agu84

Mroki Przeszłości (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Mroki Przeszłości 2

— Hej maja ty Mutantko, znowu ciężka doba? – Luke wparował do pokoju Sophie i walną się na olbrzymie łoże obok dziewczyny. Płyta Linkin Park leciała na cały regulator.

— Wiesz co Tygrysie, chyba ze dużo czasu razem spędzamy. Wparowujesz tu jak do siebie. A tak właściwie to kto cię wpuścił, bo dzwonka nie słyszałam. – odparła Soph, w jej głosie można było wyczuć jakąś niebezpieczną nutę.

— Oj, Księżniczka coś nie w so... – reszta jego słów utonęła pod gradem spadających poduszek. Sophi miała w tej chwili dość tej ciągle uśmiechniętej gęby. – Hej, co jest? Co ja takiego zrobiłem? – Lucas rozłożył ręce w geście poddaniai zrobił swoją słynną, niewinną minkę. Mimo, że Sophie znała tą sztuczkę nie mogła się na niego długo gniewać.to w końcu nie jego wina, że zaczynała wariować.

— Nic Luke, tylko mam już dość ciągłego zarywania noce przez te głupie sny i mojej cholernej roboty. Dziś jakiś obleśnik złapał mnie za tyłek i zapytał czy mamy "lody" w menu. Już miałam go trzasnąć lecz Collin mnie powstrzymała. – Coollin (jak ją nazywali) była jeszcze jedną członkinią ich paczki. Zawsze powstrzymywała Sophie przed rękoczynami. Była to słodka i pokojowo nastawiona do świata istotka, która za nic nie mogła pojąć wybuchowości Soph. Mimo to były najlepszymi przyjaciółkami i Collin zawsze wysłuchiwała dziwnych opowieści i sprawozdań ze snów Sophie. – Mówie ci Luke, ja tak długo nie pociągnę. Jeszcze się okaże, że na UIC pójdziesz tylko z Collin i Jake'iem. – Jake był dopełnieniem "Parszywej Czwórki".

— Nie łam się Mała. Wiesz jak już musisz zarywać noce to może wybrałabyś się z nami do tej nowej budy przy autostradzie. Pamiętasz , umawialiśmy się kilka dni temu. Nieżle tam grają.

**

"Lucas miał rację, przyda mi się kilka godzin odpoczynku, oderwania od rzeczywistości". Sophie czuła się wspaniale. Było głośno, tłumnie i mrocznie. Niektórych by to zdziwiło ale ona kochała taką atmosferę. To miejsce oznaczało dla niej oderwanie się od rzeczywistości. W tłumie podczas rytmicznego tańca czuła się nareszcie wolna. Muzyka hipnotyzowała jej ciało, a kryształowa kula pod sufitem przypominała księżyc. Księżyc – uwielbiała spacerować nocą w jego promieniach, bo wtedy nareszcie czuła się bezpiecznie, jak w domu. Był czuła coś znajomego w tych samotnych chwilach. Deszcz gęsto spadający z nieba tylko potęgował to uczucie. Czuła wtedy tęsknotę za czymś, za kimś, ale nie wiedziała, nie umiała tego nazwać.
Podobnie czuła się teraz w odbitym świetle kuli. Reszta paczki poszła do baru napić się piwa. Wiedzieli, że kocha tak tańczyć jak w transie, więc jej nie przeszkadzali.
W pewnym momencie Soph poczuła na sobie czyjeś uporczywe spojrzenie. Kiedy obróciła się żeby zobaczyć kto ją obserwuje, zatonęła w błękicie. Niebieskie oczy głębokie jak ocean, powoli zaczęły ją wciągać. Sophie zdawało się, że widzi cały wszechświat w tym spojrzeniu. I nagle coś przerwało ten kontakt. Soph czuła się jakby dostała w głowę obuchem. Nie mogła złapać powietrza. Usłyszała za sobą głęboki głos, lecz w tym momencie zrobiło się jej czarno przed oczami. Zaczęła spadać w bezdenną przepaść i gdyby nie czyjeś silne ramiona, upadłaby. Gdy poczuła, że jest w stanie stać o własnych siłach spojrzała na tego, kto ją uratował przed upadkiem, lecz w tym momencie błękitny ocean znów ją pochłoną. Niesamowite niebieskie oczy należały do mężczyzny który trzymał ją w ramionach. Sophie znów nie była w stanie się poruszyć. Ledwo zdawała sobie sprawę, że chłopak coś mówi. Przycisną ją do siebie mocniej i morska głębia znikła.

— Hej Mała, nic ci nie jest? – usłyszała jego szept tuż przy swoim uchu. Zadrżała pod wpływem łaskotania na szyi. Jego oddech był gorący. – Spokojnie, jesteś bezpieczna. Nie puszczę cię. – Wyczuł jej drżenie. Jego dłonie zaczęły wędrować po jej plecach, a ciało zakołysało się w rytm muzyki. Sophie była jak zahipnotyzowana. Nie mogła oderwać się od niego. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Czuła się dziwnie bezpiecznie. Te ramiona były jej znajome. Miała wrażenie, że cały świat przestał istnieć, że pozostali tylko oni dwoje i głośna muzyka. Jednak w pewnym momencie coś przerwało kontakt. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu i silne szarpnięcie.

