Gaudicia, tłum. Amara

Zwodnicza wiara (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Liz zignorowała obecność Michaela, usiadła obok matki. "Powinnaś odpocząć."
Pani Parker wzięła córkę za rękę.. "Ja już wypoczęłam. To ty potrzebujesz odpoczynku, i musisz..." Pani Parker spojrzała na obrazy, które chwilę wcześniej oglądała Liz. "... Przemyśleć wiele spraw."
Liz spojrzała na obrazy. "Więc to prawda?" zapytała, ale nie usłyszała odpowiedzi.
"Musisz otworzyć oczy. Naprawdę ujrzeć to co cię otacza, ludzi którzy są wokół ciebie."
Michael milczał, nie miał pojęcia co się dzieje, ale wiedział, że to dużo dla nich znaczy.
Pani Parker wzięła Liz za ręce. "Twoja babcia powinna to zrobić już dawno temu." Liz chciała zapytać o co chodzi gdy nagle zemdlała.
Michael podbiegł do Liz i położył ją na łóżku. "Co jej zrobiłaś?"
Pani Parker uśmiechnęła się do Michaela. "Wszystko będzie dobrze. Część jej umysłu była uśpiona, teraz się budzi. Jej umysł musi się przystosować do nowych wspomnień, nowej wiedzy."
"Nowej wiedzy?" zapytał Michael.
"Sam musisz ją o to zapytać." Pani Parker patrzyła na Liz. "Wiem dlaczego mnie tu przywieźliście."
"Zawołam księcia Maxa."
"Nie," Pani Parker zatrzymała go. "Teraz na pierwszym miejscu jest Liz, muszę zobaczyć czy pogodzi się z prawdą, później wszystko będzie zależało od niej.
"Kiedy się obudzi?"
Pani Parker pogłaskała córkę po głowie. "Wkrótce..."
Michael po cichu wyszedł z pokoju, Wiedział, że Liz jest w dobrych rękach,
Mógł więc wrócić do swoich obowiązków. 'Była taka spokojna,' pomyślał.
* * * *
Nancy obserwowała Liz, miała nadzieję, że jej córka będzie w stanie przyjąć na siebie odpowiedzialność.
* * * *
Liz obudziła się późną nocą, jej matka już spała. Po cichu wyszła z łóżka. Liz upewniła się, że nie obudziła matki i wyszła z pokoju. Zamknęła drzwi bezszelestnie, starała się być cicho. Nagle poczuła rękę na ramieniu.
"Przestraszyłeś mnie," szepnęła do strażnika. "Idę na spacer."
"Przykro mi panienko, ale-"
"Shh..," szepnęła.
"Przepraszam-" .
Strażnik się niecierpliwił. "Nie może panienka wyjść."
"Moja matka śpi, kretyni. Bądźcie cicho. Nie miał zamiaru siedzieć w pokoju przez cały dzień. Jeśli chcecie, któryś z was może mi towarzyszyć," Liz wyszeptała.
Strażnicy nawet nie zdążyli się zastanowić, bo Liz już zniknęła za rogiem.
Spojrzeli na siebie, jeden pobiegł za Liz.
* * * *
Liz zauważyła Michaela, chciała go zawołać, ale Isabel wciągnęła go do swojego pokoju.
"To była Isabel, tak?" spytała strażnika, który stał za nią.
"Księżniczka Isabel," strażnik poprawił ją.
"Co za różnica," Liz wymruczała i przypomniała sobie coś.
* * * *
"Liz, kiedy spotkasz króla, albo kogoś z jego rodziny, musisz się ukłonić i tytułować ich. Musisz okazać im szacunek," Tłumaczyła babcia wnuczce, pokazując jak powinien wyglądać ukłon. "Teraz ty Liz, musisz ćwiczyć."
Pięcioletnia dziewczynka o czekoladowych włosach przytaknęła i zaczęła ćwiczyć.
* * * *
Strażnik klepnął Liz w ramię.
"Dobrze się panienka czuje?"
