_liz

Iskry (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

III

— Co się stało? – dziewczyna zapytała ze strachem

— Mam nieodparte wrażenie, ze dawno nie byliście w komorze – uśmiechnął się blondyn, a jego niebieskie oczy rozjaśniły się

— Nie sil się na inteligencję – Liz była niezwykle poważna

— Ok., ok. Wasza Cyniczna Wysokość – mruknął pod nosem – Odebrałem dziwny sygnał. Mam wrażenie, ze będziemy mieli gości.

— Idziemy po Michaela – pociągnęła blondyna za rękę
* * *
Jabłko miało kwaśny posmak, co najwyraźniej wcale nie działało na kubki smakowe chłopaka. Leżał leniwie na trawie z plecakiem pod głową. Wlepiał swój wzrok w niebo o barwie najczystszego lazuru. Niejeden człowiek zachwyciłby się głębią tego koloru. Ale Michael nie był jednym z tych wielu ludzi. Nigdy nie przywiązywał zbytniej uwagi do otoczenia, do barw, do dźwięków. Nigdy do tej pory. Wielokrotnie zmieniali z siostrą miejsce zamieszkania i jeszcze mu się nie zdarzyło przywiązać do czegoś ani zwrócić na coś swojej uwagi. Ale jak to mówią: wszystko ma swój koniec. Jego spokój też. Coś zaczęło się zmieniać, kiedy pojawił się w tej szkole, kiedy zobaczył ją... Teraz gdziekolwiek nie spojrzał, widział złociste pasemka włosów, mieniące się w słońcu jakby były posypane brokatem. Malowały się przed nim jasne, delikatne rysy. Przez żyły przepływała szmaragdowa poświata sączona z oczu Marii. Michael spotykał w swoim życiu setki dziewczyn, w tym wiele bardzo atrakcyjnych i jakoś żadnej na dłużej nie zapamiętał. Ani jedna nie miała w sobie tego czegoś co posiadała panna De Luca. Wszystkie te śliczne panienki z okładek magazynów albo nie posiadały daru myślenia albo miały tę czynność wyjątkowo spaczoną – myślały tylko o sobie i swoim wyglądzie. De Luca wydawała się być w pełni myślącą, błyskotliwą, a nawet cyniczną osóbką, co całkowicie mu zaimponowało. Dodatkową przeszkodę dla wszystkich dziewczyn stanowiła zawsze Liz, która skutecznie odstraszała je kilkoma zdaniami. Tym razem Liz wydawała się lubić Marię i co więcej, sama wciąż o niej wspominała. I bez wzmianek ze strony siostry, nie potrafił przestać myśleć o pyskatej blondynce, która jak na złość go prześladowała w myślach. Chłopak uśmiechnął się na wspomnienie wzroku Marii, utkwionego w nim. Jej jasna twarz była pełna spokoju, płynącego z muzyki zaklętej w jej duszy. Michael miał ogromną ochotę sam uwolnić tę muzykę z niej, ale jednak blokowała go stale myśl o tym, że mógłby sprowadzić na nich kłopoty. A raczej nie tyle na siebie i siostrę, co właśnie na nią, a nie chciał jej w to absolutnie mieszać. Myśli rozwiał chłodny wiatr i dwa cienie, które przysłoniły jego twarz. Spojrzał w oczy siostry, potem zobaczył postać blondyna. Jednym ruchem podniósł się z ziemi. Odsunął siostrę i chłodnym, nieprzychylnym głosem zapytał:

— Co ty tu robisz Sean?

— Też miło cię widzieć. – powiedział kwaśno blondyn

— Nie igraj ze mną. – Michael skrzyżował ręce

— Ok. – Sean spoważniał momentalnie – Musimy dostać się do komory.
Ruszyli w stronę samochodu należącego prawdopodobnie do blondyna. Chłopak szedł przodem, a Michael i Liz z tyłu coś szepcąc do siebie. Nie wiedzieli, że jest jeszcze jedna osoba, która podąża za nimi krok w krok.
* * *
Do komory wpadły jasne promienie, przecinając stęchłe powietrze i odbijając się od wyziębionych skał. Kurz mieszał się z dziwną mgłą, unosząc się wewnątrz skalnego pomieszczenia. Kiedy się wchodziło do środka uwagę przykuwał znajdujący się w głębi dziwny monument, absolutnie nie artystyczny a wręcz kiczowaty. Czarny, duży lej, wydobywający z siebie fioletowa poświatę. Z lewej strony za kilkoma głazami znajdowały się dwa zielone kapsydy spowite częściowo w srebrną pajęczynę. Po środku znajdował się kamienny stolik z wyrytymi po bokach znakami, umieszczonymi w dwóch kondygnacjach. Nad stolikiem unosił się biały kryształ. Kiedy trójka weszła do środka, kapsydy zaczęły jasnieć, kiczowaty ze zdwojoną siłą emanował fioletowym światłem. Krysztal drgnął i zaczął wirować wokół własnej osi z zawrotną prędkością. Znaki na bokach stołu przesuwały się.

