Incognito - tłum. LEO

SPIN - czyli Kręciolek (14)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część


Czapterek fortin.



Czy byłoby to skrajnie przerażające, gdybym powiedziała „a nie mówiłam”?

Prawdopodobnie.

„Liz?”

„Hmmm ... co jej odpowiedziałeś?”

„Nic jej nie powiedziałem...” Max jest nieźle przestraszony „Liz... ona... Boże, widziałaś jej ręce?”

Myślę o rękach Tess. Zakrywa je. „Max, ona zatrzymała się u mnie, nie wiem jak...”

„Po prostu spójrz na jej ramiona.”

Słyszę hałas z dołu „Kiedy skończyła się wasza randka?” pytam.

„Parę minut temu.”

„Ożeszku, ona już tu jest, lecę.”

„Liz, do cholery, co ja mam zrobić.”

„ty się... ty się uspokój.”

Nie potrafię nieść ulgi.

„I oddychaj na miłość boską, nie wiem, oglądnij coś w telekuku albo coś.” Rzucam słuchawkę na widełki zanim Tess wchodzi do pokoju.

Kiedy na nią patrzę myślę o tych knowaniach po szkole, kiedy pokrętna opętana seksem kobieta zmusza młodego ogiera by zabił jej męża. Myślę o Amy Fisher i Joey Buttafuco. Gorzka zemsta i kule i paraliż i zniekształcenia twarzy. Ludzie traktujący innych jak marionetki, o koźle ofiarnym, słabych ludziach upadających przed słabszymi.

Tess miała to spojrzenie w oczach, które jak mogę sobie wyobrazić mają trupy. Do tej pory widziałam tylko jednego martwego, moją babcię. Na szczęście miała zamknięte oczy.

Poprawka: dwa trupy. Raz widziałam już martwe ciało Tess, pokryte krwią i telepiące się wokół jak zombie. Nie ma nieszczęścia, bo i tak odezwała się zanim zrobiłam to ja.

„Gadałaś z Maxem.”

Potakuję.

„Nie wściekaj się.” Mówi.

Kiedy mówi jej usta ściągają się jakby coś w nich trzymała, łzy lub krzyk lub coś w te kropki.

Jej wzrok odpływa w dół, stoi w progu uczepiona framugi. Jak sparaliżowana. Coś się kroi. Nawet jej włosy umierają. Zawsze były takie puszyste i pokręcone, teraz tylko zwisają w falach, pasmami, z odblaskiem żółtego koloru moczu.

„Nawet już nie potrafię czuć” mówi „Jestem sparaliżowana.”

Nawet na zewnątrz umiera. Ma ten długi żakiet zawiązany w pasie i opierający się o biodra. Zawsze doradzała mi w sprawach mody: noś długie żakiety, bo wyglądasz dzięki temu na wyższą. Jej żakiet wisi na niej jak zdechły zwierzak. Nawet jej wygląd umiera.

„Nie pozwolę, żeby wziął winę na siebie” mówi „ja ją wezmę, na 100%, wisi mi to. Po prostu sama nie dam rady.”

Nawet jej oczy umierają, stają się żółte. Mówiła mi kiedyś: „ maluj oczy białą kreską, będą wyglądać na większe.” Róż, powtarzała, to piękno w kamieniu. Powtarzała mi, że nie potrzebuję różu. Mówiła, że ja się urodziłam zarumieniona. Jej policzki są blade, nawet jej policzki umierają.

„Więc się nie wściekaj’ mówi „Przynajmniej nadal potrafisz coś czuć.”

Nawet jej głos umiera.

„Jeśli komuś powiesz, zaprzeczę. Praktyka cheerleaderki to było coś. Spadaj na tyłek to nie będzie widać siniaków.”

Mówię „czemu?”

Ona na to „ Bo nie chcę, żeby Kyle wiedział.”

„Kyle JUŻ wie, Tess”

„Nie” mówi „nie wie wszystkiego”

Jezu Chryste.

Podchodzę do Tess z szeroko otwartymi oczami. Chyba obie się zaraz rozpłaczemy. Zsuwa jej żakiet z ramion. Nie musze zsuwać zbyt daleko, ale już i tak widzę, że nawet jej ramiona umierają. Ciemna purpura, prawie czarne, martwe, tylko tyle, po prostu martwe. Zaciskam powieki kiedy widzę je, a ona podciąga żakiet, prawdopodobnie myśląc, że jest odpychającym potworem.

„Tess ,kiedy byłaś w domu?”

