_liz

Iskry (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

V

Maria siedziała sztywno na ławce i spoglądała tępo przed siebie. Wciąż miała zbyt skołowany umysł, żeby móc odbierać rzeczywistość tak, jak do tej pory zwykła to robić. Jej brat coś mówił, a ona nawet nie słyszała jego słów. W jej głowie wciąż dudnił głoś Michaela, a przed oczami malował obraz pocałunku. Aż ją ciarki ponownie przeszły. Zeszłego wieczoru nie obawiała się, że sprawy potoczą się tak, a nie inaczej. W ogóle cały dzień miał być inny. Ale została zbombardowana samymi dość nieprzyjemnymi wiadomościami. Co do zdarzeń, to nie mogła powiedzieć, że wszystkie były nieprzyjemne i niechciane. Pocałunek z pewnością wyłamywał się z tej kategorii. Wzrok blondynki tkwił nieustannie w tym samym miejscu, co zaczynało powoli denerwować jej brata. Usiłował ją nawet zmusić do cynizmu przez głupie docinki – jak grochem o ścianę. Nic nie docierało do niej. Nie było nawet pewności, że wie gdzie się znajduje i jaki jest dzień. Lekki wiatr powiał, muskając figlarnie jej usta. Wywołało to swoisty efekt uboczny. Różowe wargi rozchyliły się a na ich miękkiej powierzchni ponownie rozpaliło się gorące mrowienie. Prawie poczuła jeszcze raz smak jego ust. Jej oczy przymknęły się, co spowodowało lekkie rozmazanie obrazu. Do rzeczywistości przyprowadził ją czyjś głos. I bynajmniej nie był to głos Maxa, ani głos tego, o kim myślała.

— Maria, halo tu Ziemia. – aksamitny głos brunetki odbił się w uszach Marii
Blondynka niczym nieprzytomna podniosła swój wzrok na nią i zamrugała. Wywołało to oczywiście falę śmiechu Liz. Tego jednak Maria nie zauważyła. Jej spojrzenie błyskawicznie prześlizgnęło się na osobę, stojącą tuż za drobną brunetką. Michael. Ale chłopak zachowywał się dość dziwnie, przynajmniej w mniemaniu dziewczyny. Dłonie miał wbite w kieszenie, stał niespokojnie w miejscu. Twarz pochmurna, jakby był na kogoś obrażony. Jego wzrok tkwił w odległym punkcie. Nawet nie zerknął na nią. Nie wiedziała czy powinna się zezłościć czy zachowywać tak samo. Odnalazła w sobie głos i przywitała się:

— Hej Liz. – postanowiła zaryzykować – Hej Michael.

— No hej, hej. – brunetka zaśmiała się
Chłopak nic nie odpowiedział, nawet nie drgnął. Oczywiście podziałało to na Marię niczym płachta na byka. Krew zaczęła krążyć szybciej, myśli kłębiły się i przeplatały z powstającymi właśnie w jej umyśle wyzwiskami skierowanymi do Michaela, a język świerzbił, żeby to wszystko z siebie uwolnić. Przełknęła jednak ślinę, aby ani jedno słówko nie wydostało się z jej ust. W jej sercu tliła się drobna nutka nadziei, że po prostu ignoruje ją ze względu na jej brata lub ze względu na Liz. Jej wzrok ponownie wbił się w jego profil. Nie. To nie była taktyka. On ją ewidentnie ignorował. 'Już ja sobie z tobą pogadam Guerin' pomyślała, a potem powróciła spojrzeniem na Liz i lekko się uśmiechnęła. Brunetka usiadła obok niej i rozglądając się do koła, lekko pochyliła się w stronę ucha Marii. Ciepły szept wlał się wprost do uszu blondynki:

