dzinks

--Zgrzyyty-- (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część


Wpatrywał się w świat za oknem, promienie porannego słońca delikatnie muskały jego twarz. Odwrócił się wpatrując w kobietę na łóżku. Spała, oddychała równo tak jak powinna. Włosy w nieładzie leżały na poduszce, pamiętał jej rysy, jego wzrok rozpoczął wędrówkę od góry. Purpurowe usta, jedne policzek i ramię oświetlone były jasnym porannym słońcem, blaskiem rozkosznym. Rozszerzył lekko powieki zatrzymując się na smukłych udach, lekki uśmieszek przemknął mu po twarzy. Westchnął, włożył ręce do kieszeni. Przesunął się cicho przez drzwi znikając z jej pokoju, musiał zostać sam ze swoimi myślami.

— Gdzie byłeś ? – padło od razu pytanie, odwrócił się zamykając drzwi. Isabel leżała na łóżku, przyglądając mu się uważnie.

— To moja sprawa gdzie byłem i co robiłem – warknął.

— Nie przyjechałeś tutaj po ty, żeby się bawić, mieliśmy odnaleźć trzeciego obcego- dodała wstając, była wściekła.

— Skąd wiesz, że on jest trzeci obcym, mamy trupa? Roześmiała się

— Trzecim obcym jest Max Evans, myślę, że zabił Valentiego, żeby dać nam do zrozumienia, kim jest- wyjaśniła. Michael ziewnął.

— Poczekamy zobaczymy, nasz brat moja droga Isabel nie jest mordercą, kosmici nie zabijają.

Ktoś dudnił, nie pozwalał jej spać dalej. Otworzyła oczy, dudnienie nie ustawało.

— Maria!!! Maria jesteś tam? – usłyszała głos Liz. Opamiętała się, ktoś pukał do drzwi. Z trudem zwlokła się z łóżka. Rany pulsowały.

— Czego się drzesz – powiedziała otwierając drzwi , spojrzała na zegarek– Siódma rano dziewczyno ! Liz weszła do środka, patrzyła na nią, jej wzrok zatrzymał się na skaleczeniach.

— Co to jest?

— Co? – zapytała głupio Maria i spojrzała na swoje nogi. Przez moment pomyślała o luce w pamięci, ale zaraz potem do jej umysłu dochodziły wydarzenia poprzedniej nocy. Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech, oczy zabłysły.

— Wpadłam na wózek – zachichotała o rzuciła się na łóżko tonąc w pościeli. Liz spojrzała na nią unosząc lekko brwi.

— Zakochałam się – szepnęła i zamknęła oczy przywołując przyjemne wspomnienia.

— CO ??? Zakochałaś się! Podeszła do niej siadając na łóżku.

— Zakochałam się w obcym – dodała unosząc głowę.

— Nie możesz się w nim zakochać to morderca, zabił Kyla!.

— Daj spokój on jest cudowny, zaniósł mnie do pokoju, opatrzył rany, a potem … Ukryła twarz w dłoniach, drżała, kiedy przypominała sobie jego delikatny dotyk. Liz spojrzała na nią zmartwiona, ona naprawdę była zakochana. Bolało ją trochę, że nie może powiedzieć prawdy Marii o niej i o Maxie.

— Ostrzegałam cię Maria, Michael Guerin to morderca, który nie cofnie się przed niczym – powiedziała Liz.

— Obiecuje ci , że będę uważać .
Liz zatrzasnęła drzwi, Maria opadła na łóżko oddając się marzeniom. Pamiętała tylko ciepły policzek i delikatny dotyk, potem zasnęła, wiedziała, że nie doszło do niczego, czego by nie chciała. Jak najszybciej wykąpała się , ubrała , umalowała Chciała go zobaczyć.
W restauracji była pierwsza, rozpromieniona usiadła przy stoliku, nie myślała o słowach Liz, nie uważała, Michaela za mordercę. Jej twarz zmieniła się zupełnie, kiedy dostrzegła go wszedł do restauracji. Była to Isabel, przeszła obok niej, sztyletując ją spojrzeniem. Maria o mało się nie zadławiła. Piękna blondynka usiadł kilka stolików dalej, nadal wpatrując się intensywnie w Marie.
Chciała już wstać i wyjść, ale w tym momencie do restauracji przyszedł jeszcze ktoś, tym razem Maria zaczęła się krztusić.