Liz spojrzała na niego i uśmiechnęła się. "Tak. Proszę mów mi Liz."
Liz kontynuowała swój spacer. "Jak masz na imię?"
"Steve," odpowiedział strażnik.
Minęli pokoju, w którym był Michael z Isabel.
"Czy to biblioteka?" spytała, gdy zauważyła wysokie i wąskie drzwi.
"Tak, ale książe Max tam jest." Powiedział Steve i poszedł dalej.
Liz otworzyła drzwi i zignorowała protesty strażnika. Zauważyła obrazy, na których była osoba, która wyglądała jak jej babcia. Liz była zajęta studiowaniem obrazem i nie zauważyła jak podszedł do niej Max.
"Jest niesamowita, prawda?" zapytał.
Liz odwróciła się na chwilę do Maxa.
"Tak, jest niesamowita. Powiedz mi coś o niej," Liz poprosiła.
"Był kuzynką mojego ojca. Kochał ją jak siostrę. Była jego doradczynią, ale wygnano ją z Antaru, ponieważ stanęła przeciwko ojcu."
"Dlaczego stanęła przeciwko niemu?" Liz zapytała z ciekawością.
"Chciał walczyć przeciwko rodzicom Kavara. Mój ojciec wierzył, że prędzej czy później to się stanie, chciał żeby stało się to wcześniej. Ale Claudia wierzyła, że oni nie są dla nas zagrożeniem. Kiedy chciał zabić ojca Kavara, Claudia uratowała go. Mój ojciec wysłał ją na Ziemię. Zakazał powrotu na Antar." Max patrzył na zdjęcie z uśmiechem. "Mam tylko nadzieję, że była szczęśliwa. Isabel ją podziwiała."
Liz uśmiechnęła się. "Była szczęśliwa. Znalazła miłość swego życia, wyszła za niego za mąż i miała syna.
Max spojrzał na Liz. "Skąd to wiesz?"
"Ona jest moją babcią."



Max był zdumiony. "Kim jest?"
"Moją babcią, mamą mojego ojca," Liz powtórzyła. Jej uwagę przykuły książki.
Nauczyciel Maxa szepnął mu coś i wyszedł z pokoju. Max podszedł do Liz.
"Mamy też kilka książek po angielsku"
Liz spojrzała na książkę, a później na Maxa. "Te książki są po angielsku."
Max zaprzeczył. "Nie, one są po antariańsku."
"To nie możliwe, przecież tytuł książki to: Antariańskie obyczaje przed rewolucją, część 2."
Max wziął książkę od Liz. "Dokładnie... Chwileczkę, skąd wiesz?"
Liz miała zamiar odpowiedzieć, ale drzwi się nagle otworzyły. Liz przestraszyła się huku i straciła równowagę. Przed upadkiem ochronił ją Max, który ją przytrzymał.
Liz, spojrzała na Maxa i podziękowała mu..
Michael widział całą scenę i chrząknął, kiedy Max podniósł wzrok lodowatym głosem powiedział: "Isabel cię szuka Max. Chodzi o przyjęcie."
Max przytaknął i puścił Liz. "Miło się z tobą rozmawiało."
Na to Liz: "Widzisz? Nie powinniście mnie traktować jakbym była namalowana na ścianie. Tak jest o wiele przyjemniej."
Max zaśmiał się cicho, "Tak, dokończymy rozmowę później", jak tylko minął Michaela klepnął go w plecy i wyszeptał. "Jest dla ciebie stworzona."
Michael poczekał aż Max wyszedł z pokoju. "Jak długo już nie śpisz?"
"Jakiś czas. Steve dotrzymywał mi towarzystwa zanim trafiłam tutaj."
"Steve?" Michael zapytał.
"Strażnik, któremu kazałeś łazić za mną. Liz wzięła następną książkę.
* * * *
"Liz, musisz nauczyć się twojego trzeciego języka. To bardzo ważne, mimo, że oni będą znać angielska ty będziesz na uboczu, nie rozumiejąc ich języka. Zaczniemy z "Fonetyką Antariańską". Muszę powiedzieć, że to świetna książka. Ja też się z niej uczyłam." Claudia otworzyła książkę na pierwszej stronie. "Zaczniemy od alfabetu."
