_liz

Arytmia (6)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

VI

Alex powrócił do świata rzeczywistości, kiedy jego serce stanęło, przestając pompować krew. Machinalnie sięgnął ręką na szafkę, nawet nie otwierając zaspanych oczu. Szeleszczący listek kolorowych tabletek sam wślizgnął się w jego rękę. Chłopak otworzył oczy, aby spojrzeć na swoją siostrę, która zawsze mu podawała tabletki. Ale zamiast drobnej brunetki zobaczył Maxa. Początkowo strach wziął górę. Czarne myśli o końcu i o nie załatwionych sprawach natychmiast powróciły bicie serca, aż chłopak musiał gwałtownie nabrać powietrza. Dopiero kiedy Max bez ruchu stał i spoglądał na niego dziwnie łagodnie, zrozumiał, że jeszcze nie czas na śmierć. Wziął tabletkę do ust i połknął, popijając następnie czystą wodą, która przybrała dziwnie gorzki smak. Alex podsadził się wyżej na łóżku, ale nie czuł się na siłach, aby wstać jak co dzień. Organizm był osłabiony i sygnalizował powolny koniec egzystencji. Wiedział, że nie musi w tym momencie udawać, ze jest ok., zwłaszcza, że miał do czynienia ze Śmiercią we własnej osobie, a jej okłamywanie chyba nie byłoby najmądrzejszym pomysłem. Wypiwszy do końca wodę ze szklanki, utkwił wzrok w brunecie i zapytał:

— Gdzie Liz?

— Śpi. – odpowiedział Max beztrosko, siadając na skrawku łóżka
I znów zapanowała dziwna cisza. Alex miał przeczucie, że coś zaszło ostatniej nocy, zwłaszcza gdy nagły poryw wiatru wtargnął do miasteczka. Tylko nie przeczuwał, że może mieć to związek z nimi. Ciekawiła go tajemnicza mina Maxa, zupełnie nie przypominająca tej dotychczasowej. Owszem wciąż był poważny, a jego obecność przynosiła lodowate ciarki i niepewność. Jednak malował się na jego twarzy lekki uśmiech, przypominający pierwsze promienie słońca. Z drugiej strony Max unikał jego spojrzenia, najwyraźniej nie chcąc wywoływać większego strachu. Alex westchnął i zapytał:

— Ile mi jeszcze czasu zostało?
Max spojrzał na niego badawczo, a potem odpowiedział dość ponurym tonem:

— Niewiele.
Alex zacisnął powieki. Wiedział, ze taka najprawdopodobniej będzie odpowiedź, ale jednak jakaś drobna część niego pragnęła, aby jednak wyrok został odsunięty. Po kilku minutach zaśmiał się lekko i powiedział:

— Heh. No to nie pójdę na bal maturalny.
Brunet ponownie wbił w niego swoje spojrzenie, jakby nie wiedząc czy to był żart czy prawdziwy żal w głosie Alexa.
* * *
Liz ścierała stół, nie przeczuwając nawet, że w tej chwili na górze, tuż nad jej głową, Alex spędza swoje ostatnie chwile, które wkrótce będą mu odebrane. Zawsze wiedziała, ze będzie miał ciężkie życie, że musi uważać, bo inaczej może stać się coś złego, ale jednak tego nie przewidziała. Może nawet nie chciała dopuścić do siebie takiej ewentualności. Czyjeś ostentacyjne chrząknięcie przerwało jej pracę i zamyślenie. Odwróciła się. Nawet nie musiała obracać się, bo i tak doskonale wiedziała kogo ujrzy. Max. Po tym co zaszło ostatniego wieczoru, bała się tego spotkania. Nie wiedziała nawet co on sobie wtedy pomyślał. Pocałowała go nagle, a potem uciekła na górę. Liz przymknęła na chwilę powieki czując jak delikatny wiatr o zapachu wiosny muska jej skórę. Potem przygryzła wargę, kiedy Max przeszedł obok niej, opuszkami palców dotykając jej dłoni. Usiadł na krześle. I znów ta nieznośna i nieodłączna im od jakiegoś czasu cisza dała o sobie znać. Liz postanowiła ją przerwać.

— Lepiej pójdę po Alexa, niech się nie leni cały dzień.

— Zostaw go. – powiedział spokojnie chłopak – Źle się czuje.
Dziewczyna zamarła i wyprostowała się na te słowa. Pierwszy raz ktokolwiek bronił Alexa i dbał o niego, ktoś inny niż ona czy mama. Jednak końcówka wypowiedzi dała jej się bardziej we znaki. Kiedy tylko słyszała, ze z Alexem coś nie tak, czarne myśli zaczynały przebiegać po polu jej umysłu, doprowadzając do szału serce i zmysły. Ale jakiś szept w jej wnętrzu podpowiedział jej, że wszystko jest dobrze i brat potrzebuje po prostu odrobiny spokoju i ciszy. Usiadła na krześle, zaciskając ramiona wokół siebie. Głowę pochyliła tak, że pasma ciemnych włosów przysłoniły jej twarz. Dopiero po kilku minutach podniosła spojrzenie na Maxa. To co zobaczył zupełnie nim wstrząsnęło. Wiedział już, ze dziewczyna bardzo martwi się o brata, ale jeszcze nie widział jej łez. Teraz miał okazję, bo drobny strumień spłynął po jej policzku pozostawiając palący ślad. Nie chciał jej jeszcze bardziej pognębiać. Wypróbował sposób Alexa, zręcznie ocieplając ton swojego głosu:

— Podobno macie mieć bal maturalny?

— Co? – dziewczyna ocknęła się i spojrzała na niego – A tak. Za tydzień.

— Wybieracie się?

— Nie. Nie sądzę. – powiedziała, ocierając łzy z policzka – Nie mamy z kim. Proponowałam Alexowi, ze możemy iść razem, ale duma mu nie pozwala.

— A jego dziewczyna?

— Alex nie ma dziewczyny. – odpowiedziała Liz z półuśmiechem – Nigdy nie miał. Ale wiem, ze chciałby pojawić się chociaż raz w towarzystwie jakiejś pięknej dziewczyny, która naprawdę by go lubiła bez względu na jego manie i chorobę.

— A gdyby taką spotkał, poszedłby na bal? – zapytał Max

— Na pewno. – zaśmiała się – Już ja bym go zmusiła. – śmiech

— A ty? – chłopak nagle zapytał innym tonem, który wprawił bicie serca dziewczyny w zawrotne tempo

— Nie mam z kim. Nikt mnie nie zaprosił.

— A gdyby ktoś cię zaprosił?

— Prawdopodobnie bym się zgodziła. W końcu to się zdarza tylko raz.
Max spojrzał na nią. Smutek zmieszał się z odrobiną świeżości i radości ostatnich słów wywołując niesamowity skutek. Bum! Bum! Chłopak wiedział, że aby podtrzymać tę iskierkę w jej duszy, ten błysk w jej oczach, trzeba sprowadzić coś szczęśliwego do ich życia. Już nawet wiedział co.

— Mam pewien pomysł. Szykuj Alexa na bal.

— Co? Ale... – dziewczyna nie zdążyła nic powiedzieć, Max był już przy drzwiach
Wyszedł.
c.d.n.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część