Incognito - tłum. LEO

SPIN - czyli Kręciolek (1)

Wersja do druku Następna część

Czapterek łan.



Gdzież mój umysł?

Ze stopami w powietrzu
Z głową na ziemi
Spróbuj tej sztuczki i ...zakręć
Głowa ci się zapadnie
Ale i tak w niej pustka
Więc się zapytasz
Gdzież umysł mój?

— The Pixies



Kręciołek.

Wiele rzeczy się kręci. Koła samochodu. Życie wykręca się spod kontroli.

W tej akurat chwili kręci się butelka.

Grupa mych ziomków siedzi na podłodze przede mną, w kółeczku. Niektórzy palą papierosy, niektórzy trawkę. Wszyscy z oczekiwaniem skupiają wzrok na butelce.

Ja nie.

Ja i tak wiem, co się za chwilę stanie. Michael zakręci butelką i nie ma cienia wątpliwości, że szyjka wskaże Marię. Pocałują się. Potem kolej Izabell, wskaże Alexa. Pocałują się i tak dalej, i tym podobnie.

Kontrolują butelkę swoimi kosmicznymi siłami. Ja to wiem. Maria i Alex nie wierzą mi. Nie wierzą mi, ponieważ tak naprawdę to nie ma dla nich żadnego znaczenia. Wisi im to dopóki całują ludzi, w których nigdy nie przyznają się, że są zakochani.

Pozwólcie, że wyjaśnię parę podstawowych rzeczy: każdy jeden dzieciak w tym mieście był oskarżany o bycie ufoludkiem. Więc tak naprawdę ani Alexa ani Marii nie zaskakuje fakt, że ja wskazuję na Maxa, Michaela i Izabell.

Kolej Izabell. Wylądowała wskazując na Alexa.

Cóż za niespodzianka.

Max zachowuje się dzisiaj dziwnie. Nawet nie wiem, czemu gra. Tess tu nie ma.

On nigdy nie gra, gdy Tess nie ma.

Butelka się kręci. Jest brązowa, pusta i dzwoni denerwująco o podłogę z linoleum. Grupa wstrzymuje oddech. Kogóż to dziś pocałuje Max? Chcą wiedzieć.

I żeby być szczerą, nie jestem pewna, czy w ogóle mogłoby mnie to obchodzić, albo czy jest mi to jakoś potrzebne do szczęścia.

Taka obsesja jest niezdrowa.

Jedno jest pewne. To nie będę ja. Ja nie gram. Ja nigdy nie gram. Może to będzie Courtney.

Grupa wypuszcza oddech w momencie, gdy butelka zatrzymuje się w połowie drogi pomiędzy Alexem i Michaelem.

Dziwne. Dlaczego właściwie Max chciałby pocałować, Alexa albo Michaela?

Patrzą w skupieniu na butelkę, ich oczy podążają w niewidzialnym kierunku wskazywanym przez butelkę, poza nich, na kanapę za nimi.

No i zgadnijcie któż to siedzi na tej kanapie za nimi?

Ja.

„Ja nie gram”. Bronię się, jakoż każdy sugestywnie mierzy mnie wzrokiem.

Potem Max na mnie patrzy. Centralnie na mnie. W sposób taki, że drżę, przechodzą mnie dreszcze i pragnę umrzeć.

Max nawiązuje kontakt wzrokowy z ludźmi tylko wtedy, kiedy jest to mu na rękę. Nigdy wcześniej nie patrzył mi w oczy. Chyba mi niedobrze. Chyba panikuję. On nie powinien mnie lubić. To nie taki bieg powinny obrać rzeczy.

Mam powiedzieć wyraźniej? No to patrzę też na niego.

„Nie gram”. Tym razem mówię dobitniej. I brzmi to dokładnie tak jak się wyraziłam.

Na to on lekko potrząsa głową „Ja też nie”.

Jest parę rzeczy, które właśnie przeleciały mi przez głowę.

