_liz

Arytmia (1)

Wersja do druku Następna część

Od autorki: Dopiero co zakończyłam pracę nad polarkiem. Stwierdziłam, że muszę teraz przerzucić się znów na inna kategorię. Padło na Dreamers. Całe to opowiadanko będzie się rozgrywało wokół wiecznie śniącej pary Max&Liz. Może na początku troszkę mało jest tej pary ukazanej razem, jednak z czasem to się zmieni wraz z rozwojem akcji. Ale... Fabuła zupełnie odbiega od serialu. Nie ma najmniejszego związku z Roswell, nie licząc kilku postaci. Żadnego FBI, żadnych ucieczek, żadnych walk, żadnych kosmitów! Chociaż jedna z postaci bynajmniej nie jest "normalna". Jej tajemnica jest wręcz śmiertelna. W sumie opowiadanko nie będzie tak przesiąknięte barwami czy dźwiękiem jak "Cold rain" czy inne opowiadania tego typu, ale myślę, że uda mi się wproadzić kilka bardzo wzruszających i ciekawych scenek. Ogólnie akcja rozgrywa się wokół tajemnicy łączącej dwie osoby. To opowiadanko zainspirowane jest pewnym filmem, ale nie zdradzę jakim. Może ktoś się zorientuje i odgadnie. Śmiem stwierdzić, że to bardzo proste do odgadnięcia i nie będzie zbyt wielkich trudności.



I

Chłopak obudził się cały zlany potem. Usiadł na łóżku, usiłując nabrać powietrza i uspokoić organizm. W pokoju było ciemno, tylko przez okno wpadało jasne światło ulicznej latarni. Firanka lekko się uniosła, jakby przez podmuch wiatru. Ale okno było zamknięte, więc ta opcja była niemożliwa. Czyżby ktoś był w pokoju? Chłopak uważnie przeciął wzrokiem pomieszczenie, ale nikogo nie zobaczył. Fakt, było ciemno, ale znał swój pokój lepiej niż własną kieszeń i potrafił powiedzieć czy ktoś w nim jest czy nie. Złowrogi szept dotarł do jego uszu, wywołując niepokojące bicie serca. Chłopak wstał i podszedł do okna, otwierając je. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Serce znów za szybko biło. Oparł się dłońmi o parapet, czekając cierpliwie aż mięsień powróci do unormowanego bicia. Nienawidził siebie za to, że nie może funkcjonować jak inni. Szept powtórzył się. Ale tym razem chłopak nieco wolniej się obrócił, aby nie drażnić serca. Wydawało mu się, że jeden z cieni na ścianie przyjmuje jakiś bliżej nieokreślony kształt. Potem jego wyobraźnia zsunęła ten cień bliżej, jakby stał przed nim ktoś realny. Z tym, że to nie było działanie wyobraźni. Chłopak cofnął się, ale napotkał parapet. Nabrał powietrza, nie chcąc aby serce znów stanęło lub przyspieszyło.

— Kim jesteś?

— Wiesz kim. – odezwał się głos
Był to niesamowicie zimny głos, pełen niebezpieczeństwa, jakby taił w sobie mroczną tajemnicę. Ciarki przeszły ciało chłopaka. Zrobiło mu się zimniej, a powietrze zaczęło gęstnieć. Chłopak zamrugał gwałtownie i ponowił pytanie:

— Kim jesteś?

— Wiesz kim. – odpowiedział głos – Już od dawna to wiesz. Od dawna na mnie czekasz.
Chłopak otworzył usta, ale nic nie powiedział. Dopiero teraz zrozumiał, kim jest postać. Zamknął oczy, uspokajając się nieco. Usiadł na parapecie. Po chwili ponownie otworzył oczy i zapytał cicho:

— Już dzisiaj? Już czas?

