presea

Wyrocznia (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Jednak Nasedo nigdzie nie mogła namierzyć. W końcu udało się jej dowiedzieć, że Vilandra przebywa na planecie Khavara i wróci dopiero w Nowy Rok.
Na Święto Równowagi (taki antaryjski Sylwester;) ) Athayę i Naki zaprosił kuzyn Naki. Urządzał imprezę w swoim domu, w stolicy. Miały u niego zostać przez kilka dni.

—Volt! – Krzyknęła Naki, kiedy jej kuzyn otworzył drzwi.

—Siema kuzyneczko – powiedział Volt biorąc od niej bagaże. – Cześć Athaya.

—Cześć. Nie boisz się, że goście rozniosą ci dom?

—Spoko – wyszczerzył zęby. – Ubezpieczony.
Dom był wspaniały. Duży i elegancki. Naki opowiadała, że ojciec Volta był jakimś wysoko postawionym urzędnikiem.

—Ile zaprosiłeś osób? – Zapytała Naki rozglądając się po ogromnym salonie.

—Nikogo. Rozpuściłem tylko wieści, że urządzam impre. Kto będzie chciał, to przyjdzie.
Przyszło chyba pół miasta. Tak wydawało się przynajmniej Athai i Naki, które rzadko bywały w stolicy. Przed północą wszyscy świetnie się bawili.

—Hej! – Krzyknął Volt dorywając się do jakiegoś mikrofonu. – Jest za piętnaście północ. Nie wiem jak wy, ale ja idę na Główny Plac pooglądać fajerwerki.
Oczywiście wszyscy w mgnieniu oka pobiegli za nim.
Na Głównym Placu był tłum ludzi. Muzyka grała głośno, wszyscy bawili się, tańczyli i śpiewali.

—Rety – westchnęła Naki. – Popatrz ile tu zakochanych. Zaraz wpadnę w depresję!
Athaya nie odpowiedziała. Patrzyła na jakąś parę, która stała trochę z boku. Od razu było widać, ze są ze sobą szczęśliwi.

"Ona zginie na ziemi."

Co?

"Zginie na Ziemi. Będzie chciała go ratować."

Zamknij się.

Nie miała ochoty słuchać tego cichego głosu w głowie. Wyrocznia jak gdyby jej posłuchała. Zamilkła.
Punktualnie o północy na niebie rozbłysło tysiące fajerwerków. Najokazalsze nad Pałacem. Athaya spojrzała na dziewczynę, o której mówiła Wyrocznia. Ta jakby wyczuła jej spojrzenie i uśmiechnęła się.
Athayę zalała fala obrazów.

Dziewczyna stojąca przy statku kosmicznym rozmawiała z nią.
Walący się Pałac.
Larick.
W jakimś pomieszczeniu siedziała ona i jakiś chłopak. Wyglądali jak Ziemianie.
"Chyba nie zamierzasz..." powiedział chłopak.

Athaya znowu spojrzała na dziewczynę. Nie obchodziło ja kim była, ale współczuła jej, że zginie. Na Ziemi.

Wszyscy jeszcze spali, kiedy Athayę znów obudziła Wyrocznia. Znowu jakieś gadanie o śmierci na Ziemi. Bla bla bla, myślała Athaya. Czy na Antarze nikt nie może umrzeć? Zjadła śniadanie i popatrzyła na ludzi śpiących gdzie tylko się dało. Prędko się nie obudzą. Nałożyła kurtkę i wyszła z domu.
~~~~
Przypomniała sobie, że dziś wraca Vilandra. Postanowiła pójść na lądowisko, zobaczyć, czy jest z nią Nasedo. Problem w tym, że lądowisko było na terenie Pałacu. Strzeżone. Stanęła przy ogrodzeniu i popatrzyła na ludzi stojących przy lądowisku.
Nagle zauważyła, że stoi tam ta dziewczyna, którą widziała wczoraj na Głównym Placu. I jej chłopak też. W morde, pomyślała. To Rath! Jak mogła go nie poznać wczoraj! Ciągle pokazują go w wiadomościach, a ona go nie poznała.
Jej rozmyślania przerwał odgłos nadlatującego statku. Kiedy wylądował i właz się opuścił, zobaczyła, że ze statku wychodzi wysoka kobieta w futrze. Piękno w każdym calu.
Vilandra.
A za nią Nasedo.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część