ALEX_WHITMAN

New Life (11)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Ludzie biegali zdezorientowani tym, co się dzieje. Kobieta stanęła przed zasypanym tunelem.

— Po raz kolejny stracę osobę, którą pokochałam – pomyślała Isabel. Łzy stanęły w jej oczach.
Ludzie z wioski zaczęli kopać.

— Kto tam jeszcze jest oprócz Martina? – spytała Isabel mężczyzny który koło niej stał.

— Doktor, pięciu mężczyzn i jedna kobieta.

— Muszę im pomóc. Muszę – starała sama się przekonać.
Patrzyła na kompletny chaos.

— Masz moc. Wykorzystaj ją. Wykorzystaj ją, zanim będzie za późno – szepnął głos w jej głowie.

— Odsuńcie się!!! – krzyknęła Isabel.
Ludzie podnieśli głowy zaskoczeni.

— Odsuńcie się!!! Tylko ja im mogę pomóc!!!
Może presja, pod jaką byli ci ludzie, a może nadzieja, jaką żyli, w każdym bądź razie posłuchali się jej.
Stanęli za nią.
Isabel spojrzał na białą ścianę śniegu i odetchnęła głęboko. Zamierzała użyć swojej mocy przy wszystkich ludziach, aby uratować Martina i innych…
Podniosła powoli ręce… wtedy ludzie zobaczyli, że wielki kawał śnieg zaczyna odrywać się od reszty. Po chwili uniósł się górę. Ludzie patrzyli jak zaczarowani. Isabel odrzuciła go swoją moc jak najdalej od ludzi. Później oderwała drugi blok śnieżny, większy od poprzedniego.

— Widzę ich – krzyknął ktoś.

— Widzę doktora i Martę.
W Isabel coś jakby ożyło i z dużą siła odrzuciła drugi blok skalny. Następnie podbiegła do miejsca, gdzie leżał Martin i reszta.
Pierwsze, co zobaczyła to było to, że wszyscy żyją. Co dziwne żadnemu z nich nic się nie stało. Okazało się, że gdy tunel się zapadł zrobił nad nimi jakby niszę, ale gdyby nie pomoc Isabel to mogliby się udusić lub zamarznąć.
Wszyscy patrzyli na Isabel. Ona patrzyła się na nich. Miał już odwrócić się i uciec, gdy podeszłą do niej młoda kobieta i uklękła przed nią.

— Pani. Uratuj nasze dzieci – szepnęła z rozpaczą.
Isabel patrzyła na nią jak zahipnotyzowana.
Miała teraz wybór, albo pomóc tym ludziom, albo uciec dopóki mogła. Zanim przyjadą po nią tacy jak Pierc.
Wybrała to pierwsze. Złapała kobietę za ręce i ją podniosła.

— Nie jestem żadną panią. Mam na imię Isabel… Isabel Evans i pomogę wam.
Podeszła do miejsca, gdzie leżeli wcześniej uratowani ludzie i zaczęła robić to samo co wcześniej. Odrywała śnieg wielkimi blokami. Robiła to powoli i w wielkim skupieniu. Jednak im więcej bloków odrywała i odrzucała, tym bardziej traciła siły.

— Martin ja już nie mogę. To ponad moje siły. Boję się, że zaraz upuszczę ten śnieg – powiedziała do lekarza, który cały i zdrowy stał koło niej.

— Isabel wytrzymaj jeszcze trochę. Już mało zostało. Jeszcze dwa, trzy razy i dojdziemy do jaskini.
Całe ciało Isabel zaczęło drżeć. Zrobiło jej się bardzo gorąco. Unosiła właśnie ostatni kawałek bloku śniegu, kiedy poczuła, że już naprawdę nie może tego zrobić.
Martin, który stał koło niej również to widział.

— Martin ja już naprawdę nie mogę…

— Isabel bez względu na wszystko musisz wiedzieć, że Cię kocham.
Isabel w jednej chwili, jak torpeda, uniosła do góry ostatni blok skalny i odrzuciła go na bok, gdzie leżała reszta, a następnie wyczerpana zemdlała…




Poprzednia część Wersja do druku Następna część