Anita19

SILMARILLION (15)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

—-------------------------------------------------------------------
Podziękowania dla "gosiek" za dostarczenie mi o to, co prosiłam...

—-------------------------------------------------------------------
Cz. – 15.
WALKA O WŁADZĘ NAD ŚWIATEM
Strefa Ósma.
Na poziomach, ku zdumieniu ludzi ze wszystkich szczelin w sufitach począł się sypać piasek i kamienie.
Spoglądali jeden przez drugiego nic nie rozumiejąc.
Najwyższa Rada domagała się natychmiastowego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji.
Meldunek, który dotarł do nich zmroził krew w żyłach wszystkich.

— Do szybu wlatują Czyściciele!!! – Usłyszeli przerażony krzyk.
Zaraz potem dziwne dźwięki i cisza.
Jednak nalot się jeszcze nie skończył.
Maszyny, czyli Czyściciele wlatywały setkami w szyby.
Jeśli się zaklinowały to z nich samych wyłaniały się nowe, mniejsze, ale w zwiększonej liczbie.
Natychmiast w momencie pojawienia wroga rozległ się alarm i ze ściany szybu wysunęły się działka, które zaczęły strzelać do wroga.
Kolejne stwory spadały zestrzelone w dół w nieprzeniknioną ciemność rozbijając się na miliony maleńkich kawałeczków.
Jednak ta interwencja niewiele dała.
Działka obronne "obsiadły" maszyny i doprowadziły do ich zniszczenia.
W tym momencie dla ludzi nie było drogi ratunku.
Przelatywały wszędzie i niszczyły wszystko, co napotkały.
Człowiek, który nie zdążył uciec natychmiast giną.
Nie było dla nich ratunku.
Wielu ludzi zebrało się najniższych poziomach licząc na to, iż maszyny odlecą i dadzą spokój.
Ich nadzieje były płonne.
Mała dziewczynka trzymała matkę za rękę.
Płakała.
Tuż przed nimi pojawił się czyszciciel.
Od razu strzelił.
Dziecko patrzało jak w zwolnionym tępie na strumień energii lecący najpierw w stronę matki i rozrywa ją na strzępy a potem to samo się dzieje z nią.
Wszędzie zniszczenie.
Ból...
Strach...
I ciemność...
RUINY MIASTA ROSWELL – Dom Liz Parker.
Neraja słyszała huk.
Zmarszczyła brwi i wyjrzała z bezpiecznego pokoju na zewnątrz.
Wszędzie miliony Czyścicieli!!!
Kierowały się w stronę Podziemnego Miasta!
Dziewczyna zasmuciła się.
Dla tamtych ludzi, jej przyjaciół nie ma już możliwości żadnego ratunku.
Jej rozmyślania przerwał Zander, podbiegł do niej

— Uciekamy, oni mogą nas zauważyć! Szybko! Musimy uciekać do skał! – Krzykną

— Gdzie! Przecież oni nas natychmiast zauważą! – Neraja porwała dzienniki i księgę i wszystko, co było dla nich ważne i pobiegli do reszty.
Byli przerażeni.
Jednak udało się im poznać tajemnicę pierwszej Królewskiej Czwórki.
Teraz wiedzieli gdzie mają się udać.
Tyle, że to daleko a jedynie o własnych siłach tam się mogli dostać narażeni na natychmiastową śmierć.
Rozglądając się wypadli z ruin domu Liz i pobiegli jak tylko najszybciej się dało.
Nie widzieli, że mury nagle znikają, jest tylko puste pole.
To duchy przeszłości, czyli Max, Liz i cała reszta tak długo to wszystko utrzymywałaby właśnie Silvariena i reszta mogli odnaleźć swe dziedzictwo.
Udało się im, więc, Roswell nie było już potrzebne do niczego.
Zamieniło się natychmiast w piasek.
Uciekinierzy nie ustawali, gdyby nie trening nie wiadomo czy udało by im się tak szybko biec.
Silvariena biegnąc przywołała w pamięci to wydarzenie, kiedy była otoczona przez te okropności i sama je pokonała.
Swą mocą.
Tak!
Była wszystkim tym, co posiadali oni tutaj, miała moce w sobie! Ich moce...
Zatrzymała się jak wryta, i odwróciła w stronę nadlatujących i groźnie wyglądających maszyn. Zrozumiała.
Była zszokowana odkryciem. Teraz wiedziała, po co została stworzona. By ochronić świat przed Czyścicielami! Patrzała na nie z odrazą. Były coraz bliżej.
Kilan i reszta zorientowała się, że brakuje Silvarieny.
Odwrócił głowę sądząc, iż się zmęczyła. To, co zobaczył sprawiło, że zatrzymał się i ruszył z powrotem.
Chciał odciągnąć dziewczynę, ratować ją, ale ona odepchnęła go krzycząc, iż to jest jej zadanie