— Co się dzieje? – zapytała cicho Liz, wyciągając dłoń w stronę stołu i dotykając znaków, które zmieniały swoje położenie

— Są dwie opcje – powiedział Michael wpatrując się w stolik – Albo wraca twój kochaś albo będziemy mieli gości.
Nie zdążyli rozważyć żadnej opcji, bo ich uwagę odwrócił odgłos osuwających się kamieni. Wszyscy troje momentalnie się obrócili, unosząc dłonie i kierując je w stronę wejścia, skąd dobiegł hałas. Dłoń Michaela jakby się nieco obniżyła, kiedy ujrzał postać za skałami. Liz była równie zszokowana.

— Maria?!
* * *
Dziewczyna weszła do kuchni i nawet nie starając się zniżać głosu warknęła:

— Świetnie geniuszu i co teraz? – uderzyła dłonią o tył głowy blondyna, który aż podskoczył i syknął z bólu, może i brunetka była drobna, ale potrafiła wyrazić swój gniew

— A co miałem robić? – zapytał z wyrzutem
Zapanowała cisza. Liz przewróciła oczami, jeszcze raz uderzyła Seana po głowie, aż świsnęło, a potem krzyżując ramiona zerknęła na brata. Michael stał wsparty plecami o ścianę, twarzą zwrócony wprost do wejścia prowadzącego do salonu. Jego wzrok był ściśle skoncentrowany na kanapie, na której spoczywało teraz ciało blondynki. Skulona, z dłońmi pod głową, z pasemkiem złocistych włosów opadających na rumiany policzek. Wydawałoby się, że spała. Właściwie to było coś jak sen, tylko spowodowane czynnikiem zewnętrznym. Czynnikiem zwanym – Sean. Michael nie zareagował nawet, kiedy siostra po raz kolejny zdzieliła blondyna po głowie. Po prostu nie mógł oderwać oczu od Marii. Tak nie chciał jej w to mieszać, a jednak chyba musiał sprowadzać to nieszczęście na wszystkich, których spotykał. Mruknął coś, a potem oderwał się od ściany i skierował w stronę pozostałej dwójki. Sean wyglądał na rozdrażnionego, ale i tak było to nic w porównaniu ze stanem Liz, która najchętniej by kogoś teraz zabiła. Michael jednak nie był pewien kogo. Za mną raczej by nie polazła. Usłyszał w głowie głos. Zerknął na siostrę, ale nie odpowiedział. Nie musiała mu uświadamiać, że to jego wina. I bez tego czuł wyrzuty sumienia. Ciszę i napięcie przerwał blondyn, pytając:

— Likwidujemy ją?
W odpowiedzi został ponownie uderzony, tym razem ze zdwojoną siłą. Zarówno dłoń Liz jak i jej brata w tym samym momencie uderzyły w potylicę chłopaka. Brunetka przewróciła oczami, westchnęła.

— A co? Zostawicie ją tak? I może jeszcze powiecie kim jesteście? – blondyn bronił siebie i swojego przekonania – Uważam, że powinniśmy ją zabić.

— Nie. – ostry ton głosu Michaela wywołał ciarki nawet u Liz
Aż drgnęła i spojrzała na brata. Było w nim to spotęgowane uczucie, które zawsze brało nad nim górę, kiedy się o kogoś martwił. Zazwyczaj była to troska o nią, ale teraz jej osoba była wykluczona. Liz doskonale wiedziała, że chodzi o zielonooką Ziemiankę. Sean się jednak nie dał tak łatwo zbyć i stanął twarzą w twarz z Guerinem, mierząc go uważnym wzrokiem. Michael był zbyt zdeterminowany aby ustąpić, a Sean zbyt upokorzony aby dać się pokonać kolejny raz. Wzrok brunetki pobiegł w stronę popielatej kanapy, na której leżała zwinięta w kłębek blondynka. Nie miała powodu, aby odbierać jej życie.

