_liz

Polar Dream (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Michael szedł wzdłuż trawnika szkolnego. W pamięci wciąż miał resztki snu. Minął szkolny parking i skierował się w stronę budynku szkoły. Pod drzewem stała ona. Błyskawicznie ją dostrzegł. Nie wiedział nawet, co nim powodowało, ale podszedł do niej. Liz miała na sobie sukienkę w przyjemnym odcieniu zieleni, a na szyi powiewała cytrynowa apaszka. Michael szarpnął ją za rękę. Liz momentalnie podskoczyła w miejscu i obróciła się do niego. Maria dość szybko się zmyła, czując, że nie powinna być świadkiem całego zajścia. Guerin bez jakiegokolwiek powitania zapytał od razu:

— Słyszałem, że kiepsko ostatnio sypiasz.

— Co? – Liz była zdezorientowana

— Pytałem jak ci się ostatnio sypia.

— Um... Dobrze – skłamała i utkwiła wzrok w trawie

— Nie kłam. – powiedział ostro

— Nie wiem o czym mówisz. – Liz powiedziała chłodno i chciała odejść
Apaszka lekko się zsunęła, więc Liz błyskawicznie ją poprawiła, mając nadzieję, ze nikt nie widział jak troskliwie dba o to, aby nie odsłaniać szyi. Jednak Michael był niezwykle spostrzegawczy i od razu zauważył, że coś musi być nie tak. Jednym energicznym ruchem ręki zerwał apaszkę z szyi Liz. Spojrzał dziwnie na dziewczynę i zapytał ostro:

— Co to jest?

— Apaszka. – powiedziała bezczelnie Liz
Sięgnęła dłonią do skrawka żółtego materiału, ale Michael cofnął rękę i nie pozwolił odebrać go. Z gniewem powiedział:

— Nie o to mi chodzi.

— Nie rozumiem. – brunetka wciąż się wymigiwała

— Co TO jest?! – prawie wrzasnął
Wskazującym palcem dotknął fragmentu skóry na szyi Liz, który był mocno zaczerwieniony. Błysk. Kosmiczna przestrzeń. Srebrzyste światło. Ów pokój. On i Liz na łóżku. Błysk. Michael szybko podniósł wzrok na Liz i zapytał lekko drżącym głosem:

— Czy to...?

— To malinka. – wyjaśniła z gniewem Liz i wyrwała mu apaszkę

— Skąd ją masz? – odpowiedziało mu milczenie, więc ponowił pytanie, jednak i ono zostało zbyte ciszą, w końcu Guerin krzyknął – Kto ci to zrobił?!
Kilku uczniów stojących nieopodal aż spojrzało na nich ze zdumieniem. Zarumieniona Liz pokręciła głowa i szepnęła:

— Nie krzycz.

— Kto ci to zrobił do jasnej cholery?! – Michael wrzasnął

— TY! – odkrzyknęła Liz
Michael nic nie powiedział tylko spojrzał na nią dziwnie. Chwycił jej rękę i mocno pociągnął za sobą. Szedł w stronę parkingu. Liz była zdezorientowana. W jednej dłoni ściskała cytrynowa apaszkę, a za druga rękę była właśnie ciągnięta przez rozwścieczonego Michaela. Podeszli do jakiegoś samochodu. Michael dosłownie wepchnął ją do środka i sam usiadł za kierownicą. Ponieważ nie zdążył zabrać Maxowi kluczyków, musiał w inteligentny sposób odpalić samochód przyjaciela. Zrobił to w niezauważalny sposób, za pomocą swojej dłoni. Ruszyli gdzieś. Liz wolała o nic nie pytać, nie miała ochoty na wrzaski ani na tłumaczenia. Wyjechali poza miasto, wszędzie roztaczała się pustynia. W pewnym momencie Guerin skręcił ostro w lewo i wjechał pod jakieś skały. Zaparkował i szorstkim głosem kazał Liz wysiąść. Posłusznie to zrobiła, ale stanęła w bezpiecznej odległości od niego.

— Kim jesteś? – zapytał ostro
Liz nie odpowiedziała, tylko zacisnęła usta i pięści. To przekraczało granice cierpliwości Michaela. Wyciągnął przed siebie rękę i kilka kamieni stojących tuz przed Liz roztrzaskało się na kawałeczki. Parker podskoczyła i spojrzała na garstkę drobnych kamyczków, które pozostały. Jej wzrok utkwił w chłopaku. Usta lekko się rozchyliły.

— Kim jesteś? – zapytała półszeptem
Michael przewrócił oczami:

— Kosmitą. – odpowiedział bez jakichkolwiek obaw – Poza tym to ja pierwszy zadałem to pytanie.
Liz nic nie odpowiedziała tylko podeszła bliżej niego. Krótka chwilę spoglądała mu w oczy, a potem obróciła się o dziewięćdziesiąt stopni. Wyciągnęła przed siebie rękę. Od pustyni zerwał się dziwny wiatr i zaczął kołować. Po kilku sekundach utworzył piaskowy wir. Michael ze zdumieniem spojrzał na niewielka burze piaskową, a potem na Liz. Piaskowy wir kołysał się równocześnie z dłonią Liz, jakby był jej posłuszny. W końcu piasek zwolnił, aż na samym końcu opadł swobodnie na ziemię. Guerin wbił wzrok w Liz.

— Ja też jestem kosmitką. – powiedziała cicho

— Dlaczego nic nie powiedziałaś?

— A co miałam powiedzieć? – zapytała z lekkim oburzeniem – Hej, słuchaj jestem kosmitką! Zresztą ty też nic nie mówiłeś.

— Myślałem, że to tylko mój sen.

— Cóż... ja też myślałam, że to tylko mój sen.
Michael nic nie odpowiedział, tylko wbił wzrok przed siebie. Liz pokręciła głową i wsiadła z powrotem do samochodu. Siedziała skulona na siedzeniu i czekała. Po kilku minutach Michael wsiadł do środka i ruszył. Oboje siedzieli cicho, nawet na siebie nie zerkali. Michael Odwiózł ją pod szkołę, a sam gdzieś odjechał.
c.d.n.





Poprzednia część Wersja do druku Następna część