gosiek

Cała ja - Myśli i Marzenia (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część III „Dream Wolking”

Sama już nie wiem, jaka jestem. Z jednej strony jestem twarda jak lód, a z drugiej wrażliwa. Chciałabym być taka jak Lizzy. Ona z często była słodka, aż nie do wytrzymania, ale potrafiła również pokazać pazurki.
Szkoda, że ona jest tylko w filmie i jej całe życie również.
Mam dosyć...Sara!! Dlaczego nie możesz się zdecydować na to jaka jesteś! Dlaczego to jest takie trudne. W tych czasach źle jest okazywać słabości, a ja mam ich tak wiele. Nikt o nich nie wie. Moi najbliżsi nie wiedzą nawet, że boję się ciemności, bardzo...dlatego zasypiam przy małym światełku. Jak małe dziecko.
Tak, gdzieś w głębi jestem małym dzieckiem. Niewinnym i wrażliwym bobaskiem. Jednak muszę walczyć o swoje ciętym językiem. Muszę być silna...muszę!

W nocy zerwałam się z łóżka. Miałam straszy sen: byłam TAM – na Antarze i wiedziałam co się tak naprawdę stało. Nigdy nie miałam takich koszmarów...straszne – pełno krwi i walka, ciągła walka. To było takie coś, jakby ktoś mi to naprawdę pokazywał...to co przeżył. Nie to nie możliwe za dużo marzę, to tylko te głupie marzenia. To nie było prawdą.
Ja naprawdę wierzę, ale nie do tego stopnia.
Zastanawiałam się czym tak naprawdę jest sen. Doszłam do wniosku, że to jest wszystko, takie nie poukładane w naszej głowie, co musi mieć gdzieś ujście.
Czasem śnię o czymś, a gdy zapomnę już o tym, zdaje sobie sprawę, że to teraz się dzieje. To jakby wizje przyszłości. Ale nie tylko ja tak mam, wiele ludzi to przeżywa...a może nie

Nie mogłam już spać. Bałam się teraz zasną, a jeżeli znowu to zobaczę...tą walkę i śmierć. Nie mogłam wymazać tego widoku z pamięci.
Siadłam na fotelu i wpatrywałam się przez okno w gwiazdy. Od początku roku minęło kilka dni. Dokładnie pięć dni. Byłam już na randce z Marcusem i próbowałam podrywać Javi’iego. Idzie mi to jednak bardzo źle. Jak nigdy.
On obracał się teraz w towarzystwie Key’a, Marcusa i ich kolegów. Czasem gdzieś całą paczką wyskoczymy, ale nigdy nie mam okazji pogadać z nim w cztery oczy. To jest już męczące. Dobrze, że chociaż mam jego telefon.
Dzisiaj sobotnia noc. Rodzice gdzieś wyjechali, siostry poleciały już na jakąś imprezę. Miały wrócić, ale jakoś ich nie widzę. W taki sposób jestem sama w domu.
Niebo jest zachmurzone, nie widać gwizd na które tak lubię patrzeć. Jestem pewna, że zaraz zacznie padać, czuje to już. Zawsze przed burzą drętwieje mi noga. I tak też się dzieje. Te „mrówki” są dokuczliwe.
Wiatr się zerwał i spadły pierwsze krople deszczu. Stawały się coraz większe i głośniej uderzały o dach. Bałam się, tego, że moja lampka może zaraz zgasnąć. Będzie to straszne. Do kogo ja się wtedy przytulę, nikogo przecież nie ma.
Puki jeszcze piałam chwile, pobiegłam na korytarz wyciągnąć latarkę. Ledwo działała. Nagle usłyszałam trzask i zobaczyłam biały błysk. Wszystkie światła zgasły. Włączyłam latarkę...zaczęła migać.

— Baterie...cholerne baterie!! – krzyczałam Dlaczego teraz!! – uderzałam ręką o urządzenie
Nic nie dawało. Migała cały czas. Zaczęłam szukać komórki, zadzwonię do dziewczyn, to przyjdą, nie mają daleko...dwie przecznice. Jednak jedyne co słyszałam w telefonie to poczta głosowa. Wyłączyły telefon, to samo zrobił Kay. Nie wiedziałam, co zrobić...bałam się i to strasznie. Ledwo powstrzymywałam łzy.
Nagle na liście mignęło mi imię mojego sąsiada, on przecież miał najbliżej do mnie. Natychmiast włączyłam zieloną słuchawkę. Na początku słyszałam jedynie długie sygnały, ale to już lepsze niż poczta głosowa. W końcu sygnał ustał, a po drugiej stronię usłyszałam zaspany głos Javiego

— Słucham?