— Muszę uratować Ziemię! – Rzuciła mu krótkie spojrzenie, po którym pojął, że tak musi być. Stanął obok niej i czekał.
Chwilę później dopadła do nich reszta.
W lot zrozumieli, co się dzieje i dołączyli do Kilana i reszty.

— Już ja wam dam! – Warknęła dziewczyna
Maszyny nadlatywały bardzo szybko i były coraz bliżej. Z każdą chwilą.
Grupa zbiła się by byli połączeni.
Kosmici wyciągnęli ręce i czekali. Ludzi położyli ręce na ich ramionach by jakoś przekazać im swoją siłę.

—, Kiedy powiem to uwalniamy moc! – Krzykną, Kilan.
Chwilę później na pustyni na ogromnej przestrzeni widać było kolorową łunę....
Łuna widoczna była na wiele, wiele kilometrów.
Okazało się, iż jest to tarcza ochronna dla kosmitów i ziemian.
Miała za zadanie ochronić wszystkich na raz.
Żadne nie wiedziało tym, że posiada tak wielką moc.
Nie wiedzieli też zbyt wiele o mocy Silvarieny...
Ruto stojący niedaleko jak oniemiały patrzył na to dziwne zjawisko.
Wróg nadlatywał a oni stali i nie uciekali!
Doskonały moment by ich zabić.
Pomyślał.
A na jego twarzy pojawił się niebezpieczny uśmieszek.
I już wzniósł rękę by unicestwić wszystkich ludzi i nie ludzi, oczywiście zostawiając dziewczynę, kiedy nagle poczuł wstrząs i zobaczył, że ta bariera, która chroniła tamtych teraz z zawrotną szybkością rozchodziła się we wszystkie możliwe strony.
Niszczyła każdego wroga, którego napotkała na swej drodze, wciskała się we wszystkie zakamarki i powodowała samo spalenie się Czyścicieli.
Obiegła całą Ziemię dookoła i rozpłynęła się w powietrzu.
Jego oczy zrobiły się okrągłe ze strachu, kiedy to coś płynęło wprost na niego.
Nie poczuł nic.
Odetchną głęboko i obserwował jak mieniąca się wszystkimi kolorami fala łagodnie przepływa przez niego.
Nie uznali go za wroga.
Bardzo dobrze.
Czyżby oni potrafili doskonale kierować tym czymś?
To pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Tymczasem Kilan, Silvariena, Tara, Lex, Neraja, Zander, Emma i Kane rozglądali się dookoła.
Było pusto i cicho.
Nie wiał nawet najmniejszy wiaterek.
Nic.
Całkowity bezruch jakby w oczekiwaniu na coś.
Spoglądali jedno na drugie.
Brakowało Cirith.

— Gdzie ona się podziała? – Spytała zaniepokojona Silva

— Nie wiem? Czy my?..

— Chyba musimy iść... Mamy odnaleźć jaskinię i silmarillion, cokolwiek to jest? – Powiedziała Emma nie dając dokończyć zdania. Zbyt dużo ludzi zginęło.

— Tak, chodźmy... – Odparła zasmucona Silva.
Zupełnie nie wiedzieli, co teraz mają robić. Ruszyli w stronę widniejących w oddali dziwnie zaostrzonych skał. Być może tam się czegoś dowiedzą...
Ciąg Dalszy Nastąpi.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część