać mu tej satysfakcji.

„Nie.”

Wiem kiedy „nie” oznacza „tak”.

„dziś wieczorem w telekuku leci Breakfast Club”.

Wiem, co ona teraz zrobi. Zacznie udawać, że przepada za tym całym „Breakfast Club” do tego stopnie, że tak właściwie to nie ma innego wyboru jak zostać na noc u mnie.

Gdybyśmy były same, pewnie po prostu by powiedziała „ok.”. Ale tu jest Max, więc musi zgrywać się na rozchwytywaną.

„Kocham ten film”.

„Wiem”.

„nie wiem, czy mi rodzice pozwolą.”

„Więc nie pytaj”.

Uśmiecha się. Uwielbia, kiedy odwołuję się do jej buntowniczej natury.

Bo mała Lizzy Parker nie posiada na wyposażeniu czegoś takiego jak buntownicza natura. Na pewno nie ta, która ona zna. Niee ta, którą znała do momentu, w którym usunęłam te krwawe ślady jak prawdziwy zawodowiec.

„Wpadnę później” mówi, wstaje i odchodzi.

„Wy dwie jesteście naprawdę dobrymi przyjaciółkami, prawda?” pyta Max.

„Najwyraźniej”.


Max i ja decydujemy się popracować nad projektem trochę więcej jutro. Mówi, że powinniśmy pójść gdzieś indziej, że powinniśmy iść do jego domu. To mnie akurat nie dziwi, bo Tess jutro przecież nie pracuje.

Prawdopodobnie ma jej rozkład godzin pracy gdzieś skrzętnie zapisany.

Czemu jest mi niedobrze.

To pytanie retoryczne.

Mogę sobie wyobrazić tę dwójkę. Żyjących w Amerykańskim Śnie. Biały płotek, dwójka dzieci, Max ze swoją zdobyta niewiastą i kosmicznymi siłami, które och i ach są tak przydatne w pracach domowych.

Założę się że ich kanały nigdy się nie zatykają.

Założę się, że ich trawka nigdy nie usycha.

Chciałabym po prostu położyć się spać i przestać o tym myśleć.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część