onika

ON THE NEXT TRAIN (5)

Poprzednia część Wersja do druku

Tytuł: Długa droga w zaświaty.


Nie wiem ile czasu już tutaj stoimy.

— Max?

— To on, to Zan.- Upłynęły dwa lata, jednak oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że to on. Jednak u Maxa sprawa ma się inaczej niż u mnie, ja pamiętam to co dwa lata temu zobaczyłam w wizjach, on to czuje.- Kim jest ten mężczyzna?
W sali jest pusto. Połowa ludzi wybiegła najwyraźniej za nim okna i drzwi zostały zamknięte w niewytłumaczalny sposób. Reszta rozbiegła się po całym budynku. Jednak my jesteśmy- cała nasza szóstka.

— Idę.
Nie pytając go zdanie ruszam za nim. Wiem, że kazałby mi zostać. Chwytam jego dłoń.

— Liz...

— Idź.
Mężczyzna z Zanem na rękach nas dostrzega.

— Zobacz Zan., tatuś przyszedł.- Chłopiec zaczyna się wyrywać mu z rąk. Z każdej strony główną salę zaczynają okrążać nieuzbrojone osoby. Mimo tego ani ja, ani Max się nie zatrzymujemy. – Stój idioto.

— Kim jesteś?

— Naprawdę mnie nie poznajesz? Aż tyle czasu tu upłynęło? A ty Vilandro, kojarzysz mnie z kimś?- Zwraca się do Isabel, która słysząc imię kogoś kim była zaczyna się denerwować. Nieśmiało wstaje.

— Miałeś nie wracać.- Mówi ze złością.

— Isabel odsuń się.- Jednak ona jak zahipnotyzowana zbliża się do mężczyzny.

— Kivar...- Wszyscy nieruchomiejemy słysząc jego imię, wszyscy tylko nie ona. Wyciąga przed siebie rękę.

— Isabel, nie!- Podbiega do niej Michael i odsuwa ją na bok.

— Postaw Zana.- Słyszę stanowczy głos Maxa, jednak wiem ile jest w nim teraz strachu.

— Ona jest cenniejsza prawda?- Sama ma ochotę go zabić własnymi rękoma.

— Mów czego chcesz.

— Władzy. Chcę królewską pieczęć. Twoją królewską pieczęć!- Zan wyrywa się z rąk Kivara i biegnie w kierunku Maxa rzucając mu się na szyje. W tym samym momencie ktoś zatyka mi usta jakimś materiałem i gdzieś prowadzi. Nikt na mnie nie patrzy. Wszyscy obserwują Kivara i jego reakcję. Jednak on jest spokojny, a więc to ja byłam jego planem B? Za chwile będę stała obok tego śmiecia... Czy właśnie przez to mają wszyscy zginąć? Nadal to będzie moja wina...
Powraca mi wspomnienie mojego snu...
Widzę ich twarze, pełne niezrozumienia. Czemu to zrobiłaś?- Pytają, a ja milczę.
Po chwili sceneria się zmienia. Stoję w oświetlonym korytarzu, oni też tu są, leżą na podłodze, wśród krwi. Nie płaczę, bo wiem, że łzy nie pomogą. Mogłaś to zmienić.- Słyszę za sobą kpiący głos- Przecież wiesz, że...

— A teraz co powiesz?

— Puść ją bo...

— Nie zaryzykujesz, tego że mógłbyś w nią trafić.

Teraz widzę wszystkich.
Marię, która patrzy w podłogę ze strachem. Jej oczy są pełne grozy. Kyle trzyma jej ręce, mimo tego nadal drżą. Przysuwa się do niej i delikatnie obejmuje, teraz patrzy na mnie, po chwili szepcze coś do ucha Marii, coś co ją uspakaja.
Michael i Isabel patrzą na mnie i na Kivara, być może właśnie teraz zdają sobie sprawę z tego co im mówiłam, a może jeszcze nie rozumieją? Do mnie już dotarło.
Max obejmuje Zana, chciałabym żeby tak zostało. Ale w oczach Maxa jest zdecydowanie za dużo desperacji...

— Oddasz mi władzę?
Błagam Max nie rób tego. Po tym jak przekaże władzę Kivarowi ani oni nie mogą liczyć na życie ani tysiące istot, które mu się sprzeciwiają.

— A wtedy puścisz ją?

— Tak.

— I nie zabijesz ani jej, ani Zana, ani nikogo z tutaj obecnych?

— Nie zabiję.

— Co muszę zrobić?- Wypluwam kawałek materiału.

— Podejdź do tego kamienia.- Dopiero teraz wszyscy dostrzegamy błyszczący się na złoto kamień.- I połóż na nim lewą dłoń, reszta przyjdzie sama.
Kivar patrzy na Maxa z nieukrywanym poczuciem zwycięstwa i wyższości. Ile bym dała za to by móc cofnąć czas chociaż o dwa miesiące...
Max podchodzi do Isabel i oddaje jej Zana, sam podchodzi do kamienia.
Siłuję się jeszcze z kolejną warstwą materiału w moich ustach, po chwili i ją wypluwam. Max prawie dotyka kamienia.
Mogłaś to zmienić.- Słyszę za sobą kpiący głos- Przecież wiesz, że... że jesteś jego słabością..

