_liz

Polar Dream (18)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

W pokoju Liz było ciemno. Za oknem rozpanoszyła się wszędobylska noc, kusząc swoimi gwiazdami i tajemnicą. Liz leżała w łóżku. Gorączka jej nie opuszczała ani na chwilkę, a nawet się nasiliła. Liz niespokojnie przewracała się z boku na bok, choć właściwie nie miała sił, aby nawet ruszyć dłonią. Od dwóch dni nie odzyskiwała przytomności, czym zupełnie doprowadziła do załamania bliskich.
* * *
Michael wysiadł z nowiusieńkiego auta i trzasnął z rozmachem drzwiami. Nie obchodziło go nawet, że zasiadająca za kierownica kobieta zaklęła cos do niego. Wtulił się mocniej w kurtkę i ruszył przed siebie. Ulice już opustoszały. Zapach pustyni wdarł się do miasta wraz z Michaelem. Przystanął na chwilkę i nabrał głęboko powietrza. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że tego zapachu mu brakowało. Niby powietrze jest wszędzie takie samo, ale jednak tutaj jest inne. Tu powietrze przesiąknięte było tajemnica, piaskiem i ostrym niczym Tabasco pyłem. Chłopak wbił dłonie w kieszenie i pochylił się do przodu. Przyspieszył kroku i na nic nie patrząc szedł. Dotychczas jego wzrok był zimny i przenikliwy, potrafił wywołać ciarki. Teraz był pusty i mglisty, jakby Michael stracił jakąś iskierkę wewnątrz siebie. Dłoń paliła go coraz bardziej, miał wrażenie, że za chwilkę przepali kieszeń jego kurtki. Syknął, gdy poczuł pulsująca krew przebijająca się pod dziwnym znakiem na dłoni. Skręcił w ciemną i wąską uliczkę. Uniósł głowę. Stał tak dość długo. Dawno nie był w tym miejscu. Drabinka tkwiła nieustannie w tym samym miejscu, jakby było jej obojętne czy ktoś po niej wejdzie na górę czy nie. Na balkonie było ciemno, jak nigdy. Co to mogło oznaczać? Może coś złego? Michael jęknął, kiedy do umysłu powróciło wspomnienie ostatniego razu, gdy stał na tym balkonie. To było wtedy, gdy się pokłócili po spędzonej razem nocy. Pamiętał każdy szczegół. Najbardziej utarł mu się w pamięci obraz Liz. Jej twarz. Kiedy powiedział jej, ze się nie wiąże. Wydawało się, że dziewczyna w tym momencie runie, że zemdleje, że się rozpłynie. Jej twarz zrobiła się tak blada, a ogniste oczy jakby się wypaliły. Michael zaklął pod nosem. Czuł się jak idiota. Jak mógł jej powiedzieć coś takiego? Nie wiedział czy teraz zechce go widzieć. Nie wiedział nawet czy ona jeszcze żyje. Ponad wszystko czuł, że cierpi, że jest bardzo chora, a nikt nie potrafił jej pomóc. On sam nie wiedział jak mógłby ją z tego wyciągnąć. Wiedział jedynie, że musi ją zobaczyć, nawet jeśli miałby to być ostatni raz. "Oni nas nie chcą. Nie akceptują. Nie chcą nas. Tu nie jest nasze miejsce" znów powróciły słowa Liz z ostatniego snu. Wciągnął głęboko powietrze i zacisnął dłonie na zimnej drabince. Wszedł na górę. Zarówno balkon jak i wnętrze pokoju Liz były pochłonięte w ciemności. Michael zrzucił torbę z pleców i zostawił ją na skostniałym balkonie. Sam podszedł do okna i delikatnie dotknął szyby. Wytężył wzrok. Była tam, czuł to. Podsunął okno do góry i wszedł do środka. Nie musiał zapalać światła, miał na tyle doskonały wzrok, że widział wszystko. Podszedł do łóżka. Bał się zrobić kolejny krok, bał się tego, co może spowodować. Usiadł na skraju łóżka i wpatrywał się w nią. Wtedy do niego dotarło, że Liz umiera, że może ją na zawsze stracić. Nigdy wcześniej sobie tego nie uświadomił. Po raz pierwszy w życiu w jego zimnych oczach zatliły się kryształki łez. Musiał cos zrobić nim będzie za późno. Dziwne pulsowanie w jego dłoni powróciło. Michael uniósł do góry rękę i przyjrzał się jej uważnie. Potem jego wzrok padł na dłoń Liz, miała taki sam znak. Już wiedział co robić. Zdjął z siebie kurtkę i rzucił ja na krzesło. Sam położył się obok Liz. Sięgnął dłonią po jej rękę. Kiedy tylko ich dłonie się splotły, a wypalone znaki spoiły ze sobą, mroczny wir pochłonął Michaela. Natomiast Liz wygięła plecy w łuk i wydała z siebie przeraźliwy krzyk, jakby coś ją przeszyło na wylot.
* * *
Na dole w Crashdown siedzieli w czwórkę Isabel, Max, Maria i Alex. Issy zaczęła przysypiać wsparta głową o ramię Alexa. Maria nerwowo pożerała kolejną porcję frytek, a Max tępym wzrokiem wgapiał się za szybę. Ocucił ich i postawił na nogi krzyk Liz, dobiegający z pokoju. Zerwali się z miejsc i bez słowa pobiegli na górę. Maria z impetem otworzyła drzwi. Kiedy już cała czwórka była w środku, Alex włączył światło. Stanęli jak wryci. Michael. W pokoju był Michael. Był z Liz. Trzymali się za ręce. Leżeli. A raczej lewitowali. Oboje unosili się nad łóżkiem Liz, oboje nieprzytomni. Dodatkowym szokiem było niebieskie pole, które się wokół nich utworzyło, jakby pole magnetyczne, które trzymało ich w swoim szachu. Żadne z nich nie wiedziało ani skąd Michael się tu wziął, ani czemu Liz krzyknęła, ani tym bardziej nie mieli pojęcia, co się dzieje.
c.d.n.








Poprzednia część Wersja do druku Następna część