Monika

I zostało nas czworo (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

I zostało nas czworo
Cz.7
Wspomnienia, wizje i sny(2); To była tylko chwila.

Szłam między ciałami moich najbliższych. Chyba znowu był bal, mieli takie piękne odświętne stroje. Nie wiem co się ze mną działo, ale nie czułam smutku, jedynym uczuciem jakie żywiłam to była złość. Byłam zła na siebie, na Avę, na wszystkich i na wszystko. Weszłam do komnaty koronacyjnej. I wtedy złość odpłynęła. Zan leżał nieprzytomny na schodach prowadzących do tronu...

Uklękłam koło niego i delikatnie podniosłam jego głowę. Po chwili otworzył oczy. Wierzył we mnie. Słyszałam jego słodki głos... Po chwili skonał na moich ramionach.

Szepty, coraz silniejsze, pomieszane... Chcę krzyczeć, nie mogę. Leżę jak martwa, nie wiem czy się jeszcze kiedyś obudzę.

Cisze przerywa jej jadowity głos. Nie wie jeszcze, że igra z ogniem. Moja nienawiść z każdą chwilą narasta. Wyciągam rękę w jej stronę, ona kieruje swoją dłoń do mnie. Nie wiem co będzie za chwilę, nie wiem czy to przeżyje, wiem jedno; Ava już nigdy nie wypowie nawet jednego słowa. Błysk. I to już koniec...

Wszystko zaczyna mi się mącić w mojej głowie. Mam dość. Zaraz oszaleje. Nie wiem do jakiego światu należę nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Szepty na przemian wzmacniają się to cichną. Jestem od krok od szaleństwa. Czuje jak po mojej twarzy spływają łzy bólu. Cierpię i jednocześnie nie chcę by oni widzieli mnie w takim stanie...

Srebrny pierścionek. To właśnie wtedy miałam jedną jedyną wizje z nim. Kilka sekund przed "końcem". Cztery kamienie w nim zawarte... Pierścień należał do Zapasowej Królewskiej Czwórki. Jednak wcale nie był symbolem jedności, lecz nieustającej walki miedzy sobą. Ava też wiedziała, że odkryłam tą informacje z jej myśli. Nie zmartwiła się, nie musiała, już było po wszystkim.

Każdy najmniejszy ruch sprawia mi ból. Nie chcę nawet oddychać, mam dość cierpienia. I wtedy czuje jak delikatnie chwyta moją dłoń. Moje usta prawie bezdźwięcznie szepczą "Max". Wiem, że mnie słyszy. Ból ustępuję. Chęć do życia powraca. Wszystko cichnie. Próbuje zebrać siły. Chcę na niego spojrzeć, nie mogę. To boli bardziej niż jakiekolwiek inne cierpienie. Docierają do mnie pojedyncze słowa. Wierzy we mnie. Zawsze wierzył. Mam się uspokoić. Pomału euforia opada. Jego głos delikatnie kołysze mnie do snu.

Pustynia. Srebrna otchłań. Mogę się w niej zatopić, lecz to tylko chwila, znika po chwili jak fatamorgana. Nie cierpię, bo już nie ma cierpienia. Nie płacze, bo na pustyni nie ma łez. Nie czuję nic, bo wokół mnie pustka, a jednak chcę żyć...

Najpierw ból. Oczy automatycznie zamykają mi się. Po chwili jednak próbuje znowu. Oswajam się ze słońcem wpadającym przez szyby. Nie jestem sama. Max nadal trzyma moją dłoń. Śpi. Isabel i Michael wtuleni w siebie na kanapie również pogrążeni są we śnie. Ja mój sen skończyłam, lecz to nie koniec, teraz musze wygrać walkę w rzeczywistym świecie.
Patrzę cały czas na Maxa. Nie chcę go budzić. Przysuwam się do niego i całuje w usta, wiem że radość przyjdzie sama.

Koniec części siódmej.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część