— Nie. – krótko odpowiedział głos – Ale wkrótce.
Powiał mroźny wiatr i cień rozpłynął się, postać zniknęła w niewyjaśniony sposób. Chłopak wciąż siedział na parapecie, rozmyślając. Serce mocno mu się ścisnęło, zatrzymując dopływ krwi do wszystkich kończyn. Gwałtownie się zerwał z miejsca i podbiegł do szafki. Szukał nerwowo czegoś w szufladzie, aż wyjął szeleszczące sreberko z kolorowymi pigułkami. Drżącymi palcami wyjął jedną z tabletek i połknął, popijając wodą w szklance stojącej na szafce. Oparł się łokciami o łóżko. Łzy bólu spłynęły po policzkach. Powrócił rytm serca. Chłopak wczołgał się na łóżko i skulił. Usiłował zasnąć, ale nie potrafił. Wisząca nad nim groźba nie dawała mu spokoju.
* * *
Chłopak otworzył zaspane oczy. Było już zupełnie jasno. Zerknął na zegarek. Było już dobrze po dziewiątej. Na szczęście była sobota i mógł sobie na to pozwolić. Uniósł się na łóżku i rozejrzał uważnie, jakby sprawdzał czy osoba, która była tu ostatniej nocy na pewno sobie poszła. Ku jego uldze nikogo nie było w pokoju. Nagle drzwi otworzyły się i energicznie weszła przez nie młoda dziewczyna. Niewysoka brunetka niosła w dłoniach tace ze śniadaniem. Kiedy napotkała na w pełni rozbudzony wzrok chłopaka, uśmiechnęła się. On również się uśmiechnął. Lubił na nią patrzeć, było w niej tyle życia. Jednocześnie była tak inna od niektórych jej rówieśniczek. One dbały o każdy szczegół swojego wyglądu, a ona... Ciemne włosy związane niedbale w kucyk, sprane dżinsy i koszulka. A wyglądała niezwykle promiennie. Postawiła tacę na stoliku, odsuwając książki i gierki. Usiadła na skraju łóżka i spojrzała na niego. Uśmiechnęła się. Jej dłoń wysunęła się w stronę jego twarzy. Otarła palcem śpiochy z oka chłopaka. Ten mruknął z niezadowoloną miną:

— Przestań, nie jestem małym chłopcem.

— Wybacz staruszku. – pokazała mu język i zaśmiała się
Nie potrafił być na nią zły, tez się uśmiechnął. Ona zawsze potrafiła go rozbawić. Chłopak zrobił zadziorną minę i zaczął ją łaskotać. Targana falami chichotu i konwulsji dziewczyna, usiłowała się wyrwać, ale nie był w stanie.

— Przestań! – błagała poprzez śmiech – Aaa! Przestań!

— Nie. – odpowiedział, zadowolony tym co robi i jej reakcją
Jego ruchy osłabły dopiero wtedy, gdy poczuł zbyt przyspieszone tempo serca. Nie był to galop, ale lada chwila mógł nadejść atak. Przerwał zabawę i przymknął oczy. Dziewczyna powróciła do pozycji siedzącej i spojrzała na niego z niepokojem. Naprawdę się przestraszyła.

— Nic ci nie jest? Podać ci tabletki? – zapytała z przejęciem i zaczęła nerwowo przeszukiwać jego szufladę
Chłopak wyglądał jakby zaraz miał zemdleć.

— Alex nie rób mi tego. – błagalnie jęknęła, podając mu tabletkę i szklankę
Nastolatek połknął pomarańczowa pigułkę i popił chłodną wodą. Twarz znów zaczęła przybierać dawny kolor, a bladość znikała. Serce uspokoiło się. Jego wzrok padł na twarz dziewczyny. Była niesamowicie przerażona. Uśmiechnął się i powiedział miękko, chcąc ją uspokoić:

— Już ok. – wziął ją za rękę – Liz, już jest ok.
Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, ale widział, że nadal jest smutna i przybita. Pewnie czuła się winna. Alex pokręcił głowa i powiedział cicho:

— Martwisz się bardziej niż mama.

— Martwię się, bo jestem twoją siostrą. – odpowiedziała
* * *
Liz siedziała na stołku w kawiarni i popijała kawę. Zawsze siadała w tym samym miejscu, zamawiała to samo. Kelnerzy doskonale ją znali i często ucinali sobie z nią pogawędki. To była taka jej mała tradycja. Teraz siedziała w zamyśleniu popijając czekoladowe cappuccino. Wciąż prześladowała ją myśl, że prawie doprowadziła do kolejnego ataku brata. Nazywali to atakiem, choć raczej nie miało to żadnego związku z jego chorobą. Od dziecka oboje wychowywali się inaczej. Alex nie mógł bawić się jak inni rówieśnicy, a ona nie chciała się bawić jak inni, bo wolała być z nim. Zawsze dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Miała kilkoro przyjaciół, ale i tak większość czasu spędzała z nim. Kolejny łyk gorącej kawy roztopił smutki w jej żyłach. Drzwi do kafejki otwierały się i zamykały co jakiś czas, wypuszczając klientów. Nie wiedziała, że ponowne otwarcie szklanych drzwi przyniesie ze sobą zmianę. Na stołku obok niej usiadł młody chłopak. Niewiele starszy od niej, co najwyżej o dwa lata. Kątem oka uchwyciła jego postać. Wysoki, dobrze zbudowany. Ciemne włosy opadały zadziornie na czoło, jakby usiłowały się pasemkami wkraść do oka. Chłopak położył na blacie książkę, a potem zamówił kawę i pączka. Oczekując na zamówienie rozglądał się, jakby nieco nieśmiało. Po kilku sekundach jego spojrzenie padło na dziewczynę siedzącą obok. Przechylił nieco głowę, a potem uśmiechnął się lekko. Dziewczyna w białym uniformie podała mu zamówienie i wróciła do innych klientów. Chłopak napił się z filiżanki, a potem powiedział:

— Pani jest smutna.
Liz odstawiła filiżankę i spojrzała na niego bezpośrednio. Nie patrzył na nią, dopiero gdy zmrużyła oczy ponownie odwrócił twarz w jej stronę. Dziewczyna drgnęła pod naporem jego spojrzenia. Dziwne ciarki przebiegły jej po plecach. Jeszcze nigdy nie widziała tak ciemnych oczu, z takimi dziwnymi światłami migoczącymi wewnątrz tęczówek. I jego aura... Miała wrażenie, że otacza go jakaś niesamowita siła, która wywołuje nieopanowane drżenie jej serca. Chłopak uśmiechnął się i powiedział do niej:

— Przepraszam, że przeszkadzam w piciu kawy, ale jestem ciekaw dlaczego tak piękna dziewczyna jest tak smutna.

— Dziękuję. – zarumieniła się i opuściła głowę

— Nie ma za co. – uśmiechnął się i ponownie napił kawy – Zwykłem stwierdzać fakty. – kiedy zobaczył, że dziewczyna bardziej się zmieszała, zręcznie powrócił do innego tematu – Więc czemu jest pani smutna?

— Mam powody. – powiedziała cicho i napiła się cappuccino

— A... powody. Tak, to wszystko wyjaśnia. – powiedział, lekko się uśmiechając
Dziewczyna uśmiechnęła się w pełni na taką odpowiedź. Jego ton i mina, kiedy to wypowiadał niesamowicie rozbawiły ją. Spojrzała na niego, a potem na książkę, która leżała na ladzie. Przeczytała uważnie tytuł. "Zbiór dzieł średniowiecza" Wzrok powrócił na twarz chłopaka, który wpatrywał się w swojego pączka.

— Nie sądziłam, że średniowiecze jest tak pasjonujące. – powiedziała

— Nie jest. – odpowiedział chłopak i spojrzał na nią – Ale stworzyło kilka ciekawych dzieł.

— Hmm... – dziewczyna odstawiła filiżankę i spojrzała na niego – Jakie?
Chłopak odsunął od siebie kawę i pączka, a przesunął książkę umieszczając ją pośrodku, pomiędzy nimi. Potem obrócił się przodem do dziewczyny.

— Na nic twe sztuki i łut medycyny. Umiejętności i wiedza słynąca...

— Oto twe życie dobiegło już końca. – dokończyła Liz z uśmiechem, a potem zapytała – Studiujesz historię literatury czy filozofię? – nawet się nie zorientowała, kiedy przeszła do niego na "ty"

— Hmm. – chłopak zmarszczył czoło – Chyba można to nazwać filozofią.

— A jaki masz pogląd na świat? – zapytała dociekliwie

— Uważam, że każdy powinien robić to co uważa za słuszne i nie może niczego dokładać na ostatnią chwilę, bo nigdy nie wie kiedy będzie jego ostatnia chwila. Masz ochotę skoczyć ze spadochronem? Idź i zrób to dzisiaj, a nie mów, że za kilka lat, bo nie wiesz czy jutro nie umrzesz.
Kiedy dziewczyna spoważniała, zmarszczyła brwi i spojrzała na niego dziwnie, chłopak uśmiechnął się i powiedział z rozbawieniem:

— Dlatego zastanawiałem się czemu się smucisz. Nie warto tracić życia na łzy.

— Może masz rację. – mruknęła sama do siebie
Jej wzrok padł na zegarek wiszący na ścianie. Jednym łykiem dopiła kawę i rzuciła na stół drobne. Potem wstała i posłała chłopakowi uśmiech.

— Musze już iść.
Wyszła. Ale jeszcze obróciła się na chwilkę, żeby przyjrzeć się chłopakowi. Potem pokręciła głową i zniknęła za rogiem. Brunet odprowadził ją wzrokiem. Powrócił do picia własnej kawy. Zupełnie wymazując z pamięci to, co miało miejsce przed chwilą, jakby było bez znaczenia.
c.d.n.


Wersja do druku Następna część