— Spokojnie, bo znowu będzie trzeb cię ratować – powiedział grzmocąc ją po plecach. Usiadł na przeciwko przyglądając jej się ciekawie, po jego twarzy przemknął kpiący uśmieszek.

— Taa, co dzisiaj na śniadanko? – zapytał i zjadł jej kanapkę, Maria zaczerwieniła się lekko, najgorsze było to , że dalej siedziała jego piękna partnerka.

— Czeka na ciebie Isabel

— Dzisiaj postanowiłem zjeść śniadanie z tobą – uśmiechnął się.

— Co to ma znaczyć, wytłumacz mi co cię łączy z panią Isabel ? – zapytała , była wściekła na samą siebie. Zmarszczył brwi.

— Nie jestem z Isabel, jesteśmy tylko starymi przyjaciółmi, a w nocy było przyjemnie nie sądzisz? Kopnęła go w nogę.

— Auuu !!!

— To mi się wcale nie podoba, kto ci kazał mnie ratować, gdybyś mnie nie gonił nic by się nie stało- mówiła mrużąc oczy. Pochylił się nad nią uśmiechając się.

— Powiedz mi, pisareczko dlaczego tak się mnie boisz?
Tego już było za wiele, wstała odsuwając krzesło, pochyliła się nad nim uśmiechając się.

— Wygląda na to, że to ty się mnie boisz! Do widzenia. Odwróciła się i wyszła mrużąc oczy ze złości. Michael siedział kompletnie ogłupiały, w głowie kłębiły mu się różne myśli i sprzeczne uczucia.

— Brawo Michael widać, że jest twoja – mruknęła Isabel mijając go, przez jej twarz przemknął złośliwy uśmieszek.

Zapukała do pokoju Evansów.

— Cześć Max

— Cześć dobrze , że jesteś , bo właśnie jesteśmy przesłuchiwani – wyjaśnił Max zapraszając ją do pokoju. Przy stoliku siedziała Liz, z miną niezbyt szczęśliwą i pani detektyw Tess Harding lustrując Marie spojrzeniem.

— Pani Deluca dobrze, że pani przyszła, mam do pani kilka pytań – zaczęła Tess. Max spojrzał ukradkiem na Liz, powiedział federalnym to, co należało, bał się teraz o spowiedzi Marii.

— Chyba już wszystko pani wie, zobaczyłam otwarte drzwi i weszłam, potem to już wiadomo- powiedziała oglądając swoje paznokcie. Max odetchnął, spojrzał na Tess, wyglądała na niezadowoloną.

— Tak, a czy poza tym morderstwem widziała pani coś dziwnego hotelu?
Maria była trochę zdenerwowana, chętnie powiedziałaby wszystko o Michaelu, zakochała się w nim, ale on nie robił nic, co prowadziłoby do zbliżenia, nadal był zimny i opryskliwy. W ostatnim momencie pohamowała się.

— Przykro mi, ale nic takiego się nie wydarzyło.

— Skoro pani się upiera- ciągnęła Tess- Do widzenia państwu, morderca prędzej czy później się znajdzie.

— Miejmy nadzieje –dodał Max. Maria opadła na fotel , kipiała ze złości.

— Nie rozumiem co to za gra!!! – wrzasnęła. Max stał odwrócony plecami, wpatrując się spokojnie w przestrzeń za oknem.

— Nie powinnaś się z nim spotykać, to morderca, dlaczego nie wyjechałaś ? – zapytał nadal się nie odwracając. Wstała czerwieniąc się, miała tego wszystkiego serdecznie dosyć, nikt nigdy nie mówił jej co ma robić i jak postępować.

— Pieprze was wszystkich, kocham tego kosmitę i już, nigdzie nie jadę!!! – krzyczała , Max odwrócił się marszcząc brwi, Liz siedziała lekko zszokowana- Moja książka jest już napisana w połowie, sama się dowiem kto tutaj jest winny!
Wyszła trzaskając drzwiami, Max nadal stał nieruchomo wpatrując się w zamknięte drzwi, Liz podeszła do niego przytulając się. Przez chwilę stali w milczeniu.

— Jak długo Max?

— Nie rozumiem Isabel, jak ona może działać z kimś takim, chociaż ona powinna mi wszystko wyjaśnić, tyle lat jej szukałem- stwierdził całując ją delikatnie.

— Nie wiem Max, im trwa to dłużej, tym bardziej się boje- dodała.

— Zacznę rozmawiać, ale tylko z Isabel, jemu nie ufam .

Ciąg Dalszy Nastąpi
Komentarze mile widziane.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część