— Musze z tobą porozmawiać na długiej przerwie. Na osobności. Ok.?
Dziewczyna przytaknęła, nic nie mówiąc. Wyczuwała, że coś jest nie tak. Przez myśl przebiegła jej nawet obawa, ze będzie to rozmowa o Michaelu. Że Liz powie jej, żeby trzymała się od niego z daleka, żeby zapomniała. I nagle cały jej umysł zbuntował się. Nie! Nie zapomni, nie wymaże z pamięci. Przeciwnie, będzie to rozpamiętywać co dnia i przypominać jemu samemu. Zerknęła kącikiem oka na Liz. Brunetka jednak nie wyglądała na chętną do rozmowy na jakikolwiek temat. Wciąż na jej twarzy tkwiła pogoda ducha, ale coś najwyraźniej ją gnębiło. Coś innego niż jej brat. Liz wstała i bez słowa poszła przed siebie. W tym samym momencie z miejsca poderwał się Max i podbiegł do niej. Tego Maria już nie obserwowała. Jej bystry wzrok uchwycił sylwetkę Michaela, który oddalał się w przeciwnym kierunku. 'Nic z tego Guerin' zerwała się z miejsca i podbiegła do niego. 'Ta rozmowa się odbędzie czy tego chcesz czy też nie. Nic mnie to nie obchodzi'. Była już tuż tuż. Szarpnęła go za rękaw.
* * *
Ciemny wzrok uważnie zmierzył postać blondynki, która starała się dogonić wysokiego chłopaka. Liz pokręciła głową. Maria naprawdę była wyjątkowa i niesamowita. Dziwiło ją, że ma ochotę jeszcze uganiać się za Michaelem. Nie, żeby nie miała szans. Ale jej samej nie chciałoby się z nim użerać, kiedy miał taki nastrój. Nie powiedział jej co się stało, ale mogła się tylko domyślać, że spowodowała to panna De Luca. I nie myliła się w tym. Liz zmierzyła wzrokiem ich oboje. Różnili się od siebie. Michaela znała od zawsze albo i jeszcze dłużej i sama czasami nie potrafiła przewidzieć jego reakcji. Był niczym pustynia. Zimny, nieczuły, pusty, nieprzyjazny dla tych, którzy chcieli się wedrzeć i zniszczyć jego spokój. Jego wnętrze składało się z wielobarwnych odłamków krzemu, przysypanych gruboziarnistym żwirem, który często hamował wszelkie jego "ludzkie" odczucia. Wiele miejsc było przysłoniętych skałami. Zimne głazy, ostre, strome, niebezpieczne. Nigdy nie miało się pewności, czy któraś ze skał przypadkiem się nie zawali i nie przygniecie cię swym ciężarem. Pomiędzy labiryntami pustynnych skał jego prawdziwe uczucia mogły się swobodnie schować tak, żeby nikt ich nie znalazł. Gdzieniegdzie rosły pustynne róże – jedyny dowód jego człowieczeństwa. Drobne uczucia spowite w kolce cynizmu, które do tej pory tylko Liz udało się pokonać i nie zranić się przy okazji. Czasami, jak to na pustyni, mogła się rozpętać piekielna burz piaskowa. Wtedy pochłaniała wszystko na swej drodze, wszystko niszczyła, nie można jej było okiełznać ani pokonać – to właśnie wtedy jej brat wpadał w furię i nawet ona nie potrafiła go ugłaskać, mógł wtedy zabić. Liz zauważyła, ze posiada on w sobie dość ciekawą cechę pustyni. Był zimny, oschły, niezbyt chętnie się z nim przebywało, ale można było wpaść. Wpaść i to nie tylko po uszy, ale po sam czubek głowy. Wpaść w jeden z terenów ruchomych piasków. O tak, jej brat potrafił czasem tak wciągnąć, że nie chciało się już tej pustyni nigdy opuszczać. Ale jeśli nie było się ostrożnym to zamiast nad bajeczny staw pośrodku pustyni można było wpaść w siedlisko skorpionów. Michael zdecydowanie był jak pustynia. A Maria? Liz nie znała jej aż tak dobrze, ale swoje własne spostrzeżenia już dawno zanotowała. De Luca była totalnym przeciwieństwem pustyni, była niczym ocean. Przyjemnie delikatne dno z najczystszego piasku. Całe pokłady wielobarwnych koralowców, które tak jak jej uczucia, dobierały odpowiednią barwę do okazji. Cudownie ożywiona, pełna zaskakujących i nie odkrytych zakamarków duszy, które wypełnione były perłami, ale mogły też stanowić siedzibę rekina. Oj tak, Maria potrafiła być niezwykle miłe i ciepła, a w drugiej sekundzie pokazywała pazurki i mogła nimi posiekać na drobne kawałeczki. Zazwyczaj woda tego oceanu była spokojna, przyjemnie pokarbowana, chłodna, ale miejscami ciepła niczym źródełka górskie. Zdarzało się jednak, że na oceanie tworzył się huragan. Wtedy nie było się gdzie schronić. Można było zostać pochłoniętym całkowicie przez złośliwe wiatry i zmoczonym przez rozgniewane deszcze słów. Mimo to wciąż miało się ochotę zanurzyć w niej i rozkoszować życiem, które tętniło w niej nieustannie. 'W zasadzie' Liz doszła do zaskakującego wniosku 'Wcale się od siebie nie różnią'. Pokręciła ponownie głową, tym razem z lekkim rozbawieniem. Obróciła się i spojrzała na Maxa, który czekał na nią na schodkach, prowadzących do szkoły. Nie odrywał od niej wzroku. Uważniej wpatrzyła się w jego oczy. Miała wrażenie, że w mgnieniu oka zaszkliły się i zmieniły barwę. Ale zamrugała i ponownie zerknęła. Były normalne.
* * *