— Javi...to ja S.J...- powiedziałam cicho

— Dziewczyno wiesz która jest godzina...boże druga w nocy! – słychać było zdenerwowanie w jego głosie

— Przepraszam, ale...proszę cię, przyjdź do nie teraz...światła zgasły, a ja...a ja się bardzo boję!! – sama nie wiedziałam, dlaczego wyjawiłam mu mój największy sekret w ułamek sekundy

— Boże...weź sobie latarkę – odpowiedział pomiędzy ziewnięciami

— Proszę cię... – z oczu popłynęły mi dwie łzy a głos lekko załamał

— Ty płaczesz?? Niemożliwe

— Nie po prostu ktoś mnie dusi i nie mam siły mówić – odparłam z lekką złością – proszę cię przyjdź

— Dobrze, za chwilę będę...tylko...wygrzebię się spod kołdry – słyszałam tylko huk...najwidoczniej spadł z łóżka

— Javi...nic...nic ci nie jest??

— Nie...usiądź i się nie ruszaj – odłączył się
Osunęłam się pod ścianę z ciągając z łóżka poduszkę. Wtuliłam się w nią i zaczęłam płakać. Wpatrywałam się w lekkie światełko latarki i modliłam, aby on przyszedł jak najszybciej.
Słyszałam tylko trzepnięcie drzwiami i hurgot na schodach. Wiedziałam, że to on. Podniosłam głowę i spojrzałam załzawionymi oczami na niego. Przyglądał mi się, jakbym była jakaś trędowata. Coś we mnie pękło, straciłam swoją dumę. Nie byłam już silna jak zwykle, teraz zupełnie wymiękłam. Odwróciłam głowę ściskając powieki, aby nie wyleciała z nich ani jedna łza więcej. On siadał obok mnie nie odrywając wzroku.

— Co się tak patrzysz?? – powiedziałam zła na siebie

— Dziwi mnie to co widzę...

— Dlaczego?? Czy dziewczyna nie może się już panicznie bać ciemności??

— Nie taka jak ty...- uśmiechnął się gdy na niego spojrzałam – myślałem, że ty niczego się nie boisz i nigdy nie płaczesz, a tutaj

— Javi...niepotrzebnie do ciebie dzwoniłam i tak mi nie pomagasz. Chciałam, aby przyszedł tu ktoś, kto mnie zrozumie i przytuli, jednak nie mogę oczekiwać tego do ciebie

— Wypraszam sobie...mogę to załatwić

— To do cholery, na co czekasz?? – wybuchłam i rzuciłam się na jego szyje
Nie stawiał oporów, a ja mogłam czuć się bezpieczna obok niego. Gdy lekko zasypiałam położył mnie na łóżku i przykrył kocem. Wiedziała, że zaraz odejdzie, ja tego nie chciałam. On musiał tu zostać.
Pociągnęłam go za rękę.

— Proszę...nie zostawiaj mnie samej – powiedziałam przesuwając się, aby zrobić mu miejsce
Położył się obok i objął ramieniem. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęliśmy.

Obudził mnie promień światła. Dzisiejszy dzień zdawał się o wiele cieplejszy niż wczorajszy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Javiego oglądającego moje plakaty i różne książki o kosmitach. Byłam szczęśliwa że jeszcze tu został.
Przeciągnęłam się leniwie, wstałam i po cichu podeszłam do niego.

— Hej...co robisz?

— Ja...oglądam twoje książki...widzę, że lubisz kosmitów?? – odparł przyglądając się mnie dziwnie, od góry do dołu
Po chwili zorientowałam się, że mam na sobie krótko bluzkę – ledwo zakrywającą moje piersi i spodnie dresowe leżące bardzo nisko na biodrach. W taki sposób było mi widać cały brzuch, dobrze że chociaż jest ładny – jedyne co w sobie lubię.

— Lubię...to chyba mało powiedziane...ja ich po prostu kocham – odpowiedziałam śmiejąc się i pokazując moje zbiory na ścianach.
Wisiało na nich mnóstwo plakatów z bohaterami jak i z samymi zielonymi ufoludkami i statkami kosmicznymi. Również moje własne prace plastyczne.

— Ty to narysowałaś?? – spytał wskazując na jeden z obrazków
Było na nim wiele znaków, takich samych jaki były w Księdze Przeznaczenia. A na około wyrysowane twarze każdego bohatera.
Kiwnęłam głową.

— Bardzo ładne – dodał – Co to za znaki??

— To Antarski alfabet...z Księgo Przeznaczenia...ale pewnie nawet nie wiesz co to jest –machnęła ręką

— Zdziwiłabyś się – mruknął pod nosem, jednak ja to puściłam drugim uchem

— Sara!!!!! – usłyszałam krzyk siostry z dołu – Jeżeli zaraz nie wstaniesz...wyciągnę cię siłą z tego łóżka! – dodała, a ja usłyszałam skrzypienie schodów

— A właśnie...siostra cię wołała na dół...zapomniałem cię obudzić – Javi podrapał się w brew

— Zgłupiałeś – wykrzyknęłam – Schowaj się w łazience...natychmiast – popchnęłam go do drzwi, a gdy tylko je zamknęłam weszła moja Ana

— No nareszcie...ile mam na ciebie czekać...musimy jechać do babci, zapomniałaś??

