Incognito - tłum. LEO

SPIN - czyli Kręciolek (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Czapterek 2.



Po tym jak policja wywlekła ujadającą kobietę siedzącą w rogu wszyscy poszli do domu.

Jest piątek, więc to raczej normalne.

Mijam puste boxy w drodze do schodów. Jeden z nich wcale nie jest taki pusty.

Kurtka.

Max zostawił tu swoją kurtkę.

Więc co ja teraz robię? Wkładam ją na półkę na zapleczu?

Mogłabym ją tu zostawić, udawać, że nic nie zauważyłam.

O tak.

Podążam po schodach na górę wprost do mojego pokoju. Prywatność. Wreszcie. Czas poświęci się własnym myślom.

Gdyby Roswell przybrało ludzką formę, wyrosły mu ramionka i nóżki i zacząłby chodzić, pierwsze co bym zrobiła, to odstrzeliłabym mu ten łebek.

Taa... to smutne.

Chcecie znać składniki na tykającą bombę?

Weź jakąś pipidówę, wrzuć ją pośrodku niczego, dodaj kosmiczną konspirację, wrzuć odrobinę plotek i strachu. No i masz, a teraz idź i wysadź coś.

Tak nie było zawsze.

Zaczęło się od pary dzieciaków szwendających się po pustyni. KTO dokładnie znalazł jaskinię, to szczegół, o który sprzeczają się dzieciaki na szkolnym korytarzu.

Nie mniej jednak, ktoś ją znalazł. Ten ktoś pokazał ją komuś innemu i tak dalej. Garstka osób, które o niej wiedziały rozrosła się do monstrualnych rozmiarów. W końcu każdy chciał wiedzieć, która trójka z nas jest kosmitami.

Najlepsza część tego jest taka, że większość z nas trzyma się w trójkach. Ja, Maria i Alex; Max, Michael i Izabell; Tess Courtney i Pam; Kyle, Tommy i Pauli. Życie się toczy.

To moment, w którym każdy zaczął każdego nienawidzić.

To było w siódmej klasie jak mniemam.

Nigdy nie powiedzieliśmy żadnemu z dorosłych.

Nienawiść od tamtej pory narastała, ale znacznie ciszej. Egzystuje w ciszy, milczeniu. Możesz to odczuć. Każdego dnia. Kiedy z kimś rozmawiasz słychać to między wersami.

Dlatego tubylcy starają się być możliwie najgłośniejsi. By wypełnić ciszę. Parskają i prychają, żeby tylko cisza była lżejsza do zniesienia.

Nie jestem pewna, czy ten cały kram z kosmitami to jedyne, co gryzie Roswell. Ludzi już nie obchodzi, kto właściwie jest ufoludem. Ponieważ to całe zamieszanie nauczyło nas jednego: To nie ma znaczenia. Wszyscy jesteśmy obcymi. Każdy jest tak samo wyobcowany jak każdy następny.

A technicznie rzecz biorąc? ... Mam swoje teorie.

Wydaje mi się, że to Max i Michael i Izabell. Poprawka. Jestem całkiem pewna, że to oni. Nie mam dowodów. I nawet gdybym miała to i tak bym nic nie zrobiła. Roswell nie musi wiedzieć.

Muszę wydostać się z tego miasta, ale to czasami droga jak z jamy węża. Ludzie mówią, że wyjście jest pokrętne. Ktokolwiek wychodzi najprawdopodobniej wróci za rok i podejmie tu jakąś marnie płatną robotę.

Nie ja.

Ja się stąd wydostanę.

Spoglądam na zegar. Leżę tu już od kilku godzin.

Słyszę coś na zewnątrz. Głos. Podchodzę do okna i otwieram je.

Głos śpiewa. Dźwięk rozchodzi się echem od ceglanych ścian po całej alejce. „Mała Lizzyy Paarkeeeeeerrrrrrrrr”.

Mała Lizy Parker. Tess mnie tak nazywała. Wieki temu.

Wyczołguję się przez okno i słyszę głos przerywany czkawką i odtwarzający znów to samo: Wiem, że tam jesteś, mała Liz Parker”.

Wychylam się za krawędź. Tess błądzi wokoło w świetle z witryny, bawiąc się butelką. Musi być pijana.

„Tu cię mam”.

