Dzinks

Srebrzyste Kajdany (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Cześć trzecia

Wyszedł na świeże powietrze, musiał odetchnąć i doprowadzić serce do odpowiedniego stanu. To były dwie delikatne istotki, zbrodnia- blondynka, to było możliwe, wszystko mogło się kryć w jej duszy, pamiętał to spojrzenie, niby ciekawie spoglądała na niego, nie zauważył bryki lodu, która kryła się w jej oczach. Isabel Evans – kobieta niespodzianka, każdy jej ruch był nieobliczalny, już widział mężczyznę, który wpada w jej sidła. Wodził za jej pięknem oczami nie domyślając się prawdziwych zamiarów.
Liz Parker – kobieta, która dawała szczęście, Michael nie wierzył w jej winę, była dla niego czymś niespotykanym, zagadkowym, rajski owoc, dojrzały w słońcu, z którego wyciśnięto szczęście. Nocy wertował słownik francuskiego zastanawiając się znaczenia słów La Gutte d’eau. Porównały go do kropli wody.

— Michael!. Odwrócił się, dostrzegł Jacka, spojrzał jeszcze raz w nieskazitelnie czyste niebo i westchnął.

— Co się dzieje ? – zapytał od niechcenia.

— Zapomniałeś, więźniarki mają czas wolny- odprał Jack marszcząc brwi, spojrzał na niego ze zdziwieniem. Michael jęknął w duchu, całkowicie o tym zapomniał, oczy niespodziewanie zabłysły, a serce wybiło się z naturalnego rytmu.

— Michael? Dobrze się czujesz?.

— Co ? – zapytał patrząc na niego nieprzytomnie.

— Pytałem czy dobrze się czujesz?- powtórzył z niepokojem w głosie Jack.

— A tak świetnie … znakomicie – powiedział i oddalił się, mając przed sobą ciemną twarz i oczy pełne złocistych refleksów.

***
Były razem, w aktach nie było nigdzie odnotowane, że się wcześniej znały. Skrył się w cieniu, odróżniały się od wszystkich kobiet na placu, widać, że Isabel przemawiała do Liz spokojnie i delikatnie, jak gdyby bała się ją zranić.
Biła od nich tajemnicza aura. Dwa zupełne przeciwieństwa przyciągały się i nie dopychały od siebie.

— La Gutte d’eau nas obserwuje – szepnęła Isabel. Oczy Liz pociemniały, uśmiechnęła się ukradkiem patrząc na Isabel.

— Sądzisz, że on jest inny niż wszyscy?

— Tak , spodobałaś mu się kochana – stwierdziła Isabel – To mój typ, ale zostanie dla ciebie , bo widziałam jak na ciebie patrzy.

— Jak?

— Nigdy nie spotkał takiej kobiety jak ty – dodała, pochyliła się nad nią – Zaintrygowałaś go.
Zasyczała, Liz nie odpowiedziała, odwróciła się patrząc w ciemny kąt, w którym krył się Michael Guerin.

— Podejdzie tutaj?- zapytała Liz z nutką nadziei w głosie.

— Boi się, nawet z tej odległości to czuje, ja go onieśmielam – wyjaśniła sycząc blondynka.




Zdjął ubranie, buty i spojrzał w lustro.

— Musisz się wyspać – powiedziało odbicie. Chłopak uśmiechnął się od niechcenia, położył się do łóżka i przykrył kołdrą. Przez chwile patrzył w sufit, przymknął oczy. Odwrócił się na drugi bok czekając na przyjście pani snu. Przez otwarte okno wsunęła się do pokoju, przesunęła dłonią po twarzy i wytworzyła dobry sen. Minęło kilka chwil i pani snu odeszła, wykonała swoją pracę.
Jej skóra była atłasowa i opalona na ciemny brąz, wspaniale prezentowała się w palącym słońcu. Leżała na wznak skąpana w promieniach gorącego słońca, wysoki chłopak stał dalej obserwując ją uważnie. Małe kropelki wody wciąż jeszcze lśniły na jej ramionach. Podszedł do niej i usiadł na piasku obok. Przypatrywała się jego twarzy, wyciągnęła rękę i dotknęła jego policzka. Wpatrywał się w jej piękne ciemne oczy, w których dostrzegł złocisto brązowe refleksy. Pochylił się wolno i dotknął ustami jej warg. Były gorące, miękki i delikatne. Przerwała pocałunek patrząc na niego i uśmiechając się figlarnie.

— To się nie dzieje naprawdę – powiedział, powieki piwnych oczy rozszerzyły się podziwiając jej piękne ciało.