— Nie. – powiedziała, nie odrywając spojrzenia od Marii – Nikogo nie zabijemy.
Blondyn odwrócił się w jej stronę, mierząc jej sylwetkę uważnym wzrokiem. Pokręcił głowa, a potem powiedział:

— Jak chcecie. Ja się zmywam. Ktoś musi się dowiedzieć co się dzieje.
Żadne z dwójki rodzeństwa nawet go nie odprowadziło wzrokiem. Oboje spoglądali teraz na śpiąca blondynkę, ale każde inaczej.
* * *
Brunetka usiadła na stole, machając w powietrzu nogami. Nic nie powiedziała, tylko spojrzała na brata. Jego wzrok ani na chwilę nie oderwał się od kanapy, nawet nie mrugnął. 'Jeszcze nigdy nie był w takim stanie' Nie wstając z ławy zapytała z zaciekawieniem i raczej niepewnością:

— Powiemy jej?
Michael nawet nie drgnął, wciąż nie odrywał wzroku od Marii. To zaczynało być denerwujące. Liz sięgnęła do patery z owocami, która leżała za nią i wzięła jedną pomarańczę, poczym rzuciła nią prosto w Michaela. Chłopak podskoczył jak oparzony, spojrzał na owoc turlający się po podłodze, a potem na Liz.

— Pogięło cię? – warknął

— Jak drut kolczasty... – mruknęła – Zadałam ci pytanie Romeo!

— Nie zaczynaj – ostrzegł ją

— Z tobą? O jakże bym śmiała Don Juanie – zakpiła – Nie reagujesz na pytania. Taki stan masz tylko kiedy jesteś głodny albo zamyślony. Wątpię aby widok zielonookiej kojarzył ci się z hamburgerem.

— Ugryź się wiesz w co – mruknął do niej wściekły

— Ze smakiem – odpowiedziała mu, a potem zsunęła się ze stołu, podeszła do niego i przesłaniając mu widok, powiedziała – Zapytałam cię czy jej powiemy czy będziemy wmawiać halucynacje.

— Nie powiemy jej. Nie chce jej w to wciągać.

— Ha! – Liz się uśmiechnęła – Wiedziałam! Michael kocha Marię. Michael kocha Marię. – zaczęła go przedrzeźniać naśladując małe dziecko, które robi na złość koledze powtarzając w kółko jedno zdanie – Michael kocha Marię. Michael kocha...

— Uspokój się.

— Buzi buzi. – zachichotała

— Wiesz, gdybyś nie wyszła z kapsydu tylko urodziła się jak normalne dziecko, to powiedziałbym, że twoja rodzicielka przedawkowała demerol.

— A ciebie lekarz upuścił na tę małą łepetynkę. – odwdzięczyła się – Pamiętasz, jak byłeś mały zastanawiałeś się po co są uszy. Tobie nimi mózg wypłynął!

— A tobie nie miało nawet co wypływać. – syknął, a w jego oczach zatliły się iskierki pełne gotowości do dalszej potyczki
Liz posłała mu groźne spojrzenie, ale ledwo tamowała śmiech. Potem zerknęła w stronę salonu, gdzie wciąż leżała Maria. Problem tkwił w tym, że lada chwila mogła się ocknąć, a oni nadal nie wiedzieli co powiedzieć. Brunetka sama dawno stwierdziła, że nie będzie to zbyt mądre, jeśli jej powiedzą. Ale z drugiej strony De Luca była na tyle inteligentna, że na pewno nie uwierzyłaby w bajeczkę o halucynacjach. 'Nie ma wyjścia. Trzeba jej powiedzieć' Tylko pozostał jeden problem... Michael. On nigdy się nie zgodzi. Trzeba mu to jakoś uświadomić, że to jedyne wyjście. Liz odwróciła się ponownie twarzą do brata, krzyżując ramiona powiedziała stanowczo:

— Powiemy jej.

— Nic z tego. – od razu zabrzmiał zimny głos Michaela

— W takim razie trzeba ją zabić.
Usta chłopaka się momentalnie zamknęły. Zabić? Rzeczywiście inne możliwości się wykluczały. Żadne z nich nie posiadało daru wymazywania pamięci ani naginania umysłu. Co prawda znali kogoś kto to potrafił, ale ich kontakt urwał się dawno temu. Poza tym Liz prędzej by popełniła harakiri niż powierzyła jakiekolwiek zadanie tamtej osobie. Michael zrozumiał, że musiał podjąć decyzję, która w taki czy inny sposób zadecyduje o życiu Marii. Albo je doszczętnie zrujnuje i wywróci do góry nogami albo po prostu je odbierze.

— Dobrze. Powiemy jej. – powiedział cicho
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część