Dzinks

Gwiazda gasnąca , ognista (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część 2

Spojrzała w bursztynowe oczy, uśmiechnął się.

— Odejdź nie istniejesz. Zacisnęła mocno powieki, nie czuła już ciepłego uścisku na ramieniu. Nie było go miała rację, to był tylko sen. Nikt nie potrafił jej pomóc.

***

Tego dnia nie byłą w stanie wysiedzieć w szkolnej ławce, na korytarzu spotkała Tess wyglądała na bardzo zadowoloną, uśmiechnęła się do Liz i zniknąła. Wiedziała, że uśmiech był jak najbardziej wymuszony i fałszywy.
Weszła do pokoju kładąc torbę na stoliku, rzuciła się na łóżku nie mogąc powstrzymać łez, ale zaraz po niej do pokoju wpadła Maria.

— Boże Liz! – krzyknęła od progu- To jest jednak prawda! Objęła przyjaciółkę. Połykała łzy.

— Maria dziękuję ci, że jesteś – szepnęła.

— Powiedz, o co tutaj chodzi? Spojrzała na nią, tak bardzo chciała jej powiedzieć, ale nie była w stanie, po prostu nie mogła.

— Przespałam się z Kylem- ciągnęła, odwracając wzrok. Maria zmrużyła oczy, wstała krążąc po pokoju.

— Powiedz mi prawdę, nie mogła tego zrobić, kochasz Maxa. Liz milczała, niby, co jej miała powiedzieć, nie było, czego wyjaśniać.

— Przykro mi – mruknęła spuszczając wzrok. Zielone oczy Marii zabłysły.

— Wrócę tu za godzinę Liz- powiedziała Maria kładąc ręce na biodrach – Mam nadzieję, że do tego czasu odzyskam moja najlepszą przyjaciółkę. Zamknęła drzwi zostawiając ją samą ze swoimi myślami.

— No, a myślałem, że ona nigdy już stąd nie wyjdzie – usłyszała znajomy głos. Przyjrzała się mężczyźnie w jej pokoju, rozszerzyła bardziej powieki zastanawiając się czy nie ma problemów ze wzrokiem. Michael Guerin stał w jej pokoju uśmiechając się radośnie, trudno było rozpoznać w nim znajomego Michaela, włosy miał całkowicie ogolone.

— Michael? – zapytała miękko. Coś jej mówiło, że to wcale nie jest Michael, którego dobrze zna. Miał na sobie ciemną jedwabną pelerynę.

— Dobra, dobra Parker skończymy z tymi ceregielami- stwierdził rozsiadając się w fotelu- Jestem Mefisto, dla ciebie złociutka Michael Mefisto. Nadal wpatrywała się w niego tępo, otarła łzy, odgarnęła włosy z spoconego czoła.

— Michael z Przyszłości? – zapytała, w tym momencie potrzebna jej była Maria. Wzięła swój ulubiony flakonik i bez skrupułów cisnęła nim w Michaela Mefista. Przeleciał przez niego rozbijając się o ścianę, jęknęła w duchu, naprawdę lubiła ten flakonik.

— No spokojnie Parker, nie jestem żadnym Michael z Przyszłości – wyjaśnił zaniepokojony – Przyszedłem ci pomóc.

— Do jasnej cholery gadaj, kim jesteś, bo zacznę krzyczeć!

— Już zaczęłaś – mruknął, kawałki flakonika uniosły się w powietrze wędrując w kierunku Liz. Otworzyła szerzej oczy, kawałki zaczęły się łączyć i po chwili jej ulubiony flakonik był jak nowy. Musiała usiąść, jej ciemne oczy uważnie obserwowały nowego gościa, po wizycie Maxa z Przyszłości wierzyła praktycznie we wszystko. Odchrząknęła.

— Nie potrzebuje pomocy- szepnęła.

Roześmiał się, niespodziewanie wstał i usiadł koło niej na łóżku.

— Przybrałem taką postać specjalnie dla ciebie- wyjaśnił-, Co byś powiedziała na wycieczkę?

— Wycieczkę?

— Tak podróż w przeszłość – dodał. Uśmiechnęła się, klasną w dłonie.

— Brawo nareszcie się uśmiechnęłaś.

— Michaelu Mefisto nie mam ochoty na podróż, wyobraź sobie, że właśnie wczoraj straciłam miłość mojego życia – powiedziała, ale on wyglądał tak jakby w ogóle jej nie słuchał.

— Moja droga Parker ja o tym doskonale wiem, pozwól, że twoje cierpienie się ulotni- wyjaśnił szepcząc jej do ucha te dziwne słowa. Na karku poczuła ziemny dreszcz. Nabrała powietrza do płuc. Wstała patrząc na zdjęcie, na którym była razem z Maxem.

— Ze mną jest coś nie tak, rozmawiam sama ze sobą – szepnęła. Michael Mefisto przewrócił oczami po pokoju.

— Hej ja tu jestem- krzyknął, kącik jej ust uniósł się w górę, spojrzała na jego pochmurną twarz, a jej ciemne oczy zamigotały.

— Masz coś w sobie z Michael, on tez taki jest – stwierdziła.

— Żartujesz, w przeciwieństwie do niego, ja nigdy nie związałbym się z tą krzykliwą Delucą.

Koniec części drugiej. Komentarze na początek mile widziane.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część