_liz

Polar Dream (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Michael szedł pospiesznie z dłońmi wbitymi w kieszenie. Z grobowa miną czekał na to, co miało za chwilę nastąpić, czyli na wyrzuty Maxa. Evans dogonił przyjaciela i nie spoglądając nawet na niego zaczął:

— Dlaczego mi nie powiedziałeś?

— O czym?

— O tym, że jesteś z Liz.

— Bo z nią nie jestem. – mruknął Michael

— Przestań. Przecież was widziałem, jak się całowaliście.

— Maxwell – powiedział Michael – To, że dwie osoby się całują nie oznacza od razu, że są ze sobą.

— Więc nie jesteście razem? – zapytał Max

— Nie. – odpowiedział chłodno

— Więc czemu się całowaliście? – ciągnął dalej Max

— To tylko pocałunek – powiedział Guerin i dodał sarkastycznie – Ale robiliśmy więcej, kilka dni temu.
Michael wiedział, że to zatka Maxa i jeszcze bardziej go wkurzy. Osobiście, miał to gdzieś. Mówił prawdę. Miał dość tego śledztwa. A już zwłaszcza miał serdecznie dość tego, że Max tak się uczepił Liz. Czy on nie widzi, że ona go nie chce? Ale za to Michael bardzo jej chce. Bardziej niż Max. Oczywiście, to jednak Max zawsze dostaje to, co chce. Michael miał już dość takiej sytuacji. Postanowił spasować, ale najpierw podręczyć przyjaciela.

— Jak to "więcej"? – zapytał Max zdumiony

— Po prostu więcej – odparł Michael

— Czyli nie tylko się całowaliście. – stwierdził Max

— Nie tylko. – przyznał Michael

— Czy wy... – słowa ugrzęzły Maxowi w gardle

— Niech ona ci powie. – odciął się Michael
Skręcił szybko w innym kierunku i zniknął w ciemnej uliczce, zostawiając Maxa samego z dręczącymi myślami. Teraz pozostało mu już tylko jedno. Dokonał wyboru, teraz musiał tylko jej o tym powiedzieć. Już nawet wiedział jak to zrobi.
* * *
Michael rozejrzał się po pokoju. Był sam. Zastanawiał się, czy ona się tej nocy zjawi. A może nie? Usiadł na łóżku i spokojnie czekał. Nie minęło kilkanaście minut, gdy z błyskiem pojawiła się Liz. Uśmiechnęła się i podeszła bliżej. Chciała coś powiedzieć, prawdopodobnie przywitać się, ale Michael szybko zerwał się z miejsca i zanim cokolwiek zdążyła z siebie wydobyć, powiedział:

— Dobra, dość tego wszystkiego. To nie ma sensu.

— Co? – Liz była "odrobinkę" zdziwiona – O czym ty mówisz?

— O tym, Liz. O tym wszystkim. Tym miejscu, naszych snach, o tym co robimy. – odpowiedział

— Ale... – chciała coś wtrącić, ale jej przerwał

— Nie Liz! Pomyśl. Jak to wygląda? Na co dzień mówimy sobie jedynie "cześć" i zachowujemy jakbyśmy byli jedynie znajomymi. A w nocy przychodzimy tutaj i...

— Możemy to zmienić. – zaproponowała Liz

— Tak. Możemy. Ale nie tak, jak ty to sobie wyobrażasz.

— Dlaczego? – zapytała drżącym głosem

— Bo to nierealne. Powiedz sama, czy wyobrażasz sobie nas razem, w rzeczywistości?

— Tak. – powiedziała stanowczo, czym nieco zaskoczyła Michaela – O ile nie pamiętasz, to kiedyś byliśmy razem.

— To było dawno temu. – potrząsnął głowa Michael – To nie Antar Riv... Liz. To Ziemia. A tu na Ziemi, ja nie dam ci szczęścia. Któregoś dnia znajdziesz sobie chłopaka...

— Chodzi o Maxa, prawda? – zapytała chłodno Liz. Michael nic nie odpowiedział, wiec już wiedziała – O niego? Wiedziałam! Do jasnej cholery Michael, jak możesz?

— Mogę.

— Nie. Zostawiasz mnie, bo twój przyjaciel się we mnie zakochał? Za kogo ty się uważasz?! – Liz wpadła w furię – Za kogo mnie bierzesz?

— Liz, uspokój się – Michael powiedział spokojnie i podszedł do niej

— Nie! – odepchnęła go – Jesteś bezczelny i nieczuły!

— Bo chce, żebyś była szczęśliwa?! – wrzasnął Michael

— Wcale tego nie chcesz! Gdyby tak było, to wiedziałbyś, że uszczęśliwić możesz mnie tylko ty. Wiesz co? – krzyknęła – Ty nie odchodzisz dla mojego szczęścia, ale dla swojego spokoju!

— Co? O czym ty mówisz?

— Nie chcesz czuć się winny z powodu cierpień Maxa. Wiec poświęcisz wszystko nawet własne szczęście, żeby tylko on był zadowolony?! Rozumiem lojalność, ale to przesada! Ja nie mam zamiaru być z kimś, kogo nie chcę. Więc tak czy siak Max będzie poszkodowany.

— Liz, przestań. – Michael wpadł w furię

— Ty przestań! Zacznij myśleć trochę o sobie i, na Boga, o mnie!

— Żegnaj Liz.

— Stój! Michael! Ani mi się waż...
Jednak Michael nie słuchał. Błysk. Liz została sama w pokoju. Jak on mógł? Jak śmiał? Zdecydował za nich oboje. Liz była wściekła. Widać to było zwłaszcza w momencie, kiedy rzuciła wazonem z kwiatami o ścianę i zdarła jedwabne zasłony z okien. Potem po policzkach spłynęły łzy...
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część