_liz

Arytmia (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

X

Alex chodził niespokojnie po kuchni, nie wiedząc co zrobić z samym sobą. W dłoniach ściskał plastikowe pudełeczko, na którym od nerwowych drgań jego palców powstało kilka wgnieceń. Co chwila przystawał i oglądał samego siebie, poprawiając rękawy garnituru lub rozpinają guzik u koszuli, zapinając go z powrotem po chwili. Właśnie dotarła do niego myśl o tym, że idzie na bal. Wiedział o tym od dwóch dni, ale jakoś nie trafiło to do jego umysłu. Dopiero, kiedy zszedł na dół i przejrzał się lustrze pojął, że to nie jest złudny sen.
* * *
Ktoś zapukał do drzwi. Alex podniósł głowę znad komputera i mruknął "proszę". W chwilę potem palce mu zesztywniały, powietrze zatrzymało się w płucach, a nogi zdrętwiały. W jego pokoju była Isabel. Z uśmiechem podeszła bliżej, stanęła koło jego łóżka i zapytała:

— Co robisz?
Usta chłopaka otworzyły się, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa. Musiał wyglądać dość zabawnie, bo Isabel rozpromieniła się i pokręciła głową. Potem podeszła jeszcze bliżej. Pochyliła się nad nim, wysuwając w jego stronę swoją dłoń. Jej ręka zamknęła otwartą szczękę chłopaka, a potem dotknęła jego policzka. Chłopak miał przez chwilę wrażenie, że w jej oczach zatliła się nutka smutku. Nie opuszczając dłoni, Isabel zapytała spokojnie:

— Alexie Whitman pójdziesz ze mną na bal?
I nie był w stanie nic odpowiedzieć. Jego umysł dokładnie studiował każdą literkę z wypowiedzianego przez nią zdania. Potem analizował zabarwienie jej głosu, ton. Następnie przetworzył to wszystko w sensowną całość. Bingo! Po długiej chwili dotarło do niego, że został właśnie zaproszony na bal przez najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek widział. Wciąż nie był w stanie nic powiedzieć. Słowa uwięzły mu w gardle, a serce ścisnęło się, ale jakoś tak bezboleśnie. Zdołał jedynie przytaknąć głową.
* * *
Zatrzymał się w miejscy, gdy w kuchni pojawił się Max. Brunet ze zdumieniem spojrzał na niespokojnego Alexa, który miotał się w tę i z powrotem. Pokręcił głowa i zaśmiał się:

— Alex, wydepczesz dziurę w podłodze.
Nastolatek zatrzymał się i spojrzał na Maxa, jakby wciąż nie wiedział gdzie się znajduje, kim jest i co się dzieje. Zamrugał gwałtownie. Z letargu wyciągnął go odgłos wgniatającego się plastiku. Alex aż podskoczył, a potem zerknął na pudełko, które było już doszczętnie zdewastowane. Szybko odłożył je na stół, a potem znów nerwowo zaczął poprawiać swój garnitur. Max podszedł do niego i stanowczo potrząsnął nim. To chyba dostatecznie ocuciło Alexa.