— Eeeee...ja....nie mogę...bardzo źle się czuje, nie mogę jechać – złapałam się energicznie za brzuch – Przeproś za mnie babcie... – tym razem zaczęłam ją wypychać za drzwi – Na razie, musze cię położyć – zamknęłam drzwi
Udało mi się nie dopuścić jej do słowa. Bo jakby zaczęła gadać, to nie skończyłaby. Upewniłam się, że samochód wyjechał z garażu i wypuściłam Javiego z łazienki.
Popatrzyłam przez chwilę na niego. Jego oczy doprowadzały mnie do nieziemskiego szaleństwa. Błękitne jak niebo...miodzio!
Znowu zaczął mnie mierzyć wzrokiem. Zatrzymał się na moim pępku i powiedział:

— Fajny kolczyk – potrząsnął niebieskim oczkiem – Wysportowany brzuszek...duże ćwiczysz...- skomentował

— Kilka lat chodziłam na karate, musiałam mieć taki brzuch – dodałam odwracając się

— Hmm...pokażesz mi kilka chwytów? – zaśmiał się – Na pewno mnie nie pokonasz... też chodziłem i mam czerwony pas

— Jesteś pewien?

— Dalej maleńka – rozzłościł mnie tym, natychmiast rzuciłam się na niego popychając na podłogę...przy okazji upadłam razem z nim

— To nie jest karate, raczej typowo wkurzona dziewczyna – śmiał się z mnie nie mogłam na to pozwolić
Nie wiedziałam co zrobić, nienawidziłam jak ktoś się ze mnie nabija, a on to robił równo. Jedynym sposobem jaki przyszedł mi do głowy było zamknięcie mu ust pocałunkiem. Lekko się zawahałam, ale słysząc znowu wybuch śmiechu zdecydowałam się to zrobić.
Po chwili oderwałam się od niego, a on popatrzył na mnie dziwnie.

— Co się tak gapisz, musiałam ci jakoś zamknąć....- nie dokończyłam gdyż tym razem on mnie pocałował o wiele dłużej i czulej.
Nie stawiałam oporów, podobało mi się to. Miałam ochotę dostać teraz dziwnych wizji takich jak Liz...

~*BŁYSK*~
Planety, wiele kolorowych planet...szybka jazda pośród nich. I nagle wielki błysk i wybuch jednej z nich...pięknej fioletowej
~*BŁYSK*~

Ale ja mam wyobraźnię. Potrafię sobie nawet ubzdurać takie rzeczy. Zaśmiałam się cicho, przy okazji przerywając pocałunek

— Co się stało?? –zdziwił się Javi

— Nie nic...- popatrzyłam na niego. Przewróciłam się na bok i pokładałam się ze śmiechu jakbym cos przed chwilą brała...

— Co ci?
Nic...chodź zjeść śniadanie – powiedziałam ciągnąc go za rękę.
Javi przyglądał się mi jak tańczę robiąc omlet. Akurat w małym telewizorze leciał teledysk Seana Paula „I’m still in love”. Zawsze gdy usłyszałam ją zaczynałam wariować, ale powodem również było to co widziałam całując się z nim. Te dziwne błyski, które pewnie sobie wyobraziłam, jednak Roswell działa na mnie dziwnie.
Jego wyprowadzało to z równowagi. Wstał i podszedł do mnie.

— S.J. co ci się stało...zachowujesz się jakbyś się naćpała...

— Ja?? Heh... to po prostu moja wyobraźnia, nie martw się – uspokoiłam się lekko

— Jak to wyobraźnia??

— No bo, w Roswell, takim serialu, dziewczyna całowała się z chłopakiem i miała różne wizje...a ja teraz też miałam....tylko ja sobie je wyobraziłam – odpowiedziałam podając do stołu

— A co takiego widziałaś?? – widać bardzo go to zaciekawiło

— No widziałam planety...kolorowe, czułam się jakbym leciała pomiędzy nimi, nagle największa wybuchła – odpowiedziałam

— Ciekawe – szepnął – planty...kolorowe??

— Tak, a co??

— Nie nic, tak sobie powtarzam...zaraz będę musiał spadać do domu, jeszcze muszę pracę dokończyć – zmienił szybko temat

— Szkoda – udałam smutna minę – Ale przynajmniej zjedz

— To da się załatwić – obydwoje zaczęliśmy śniadanie z wielkim apetytem

Koniec cz. III ---- Proszę o Komentarze


Poprzednia część Wersja do druku Następna część