Lizzy_Evans

Jazda bez trzymanki (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

—Naprawdę? Naprawdę robią coś takiego?- zdziwienie Liz była widoczne gołym okiem.

—Przysięgam… przecież nie okłamałabym cie w takiej sprawie..- powiedziała Maria jednak coś w jej głosie mówiło, że cieszy się z takiego obrotu sprawy.

—Cóż… musze sobie z nim pogadać.. Poważnie, więc sory ale muszę iść. Pa- szybkim krokiem poszła w stronę domu Maxa.


Przystanęła pod oknem i zaglądnęła do środka. Był tu. Siedział przy biurku i coś bazgrał w zeszycie.
„Niestety będzie to musiał przełożyć”- pomyślała.
Zapukałam cicho do okna. Gdy Max zobaczył ją uśmiech zagościł mu na twarzy. Otworzył okno i wpuścił dziewczynę do środka.

—Cześć..- powiedziała miękko specjalnie starając się by jej głos przybrał namiętny ton.

Spojrzał na nią a w jego oczach zagościło pożądanie. Nie skrywane pożądanie które ogarnęło całe jego ciało. Na to Liz czekała.

—Witaj.. co tutaj robisz o tej porze?- spytał jak gdyby nigdy nic czując falę gorąca.

—Przyszłam bo musiałam cię zobaczyć- odpowiedziała zalotnie podchodząc coraz bliżej.

—Hm.. czuje się zaszczycony- drgnął lekko pod dotykiem jej dłoni. Delikatnie przesunęła palcami po jego klatce piersiowej kierując się coraz wyżej.

Zatrzymała się na ustach i obrysowała je kciukiem. Ogarnięty przemożoną chęcią pocałowanie jej odciągnął dłoń i nachylił się by spożyć ust dziewczyny.
Nie opierała się.
Ręką dotknął jej ud przyciskając bardziej do siebie.
Nagle znaleźli się na łóżku…

—Poczekaj…- powiedział cicho Max.

—Po co? Przecież tego właśnie chcesz? Zaliczyć mnie, swoją następną ofiarę. Powiedz ile punktów za to zarobisz? Hmm- spojrzała na niego a z jej oczu tryskały błyskawicę.

W jednej chwili pojął, że ona o wszystkim wie.

—To nie tak…

—Nie tak? Facet z kogo chcesz wała zrobić? Sorry wynoszę się stąd. Na razie.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część