_liz

Cold Rain (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

III

Michael przysnął na fotelu. Obudziło go ciche jęczenie budzika. Zapomniał go wyłączyć. Cichutko wstał i przemknął, aby go wyłączyć. Jego wzrok padł na Liz, która na szczęście się nie obudziła. Musiała długo nie spać, skoro teraz kamienny sen wziął nad nią górę i Morfeusz chwycił ją w swoje ramiona. Wyglądała bardzo spokojnie i wręcz anielsko. Michael nalał sobie zimnej kawy do kubka, oparł się o blat i popijając czarny napój wlepiał swoje spojrzenie w Liz. Jej ciemne włosy, które od tego zmęczenia straciły swój blask. Skóra jej wyblakła, jakby straciła koloryt i świeżość. Ciało Liz obecnie unosiło się lekko, kiedy jej płuca nabierały powietrza. Spierzchnięte usta coś mamrotały. W pewnej chwili nieoczekiwanie krzyknęła przez sen "Maria!" i zerwała się z płaczem. Nie wiedząc kiedy nawet, Michael błyskawicznie znalazł się tuż przy niej. Zimne i słone krople spływały wolnym strumieniem po jasnych policzkach, a ciało Liz zaczęło się trząść. Kiedy zobaczyła Michaela, dopiero się jakby ocknęła i zrozumiała, że tylko śniła. Wstała i naciągnęła rękawy swetra na dłonie. Lekko zachwiała się, jakby nie była pewna, w która stronę uciec. Ale zatrzymała się, kiedy zauważyła, że Michael nie ma zamiaru jej powstrzymywać. Siedział na kanapie, gdzie przed chwilą ona spała. Składał koc w kostkę, rzucając tylko na chwilę na nią spojrzenie. Liz przygryzła dolną wargę, a potem splotła ramiona wokół siebie i wymamrotała:

— Dzięki...za...um... no wiesz...
Guerin spojrzał na nią uważnie. Nic nie powiedział, tylko wstał i skierował się w stronę Liz. Ta miała wrażenie, że za chwilę się na nią rzuci, pożre ją albo zrobi jakiś złośliwy wykład. Tymczasem Michael na chwilkę zatrzymał się przy niej, pokiwał głową i przeszedł do kuchni. Liz poczuła się głupio. Po kilku sekundach obróciła się i rzuciła krótkie:

— No to ja już pójdę. – skierowała swoje nogi w stronę drzwi

— Gdzie! – warknął Michael z kuchni
Nim dziewczyna zdołała cokolwiek odpowiedzieć, już ją mocno chwycił za ramię i zawlókł do kuchni. Siłą usadził ją na stołku, a potem postawił przed nią miskę po brzegi wypełnioną płatkami z mlekiem. Mruknął coś i rzucił jej łyżkę. Liz siedziała niepewnie i wodziła za nim skołowanym wzrokiem. Kiedy chłopak zauważył, że ta nic nie tknęła, zatrzymał się, oparł dłońmi o blat, pochylił w stronę Liz i chłodnym, rozkazującym tonem powiedział:

— Jedz.