1. O czym do cholery bredzi Max.
2. Jestem na takie numery za stara.
3. Jak ja się tu właściwie znalazłam?

Hm....

Chyba muszę zacząć od zdarzeń nieco wcześniejszych...

Ale gdzie? Oczywistym wyborem byłby niesławny „początek”.

W zasadzie to nawet nie wiem, co to jest. Może to dzień, kiedy sparowali mnie z Maxem na biologii. Może to ten dzień, kiedy Max przejechał swoim samochodem Tess. Może to ten dzień, kiedy latający spodek wylądował na Ziemi? Może dzień, w którym przyszłam na świat, kiedy on się urodził, kiedy wszechświat został stworzony.

A może po prostu na chybił trafił wybiorę taki jeden moment i zacznę?

Może dzień, w którym mój umysł zaczął wykręcać się spod kontroli.

Zaraz. Musimy zrobić stop i przewinąć. Obserwujcie prawdziwą szpulę z filmem cofającą się...

Stop.

W tył.

Gramy.


Za parę tygodni butelka wskaże na mnie. Tylko, że ja tego jeszcze nie wiem.

Teraz pracuję. Podobnie jak Tess, Courtney i Maria. Na zewnątrz ciemno. W piątkowe wieczory tylko stali bywalcy tu są.

Stali bywalcy to ludzie, którzy nie mają nic lepszego do robienia w piątkowy wieczór niż trzymanie klasy pracującej z dala od pójścia do domów. Uściślając, stali bywalcy to: staruszka siedząca w rogu (którą miłościwie nazywamy „kobietą siedzącą w rogu”), i Max i jego oddział (składający się z Michaela i Izabell).

Oczywiście Max jest tu, ponieważ wie, że Tess pracuje.

Mi i Marii nie przeszkadza pracowanie w piątkowe wieczory. Lubimy ciszę. Jednakże Tess i Courtney nie cierpią piątków, mają coś lepszego do roboty. Właściwie, to by mogły odejść, gdyby chciały, nie potrzebujemy ich, ale starają się zaoszczędzić trochę kasy na wspólne mieszkanie.

Tak to zatem idzie: Courtney to starsza siostra Marii. Starsza o rok, gwoli ścisłości. Tess jest najlepszą przyjaciółką Courtney. Powinny być w klasie o jeden poziom wyżej, powinny zdać maturę w zeszłym roku, ale oblały. No i tym sposobem wszyscy jesteśmy w maturalnej.

Ależ frajda.

Oblały, bo nie chcą opuścić Roswell.

Jeśli chodzi o mnie, to pojęcia nie mam czemu.

Ja, Maria i Alex nie możemy się doczekać, żeby w cholerę się wynieść z tego miejsca. Wytłumaczę później. Teraz musze poudawać, że pracuję.

Ja, Tess i Courtney opieramy się o ladę obserwując nudne widowisko rozgrywające się przed naszymi oczami. Raz na jakiś czas ocieram drobniutkie kropelki potu z mojego czoła i biorę łyka z mojej wiśniowej Coli. Courtney raz na jakiś czas głośno i znudzenie stęka, a Tess kiwa głową na boki w rytm piosenki brzmiącej w jej umyśle.

Max, Michael i Izabell przeważnie siedzą cicho. Raz na jakiś czas Michael próbuje opuścić towarzystwo i słychać ich ciche zgrzyty, jeśli naprawdę się wsłuchasz. Max nie chce wyjść dopóki zmiana Tess się nie skończy.

Facet normalnie mnie zadziwia. Jest całkiem niezły w te klocki z tą całą obsesją. Odwala kawał dobrej roboty starając się, żeby każdy myślał, że tak naprawdę to on nie jest opętany myślą o Tess. Oczywiście takie jak ja i Courtney i Maria to widzimy.

Nawet chyba mi go żal. I nawet nie zamierzam spróbować zrozumieć, co takiego on w niej właściwie widzi. No dobra, wcale mi nie zależy.

