_liz

Niebezpieczne Związki (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Liz przemierzała szkolny korytarz, tak jak zawsze. Skierowała się do swojej szafki. Kilka metrów od niej, zatrzymała się i stanęła jak wryta. Oto bowiem wsparty o szafkę obok stał Max Evans i najwyraźniej na kogoś czekał. Błąd. Najwyraźniej na nią czekał. Kiedy tylko jego oczy odnalazły postać drobnej brunetki, od razu się uśmiechnął i rozpogodził. Parker niepewnie zbliżyła się do szafki i spojrzała na chłopaka, opuszczając nieco głowę. Max uśmiechnął się jeszcze bardziej, zbliżył do niej ciałem i powiedział miło:

— Hej Liz.

— Um... hej Max. – odpowiedziała rumieniąc się
Nie podnosiła głowy, ani nie obracała się. Wiedziała bez tego, co w tej chwili działo się na szkolnym korytarzu. Oczy wszystkich zwróciły się w ich stronę. Liz wiedziała, że każdy dokładnie bada ją, od stóp aż po głowę. A wszystko za sprawą Maxa Evansa. Nic dziwnego. Sama byłaby zaciekawiona, gdyby zobaczyła go w towarzystwie kogoś mało znanego, pospolitego. Nie wiedziała czy ma czuć się dumna i wyróżniona, czy spalić się ze wstydu. Tymczasem Max uważnie przemierzał wzrokiem jej sylwetkę. Musiał przyznać, że zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Miał już różne dziewczyny, włącznie z miss szkoły, ale czegoś tak czystego i niewinnego jeszcze nie. To podsycało w nim iskierkę żądzy. Jednocześnie coś innego w Liz Parker robiło na nim niesamowite wrażenie. Wszystkie dziewczyny od razu na niego by się rzuciły, zaczęłyby się rozpływać albo rozpalać. A Liz podchodziła do tego z dystansem, ze spokojem, obawą i chęcią jednocześnie. Pierwszy raz spotykał się z czymś takim. Zauważył, że Liz stoi w bezruchu. Ani nie wyjmuje książek, ani ich nie chowa. Najwyraźniej zachowanie ludzi dokoła musiało nią tak wstrząsnąć. Max uśmiechnął się sam do siebie, przebiegł wzrokiem po tłumie ludzi, którzy się w nich ukradkiem wgapiali, a potem jeszcze raz spojrzał na brunetkę. Jednym ruchem wsunął się między nią a szafkę, jednocześnie plecami zatrzaskując drzwiczki. Zdumiona dziewczyna podniosła na niego swoje wielkie, ciemne i gwieździste oczy. Ale uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła jego figlarne spojrzenie. Potrząsnęła głową i lekko przekręciła głowę, zerkając na innych uczniów, wciąż nieustannie spoglądających w te stronę. Odgarnęła dłonią pasmo włosów i powiedziała półszeptem:

— Wszyscy się na nas gapią. Chyba mają błędne pojęcie o nas.

— Tak? – Max zapytał niby ze zdziwieniem

— Wiesz, wysnuwają pochopne wnioski. – lekko opuściła głowę

— Hmm... Dajmy im powód do takich wniosków.
To powiedziawszy wyprostował się i ruszył w stronę głównego wyjścia, oczywiście lekko, niezauważalnie pociągając za sobą Liz. Zdezorientowana dziewczyna podskoczyła, ale poszła z nim, dość niepewnie. Ręka Maxa wsunęła się na drobne ciało Liz, obejmując ją w pasie. Ciemne oczy dziewczyny momentalnie wbiły się w chłopaka. Gdy ten jednak puścił do niej oczko, uśmiechnęła się, pokręciła głową i udawała, że świetnie się bawi. Wyszli na zewnątrz i skierowali się w stronę murka. Wszyscy obracali głowy i przyglądali się temu, co miało teraz miejsce. Max Evans i nowa dziewczyna. Usiedli na murku. Liz czuła się conajmniej nieswojo. Usiadła i ściskała w ręku jeden duży zeszyt. Max spojrzał na nią. Wyglądała ślicznie, musiał to przyznać. Jej delikatne rysy twarzy wyglądały jakby wyrzeźbione z alabastru. Czarne włosy gładkimi pasmami opadały na ramiona. Ogniste oczy teraz przysłonięte firanką ciemnych i gęstych rzęs. Policzki pokryte lekkim rumieńcem, a usta perłowo lśniące i rozchylone. Max miał ochotę dotknąć teraz jej miękkiego ciała, spojrzeć w jej ciemne oczy, uchwycić ten strach, który przed nim taiła. Pragnął pocałować ją, spić niewinność z jej ust, sprawić, żeby zadrżała. Opanował to jednak, bo wiedział, że teraz tylko by ją to spłoszyło. Dłonią odsunął kosmyk jej włosów i szepnął cicho, ale zmysłowo:

— Wyglądasz ślicznie.
Liz obróciła twarz i spojrzała na niego ze zdumieniem. Nie odsunęła się. Jego dotyk był tak przyjemny, że nie chciała, aby przestał trwać. Ale w jednej chwili odzyskała zdrowy rozsądek i otworzyła szeroko oczy. Wyrwała się z półobjęcia i wstała błyskawicznie. Max spojrzał na nią przeciągle, jakby w zdumieniu. Dziewczyna spojrzała na niego z gniewem. Ale bardziej niż na niego, wściekła była na samą siebie. Traciła zimną krew, traciła kontrole nad sobą, traciła do siebie zaufanie. Szybko się obróciła i zniknęła w tłumie ludzi. Max zmarszczył brwi, nie wiedząc, jak ma to odczytywać. Jednak po dłuższej chwili zastanowienia uśmiechnął się sam do siebie i wstał. Nabrał głęboko powietrza, a potem ruszył w kierunku klasy. Jeszcze bardziej się rozpromienił, kiedy przypomniał sobie, że teraz lekcja biologii. A te zajęcia miała z nim jednocześnie panna Parker.
* * *
Max siedział już wygodnie w swojej ławce i od czasu do czasu zerkał na drzwi, którymi mogła w każdej chwili wejść Liz. Evans był już bardzo pewny siebie w tej sytuacji. Rzeczywiście jego przyjacielowi Guerinowi udało się wybić Liz z jej rytmu samoobrony i trzeźwości umysłu. Teraz dziewczyna drżała nawet na samą myśl o spotkaniu z Maxem i on o tym doskonale wiedział. W duchu stwierdził, że powinien nawet podziękować przyjacielowi za tak świetne podłoże do dalszych manipulacji. Rozparł się wygodniej na stołku i przywrócił swój cyniczny uśmieszek na twarz. Kiedy jego ciemne oczy niby od niechcenia skierowały się w stronę wejścia, akurat wkroczyła do sali Liz Parker. Wydawała się być pochłonięta czymś doszczętnie, ale szybko powróciła do rzeczywistości, gdy tylko zobaczyła zimne i kuszące spojrzenie Maxa. Zarumieniła się mocno, pochyliła głowę i szybko usiadła w swojej ławce. Czuła się tym bardziej nieswojo, że Max siedział tuż za nią i doskonale wiedziała, że właśnie wpija się w nią wzrokiem. Nabrała powietrza i starała się zachowywać jakby nigdy nic, naturalnie. Tylko jej ciało i zmysły odmawiały posłuszeństwa. Ciarki przebiegały po jej skórze, dziwne zażenowanie dało o sobie znać. Świdrujący i palący wzrok chłopaka przeszywał ja na wskroś, czuła się jakby ja wręcz rozbierał spojrzeniem. Jęknęła ledwo słyszalnie. Potem pospiesznie pochyliła się nad notatkami i do końca lekcji nawet nie drgnęła. Tymczasem Max świetnie się bawił, widząc jak niewinna dziewczyna się męczy i walczy z samą sobą, aby się nie odwrócić, aby nie dać po sobie poznać nic. Ale było mu mało. Musiał całkowicie wytrącić jej broń z ręki, żeby zupełnie pokazała swoją bezsilność i jego wyższość nad nią. Kiedy nauczyciel był zajęty sprawdzaniem testów, a oni mieli czytać rozdział piąty w podręczniku, Max pochylił się do przodu i syknął wprost do ucha Parker:

— Liz...
Nic. Tylko wydawało mu się, że przyspieszył jej oddech. Pokręcił głową i ponownie wyszeptał w jej stronę:

— Liz.
Znów nic, oprócz lekkiego jęknięcia. To zaczynało go odrobinę drażnić, więc przechylił się ponownie i już chłodniej syknął:

— Parker obróć się, albo zawołam cię na głos na oczach wszystkich.
Poskutkowało. Liz najpierw zastygła w bezruchu, a potem niepewnie odwróciła twarz i spojrzała na niego. Evans uśmiechnął się i podał jej zwinięta karteczkę. Zrobił to tak, aby dotknąć jej ręki i poczuć to drżenie, o którym mówił Michael. Tak też się stało. Jakby prąd przeszył jej drobne ciałko, a skóra zadrżała. Triumf zawitał na twarzy chłopaka. Liz tymczasem odczytała kartkę: "Spotkaj się ze mną dzisiaj." Przełknęła ślinę, nie wiedząc, co odpisać. A potem drżącą ręką naskrobała odpowiedź. Obróciła się lekko i położyła kartkę na stole. Chciała to zrobić tak szybko, aby nie udało się Maxowi nawiązać z nią kontaktu czy ponownie dotknąć jej ręki. Ale Evans był na to za szybki. Chwycił dłoń Liz i zatrzymał ją na chwilę. Dopiero kiedy kolejny dreszcz przebiegł po koniuszkach jego nerwów, świadcząc o tym, jak bardzo wybita z rytmu jest Parker, uwolnił uścisk. Z uśmiechem i pewnością rozwinął rulonik, ale jego zadowolenie szybko minęło. "Nie mogę. Mam dzisiaj zmianę w Crashdown" Nie dał się jednak tak łatwo wykołować. Wiedział, że gdyby zdradził plany, Liz znalazłaby wymówkę. A tak, jeśli nic nie będzie wiedzieć, on ją zaskoczy. Postanowił, że pójdzie do Crashdown. Kiedy zabrzmiał dzwonek, Max zebrał swoje rzeczy i wyszedł z klasy, jakby nigdy nic. Liz była tym lekko zadziwiona, bo sądziła, że będzie ją gnębił, znów robił dziwne podchody, a ona znów będzie się go bała. To musiała przyznać szczerze. Bała się Maxa Evansa. Bała się tego kim był, a najbardziej przerażało ją, że mimo wiedzy jaki on jest, zaczynała go lubić, a może i coś więcej. Ale tego już nie była w stanie wykrztusić.
c.d.n.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część