— Nie mam ochoty. – mruknęła Liz i odsunęła od siebie miskę

— Jedz. – powiedział z naciskiem

— Nie traktuj mnie jak pięcioletniej dziewczynki. – oburzyła się Parker

— To się nie zachowuj jak pięcioletnie rozkapryszone dziecko. Jedz!
Liz westchnęła i dała za wygraną. Zanurzyła łyżkę w ciepłym mleku, nabrała trochę jedzenia i zbliżyła to do ust. Z obrzydzoną miną otworzyła usta a potem wepchnęła pokarm do środka. Poczuła jak język staje się miękki, ślinianki zaczynają wytwarzać amylazę, a potem podniebienie gładko przesuwa treść do przełyku. Liz nawet jakby usłyszała echo jedzenia uderzającego o ścianki pustego żołądka, a potem cały prysznic amylazy trzustkowej i jelitowej. Krew zaczęła szybciej krążyć. I nim się sama zorientowała, Liz pochłonęła całą miskę płatków i co więcej, nadal była głodna. Odsunęła od siebie miskę, skuliła się i wpatrywała w Michaela, który krzątał się w te i z powrotem. Nie śmiała go poprosić o więcej. Ale Guerin przystanął. Zobaczył jak Liz spogląda na pusta miskę, najwyraźniej z utęsknieniem. Uśmiechnął się sam do siebie, a potem zabrał jej miskę sprzed nosa i napełnił ją kolejną porcją płatków. Kiedy Liz aż się wyprostowała na stołku i wyciągnęła rękę po miskę, Michael zaśmiał się otwarcie i pokręcił głową. Oparł się o szafkę naprzeciwko i skrzyżowawszy ramiona, spojrzał na pannę Parker. Płatki błyskawicznie znikały z miski, a życie wracało do tego drobniutkiego ciała. Po skończonym posiłku, Liz zauważyła spojrzenie chłopaka i zarumieniła się. Przełknęła ślinę i powiedziała:

— Dzięki. Ja już naprawdę pójdę.

— Liz. – zatrzymał ją Michael
Przystanęła w drodze do drzwi i czekała na to, co miał do powiedzenia. Guerin wyszedł z kuchni i stanął przed nią. Nabrał powietrza i powiedział spokojnie:

— Ciężko ci, prawda?
Liz przytaknęła głową i posmutniała. Wspomnienie jej najlepszej przyjaciółki było bardzo bolesne.

— Liz, ja wiem, że to ciężkie, że boli. Ale... ale trzeba żyć dalej.

— Wiem. – wyszeptała Liz, a potem nieco pewniej dodała – Tylko, że ja nie potrafię.

— Potrafisz. – dodał nieco gwałtowniej, ale znów zwolnił tempo – Musisz przestać się zadręczać i umartwiać.

— To nie takie proste. Ona była dla mnie bardzo ważna.

— A dla mnie niby nie? – Michael warknął – Była dla mnie cenniejsza niż dla któregokolwiek z was. Nie potrafiliście jej docenić, ja tez. Ale kochałem ją i byłem przy niej.

— Ja też. – oburzyła się Liz, ale Michael przerwał jej

— Wiem, ale teraz przesadzasz. Tym umartwianiem się i paranoją nic nie zdziałasz. A może chcesz na siebie zwrócić uwagę? Jeśli tak, to kiepski sposób sobie wybrałaś. Liz przestań wreszcie robić z siebie męczennicę – najwyraźniej Michael właśnie dawał upust swojej furii – Nie jesz, nie spisz, nie odzywasz się, znikasz na całe dnie... A może chcesz dołączyć do Marii? – Liz była w niemałym szoku, a łzy zmieszane z gniewem wypełniły jej oczy, pięści się zacisnęły – Przestań się nad sobą użalać Parker. Takie manewry nie wrócą jej życia, rozumiesz? Jak się stoczysz, nie będzie cię miał kto uratować, jej nie będzie przy tobie. Musisz żyć dalej. Maria nie żyje!
I w tym momencie poczuł jak dłoń Liz z ogromnym impetem uderza o jego policzek. Zapiekło, zaszczypało, potem nawet pojawił się ból. A drobna postać wybiegła z jego mieszkania. Michael stał jak wryty. Dotknął dłonią zaczerwienionego policzka i spojrzał na drzwi, które zatrzasnęła za sobą Parker. Co w nią wstąpiło?! Ale chwilę zastanowienia i zdumienia szybko zastąpiła wściekłość. Za oknem znów padało, a on wypuścił ją w tę ulewę. Ale nie sądził, aby zauważyła jakąkolwiek różnicę w pogodzie. Dla niej wciąż było tak samo. Zimne krople na jej policzkach nie różniły się niczym od zimnych kropli na reszcie jej ciała.
Don't ya think that you need somebody
Don't ya think that you need someone
Everybody needs somebody
You're not the only one
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część