Słyszę jak Maria na zapleczu upycha ketchup w butelki.

Courtney chichocze sama do siebie i wtedy wszystkie dokładnie zwracamy uwagę na nią. W noc tak nudną jak ta, masz ochotę wysłuchać czegokolwiek, z czego ktokolwiek się śmieje. Trąca łokciem Tess

„Max Evans znowu się gapi na ciebie”.

Tess i ja mruczymy. Oczekiwałyśmy czegoś zabawnego, albo przynajmniej czegoś nowego. Odpowiada w nonszalancki, typowy dla niej sposób, jakby nic nie było wystarczająco ważne

„przypomnij mi kolejny raz, czemu powinno mnie to obchodzić?”

Maria wychodzi do gości słysząc jedynie część naszej radosnej konwersacji,

„kto gapi się na kogo?” poczym dołącza do naszej wspaniałej pozycji obranej za ladą. Muszę przyznać, że wyglądamy raczej onieśmielająco kiedy tak się opieramy równym rzędem. W ten sposób żegnamy naszych klientów.

Podaję Marii moją Colę.

„Dam ci dwie możliwości”

„O.” Ona już wie. Przechyla puszkę i wypija resztę.

Courtney pochyla się. Widać jak na dłoni, gdy Courtney ma zbrodnicze myśli. Widać jak jej brew wykrzywia się sinusoidalnie w kształt litery V. „Ja tam nie wiem” mówi, „ja bym go pieprzyła” Courtney naprawdę potrafi być taka nieokrzesana

Uśmiecham się. Uśmiecham się, ponieważ wiem dokładnie jak to zaraz skwituje Maria.

Maria uśmiecha się do mnie

„A to ci dopiero niespodziewajka” mówi.

Tess unosi brew i spogląda na Courtney:

„co cię powstrzymuje?”

Courtney już otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale Tess przerywa jej wręczając mi kolejne zamówienie „ Parker laleczko, weź to zamówienie, co?” Po czym podąża za Tess.

Maria smutno potrząsa głową w moim kierunku.

„Myślisz, że można rozwieść się z siostrą?”

Wzruszam ramionami.

„Zaraz wracam”. Idę przyjąć zamówienie.

Ano. Cała ja.

Mój głos monotonnie wygłasza gadkę bez pauz. Chcę, żeby dokładnie zdawali sobie sprawę z tego, jak bardzo nie chcę tu tkwić. „Witamy w Crashdown nazywam się Liz i będę waszą zaprzyjaźnioną kelnerką nasza zupa dnia to mięczakowy mus czy mogę podać Państwu coś do picia czy może wolicie już złożyć zamówienie?”

Max nawet nie zamierza zaszczycić mnie uwagą

„To nie twój rewir”. Co za chamstwo!?

A z resztą.

„Witamy w Crashdown” powtarzam „nazywam się LIZ i będę waszą zaprzyjaźnioną...”

Jego rysy twarzy robią się bardziej zacięte o ile to w ogóle możliwe.

„Gdzie Tess?.. To rewir Tess”.

Mówi jakby czytał kwestie do menu leżącego na wprost niego. Michael pochyla się i delikatnie uderza kilkakrotnie głową w blat stołu.

Teraz to już jestem wściekła. I to do entej.

„Tess najprawdopodobniej jest zajęta w łazience, więc chcecie coś czy nie?”

On zaciska szczęki. Oczywiście dalej nie patrzy na mnie. Gapi się w podłogę.

„Nie”.

Wychodzi. Michael i Izabell za nim.

Courtney wyziera zza rogu zaplecza.

„Nici z bara-bara więc możemy iść wszyscy do domciu”. Mówi to trochę za głośno.

Pani siedząca w rogu zaczyna ujadać jak pies. Wspominałam, że jest szalona? No cóż. Jest.

Coś mnie gryzie. Coś w związku z Maxem mnie gryzie. Muszę iść na górę.

Mój umysł zaczyna zaliczać kręciołka.



Wersja do druku Następna część