— Stój! – głos Marii był stanowczy
Chłopak zatrzymał się, kiedy jej dłoń złapała skrawek jego koszulki i pociągnęła do tyłu. Obrócił się i gniewnym wzrokiem spojrzał na nią. Aż odskoczyła. Ale na długo jej ten dziwny strach nie przejął. Znów powróciła furia i chęć rozszarpania go na kawałeczki za takie zachowanie. Skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego wymownie. Michael zmrużył oczy i wyprostował się. Jęknął z niecierpliwością i zapytał zimnym tonem:

— Czego?
W odpowiedzi został kopnięty z impetem w kostkę, aż syknął z bólu.

— Za co? – zapytał z wyrzutem

— Za to, ze jesteś takim palantem. – odpowiedziała mu

— O co ci znowu chodzi?

— O to co zawsze, Michael. O ciebie! – warknęła

— Daj mi święty spokój kobieto. – mruknął i obrócił się, żeby odejść
Ale zastąpiła mu drogę i nie pozwoliła odejść.

— Ignorujesz mnie? – zapytała

— Hmm... – udawał, ze się zastanawia – Owszem.

— Dlaczego?

— Maria, na miłość boską! – jęknął – Nie mam ochoty na użeranie się z przewrażliwioną maniaczką, która na mój widok dostaje orgazmu.

— Że co? – usta Marii otworzyły się na całą szerokość – Orgazmu na twój widok? Za kogo ty się uważasz? Za Brada Pitta? Jedyne czego dostaję na twój widok to nerwica!

— Najwyraźniej proszki ci się skończyły.

— Pożyczyłabym od ciebie, ale wtedy twój stan mógłby się pogorszyć. Ah... zapomniałam, że gorzej już być nie może.

— Co ci znów odbija? Masz okres? – jęknął

— Nie, ale ty najprawdopodobniej masz fazę, w której twoje ego przekracza granice Eurazji, za to resztka mózgu kurczy się do... – chciała wskazać palcami – Wybacz, ale nie mam tak małej skali.

— Przynajmniej mam tę resztkę mózgu, tobie tam pozostała czarna dziura. Aż boję się stuknąć cię palcem w czoło, żeby się nie wgniotło.

— Tobie się wgniotło – odpowiedziała mu – Wiesz co...

