_liz

Etoile (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Chłopak rozłożył się na kanapie podrzucając piłeczkę do góry. Dziewczyna w bojówkach, poszarpanej koszulce i z gotyckim makijażem rzuciła w niego puszką od piwa i usiadła na fotelu naprzeciwko. Po chwili z drzwi obok wybiegła drobna postać i chichocząc podbiegła do lodówki, owinięta wyłącznie w prześcieradło. Dziewczyna na fotelu przewróciła oczami i jęknęła:

— Ava, do cholery nie paraduj tak, bo zwymiotuję.

— Przymknij się Loonie. – zabrzmiał chłodny głos z naprzeciwka

— Cmoknij mnie Zan. – pokazała mu środkowy palec

— Trzymaj swoje dziewczynę na smyczy Rath. – mruknął Zan do chłopaka na kanapie
Ten nawet nie zareagował wciąż podrzucając piłeczkę do góry i ignorując ich całkowicie. Dopiero na słowa Zana postanowił odpowiedzieć. Jednak była to chłodna i raczej obojętna odpowiedź, być może nie taka, jakiej pozostali by się spodziewali:

— Ta suka nie jest moja.
Opatulona w prześcieradło różowowłosa figurka kucnęła na podłodze obok fotela i spojrzała na dziewczynę siedzącą w fotelu, która wbiła mordercze spojrzenie w chłopaka. Zan otworzył sobie puszkę z piwem, napił się bursztynowego napoju, a potem zaśmiał się i powiedział sarkastycznie:

— No tak. To przecież nie twoja Etoile.

— Że co? – drobna postać podniosła na niego głowę

— Etoile, po francusku gwiazda. – wyjaśniła Loonie znudzona

— To była jego ukochana z dzieciństwa, z sierocińca. – dodał Zan, wszyscy wgapiali się w Ratha – Ale dziewczynka została adoptowana, a jemu pozostało jedynie wspomnienie o ciemnowłosej Lizzy.

— Pieprzcie się. – warknął chłopak i wstał
Wyminął ich i wyszedł. Zan zaśmiał się i pociągnął różowowłosą dziewczynę z powrotem do sypialni, a Loonie pozostała na fotelu bez słowa. Rath tymczasem wyszedł na ruchliwe ulice Nowego Yorku. Wściekł się, że kpią z jego dziecięcej miłości, że kpią z niego. Byłby nawet w stanie przywalić Zanowi za to, ale jakoś nie miał ochoty. Z drugiej strony to zaczynało być niezdrowe. Zamiast znaleźć sobie jakąś dziewczynę albo podążyć za przeznaczeniem on nadal żył myślą o jego Lizzy. A przecież już minęło trzynaście lat. Sam nawet nie wiedział, gdzie ona jest. Może powinien zapomnieć o niej? Kiedy tak chodził i rozmyślał z gniewem, poczuł nagły skurcz w żołądku. Byłby nawet w stanie coś zwędzić, ale jakoś nabrał ochoty, aby usiąść sobie w cieple i najeść się na oczach innych. Wygrzebał z kieszeni kilka dolarów i uśmiechnął się sam do siebie. Już wiedział gdzie zje. Na końcu ulicy była taka mała pizzeria z pyszną pizzą i to nie drogo. Poszedł tam. W kolejce stało kilka osób. Jakiś facet z rozwrzeszczaną małą dziewczynką, czarnoskóra kobieta rozmawiająca przez telefon i dwie pannice, z których jedna coś nawijała, a druga ją całkowicie olewała pochłonięta lektura karty dań. Stanął w kolejce. Kiedy mężczyzna odszedł i kolejka powinna przesunąć się dalej a one obie się nie przesuwały, miał zamiar skorzystać z okazji. Wepchnął się przed blondynkę. Zaczęło się:

— Ej ty! – wrzasnęła blondynka – Co ty sobie myślisz?

— Że twoja strata. – odpowiedział jej Rath cynicznie

— Ej, ja byłam pierwsza. Wepchałeś się.

— I co z tego? – zapytał obojętnie

— Jak to, co z tego? – blondynka szarpnęła drugą dziewczynę za ramię i powiedziała z wyrzutem – Patrz co za debil. Weź mu coś powiedz.

— Mhm. – mruknęła brunetka i nawet nie podniosła wzroku

— Szlag mnie zaraz trafi! – krzyknęła blondynka – Co za miasto, co za ludzie!

— Maria uspokój się. – zza karty dań wydobył się głos drugiej dziewczyny, która wciąż pochłonięta była lektura i tylko jednym uchem wyłapywała co się dzieje

— Ale on się wepchnął!

— To go zdziel albo poczekaj aż kupi a potem skopiemy mu tyłek.

— Bardzo zabawne. – mruknęła blondynka – Pomogłabyś mi.

— Nie mam skłonności samobójczych. – odpowiedziała brunetka

— O widzisz. – Rath gorzko powiedział – Słuchaj przyjaciółki, ma rację. W tym mieście lepiej uważaj co i do kogo mówisz, bo wylądujesz z nożem w brzuchu albo od razu na cmentarzu.