— Max nie!!- Krzyczę i korzystając z chwili zamieszania uwalniam się spod ucisku Kivara uderzając go przy tym dużym strumieniem mocy. Biegnę w stronę Maxa. To impuls, nie wiem czy dobrze robię nawet nie za bardzo wiem co robię. Chwytam dłoń Maxa i ciągnę go za sobą. Wszyscy wybiegamy z głównej sali.
Słyszę jeszcze rozwścieczony głos Kivara. Najwyraźniej jego słudzy to idioci, bo nikt za nami nie goni. Michael otwiera nam drzwi, jesteśmy na zewnątrz. Nad naszymi głowami latają helikoptery. Budynek jest obstawiony przez FBI. Nasz koszmar nigdy się nie skończy.
Jesteśmy na parkingu.

— Wsiadaj!- Krzyczy Max i wsadza na tylne siedzenie Zana.

— Ale Max...

— Z tobą ma największe szanse na normalne życie, jeśli FBI miałoby nas złapać, zaczniesz udawać rozhisteryzowaną matkę. Oni mają nasze rysopisy, całej naszej piątki. Przez te dwa lata staliśmy się dość sławni w FBI. Proszę cię Liz...

— Dobrze.

— Mogłem cię stracić.- Mówi wycierając moje policzki z łez. Sama nie wiem kiedy zaczęłam płakać.

— Już dobrze.
Całuje mnie delikatnie w czoło. Hałas uświadamia nam, ze liczy się każda sekunda. Skórowie są już tylko kilka metrów od nas. Michael i Isabel stworzyli barierę ochronną...

— Jeszcze się spotkamy prawda?- Pytam i choćby to miało być kłamstwo chcę usłyszeć odpowiedź twierdzącą.

— Tak Liz...
Ostatni raz patrzę na nich wszystkich. Nie, nie ostatni jeszcze się zobaczymy.
Wsiadam do samochodu. Zan siedzi niespokojnie.

— Zaraz stąd pojedziemy.- Zan zaczyna płakać, jego dłoń dotyka szyby i jedynym znakiem że wie co do niego powiedziałam jest kiwnięcie głową.

Szybko przejechałam między samochodami FBI, o dziwo nikt mnie nie zatrzymywał. Choć właściwie to nie jest dziwne, za mną trzy osoby chronią się swoimi mocami przez Skórami... Nie dla każdego człowieka to normalny widok. Tak bardzo się boję... Co z nimi będzie? Jak nawiąże z nimi jakikolwiek kontakt? I dokąd do cholery mam jechać?
Czuję ból... Nie wiem czy jest wywołany, ale się nasila....

— Miałaś tam być.- Z tylnego siedzenia dobiega mnie głos Zana. Kieruję lusterko na tylne siedzenie. Zan już nie płaczę.

— Co?- Pytam lekko zdezorientowana.

— To tylko wspomnienia.- Zamyka oczy.
To dobrze. Niech śpi. Jest pewnie wykończony...

Patrzę na komórkę. Żadnej wiadomości, gdybym dostała chociaż mały sygnał, że im się udało, że są bezpieczni. A tu tylko cisza. Nie stracę ich, nie teraz. Znowu zaczynam płakać, nie poznaje siebie... Przecież jeszcze się spotkamy...
Jeszcze nie raz usłyszę głos Marii, i będę na tylu jej koncertach... Jeszcze przez tyle nocy będziemy razem obgadywać Maxa i Michaela...
Z Kyle'em jeszcze w tym tygodniu usiądziemy przy zimnej pizzy i będziemy ją podgrzewać śmiejąc się z dzisiejszego dnia, kto wie? Może nawet odwiedzimy jeszcze kiedyś Roswell...
No i z Isabel jeszcze nie raz będziemy płakać, jedna przez drugą, a potem wybuchniemy śmiechem, tak będzie...
Michael zacznie się mądrzyć, że to wszystko to jego zasługa.
Heh, tylko niech dadzą jakiś znak życia, błagam.
Zupełnie nieświadomie spoglądam na pierścionek, dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z jego wartości.
W ten dzień kiedy dowiedziałem się, że opuściłaś Roswell, kupiłem to. Wierzyłem, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Skręcam w lewo.
Kivar. Jestem pewna, że postacią którą przed chwilą minęłam był Kivar, ale jak? Może to tylko moja wyobraźnia? Bo w końcu co on by tu robił?
Samochód przyspiesza, sam. Próbuję zahamować. Dlaczego hamulec nie działa?! Odwracam się. Postać znikła. Do cholery zatrzymaj się. Nawet kierownica zaczyna sama nas prowadzić. Wyciągam rękę w kierunku samochodu. Nic. Dlaczego?! Dlaczego akurat teraz moje moce nie działają, teraz kiedy są mi tak bardzo potrzebne?? Samochód jedzie prosto na barierkę na moście.
Odpinam pasy i próbuję otworzyć drzwi, zacięły się. Kopie w nie z całej siły. Nic, nawet szyba nie drgnęła...
To był Kivar.
Odwracam głowę w kierunku Zana, śpi nieświadomy niczego. Uderzamy w barierkę.
Z tobą ma największe szanse na normalne życie.
Ze mną…
Samochód cofa się by uderzyć jeszcze raz w barierkę. Za chwilę będziemy na dole autostrady… Nadal nie mogę nic zrobić.
Błagam o chociaż trochę mocy…
Marzyłem o tym by całe moje życie spędzić z tobą...
Zawiodłam Maxa wiele razy, ale w tym momencie… Zan otworzył oczy, są pełne przerażenia. Z trudem przechodzę na tylne siedzenie. Przytulam Zana do siebie, jeszcze teraz czuję jego niespokojne bicie serduszka. Uderzamy w barierkę po raz drugi, tym razem uległa… Zan przytula się do mnie mocniej, a ja błagam by była to tylko chwila, by przynajmniej nie musiał cierpieć zbyt długo…


Koniec części piątej- ostatniej.















































Poprzednia część Wersja do druku