— Czy to się naprawdę dzieje? – zapytał Maxa

— Tak. – zaśmiał się brunet
Alex nabrał głęboko powietrza, a potem usiadł na krześle, starając się opanować swoje stargane nerwy. Max oparł się o szafkę, wkładając dłonie do kieszenie. Jego oczy wpatrywały się w wejście do kuchni. Wyraźnie oczekiwał, aż ktoś się w nich pojawi. Ona. Liz. Nawet nie podejrzewał, jak bardzo zmienił się w ciągu tych kilku dni właśnie pod spływem jej osoby. Zniknął chłód, którym zwykł zawsze obdarowywać wszystkich w pobliżu. Niebezpieczeństwo zostało pokryte uśmiechem. A mrok i otchłań kryjące się w jego oczach wypełniła złocista mgła, która rozniecała swoje skrzące kropelki, zawsze kiedy widział lub czuł obok siebie Liz. W ciągu tak krótkiego czasu z groźnej, odstraszającej i przerażającej Śmierci, zamienił się w zwykłego, ciepłego, może odrobinę nieśmiałego i zdziwaczałego, ale wrażliwego Maxa. Wystarczyło, żeby na niego spojrzała, a już był w stanie spełnić każde jej życzenie. Jeden jej gest, a oddałby wszystko co ma. Za jeden jej uśmiech byłby w stanie poświęcić własną egzystencję. Chciał, żeby na niego patrzyła, żeby jej ciepły wzrok był skierowany tylko na niego. Pragnął słyszeć jej aksamitny głos, który pobudza zmysły i koi nerwy. Chciał czuć jej dotyk, delikatny, pełen energii i senności zarazem. Dotyk, który pozostawiał ślady na skórze i nie dał się zapomnieć. Uwielbiał jej ciało przy sobie, bo czuł się dzięki temu... ludzki. Mógłby tak jeszcze długo myśleć o niej i nie znudziłoby mu się, wręcz przeciwnie wpadłby w głębszy trans. Ale najwyraźniej Alex szukał punktu zaczepienia, żeby nie myśleć o Isabel, o balu, o stresie. Chłopak zauważył dziwne zamyślenie Maxa i szybko skojarzył je z osobą własnej siostry. Zapytał z zaciekawieniem:

— Właściwie jak to jest miedzy wami?
Max obrócił twarz i spojrzał na niego. Nie odpowiedział od razu, dopiero po chwili przemówił spokojnie, dobitnie, ciepło:

— Kocham ją.

— Nie no to miło. – powiedział Alex – Ale ja pytam o to, co z wami jest. Co będzie.
Max patrzył na niego, nie rozumiejąc do czego Alex zmierza. Zmrużył swoje ciemne oczy, wpijając je w twarz chłopaka. Ten tylko jęknął, wstał i machnął ręką od niechcenia. Potem dość głośno powiedział:

— Kochasz moją siostrę. Wiem, ze ona też coś poważnego do ciebie czuje. Prawda? – Max przytaknął, a Alex mówił dalej – Teraz idziecie razem na bal. Ale co będzie potem? Co będzie za te kilka dni?
Teraz dotarł do Maxa sens tego pytania. Miał rację. Teraz wszystko się układało, ale za kilka dni on zniknie i nic tego nie jest w stanie zatrzymać. W dodatku ona nie wiedziała, kim on jest. Wprawdzie przeszła mu przez myśl pewna dość ciekawa propozycja, ale szybko ją wymazał. 'Nie' Nie chciał, żeby cierpiała, nie chciał, żeby wiedziała. Ale tez nie był w stanie jej zostawić. Pragnął ją zawsze mieć przy sobie. Nie chciał tez okłamywać Alexa.

— Chce ją poprosić, żeby ze mną została.
Alex zatrzymał się w pół kroku, spojrzał z niedowierzaniem na Maxa, potrząsnął głową i zapytał niepewnie:

— Co masz na myśli? Zostajesz tu?

— Nie. – odpowiedział spokojnie Max

— Wiec co... ja nie bardzo...
Max wyprostował się i spojrzał wymownie na Alexa. Ten chwilę na niego patrzył, potem zmarszczył czoło, zastanawiając się intensywnie nad czymś. Rozważał wszystkie możliwości. Wszystkie? No prawie wszystkie. Jedną z opcji omijał z daleka. Ale natrętnie wracała i zakotwiczyła wreszcie w jego umyśle. Doprowadziło to do natychmiastowej reakcji:

— Że co?! – Alex wrzasnął, otwierając szeroko usta – Ty sobie chyba żartujesz?! Nie chcesz... nie mówisz poważnie... nie możesz...

— Mogę. – odpowiedział Max

— Nie, nie możesz! – warknął Alex – A co z nią? Pomyślałeś o tym?

— Nic jej ze mną nie grozi. Będzie szczęśliwa i bezpieczna. Wiem, że mnie kocha.

