Olka

Mój punkt widzenia (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

—Jesteś taki kochany!

—Mamusia bardzo cię kocha...

—Jak podrośniesz pogramy w piłkę...

—Słodka perełka...


Cukiereczek, dziubasek, słoneczko, maluszek... Mógłbym tak wymieniać bez końca! Te ostatnie określenia w szczególności upodobały sobie mama, ciocia Maria i ciocia Isabel. Ciekawy jestem, czy wiedzą, że mam na imię Zan? Nie wiem, może jestem jeszcze niedoświadczonym, małym, niczego nie rozumiejącym dzieckiem, ale wydawało mi się, że trzy literki łatwiej zapamiętać, niż te wszystkie inne składające się na te długaśne określenia.


Jeśli tak ma wyglądać całe moje dzieciństwo, to słowo daję, chcę wracać do brzuszka mamy! Nie przeżyję kolejnych "perełkowatych" dni w ramionach mamy i ciotek.


***


"Dziubaśne" dni zamieniły się w miesiąc! Halo! Pomocy! Czy ktoś mnie słyszy? Oczywiście, że nie. Jak kogoś potrzebuję, to wszyscy śpią. A może to i lepiej? Mam jeszcze trochę czasu do ranka, kiedy wszystko zacznie się na nowo, więc może lepiej to wykorzystać.


Nie, nie ma mowy. Jestem głodny. Pora to obwieścić.

—Liz, on znowu płacze...


Tak jest! Płaczę bo jestem głodny. Niewdzięcznicy. Pozwalam im na takie mnie traktowanie, a im się nawet nie chce mnie nakarmić. Zdawało mi się, że jestem tu najważniejszy, a jeśli nie, to trzeba to zmienić!

—Już jestem skarbeńku. No nie płacz, jeszcze chwilę.


Jakby czas był problemem, nie było by sprawy! Jak bo-nie-dydy usłyszę jeszcze raz te wyzwiska, to nie dane wam będzie zaznać rozkoszy ciszy! Obiecuję.


I w ogóle, to... No dobra, przestanę na chwilę. Ale tylko dlatego, że mnie karmisz. Nie sądziłem, że to znowu powiem, ale jest dobrze. Nawet bardziej niż dobrze. Nikt nic nie mówi, ty mi śpiewasz, piję mleczko...


Hej! Co jest? Jeszcze nie skończyłem.

—Liz, szybko!


Kto to powiedział? Dlaczego krzyczycie? I skąd tu tyle świateł?

—Jak nas tu znaleźli?

—Nie wiem, ale musimy się pospieszyć. Nie mogą dostać Zana.


Dostać? Ktoś chce mnie dostać? Wow, to może być ciekawe!


Mamo, gdzie tak biegniesz? Ale jazda! Szybciej!

—Zbliżają się. O Boże Max, co teraz?

—Nie pozwól im zabrać Zana.


Dobra, zmęczyłem się tym ciągłym podskakiwaniem. Możesz już przestać biec, mamo. Hej! Mówię do ciebie! Mam krzyknąć? Jak chcesz...

—Ciii Zan, nie płacz. Proszę cię, uspokój się.

—Ucisz go.

—Nie wiem, jak? Max on jest przestraszony.


Przestraszony? Ja? To niewybaczalne. Ja się nie boję. Zresztą czego, przecież nic się nie dzieje.

—Stać. FBI. Nie ruszać się!


Kto to powiedział? To nie głos taty, ani tym bardziej mamy. Wujek Michael? Nie to nie on.


Hej! Kim jesteś? I dlaczego mnie zabierasz ty eFBIu! Kto ci pozwolił? Mamusia nie pozwala nikomu oprócz taty i wujków i cioć trzymać mnie na rękach! Czy to znaczy, że mamusia pozwoliła? Czy to jest jakaś nowa zabawa?

—Tu czerwony orzeł. Mamy dzieciaka. Powtarzam. Mamy dzieciaka, odbiór.

—Czerwony orzeł, tu pelikan. Przywieźcie go do bazy. Agent Curtis czeka w bloku F, odbiór.

—Tu czerwony orzeł. Przyjąłem, bez odbioru.


To ptaki potrafią mówić? I dlaczego ten tutaj wygląda jak człowiek...? Hmm... No jasne to kosmici! Jak mogłem się nie domyślić? No tak, tata pewnie znów wymyślił jakąś kretyńską zabawę i włączył w nią swoich nieziemskich kolegów. Jak podrosnę, przyrzekam, że oderwę mu głowę! Albo nie... po prostu obedrę go ze skóry!

—Nie proszę, nie zabierajcie Zana!


Tylko dlaczego mamusia płacze, a tatuś leży na ziemi i się nie rusza?


Poprzednia część Wersja do druku Następna część