— Grozisz mi? – blondynka aż otworzyła usta

— Może. – odpowiedział krótko i odwrócił się, żeby zamówić pizzę

— Wychodzimy. – blondynka warknęła i pociągnęła ciemnowłosą za rękę
Rath spoglądał jak obie wychodzą. Nie przyjrzał się brunetce, bo zbyt szybko została wypchnięta, ale blondynka stanowczo działała mu na nerwy. Zamówił sobie pizzę, zapłacił i usiadł przy oknie. Zatopił zęby w pysznym cieście i podwójnej warstwie sera. Od razu zapomniał o rozterkach.
* * *
Obie dziewczyny szły ulicami Nowego Yorku. Blondynka w nerwicy coś mówiła niespokojnie. A brunetka oplotła się ramionami i rozglądała dokoła. Uważnie studiowała każdy zakamarek miasta. Kiedy Maria nie otrzymała odpowiedzi na jedno ze swoich pytań, aż stanęła. Spojrzała na siostrę. Ta nadal uważnym wzrokiem przemierzała ulicę, jakby kogoś szukała. Blondynka jęknęła i pokręciła głową, uszczypnęła siostrę. Kiedy ta podskoczyła i z gniewem na nią spojrzała, ta zapytała niecierpliwie:

— Co ty wyprawiasz?

— Nic. – odpowiedziała krótko i wymijająco

— Co ty się tak rozglądasz?

— Podziwiam miasto – mruknęła cynicznie Liz

— Jasne. Szukasz go prawda? – kiedy brunetka nic nie odpowiedziała, załamała ręce i stwierdziła – Wiedziałam. Liz nie znajdziesz tu swojego Ratha. Skąd wiesz, że on jeszcze tu mieszka? Skąd wiesz, że jeszcze...

— Milcz. – Liz przerwała jej ostro i ruszyła przed siebie
Nie chciała tego słuchać. Musiała wierzyć, że on jeszcze jest, że wciąż czeka. Nie potrafiłaby znieść myśli, że mógł o niej zapomnieć, że już nigdy go nie zobaczy. Zacisnęła mocniej powieki. Na sam smak tych okrutnych myśli łzy kołowały się w jej oczach.
* * *
Liz sięgnęła dłonią do lampki nocnej i wyłączyła ją. Przez szparę pod drzwiami jeszcze snuło się światło. Ani jej rodzice ani Maria nie spali, wciąż krzątali się po nowym mieszkaniu. Ona natomiast nawet nie otworzyła pudeł ze swoimi rzeczami. Gdy tylko wróciły z miasta, szybko zrzuciła z siebie spodnie i w samej koszulce wślizgnęła się pod kołdrę. Jej łóżko stało pod oknem i mogła przez nie spoglądać na miasto tlące się milionem światełek. Wyciągnęła dłoń i dotknęła opuszkami szyby. Przyłożyła dłoń tak jak dawniej zwykła kłaść ją na szybie akwarium, gdy po drugiej stronie stał Rath. Uśmiechnęła się sama do siebie, a ciepłe łzy spłynęły strużką po policzkach. Drugą dłoń zacisnęła na błękitno-czarnym wisiorku. Spierzchnięte usta zwilżyły łzy. Opuszki przywarły już do okna, jakby były z nim zespolone. Liz miała nawet wrażenie, że jej skóra zaczyna przybierać kolor zabrudzonej szyby. W jakiś sposób myśl o chłopcu rozgrzała jej serce, ale zmroziła umysł. Tak chciała go znaleźć i jednocześnie tak chciała tego spotkania uniknąć. Kolejny strumyczek spłynął po jej jasnej skórze. Liz rozchyliła usta i mocniej przycisnęła dłoń do szyby:

— Kocham cię Rathy.
* * *
Rath leżał na kanapie. W sypialni już dawno spali Ava i Zan, a Loonie zabarykadowała się w swoim obskurnym pokoju, nie odzywając się do niego. Mówiąc szczerze to w ogóle tego nie zauważył i jakoś było mu to na rękę. Mrok spowił ich lokum. Chłopak zacisnął powieki przywołując w pamięci obraz pięcioletniej dziewczynki i jej gwieździstych oczu. Lekko się uśmiechnął. Wyciągnął przed siebie rękę, wyobrażając sobie, że przyciska ją do zielonego akwarium. Poczuł ciepło przepływające przez koniuszki jego nerwów, jakby naprawdę dotykał tej szyby. Przymknął oczy, wyobrażając sobie, że po drugiej stronie stoi jego ukochana. Zacisnął usta i zmarszczył brwi. 'Co ja wyprawiam? Przecież nie widziałem jej o trzynastu lat. Nie wiem gdzie do diabła ona jest.' Chciał już opuścić dłoń, ale ręka odmówiła posłuszeństwa, jakby chciała dotknąć tej niewidzialnej szyby 'A jeśli ją spotkam, jeżeli jakimś cudem... Co ona o mnie pomyśli? Jak ja wyglądam, z kim się zadaję, jaki jestem?' Poczuł się dziwnie. Chciał ją bardzo spotkać i jednocześnie piekielnie się tego obawiał. Kiedy dłoń zadrżała, jakby naprawdę przywarła do akwarium, w jego oczach zakiełkowały łzy, które oczywiście stłumił. Spojrzał na dłoń i szepnął:

— Kocham cię mon etoile.
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część