Dzinks

Gwiazda gasnąca , ognista (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część siódma


Dotknęła jego ust, nie delikatnie, na pewno nie był to delikatny i subtelny pocałunek, to było gwałtowne, niczym niezmącona fala oceanu, niczym wulkan, który ujawnia swoją nieposkromioną siłę. Max całował już dziewczyny, ale jeszcze nigdy nie całował „takiej” dziewczyny. Krew wzburzyła się w nim impulsywnie, czuł jak jej dotyk pali go żywym ogniem, wprawia go w ekstazę. Przycisnęła go mocniej do siebie, Liz już się nie kontrolowała, tak miało być, tak było zawsze i wszędzie. Max dostrzegł obrazy, tysiące obrazów.
Błysk
Mały chłopczyk z rozradowaną twarzą biegnie w kierunku ciemnowłosej dziewczyny, porywa się w jej ramiona, oplata swoim małym ciałkiem. Dziewczyna całuje go w policzek.

— Zan – szepcze. Potem ktoś zasłania jej oczy, z jej twarzy nie znika uśmiech, dziewczyna uśmiecha się jeszcze szerzej.

— Max?- pyta niepewnie. Brunet mruga do malca i kładzie palec na ustach. Poczym całuje kobietę.
Błysk

Przestał ją całować, upadł na podłogę, serce podeszło mu do gardła, Liz przyglądała mu się ciekawie.

— Co??

— Cii- przerwała mu, teraz o niczym nie będziesz pamiętał – stwierdza i dotka jego skroni, zamyka oczy. Już jej nie ma, rozpływa się w powietrzu, a on pozostaje sam, błędnym wzrokiem spogląda w przestrzeń, został okradziony ze wspomnień, zabrano mu największe szczęście. On jednak nie wie, że złodziejką była miłość, uczucie silne i dogłębne, jego ostatnie uczucie.
***

Dzień strzelaniny, kilka godzin przed finałem.

— Chce wracać już do domu i zapomnieć o tym wszystkim – mówi patrząc na zadowolonego Mefisto. On lekko się uśmiecha.

— Możesz wrócić, ale dopiero po strzelaninie, teraz pomyśl, jak sprawisz, żeby Liz nie znalazła się na drodze kuli.

— Czyli?

— Jeżeli nic nie zrobisz wszystko będzie tak jak przedtem, musisz sprawić, żeby Liz była w innym miejscu – wyjaśnia.

— W innym miejscu, daj mi kartkę i długopis a szybko to sprawię – dodaje i uśmiecha się figlarnie.

***

— Droga Liz, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, chodzi o twojego ojca, za dwie godziny musisz wyjść z Crashdown, spotkamy się u mnie. Pamiętaj to bardzo ważne, nigdy bym cię nie okłamała, przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Napisałam list, wiesz tak będzie bezpieczniej – skończyła czytać, w jej ciemnych oczach pojawiły się wesołe błyski.

— Brawo Parker, wszystko w stylu Marii- stwierdził ziewając.

— Tak teraz tylko zmienię kilka rzeczy w drugim liście i wyśle oba, jeden do mnie, a drugi do Marii- dodała.

***
Wszystko było już gotowe, pozostało tylko długie czekanie. Liz miała dwie godziny, musiała uświadomić sobie, że już nigdy nie spotka się z Maxem, już nigdy nie poczuje jego zapachu, to wszystko się skończyło właśnie z chwilą wysłania listów.

— Cześć – usłyszała znajomy głos, blondynka w śnieżnobiałej szacie usiadła obok niej. Liz westchnęła.

— Cześć Maria- odparła-, Po co przyszłaś?

— Zapytać, co postanowiłaś?- Mówiła, choć znała prawdę, wiedziała dokładnie, co zrobił Mefisto. Liz spojrzała w jej piękne zielone oczy.

— Zmienić moje przeznaczenie, pozbyć się raz na zawsze Maxa Evansa – wyjaśniła, jej powieka lekko drgała. Kąciki ust Marii lekko uniosły się w górę.

— Twój wybór, ale pozwól, że pokażę ci coś jeszcze raz – zaczęła cicho, jakby się bała, że Liz od razu się nie zgodzi.

— Mam dość wędrówek w czasie – powiedziała.

— Ta będzie ostatnia, zobaczysz siebie bez Maxa, taką, jaką chciałabyś być.
***
Ciemnowłosa dziewczynka wracała do domu z torbą pełną zakupów, na jej twarzy malowało się ogromne zmęczenie. Krył się też strach. Zatrzymała się przed małym domem, z trudem weszła po schodach.

— Kathy, dlaczego tak długo? Zaraz tatuś będzie, a wiesz, jaki jest zdenerwowany, kiedy obiad nie jest gotowy – mamrotała drobna brunetka, była wstrząśnięta. Wzięła zakupy i pognała do kuchni. Kilkadziesiąt minut później na stole stała gorąca zupa pomidorowa, czekając na pana domu. Drobna brunetka uwijała się przy kuchni. Trzasnęły drzwi i w domu pojawił się wysoki barczysty mężczyzna. Przygarnął do siebie brutalnie, przerażoną brunetkę i pocałował ją. Kobieta udawała zadowoloną, nieśmiało się uśmiechnęła.

— Jaka dziś zupa ?- zapytał.

— Pomidorowa twoja ulubiona- wymamrotała brunetka, usiadł i wziął łyżkę, zanurzył ją w zupie. Kobieta czekała w napięciu, modliła się by mu smakowało. Zjadł i odstawił łyżkę, coś było nie porządku. Przełknęła ślinę.

— Słona kochanie – stwierdził. Krzesło upadło z hukiem, kobieta szlochała na podłodze, on okładał ją pięściami, bez litośnie, bez skrupułów.


C.d.n Pozostała ostatnia część, chyba, że zmienię plany.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część