Dzinks

Gwiazda gasnąca , ognista (8)

Poprzednia część Wersja do druku

Część ostatnia

Pisałam na siłę, więc nic dobrego z tego nie wyszło.

Liz opadła na ziemie, nie mogąc złapać tchu, to wszystko, co widziała, tego już było za wiele. Spojrzała na Marie, na jej twarzy malował się nikły uśmiech, jakby chciała go ukryć, odwrócić uwagę Liz.

— Kłamiesz, pokazałaś mi same kłamstwa! – krzyknęła Liz, serce powoli umierało z rozpaczy, w głowie kłębiło jej się tysiące myśli. Maria patrzyła na nią w skupieniu.

— Nie Liz, to tylko urywek twojego życia bez niego- powiedziała spokojnie. Liz ukryła twarz w dłoniach, zaczęła szlochać, nie mogła już znieść tego wszystkiego, nie mogła dłużej być w tym dziwnym świecie, decydować o swoim dalszy życiu. To wszystko było ponad jej siły.

— Kochanie masz tylko kilkanaście minut, teraz tylko Maria tutaj może pomóc, bo ty nie możesz się ujawnić – mówiła blondynka. Mokre od łez oczy Liz były przepełnione bóle, była tam także iskierka nadziei.

— Co mam zrobić? Już i tak go straciłam…

— Nieprawda, biegnij do Marii i powiedz jej całą prawdę, masz jedyną i ostatnią szansę! Serce Liz zabiło mocniej, blondynka uśmiechała się lekko, cóż innego jej pozostało.

***
Deluca stała przed lustrem i malowała usta błyszczykiem, w głowie kłębiło jej się mnóstwo pytań, nie mogła się doczekać spotkania z Liz Parker. Ale zaraz chwileczkę, Liz Parker stoi tutaj obok niej i wygląda jakoś inaczej. Maria odwróciła się gwałtownie, błyszczyk wypadł jej z rąk i potoczył się pod łóżko. Jej zielone oczy rozwarły się szeroko.

— Liz!!? Przecież…

— Siadaj Maria i daj mi mówić – przerwała jej. Deluca usiadła- Ja nie jestem Liz Parker, to znaczy jestem, ale nie tą Liz. Szalony grymas wykrzywił twarz Marii. Roześmiała się, ale nagle przestała. Dotknęła włosów Liz.

— Zaraz .. zaraz o ile dobrze pamiętam miałaś włosy do ramion, a teraz…

— Maria

— O Boże!!- krzyknęła blondynka i cofnęła się z przestrachem.

— Maria usiądź i wysłuchaj mnie, jeżeli zaraz Liz nie znajdzie się w Crashdown jej życie to będzie tylko jedno wielkie nieszczęście.

— Mówisz, że nie jesteś Liz ?

— Jestem , ale z przyszłości- wyjaśniła.

— Nie rozumiem.

— Maria nie mamy czasu, Liz przyjdzie tutaj za kilka minut, a ty musisz ją zaciągnąć do Crashdown- ciągnęła – Zostanie postrzelona, ale …

— Co!!!?? Nigdy w życiu, mam ją tam zaciągnąć, postrzelona… o nie …. Trzeba było zastosować radykalne środki, Liz położyła dłoń na ramieniu Marii, ona musiała zobaczyć to samo, co Liz, prawdziwe, przyszłe życie bez Maxa Evansa. Maria spojrzała na nią, jej usta nerwowo drgały.

— Teraz mi wierzysz?- zapytała Liz.

— Tak, chodźmy, pomogę ci Liz z przyszłości.

— Dotrzymam ci kroku, ale mnie widzieć tylko ty – wyjaśniła.

***
Wybiegły teraźniejszej Liz naprzeciw, Maria oddychała ciężko, kiedy w końcu doszła do siebie spojrzała na zegarek, miały dokładnie pięć minut, a do Crashdown wcale nie było blisko.

— Liz musimy natychmiast biec do Crashdown stało się tam coś złego.

— Ale Mari…

— Nie ma żadnego, ale- przerwała jej, złapała ją za rękę i pociągnęła.

Radziły sobie świetnie, ale dobiegły do Crashdown po czasie. Weszły do środka, Liz postanowiła działać, jeszcze wszystko nie było stracone. Max i Michael siedzieli przy oknie, teraźniejsza Liz poczuła silne pchnięcie. Maria zasłoniła oczy, dostała się na tor kuli, właśnie w tym momencie, kiedy Liz pchnęła swoje przeszłe ja do przodu. Potem wszystko już poszło tak jak miało wyjść. Liz opadła na ziemi krwawiąc. Maria stała sparaliżowana, nogi wrosły jej podłogę, mężczyźni uciekli. Max wstał, powstrzymał go Michael, ale to niczego nie zmieniło. Liz ze Łazami w oczach patrzyła na Maxa, który przyłożył rękę do rany. Zniknęła, ponownie nikt nie mógł jej zobaczyć.

Chciała dotknąć Maxa, który skoncentrował się na Liz, pomagał jej. Max czuł czyjąś dłoń na policzku, ale nadal był skoncentrowany na Liz. Widział obrazy, tysiące obrazów z życia tej dziewczyny, którą dopiero poznawał. Łzy spływały Liz po policzku, brakowało tak niewiele, a mogła go w każdej chwili stracić i już nigdy nie poczuć jego miłość.

— Już czas – słyszała nad sobą szept blondynki. Wstała wycierając oczy. W oddali stał Mefisto kręcą głową. Podszedł do dwóch postaci, które nie zwracały uwagi na to, co się dzieje dookoła. Maria rzuciła mu wymowne spojrzenie.

— Znowu przegrałeś kochaniutki – zachichotała i popukała go w czoło.

Koniec. 20:35 19.06.2004


Poprzednia część Wersja do druku