presea

Wyrocznia (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

W bramie Akademii na Athayę wpadła Naki.

—Zdałam! – Krzyknęła Athai prosto do ucha. – Zdałam, słyszysz?

—Jak nie przestaniesz wrzeszczeć to będzie ostatnia rzecz jaką usłyszę – powiedziała usiłując wyswobodzić się z objęć przyjaciółki.

—W końcu zamknę tę pieprzoną historię w szafie i nigdy jej już nie otworzę!!! – Krzyczała Naki wskakując na murek Akademii. – Chodź ze mną na piwo. Obiecałam sobie ze jak zdam to się poważnie schlam.

—Ciekawe. Ja pomyślałam, ze wrzucę książki do jeziora.

—Pójdę z tobą. Ty chodź na piwo.
~~~~
Kilka godzin później obie wracały do domów.

—Nienawidzę być pijana – stwierdziła Athaya łapiąc się ławki, żeby nie upaść.

—Ja nienawidzę być trzeźwa.

—Wiesz, muszę cię o coś zapytać... – zaczęła Athaya, ale Naki przewróciła się w stertę liści.

—Cholera...

—Dziewczyno, jak ty wejdziesz do siebie na piętro.

—Cholera... tak jak zwykle, po schodach.
Doszły do ulicy, przy której mieszkała Naki. Athaya mieszkała trochę dalej.

—Chciałaś mnie o coś zapytać? – Przypomniała Naki opierając się o drzewo.

—Czekaj, nie pamiętam...

—Sklerotyczka.

"Już niedługo. Nie zmienisz tego."

Znów te same obrazy.

—Nie wiesz może gdzie jest Nasedo?
Naki spojrzała na nią spode łba.

—Nie – warknęła.

—A twoja matka nie wie?

—Może wie. Nie pytałam. I nie obchodzi mnie to. Ja się go wyrzekłam.

—Zapytaj matki. Muszę z nim pogadać.
Naki roześmiała się głośno.

—Trzy lata temu nie chciałaś się z nim więcej widzieć.
Athai zaczęły puszczać nerwy.

—Wiesz gdzie jest?

—Kto? Ten idiota, z którym się przespałaś, mimo, że był o osiem lat starszy. I wszyscy wiedzieli, że to kretyn, podrywacz i na dodatek sprzedawczyk?
Idiotka. Jak się upije, to trudno z nią wytrzymać.

—Dzięki, nie musiałaś mi przypominać. Stąd chyba już trafisz do domu.

—Nie! Zostanę tu na zawsze! – Krzyknęła za odchodzącą Athayą.
~~~~
W domu Athaya ledwo położyła się w łóżku, już zasnęła.

"Zginą na Antarze. Ich matka będzie chciała wszystkich ratować. Na próżno. Zginą na Ziemi.
Po raz drugi zostaną zdradzeni. Zdradzi ich ktoś, komu wszyscy zaufają"

Kto? Powiedz kto.

"Ona"

Athaya otworzyła oczy. Porozumiałam się z Wyrocznią, pomyślała. W tym momencie usłyszała sygnał swojego komunikatora. Naki.

—Athaya? Jesteś?

—No – Nie miała ochoty z nią rozmawiać. Szczególnie, jeżeli Naki choć trochę nie wytrzeźwiała.

—Słuchaj, chciałam cię bardzo mocno przeprosić, za moje gadanie. Świnia ze mnie. Możesz się do mnie już nigdy nie odzywać.
Naki uśmiechnęła się do poduszki.

—Rozmawiałam z mamą. Ten idiota, debil, mój brat, jest teraz w stolicy i robi za ochronę królewny.

—Co?! – Athaya zerwała się z łóżka.

—Eee, no, jest osobistą strażą Vilandry. Co on cię tak obchodzi?

—Nic. Właściwie nic – sama nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała.

—To ja właściwie tylko tyle. Na razie.

—Nie! Czekaj... jeszcze chciałam... masz już w Akademii wykłady o różnych rasach w kosmosie?

—Tak.

—Zadam głupie pytanie.

—Słucham?

—Czy Ziemianie są choć trochę rozumni?

—W jakim sensie?

—No, czy rozumieją cokolwiek?

—Rozumieją, ale nie maja żadnych mocy. Za pre tysięcy lat, kto wie...

—Dzięki.

—Proszę
Naki rozłączyła się. Athaya próbowała sobie przypomnieć, jak wyglądała dziewczyna, która miała znów zdradzić króla. Młoda, ładna. Ciemne włosy, brązowe oczy.
Trzeba pogadać z Nasedo.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część