* * * *
Michael szturchnął Liz, przez sam dotyk czuł napięcie jakie panuje między nimi.
"Liz, dobrze się czujesz?"
"Tak. Chyba ... Sama nie wiem. To już drugi raz odkąd tu jestem. Co się ze mną dzieje?'
"Chodź pokażę ci okolicę," powiedział Michael, wyprowadzając ją z biblioteki.
"Dokąd idziemy?" zapytała Liz, kiedy zauważyła, że wyszli z zamku.
"Idź za mną. Wejdziemy na tą małą górę," powiedział, wskazując palcem wzniesienie.
"Mam nadzieję, że jest to warte tej wspinaczki," zamruczała Liz.
Godzinę później byli już na szczycie. Góra była w rzeczywistości klifem, u jego stóp widać było morze i most, który zdawał się nie mieć końca."
"Przejście na drugą stronę zajmuje trzy godziny," Michael odpowiedział zanim Liz zdążyła nawet zapytać.
Liz spojrzała w górę i zobaczyła cztery jasne księżyce.
"Piękne."
"Piękne," Michael zgodził się, nie patrząc na księżyce.
Liz zauważyła, że jeden z nich jest połówką.
* * * *
"Liz, Antar ma cztery księżyce. Nie ma słońca więc księżyc oświetla tą planetę, cztery miesiące przed rozpoczęciem kolejnego cyklu, księżyc przestaje świecić, dzieje się tak również pod koniec cyklu. Wtedy gwiazdy święcą najjaśniej. Słońce natomiast można zobaczyć raz na pięć lat, kiedy cztery księżyce ustawiają się w szeregu, jeden za drugim." Wytłumaczyła Claudia wnuczce. "Kiedy wejdziesz na klif, u podnóża którego znajduję się most możesz je zobaczyć bardzo wyraźnie. Most natomiast jest wyjątkowy. Zdaje się nie mieć końca."
"Dlaczego tak się dzieje?" Zapytała siedmiolatka.
"Ponieważ musisz go przejść żeby zobaczyć koniec, w połowie drogi trzeba zmierzyć się ze swoimi lękami. Musisz sobie zadać również pytanie kiedy dotrzesz na koniec mostu. Czy zawrócisz czy zrobisz ostatni krok i zejdziesz z mostu?"
* * * *
Michael chciał już wołać o pomoc kiedy Liz nagle się ocknęła.
"Czy to się zdarza często?"
Liz odpowiedziała pytaniem. "Czy przyprowadzasz tu każdą dziewczynę, a potem uwodzisz ją?"
Michael zaprzestał pytań i odpowiedział na jej pytanie. "Nie, tylko ciebie." Kiedy dotarła to niego druga część pytania, zapytał z samozadowoleniem,
"Więc uwodzę cię?"
Liz chciał zaprzeczyć, ale nie mogła się powstrzymać.
"Tak." Powoli zbliżyła się do niego, kołysząc biodrami, zauważył jak obserwuje każdy jej krok, a kiedy ich oczy się spotkały była już tak blisko, że ich oddechy się wymieszały.
"Wydaję mi się, że uległam twojemu urokowi jakiś czas temu." Liz bawiła się guzikiem od jego koszuli. Ich twarze zbliżały się powoli do siebie, kiedy usłyszeli głos. "Sir, książę Max chce pana widzieć" i odsunęli się od siebie. Michael i Liz patrzyli na siebie prze chwilę. "Powinniśmy już iść." Michael wziął rękę Liz i poprowadził ją do pałacu.
Max podbiegł do nich gdy tylko ich zobaczył. "Nareszcie."
"Co się dzieje?" zapytała Liz, nadal trzymając Michaela za rękę.
"Kavar będzie tu za trzy dni" Max ich poinformował. "Chce się z tobą spotkać, Liz."



Poprzednia część Wersja do druku Następna część