_liz

Z pamiętnika M.G. (14)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Hmm... żeby nie być tendencyjnym... ale nie, jednak musze powiedzieć to, co już doskonale wiadomo. Ekhm... Miałem rację! Meteoryt, który rozpieprzył samolot, o przepraszam... przypadkowe zderzenie samolotu z drugim, które nie miało nic wspólnego z żadnym słowem na K (czyt. kosmici)... Wiedziałem, że to statek kosmiczny. Ha! Lepiej! Statek z Antaru. Ha! Lepiej! Z małym dzieckiem na pokładzie. Ha! Lepiej! Z dzieckiem Maxa. Ha! Jeszcze lepiej! Opiekun dziecka zaszlachtował wszystkich obecnych tam ludzi. Ha! Lepiej! Opiekunem była kochana mamusia małego Zana, czyli Tess. Ha ! Lep... a nie, to chyba już wszystko. Powrót dziecka Rosemary... A jaką minę mieli Evansowie, kiedy się dowiedzieli, że zostali dziadkami. Heh. Najpierw dzieci im oznajmiły, że są kosmitami, a potem że zdradziecka blondyna w postaci lali voo doo zaszła w ciąże z Maxem i odfrunęła z dzidziusiem, a teraz wróciła po alimenty. I nadszedł piękny moment... Żałuję, że nie nagrałem tego, albo nie robiłem zdjęć. Max i Tess wpadli do mnie w odwiedziny, mieliśmy już urządzać małą imprezkę, kiedy wpadł niespodziewany gość. Blond Szczotka przeleciała przez cały pokój, zatrzymała się na ścianie, potem kilka fikołków po podłodze, następnie własnym ciałem przesunęła mi kanapę i znów przykleiła się od ściany. W życiu nie byłem bardziej dumny z kogokolwiek niż w tym momencie z Małej Parker. Wyrabia się dziewczyna. Mniemam, że to dzięki wspaniałemu wpływowi mojej skromnej osoby. W trakcie głosowania straciłem jednak tę iskierkę dumy. Liz jednak zbyt wpatrzona w Maxa, jak w guru. On na nie to i ona na nie. No i nie zabiliśmy Tess (póki co). Miała jednak na tyle taktu, aby samej to zrobić. A dziecko... dziecko opętało Maxa. Zaczynam podejrzewać, że to jak w tym filmie "Omen" albo coś. Cały czas stał nad tym małym dziwacznym... no wiadomo i uśmiechał się tępo. Nawet coś gadał. Ja wiem, że kosmici to wyższa forma inteligencji, ale żeby uważać, iż kilkumiesięczne dziecko zrozumie, co się do niego sepleni, to szczyt głupoty. A Max wygląda w tej chwili jak te niektóre panienki wpatrzone w ekran telewizora, kiedy leci tysięczny odcinek ich ukochanej telenoweli brazylijskiej. Tak wygląda sytuacja tutaj – już przy drugim podejściu pogubiłem się, kto z kim i dlaczego. Patrzę na jakiegoś chłopaka i widzę po nim, że jego mózg został wessany przez zmutowany gen z obcej galaktyki i teraz pozostała tam tylko czarna dziura, a na twarzy ma tępy uśmiech... a nie, to Max. O sorry! A potem słysze takie głupie teksty, że przecież wszystko sie dobrze skończyło. Ta... Kyle to Grimm, a jego ojciec Andersen. Jeszcze wcisnąć Maxa w rajstopy, mnie dać miecz, Isabel zapleść długie warkocze, a Liz nałożyć diadem i będziemy mogli powiedzieć: "żyli długo i szczęśliwie".
c.d.n


Poprzednia część Wersja do druku Następna część