— Może i kocha, ale nie ma pojęcia kim jesteś. A wątpię, aby odpowiedź ją ucieszyła. Nie! Rozumiesz? Nie pozwalam.

— Alex – Max zrobił krok w jego stronę, a jego głos zrobił się lodowaty – Ja ciebie nie pytam o pozwolenie.

— Jej też nie.
Max nie odpowiedział, tylko wrócił do poprzedniej pozycji. Alex nie mógł tego przeboleć, nie mógł się uspokoić, musiał coś zrobić nim będzie za późno.

— Nie!
* * *
You're not the easiest person I ever got to know
And it's hard for us both to let our feelings show
Some would say I should let you go your way
You'll only make me cry
If there's one guy, just one guy
Who'd lay down his life for you and die
It's hard to say it
I hate to say it
But it's probably me
Jego dłoń przesunęła się powoli po jej plecach. Wszystkie koniuszki jego nerwów zadrżały. Oto był w wielkiej sali, wypełnionej uczniami. Oto znajdował się właśnie na parkiecie, a w jego objęciach znajdowała się Liz. To czego najbardziej teraz pragnął i potrzebował – ona. Przytulił ją mocniej, e jego opuszki przesunęły się niżej po jej ciemnej skórze. Czuł jej ciepły oddech na swojej szyi. Uwielbiał ją. Nie. On ją ubóstwiał. Kochał w niej wszystko. Kochał jej śmiech, bo zawsze wzbudzał setki pozytywnych uczuć, o których istnieniu nie miał pojęcia. Kochał jej skórę gładką, miękka i ciepłą. Kochał reakcję jej ciała na jego dotyk. Kochał jak opuszki jej palców muskają przypadkiem skórę, wywołując napięcie. Kochał jej włosy o zapachu lawendy, której woń zawsze go odprężała. Kochał jej usta, zawsze lekko rozchylone, jakby stworzone do całowania i wciąż pozostający na nich posmak truskawek. Kochał jej ciemne oczy, w których Bóg musiał zatopić iskry piekielne. Kochał jej spojrzenie, bo zawsze patrzy tak, że nie jest się w stanie jej oprzeć. Kochał patrzeć na nią, gdy śpi, wyglądała wtedy tak niesamowicie. Kochał jej dusze, bo tylko ona trzymała go tutaj. I dlatego nie mógł jej zostawić. Była częścią niego.
When the world's gone crazy, and it makes no sense
And there's only one voice that comes to your defence
And the jury's out
And your eyes search the room
And one friendly face is all you need to see
If there's one guy, just one guy
Who'd lay down his life for you and die
It's hard to say it
I hate to say it
But it's probably me
Piosenka się skończyła, a on musiał pozwolić na to, żeby drobne ciało brunetki wysunęło się z jego objęć. Jego spojrzenie na chwilę trafiło na parę obok. Isabel z uśmiechem wspierała się na ramieniu Alexa. Ten również wyglądał na szczęśliwego. Do czasu... Akurat popatrzył w stronę Maxa i Liz. Jego twarz spochmurniała, powróciły myśli o zamiarze Maxa. Tylko sama Śmierć nie była już pewna czy jej postanowienie jest słuszne. W jego głosie odezwał się głos 'Nie dam ci jej skrzywdzić'. Zaniepokojony wzrok bruneta pobiegł ponownie w stronę Alexa. Nie odpowiedział, tylko objął czule Liz i uśmiechnął się do niej. Wyszli zaczerpnąć świeżego powietrza. Max nie zdążył nawet zareagować, nawet się przygotować, gdy gorące usta dziewczyny odnalazły jego wargi i złączyły się z nimi w namiętnym pocałunku. Świat wirował w zawrotnym tempie, a on wirował razem z nim. Wszystko w nim gotowało się i topiło, osuwało w przepaść, a potem wydobywało razem z gorącą lawą na powierzchnię. Na chwilkę się od niej oderwał, żeby nabrać powietrza. Jego dłonie mocniej przysunęły ją do siebie, jego spojrzenie nie odrywało się od jej przymkniętych oczu i rozchylonych ust. Zbliżył ponownie swoją twarz do niej, chcąc zatonąć w kolejnym pocałunku. Ale na ciemnym i pustym parkingu pojawiła się inna para. Max od razu rozpoznał kto to jest, gdy tylko mrok przecięła jasność i melodia. Isabel. A skoro była tu ona, to był też Alex. Liz i Max spojrzeli na nich. Ramiona Maxa bliżej przysunęły brunetkę do niego, jakby bał się ją wypuścić. Alex patrzył na niego wyzywająco. 'Dość!'
* * *
Alex zamknął oczy i nabrał głęboko powietrza. Wykonał chwiejny krok w tył, a potem rozpostarł ramiona, jakby chciał złapać równowagę. Liz zaczęła się wyrywać w jego stronę, mimo że Max wciąż mocno ją trzymał. Udało jej się to. Błyskawicznie znalazła się przy bracie, łapiąc go i z niepokojem wypytując co się dzieje. Kiedy chłopak nie odpowiadał, tylko łapał gwałtownie powietrze, osuwając się na ziemię, krzyknęła, a z oczu popłynęły łzy. Mocno go do siebie przytuliła, nie pozwalając na to, aby upadł. Max zimnym wzrokiem obserwował całą scenkę. Jego oczy nie opuszczały twarzy Alexa. Ten, upewniając się, że Liz tego nie widzi, spojrzał na Maxa z gniewem. 'Widzisz. Ona woli zostać ze mną'

