hotaru

Broken Souls (1)

Wersja do druku Następna część

BROKEN SOULS

Autor: Hotaru
Email: cool.o@interia.pl
Kategoria: Niezupełnie Polar, ale wokół tematu

Notka: Broken Souls zaczęłam pisać po obejrzenie filmu "Złamana obietnica". Mimo kilku wspólnych wątków, jest to osobna historia, która powstała w mojej głowie. Wszelkie uwagi mile widziane.

Umiejscowienie: Akcja nie-serialowa. Kosmici istnieją, ale ani jeden z głównych bohaterów nie jest kosmitą. Liz Parker jest pilotem w elitarnej eskadrze myśliwców, która stacjonuje w bazie wojskowej "Rinas" na Florydzie. Pewnego dnia nagle usiłuje popełnić samobójstwo – tak przynajmniej to wygląda z zewnątrz...

Dedykacja dla Liz (liz_17@interia.pl).




Prolog

Kropla, co drąży czarę. Magiczne światełko, co rozbłysło w ciemności. Trzepotanie skrzydeł, nieme, niezdolne wyrwać się szczękom ciszy. Upadek.


Listopad 2030 roku
Telefon dzwonił natrętnie; dźwięk zwielokrotniony w niemal pustym pomieszczeniu, rozbrzmiewał teraz w całym mieszkaniu.
Postać na łóżku poruszyła się. Szczupła dłoń wysunęła się spod jasnoniebieskiego koca i sięgnęła po telefon komórkowy. Niewielki składany aparat utkwił jednak w ładowarce.
Dziewczyna westchnęła i usiadła na łóżku, odgarniając włosy z twarzy. Wyłączyła ładowarkę i dopiero odebrała.

— Parker, słucham!

— Nie wątpię, że słuchasz! – rozbawiony głos po drugiej stronie należał do porucznika. Rozluźniła się. On zawsze miewał co najmniej dobre wiadomości albo zwiastował zawodowe katastrofy innym. Jej pomyłki się nie zdarzały, więc nie miała się czego obawiać. – O ile oczywiście nie obudziłem... – zawiesił w oczekiwaniu głos. Była pierwsza czterdzieści dwie w nocy, sobotnio-niedzielnej nocy. Prawie wszyscy mieli wolne, pozostali tylko na obowiązkowych dyżurach Pam i Jimmy. Z tego, co słyszała, większość zdecydowanie wykorzystywała pierwszą wolna sobotę od czterech miesięcy. – ... kogoś obok.

— Zajrzyj w monitor 1043. – pomachała w stronę lampy. W przeciwieństwie do pozostałych członków eskadry wiedziała, że jest pod bezustanną obserwacją. Wiedziała nawet, gdzie w jej mieszkaniu spece z wewnętrznego rozmieścili kamery nie większe niż baterie do zegarka. Jej milczące przyzwolenie na to, no i niemal całkowicie ascetyczny wygląd jej mieszkania, zatrudniało na długie godziny sztabowych psychologów.

— No dobrze, wyrzuć z domu tego błękitnego miśka, pod którym leżysz i staw się tu za godzinę. Przywieźli to cudo.
Odłożyła komórkę na miejsce. Z ledwo skrywanym wysiłkiem zwlokła się z łóżka. Zasnęła niecałe dwie godziny temu, kiedy skończyła przepisywać siódmy, ostatni rozdział Deszczowych opowieści. Była bardzo zadowolona z tej książki, ale jeszcze większą radość sprawiał jej telefon od porucznika.
Nareszcie zobaczy samolot, oparty na technologii obcych. Czekała na niego 10 lat.

Wersja do druku Następna część