„Tess?”. Jej fryzura jest w nieładzie. Musi być naprawdę zalana, ponieważ nigdy nie ma fryzury w nieładzie. „Co tu robisz?”.

„Tak sobie przyszłam...” Cofa się w głąb ulicy żeby móc mnie widzieć nieco wyraźniej. „Przyszłam cię prosić o przysługę”.

Zaczynam się martwić. Tess nigdy nie opuszcza gardy. Znam ją od dawna. Nie zrozumcie mnie źle. Nie przyjaźnimy się, tylko znamy siebie nawzajem.

„Widzisz mała Liz Parker, zamierzam kogoś zabić. I potrzebna mi twoja pomoc.”

Dobra, chyba jest bardziej zalana niż początkowo myślałam.

„Tess, może powinnaś wejść na górę.”

„Nie martw się mała Liz Parker, ja to wszystko rozgryzłam.”

Sięga po coś, co ma ukryte za plecami i wyciąga dokładnie to, co się spodziewałam, że wyciągnie, broń.

Wydaje mi się, że ona zaczyna płakać.

Chyba nie żartuje.

Szczelnie zaciska powieki „jeśli mi nie pomożesz, zawsze mogę poprosić małego Maxa Evansa, a on zrobi dla mnie WSZYSTKO, czyż nie? Każdy zrobi dla mnie wszystko”.

W dali ulicy widzę światło. Samochód. „Tess, chodź tu.”

Jest pijana.

To wszystko.

Potrząsa głową i cofa się bardziej na środek jezdni. „Nikt nie chce mi pomóc mała Lizy Parker”.

Chciałabym, żeby przestała się tak do mnie zwracać.

Samochód się zbliża. Jedzie za szybko.

„Tess, zjeżdżaj z tej pieprzonej ulicy.”

Upuszcza butelkę na chodnik i macha mi, „do widzenia”.

Nie. Nie, nie, nie.

Wóz ją zauważy.

Nie zwalnia.

Cholera.

Ok.

Nie chcę patrzeć, jak ktoś ginie.

Nie mogę na nią patrzeć. Nie mogę patrzeć jak ktoś ginie.

Obserwuję koła, skup się na kołach. Koła obracają się szybciej. W kółko i w kółko.

Łup.

Zatrzymał się.

Słyszę czyjś krzyk „Co to cholera było?”

Słyszę jak trzaskają drzwiczki od samochodu, słyszę, że ktoś ma załamanie. Słyszę ... płacz...potem cisza.

Wychylam się za krawędź. Nie mogę patrzeć na ciało. Nie patrzeć na ciało.

To Max. Prawdopodobnie wrócił po swoją kurtkę. Izabell i Michael są z nim. Wszyscy panikują. On pochyla się nad Tess.

Nie.

Nie patrzeć na ciało.

Przenieśli ją na chodnik.

Na ulicy jest krew.

Nie mogę już.

Słyszę panikę w głosie Izabell „Działa?”

Nikt nie odpowiada.

Max wstaje.

„Stało się” mówi Michael „ Zostaw ją, idziemy”.

Max potrząsa głową. To największe okazane przez niego emocje, jakie dotąd widziałam. „Nie możemy jej tu po prostu zostawić”.

„A w dupę, że możemy”. Michael chwyta maxa za ramię i wskazuje na wóz.

Odjeżdżają.

Zaraz.

Ona obudzi się. Bo to są ufoludy.

Proszę, obudź się.

Będę przy niej jak się obudzi.

Upływa 10 minut.

Proszę obudź się.

Porusza się.

Ja cię pieprzę, porusza się.

Płacze.

Wstaje i podpełza do drabiny.

„Liz?”

Nie mogę na nią patrzeć, nadal wygląda na trupa. Jest cała we krwi.

„Co mi się stało?”

Potrząsam głową. „Nie wiem”.

Jej włosy. Jest na nich krew. Ciekawa jestem, czy się kapnie.

Siada na moim krześle. Siedzi przez dłuższy czas.

Podnosi się „Nie możesz nikomu powiedzieć... Nie możesz nikomu powiedzieć, co się dzisiaj stało”.

„Nie powiem”.

Mówi o broni.

„Byłam pijana”.

„Wiem”.

Już jest ok. Wszystko jest ok. Jest żywa, jest w cholernie krwistym nieładzie, ale żywa.

A Kręciołek? Rozkręca się.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część