— Nie to tylko sen – szepnęła. Objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie, czuł zapach jej skóry, znalazł jej usta i złączyli się w pocałunku.

Ktoś szarpał go niemiłosiernie, ale on ciał pozostać w jej władaniu i nie odrywać się od jej aksamitnego ciała.

— Michael !. Otworzył oczy, spojrzał na Nicka, który próbował go dobudzić.

— Co?

— Masz dzisiaj dyżur – powiedział niski brunet niecierpliwiąc się. Michael wygramolił się z łóżka patrząc na zegarek, dochodziła 21. Nic nie rozumiał, nie mógł spać tak długo, sen trwale zapisał się w jego umyśle, był krótki. Zaczął się ubierać nie mogąc pojąc tego wszystkiego.

— Dzisiaj naczelnik zezwolił na otwarcie celi- dodał Nick przyczesując włosy ręką w lustrze Michaela. Zaczął się pocić, oczy zabłysły dziwnym blaskiem.

***

Otworzył cele, ale w miejscu zamkniętym, więźniarki mogły się swobodnie poruszać po głównym korytarzu, jednak oba wyjścia na teren całego więzienia były zamknięte. Tej nocy dyżur pełniło trzech strażników, Michael pełen niepokoju pojawił się w korytarzu, czuł się niewyspany, poza tym w jego głowie kłębiło się pełno pięknych obrazów dotyczących brunetki. Kobiety chodziły po poszczególnych celach. Michael nie odważył się pójść na koniec korytarza, dotąd w zasięgu jego wzroku nie pojawiła się , ani brunetka, ani blondynka.
Minęła godzina, druga, trzecia i nic, snuł się po korytarzu obserwując wszystkie kobiety. Inni strażnicy palili papierosy i rozmawiali z kobietami, nie zwracając uwagi na regulamin. Około pierwszej w nocy wszystko się uspokoiło, w celach słychać było tylko równe oddechy i ciszę przenikającą ściany. Michael rozejrzał się po korytarzu, mrok. Każdy miesień był napięty, a puls bił coraz mocniej. Wydawało mu się, ze przeszedł na koniec korytarza niezauważony. Jasność wypełniła cele brunetki, powieki chłopaka rozszerzyły się gwałtownie, zamarł obserwując i starając się nie mrugnąć, by niczego nie przeoczyć. Siedziała na łóżku trzymając ręce na wysokości piersi, z jej dłoni biło jasne światło, Michael zastygł obserwując to cudowne zjawisko, obejmowała jasną kulę ognia, która odbijała się w jej oczach. Wtedy objawiły się koło jego duszy przywidzenia, uczucia bezimienne, przesądy, dziwy, strachy. Biegły skądś niespodziewanie z jakimś niemym uśmiechem szyderstwa.
Tysiące bolesnych wzruszeń wkradło się do jego serca, teraźniejszość oddalała się z każdą sekundą, minutą. Ciemne włosy dziewczyny spływały na ramiona. Trwała w bezruchu nie widząc piwnych oczu, wpatrujących się w nią z wielką intensywnością.
Poczuł szarpnięcie, ktoś położył mu rękę na ustach, delikatne palce wbiły się we włosy. Znalazł siew celi pod ścianą, patrzyły na niego zuchwałe oczy blondynki.

— Ciii- szepnęła – Kroplo wody. Cofnęła rękę.

— Kim wy jesteście – zapytał szepcząc. Prze jej twarz przemknął tajemniczy uśmiech. Zamiast odpowiedzi dotknęła wargami jego ust. Świat zawirował, ale oddał jej pocałunek, oplatała jego ramiona, z bliska jej skóra była delikatna i pachnąca. Lekko opanował się by nie krzyczeć i z najwyższym wysiłkiem opanował potok słów cisnący mu się na usta.

— Przestań – szepnął, świat wirował,a on czuł tylko ten zapach, który go obezwładniał.

— Nie myśl o niej, teraz jestem tylko ja – zamruczała i ponownie go pocałowała, czuł falę ciepła. Nagle przestała, poczuł, że drży, odsunęła się od niego i spojrzała w lewo. Michael poczuł jak wracają do niego wszystkie siły, napełnia się nową energią.

— Przepraszam Liz, ja…

— Isabel – usłyszał głos. Spojrzał w lewo, jęknął w duchu. Liz Parker obserwowała cała scenę, z jej twarzy nie można było nic wyczytać.

C.D.N


Poprzednia część Wersja do druku Następna część