— Odwal się od niego dziwko!!! – pchnięcie było na tyle silne, że Sophie straciła równowagę, i walnęłaby o parkiet, gdyby nie czyjeś ramiona. "Znowu ktoś mnie łapie, mam już tego dość", odwróciła się z zamiarem walnięcia nieświadomego zagrożenia gościa, ale okazał się nim Jake. Chłopak już wkraczał do akcji. Przekazał Sophie w ręce Collin i ,wraz z Lucase'm stanął naprzeciw dziwnej pary.
Soph miała szansę bliżej przyjrzeć się tej dwójce. Byli punkami co nie było niczym szczególnym w tej budzie. Chłopak, kyóry jeszcze chwilę temu gładził jej nagie plecy wywołując dreszcz i gęsią skórkę, był wysoki i ciemnowłosy. Sophie była pod wrażeniem mięśni które miała szansę wyczuć pod jego koszulką. "Boże, co ja robię, jeszcze żaden obcy facet nie trzymał mnie tak blisko. A ja w dodatku jak jakaś młódka delektowałam się tą bliskością i dotykiem." Z kolei jego partnerka była, bardzo ładną zgrabną dziewczyną. Nie w typie tych suchcieli z kolorowych magazynów. Sophie miała szansę również poczuć jej siłę. Całe to wydarzenie wywołało małe zamieszanie w dyskotece. Tłumek zaczął się zbierać wokół nich w nadziei na ubaw. Jake lustrował tamtego chłopaka. Oceniał; Sophie była tego pewna. Soph widziała już Jake'a w akcji. Miał do tego predyspozycje, każdy mógł to przyznać. Jake był najwyższy spośród wszystkich graczy w drużynie koszykarskiej w której wraz z Lucasem grali. Ciemnowłosy chłopak, zawsze ubierający się na czarno, z jednodniowym zarostem mógł wydawać się niebezpieczny. I jak najbardziej był, jednak Sophie wiedziała, że dla swoich przyjaciół był gotów na wszystko. Teraz chciał ją bronić.

— Masz coś do mojej koleżanki? Pilnuj lepiej swojego kochasia, żeby nie obłapiał cudzych dziewczyn.

— Lepiej ty pilnuj swojej dupy, bo na takim haju każdy ją może przelecieć.
Oczy Jake'a błyszczały gniewem, jednak Soph wiedziała, że nie uderzyłby dziewczyny. Niestety wiedziała też, że jeśli szybko czegoś nie zrobi dojdzie do wybuchu, a wtedy nic nie powstrzyma bójki.

— Jake... – złapała chłopaka za ramię. Jej chłodna dłoń i ton głosu trochę go ostudziły – ... daj spokój, zakręciło mi się w głowie, a on mnie po prostu podtrzymał.

— Więc kiedy przez ten cały czas tylko cię podtrzymywał, jego ręce tylko przypadkiem znalazły się pod twoją koszulką i na tyłku??? – Soph wiedziała, że nie była to całkowicie prawda.

— A co ty jej przyzwoitką jesteś? – po raz pierwszy odezwał się punk – To chyba od niej zależy komu pozwala się zabawić. A może chciałbyś być na moim miejscu? – drwina była wyraźnie słyszalna w jego głosie.
Po tych słowach puściły wszystkie hamulce. Chłopcy rzucili się na siebie, jednak Sophie była szybsza. Stanęła pomiędzy nimi jak pomiędzy dwoma szarżującymi bykami, przygotowana na silne uderzenie. O dziwo, obaj chłopcy zatrzymali się zaskoczeni. Sophie wykorzystała sytuację.

— Co wy do cholery robicie?!! Jeśli ktoś powinien się wściekać to ja. Pohamujcie testosteron chłoptasie. Ja nie mam zamiaru mieć na karku glin!!! – widać było, że w pewnym stopniu się opamiętali, gdy wspomniała policję.

— Ona ma rację, nie można wszystkiego załatwić walką. – po raz pierwszy odezwała się Collin.

— Jasne... – parsknęła dziewczyna-punk. – Chodź Rath, nie ma sensu zajmować się tą zdzirą i jej pieskami – położyła rękę na ramieniu kolegi, lecz ten strząsną ją, z grymasem na twarzy.

— Idź do diabła Lonni! – chłopak odwrócił się i odszedł.

— Kurwa!... – Lonnie pobiegła za Rathem, a jej mina nie wróżyła niczego dobrego.


OK., nie wiem czy dalej pisać, więc proszę Was o komentarze. Piszcie nawet jeśli się Wam nie podoba.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część