— On udaje.
Liz zdawała się tego nie słyszeć. Wciąż nerwowo przeszukiwała kieszenie brata, chcąc tam odnaleźć tabletki. Zaczęła nawet mamrotać przez łzy:

— Boże pomóż mi. Nie daj mu umrzeć. Nie dzisiaj. Nie jestem na to gotowa.

— Liz. – Max zawołał, podchodząc bliżej – On...

— Max pomóż mi, błagam. – jęknęła Liz, powoli osuwając się z bratem na ziemię i kładąc go na asfalcie
Isabel stała jak wryta, nie wiedząc co robić. Jej wzrok tkwił w Maxie. Czyżby właśnie w tym momencie postanowił zakończyć to wszystko? A Liz wciąż pochylała się nad bratem i płakała. Wstała i drżąc, skierowała się do Maxa.

— Dzwoń po pogotowie. – chciała znów wrócić do Alexa, ale:

— Liz. – Max prawie krzyknął – Nic mu nie jest! On udaje...
W tym momencie powietrze przeciął świst dłoni uderzającej o policzek chłopaka. Tego się nie spodziewał. W tym momencie z ziemi podniósł się Alex. Nawet nie spojrzał w oczy siostrze, tylko zaklął pod nosem i otrzepał się. Pokręcił głowa, kiedy wzrok Liz pytająco błądził po jego twarzy. Spojrzenie brunetki powróciło na Maxa. Zamknął oczy, a potem powiedział:

— Jego czas jeszcze nie przyszedł.

— Co ty pieprzysz? – Liz zapytała

— Wiem to.

— Skąd?

— Ja...

— Skąd?! – cierpliwość Liz się skończyła, przeszła wszystkie granice – Wiecie co? Mam tego dość! – wrzasnęła – Alex nie wiem czemu mi to zrobiłeś, ale nie chce wiedzieć. Ty blondi nawet nie raczyłaś mnie powiadomić o niczym. Nie drgnęłaś. A ty – obróciła się ponownie do Maxa – Wiem, że nie jesteś człowiekiem. Ale nie chciałam się dowiedzieć kim jesteś, bo kochałam cię takim jakim jesteś. Teraz wszystko mi zwisa! Tak! Mam gdzieś kto kiedy umrze, mam gdzieś to, że przez mój dom przewijają się Anioły. A już w szczególności mam gdzieś ciebie Max! Bo okłamujesz mnie na każdym kroku!
To powiedziawszy, a wręcz wykrzyczawszy, obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Zatrzymała się jednak, kiedy dobiegł do niej głos Maxa:

— Jestem Śmiercią.
c.d.n.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część