„Poszłam wczoraj, po parę rzeczy.”

„To twój ojciec?”

„Nie powiem.”

Ten facet to bezmózg, tylko z nim mieszka.

„Zdejmij żakiet” mówię do niej „przyniosę trochę lodu, ok.?”

Potrząsa głową.

„W porządku Tess” mówię „Będzie lepiej.”

I dopiero kiedy idę na dół do kubełka z lodem, dopiero wtedy przychodzą łzy. Łzy dla niej. Nie chcę, by umarła.

Nie chcę, żeby cierpiała.

Chciałabym, żeby była taką Tess jak dawniej, chodzącą i niedbającą o świat i innych. Traktującą mnie jak trędowatą. Robiąc w szkole system kastowy. Zgrywając się z mojego wyglądu, dając mi wskazówki dotyczące mody. Olewam to. Chciałabym, by przestała cierpieć.

Mogę to dla niej zrobić. Mogę przełknąć moją dumę i zrobić to dla niej. Mogę ją pocieszyć i zająć się nią stając się jakimś pieprzonym ochroniarzem, jeśli będzie trzeba. Mogę spróbować ją przekonać, że jest inne wyjście. Mogę spróbować ją przekonać, że Kyle’a może nie obchodzić co się stało.

I nikt nie dotknie jej nawet pieprzonym paluszkiem. Zamierzam postawić na to pieniądze, całkiem sporo. Zamierzam postawić na to swoją głowę.

I nikt nie będzie mi kurde umierał. Ani ona, ani jej ojciec.

Chociaż, przyznaję bez bicia, że oddałabym moją lewę rękę, żeby dokopać mu prosto w twarz.

Napełniam plastikowy woreczek lodem i wracam z nim do domu. Ona siedzi na moim łóżku płacząc, z tymi jej posiniaczonymi ramionami. Ciężko uwierzyć, że to są w ogóle ręce.

Delikatnie kładę worek na największe opuchlizny, wycieram łzy z oczu i mówię „ Tess, Kyle to nie będzie obchodzić .”

Ona tylko potrząsa głową „Kyle nie może się dowiedzieć.”

Potem załamuje się, całkowicie. Kyle to jej pięta Achillesowa. „Kocham go” mówi, łzy leją się na plecy i moją koszulkę. „Nigdy nie chciałam go skrzywdzić.”

Przełykam moje własne łzy i gładzę jej włosy „To nie twoja wina Tess, nie zrobiłaś nic złego.”

Siedzimy tak z godzinę. Ja próbując przekonać ja ,ze nie jest potworem, ja próbując przekonać ją ,że na to nie zasługuje, ja próbując przekonać ją, że wcale tego wszystkiego nie powiedziałam.

Mówi mi, że czuje się brzydka, że nie chce już o tym mówić. Idziemy do łazienki i smutno siedzimy nad umywalką. Wcieram jej we włosy jakąś gównianą odżywkę, ona maluje moje paznokcie na lawendowy kolor.

Lubi takie babskie badziewia. Nawet nie bawię się tak tragicznie. Robimy tonę prania a ona mówi: „Powinnaś nosić więcej ciemnej czerwieni i cieplejszych kolorów, jesteś jesień.”

Uśmiecham się.

Robimy sobie nawzajem pedicure i ona rozciera jakieś zielone gówno na mojej twarzy. Mówi” powinnaś to robić częściej, to oczyszcza twoje pory.”

Znów się uśmiecham. Modne paznokcie, makijaż, dalej Tess. Wiem, że to nie jest olbrzymi krok w dziejach ludzkości, ale zawsze coś. Wiem, że to wszystko to dla niej więcej niż paznokcie i makijaż. To jakiś początek.

Więc idę spać. Pozwalam Tess spać w moim łóżku, jest duże i wisi mi to, bo teraz ja lubię.

I ja też czuję paraliż. Prawdopodobnie nie tak jak czuje to ona, ale to jednak paraliż. Bo nie wiem, jak powinnam się czuć.

Nie mogę już być o nią zazdrosna. Nikt by nie mógł.

Już wcale nie chcę być nią.

Ale nadal nie chcę, by Max miał z nią coś wspólnego.
Nie wydaje mi się, żeby on kogokolwiek zabił dla niej, nie wydaje mi się, że byłby aż tak głupi. Kiedyś mi się tak wydawało, ale teraz już nie. Ale sytuacja nie wygląda ciekawie. I zaczyna wykręcać się spod kontroli.

A musi stanąć, zanim ktoś pożałuje że zrobił coś.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część