— A pewnie miałaś ochotę się tym pobawić. – mruknął z drwiącym uśmiechem

— Możesz mnie cmoknąć wiesz w co – powiedziała chłodno

— Na przyjemność to trzeba sobie zasłużyć – odpowiedział jej i drgnął
Była zbyt wściekła, aby móc go zatrzymać. Nie. Ona już nie chciała go zatrzymywać. Zacisnęła powieki, kiedy ją mijał.
* * *
Liz czekała niecierpliwie pod drzewem, wypatrując Marii. Nie musiała jednak długo czekać, bo blondynka pojawiła się równo z dzwonkiem.

— No to o co chodzi? – zapytała, starając się brzmieć na zadowoloną

— Potrzebuję twojej pomocy. – Liz syknęła, rozglądając się dokoła
Blondynka zamrugała gwałtownie. Miała złe przeczucie.

— Ale Michael nie może o tym wiedzieć. – dodała pospiesznie Liz
W tym momencie był to genialny argument. Maria pałała chęcią zemsty na Guerinie, więc jeśli miała pomóc w czymś co mogło go ewentualnie wkurzyć, była na to w pełni gotowa. Zbliżyła się do Liz i czekała na to, co ta powie. W jej oczach zamigotały iskierki radości, że będzie mogła czymś mu dopiec. W tej chwili tylko to się dla niej liczyło. Nie obchodziło jej nawet co ma na myśli Liz i co może się stać. W jej uszach odbił się miękki głos brunetki:

— Potrzebuję, żebyś mnie gdzieś podwiozła. Dzisiaj.
Maria przytaknęła, a potem zaczęła się zastanawiać. Ona nie mogła, miała zajęcia. Ale za nic nie przepuści okazji, żeby pomóc Liz i jednocześnie móc się zemścić na Michaelu. Przeczuwała, ze jeśli dowie się o tym, ze jego siostra pojechała gdzieś, to się wścieknie. Nie, nie miała zamiaru jej wydawać. Ale on był na tyle bystry, że sam się zorientuje i przyjdzie zapytać gdzie jego siostra. A wtedy, gdy ona udzieli mu odpowiedzi, jego mina będzie bezcenna. Trzeba było więc pomóc Liz. Maria zastanawiała się chwilkę, a potem powiedziała:

— Ja nie mogę dzisiaj. – kiedy Liz jęknęła, szybko dodała – Ale Max może.

— Maria. On przecież nie wie o NAS. A to sprawa...

— Liz. – blondynka jej przerwała – Nie musi wiedzieć. Ma cię podwieźć i tyle.
Wzrok brunetki zatrzymał się na rozjaśnionej twarzy Marii. Potem przesunął się dalej, gdzie znajdował się Max z kolegami. W sumie czemu nie. Zawsze mogła się jakoś obronić. Gorzej, jeśli będzie musiała bronić jego. Wtedy Michael ją zabije. Ale może nie będzie to konieczne.

— Zgoda.
* * *
Michael nie przypuszczał, ze zajęcia angielskiego będą tego dnia aż tak ciężkie. Nie dość, ze mieli pisać wypracowania, to jeszcze siedział na tych zajęciach z De Lucą. Rozwścieczyła go tego ranka. Miał ochotę być sam i nie kontaktować się z nią, a ona jak na złość pobiegła za nim i jeszcze żądała rozmowy. On nie był na to gotowy, a przynajmniej nie czuł się gotowy. Wiedział, ze ostatni wieczór zmieni wszystko, ale nie potrafił się wtedy opanować. A teraz ona pewnie liczy na to, że będą stanowili parę. Może i by chciał, ale nie mógł. 'Nie mogę.' powtarzał sobie w kółko. I nagle dotarło do niego, że nie może od niej oderwać spojrzenia. Połowę lekcji spędził na wgapianiu się w nią, w jej profil, w złote kosmyki włosów. Na jego kartce nawet nic nie było napisane. Jego wzrok wciąż nieustannie powracał na nią. Wciąż wrzało w niej. I wyglądała z tym tak uroczo, że wciąż chciał na nią spoglądać i chwytać każdą iskierkę w jej oczach. Ku jego nieszczęściu zauważył to nauczyciel:

— Panie Guerin. Proszę pohamować swoje erotyczne eskapady i seksualne żądze. Chyba, że panna De Luca jest dla pana natchnieniem do rozprawki.
Michael zaśmiał się i rozejrzał po klasie. Nie ruszyła go ta uwaga. Zresztą jego mało rzeczy było w stanie ruszyć. I nie miał się czym przejmować, bo nikt nie zwrócił uwagi na niego ani na to, co powiedział nauczyciel. Tylko co poniektóre osobistości spojrzały ze zdumieniem na niego lub z ironią na Marię. Chłopak sam zerknął na nią. Dziewczyna patrzyła na niego, ale gdy tylko on to zauważył, odwróciła głowę. Michael postanowił poczekać na przerwę. Nie wiedział czy to ta lekcja, czy jej osoba, czy coś w nim się zmienia, ale nie potrafił być w tej chwili w stanie wojny z nią. Nie tak od razu po tym, jak się dowiedziała kim jest. Musiał naprawic chociaż trochę te stosunki między nimi. Wiedział, że Maria będzie go unikała, ale rzerwa jednak stanowiła ich spotkanie. Michael sam ją zatrzymał:

— Maria czekaj. – złapał ja za ramię
Spojrzała na niego zimno, ale musiała zacisnąć usta, żeby powstrzymać uśmiech który mimowolnie cisnął jej się na usta. 'Jestem nienormalna.' pomyślała sobie zaciskając jednocześnie pięści 'Nawet nie potrafię się naprawdę obrazić na tego... na niego'. Czekała, aż on coś powie.

— Przepraszam za... wiesz co. – mruknął, patrząc wprost na nią

— No. – z ulga powiedziała Maria, sama nie wiedziała dlaczego, ale tylko te słowa pozwoliły jej zapomnieć o gniewie. Może nie potrafiła się po prostu na niego za długo złościć? A przecież miała być nieugięta. A teraz przeciwnie, nogi jej się uginały, kiedy na nią patrzył. Powiedziała z uśmiechem – Nie wiedziałam, że jestem natchnieniem dla twojej rozprawki.

— Ja też nie. Wiedziałem tylko o moich erotycznych eskapadach i seksualnych żądzach. – odpowiedział i mrugnął do niej
* * *
Ktoś zapukał do okna. Blondynka poderwała wzrok znad książki i spojrzała za szybę. Micheal. 'Co on tu robi?' zaczęła się zastanawiać, ale wstała i otworzyła mu. Chłopak od razu wszedł do środka i rozejrzał się uważnie, jakby czegoś szukał. Maria stała w miejscu i obserwowała ze zdumieniem jak uchyla drzwi od jej pokoju i wygląda na korytarz. Potem zamknął drzwi i popatrzył na nią.

— Gdzie ona jest? – zapytał
Zajęło jej chwilkę zrozumienie o co mu chodzi. Liz! Szukał swojej siostry. Teraz jej się przypomniało, że Max pojechał gdzieś z nią od razu po lekcjach i jeszcze ich nie było. Następnego dnia nie było lekcji, ale sam fakt, ze nie dali znaku życia od siedmiu godzin, był niepokojący. Zrobiło jej się głupio, kiedy sobie przypomniała, że zrobiła to jemu na złość. A on przecież ją przeprosił. Przygryzła wargę i wbiła wzrok w podłogę. Potem jęknęła i powiedziała:

— Pojechała z Maxem.

— Gdzie? – padło od razu ostre pytanie

— Nie wiem. – odpowiedziała szczerze – Powiedziała, że to ważne i że... – urwała, miała przecież nie mówić Michaelowi

— Że nie mogę się dowiedzieć. – dokończył i pokiwał głową
Chwila ciszy i napięcia, a w następnej sekundzie kopnął stojący przed nim plecak i zaklął. Kiedy Maria na niego spoglądała, warknął groźnie:

— Zabiję ją, jeśli to przeżyje.
c.d.n.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część