_liz

Z pamiętnika M.G. (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Spokojnie, tylko spokojnie. Żebym nie zapomniał, ze musze oddychać. Raz, dwa. Raz, dwa. Uff... Miałem w życiu różne sny i najdziwaczniejsze fantazje, ale czegoś takiego to jeszcze nie przeżyłem. Jakby to się działo naprawdę. Oby nie! Chociaż... czemu nie? Było całkiem dobrze, a nawet lepiej. Zawsze wiedziałem, że nasz Sopel ma w sobie mnóstwo temperamentu i żądzy. A jak na mnie patrzyła. Wręcz mnie pożerała wzrokiem, zresztą, czemu się tu dziwić. Pomijając moją skromność, to jestem smakowitym kąskiem. Ale wracając do tematu – skąd u licha u mnie takie sny? Pierwszy raz śni mi się Isabel. I to na pustyni? Musze być zdrowo kopnięty, skoro nie mogłem nawet wyśnić, ze robimy to na wygodnym łóżku. Ale co tam. Jedna fantazja mniej czy więcej, co za różnica. Dobra, ja chyba popadam w paranoję. Isabel autentycznie na mnie patrzy. Niech utkwi te swoje wielgachne oczęta w swoim kakofonicznym chłoptasiu. Kto się tak drze? No tak, co ja głupio pytam. Wiadomo – Maria. Zastanawiające jest to, ze coś rzadko miewam fantazje o niej. Ale jak niby miałbym ją sobie wyobrazić? Chyba w lateksie i z pejczem w ręku. Albo w mundurze gestapo – wyszłoby na to samo. Zaczynam przesadzać. Maria to nawet fajna dziewczyna, ona przynajmniej stara się ze mną wytrzymać. A ja niewdzięcznik tak jej jadę... I co z tego! Zbije mnie? Każe stanąć w kącie? Poza tym nie umie czytać w myślach, może to i lepiej, bo już dawno bym został zadźgany albo otruty. O uwaga, podchodzi do mnie moje "kochanie". Kochanie? Co ja wygaduję? Lepiej się zmyje, zanim znów się na mnie rzuci z radosnym okrzykiem i będzie usiłowała namówić mnie na krótkie sam na sam. Idę do Maxa, on przynajmniej mnie nie rozbiera wzrokiem. Fuj! Może przy okazji ich wykorzystam i prześpię się u nich? Będzie to dużo przyjemniejsze niż spędzanie wieczoru z Hankiem. Facet ma zdrowo narąbane. Jakby miał kasę to by sobie założył monopolowy albo bar i sam by robił jednocześnie za barmana i klienta. Z drugiej strony to wygodne...
Wow! Dobra, co za dużo to nie zdrowo. Sny z Isabel były miłe, ale do czasu. Co ona sobie jaja robi? Dziecko?! Słyszałem o różnych sposobach usidlenia chłopaka, nawet o udawaniu ciąży, ale żeby jeszcze o dziecku śnić to już chore. Trzeba temu zapobiec. Obawiam się, że będę musiał chwycić się najdrastyczniejszego sposobu – Marii. Brrr... Trudno. Wolę już pocałować nerwicę niż do końca życia męczyć się z panikarą. Dam rade, dam radę. Pocałować i tyle. To nie boli, pamiętaj Guerin, to nie boli. To nawet przyjemne. Ooops! No, jednak my kosmici stanowimy wyższą formę inteligencji. Isabel wpadła na ten sam pomysł co ja. Dzięki Bogu ona nie pomyślała o Marii, tylko o Alexie. Gdy tak teraz na nią patrzę, na Isabel oczywiście, to stwierdzam, że wolę moją Marię. Przecież Issy to typowa panienka, na którą każdy leci. A jeśli miałbym ciągle się użerać z jej kolejnymi kochankami – spójrzmy prawdzie w oczy, ona zmienia facetów jak rękawiczki – to bym chyba wykitował na zawał z przemęczenia. Poza tym co oni w niej widzą? Włosy jak treska, oczy jakieś takie łzawe, ciało... dobra kwestię jej ciała pominę. A charakter? Tylko skończony kretyn o skłonnościach samobójczych by się z nią związał. To ja pozostanę przy Marii, przynajmniej już wiem, jak z nią postępować, dużo czasu poświęciłem na praktykę. Tak, niech Alex Król Szarpidrutów się z nią męczy. On chyba jest masochistą...
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część