onika

Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku (16)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku
Cz.13
New school year.

— O czym rozmawiacie?- Isabel i Alex się dosiedli.

— Tess nam opowiada o swojej chochlikowskiej osobowości.- wszyscy prócz Alexa i Liz spojrzeli na Marię, jakby prosząc żeby powiedziała to zrozumiale.- No co, Tess jest kosmitką.

— Właśnie i tu nagle pojawia się Tess... Na dodatek jest jedną z nas. A ten Nasedo? On też jest kosmitą. W dodatku Tess uważa, że naszym opiekunem. Co o tym myślisz?

— Że będziecie mieć trudne wakacje.

— My? A ty nie?

— Wyjeżdżam na Florydę

Liz weszła do Crashdown.

— Roswell chyba nigdy się nie zmieni.- pomyślała Liz.- Jest dokładnie takie samo jak w dzień mojego wyjazdu.
Dziewczyna nagle poczuła jak ktoś zasłanie jej oczy dłońmi.

— Max...

— Nie umiesz się w to bawić, mogłaś poczekać, aż chociaż się spytam "kto to?".- Liz odwróciła się w jego stronę. Max objął ją w pasie.

— Mam nadzieję, że tęskniłeś.- powiedziała całując go.

— Nawet nie wiesz jak bardzo. Myślałem, że wracasz za tydzień.

— Powinieneś się cieszyć, że jestem wcześniej.- powiedziała ponownie go całując.

— A myślałem, że tylko mężczyźni myślą o jednym.

— W ilu procentach jesteś kobietą?

— W zeru?- spytał niepewnie Max.

— To co my tu jeszcze robimy...?

Maria właśnie zaczynała zmianę. Nagle zobaczyła parę całującą się w przejściu.

— No De Luca myśl...- powiedziała do siebie Maria.- Crashdown, Max, pocałunek...- dziewczyna pomału zaczęła kojarzyć fakty.- Liz!
Liz i Max obrócili się w jej stronę. Po chwili Liz tonęła w objęciach Marii.

— Liz nawet nie wiesz jak się cieszę! Miałaś być dopiero za tydzień, a tu...

— Spokojnie Maria, wróciłam na stałe.

— Dzisiaj, o dwudziestej, w twoim pokoju. Obgadamy wszystko i wszystkich, nawet nie wiesz ile się zmieniło.

— Naprawdę?- spytała niepewnie.

— Tak, ale opowiem ci o tym wieczorem.- Maria odeszła.

— Aż tyle?

— Co?

— Aż tyle się zmieniło?

— Hm...- Liz znowu go pocałowała.

— Zresztą nieważne. Nic mi nie mów. Albo dowiem się części najlepszą metodą pod słońcem, albo naprawdę wszystko mi streści Maria.

Alex pracował przy komputerze w bibliotece, podeszła do niego Isabel.

— Cześć.- przywitała się.

— O cześć Isabel...- powiedział zdumiony.- Skąd wiedziałaś, że tu będę?

— Zadzwoniłam do twojego domu- nie było cię, zadzwoniłam do Marii- nie było cię, Liz jeszcze nie wróciła, więc...

— Dobra jesteś...- powiedział z podziwem Alex.

— Wiem.

— Hm...

— Co?

— Dzisiaj w kinie jest premiera filmu z Gibsonem.

— Tak?

— Będą go puszczać pięć razy pod rząd. Rozumiesz? Pięć razy.

— Nie pójdę z tobą na ten film.

— Uh...

— Przepraszam Alex, ale akurat dzisiaj obiecałam pomóc mamie przy kolacji.

— Pięć razy...- powtórzył Alex z nadzieją w głosie.

Kaly wszedł do Crashdown i usiadł przy stoliku.

— Coś podać?- podeszła do niego Maria.

— Nie ma jej.

— Skąd wiesz, możemy mamy to co chcesz?

— Nie ma Ceali, łudziłem się przez całe wakacje... Teraz się kończą i jej nie ma.

— Może być cola i big zestaw?

— To niesprawiedliwie... A jak jej się coś stało? Mam do końca życia o tym nie wiedzieć?

— Świetnie, zaraz przyniosę.- powiedziała Maria patrząc ze współczuciem na Kaly'a.- Dostrzętnie się zatracił...

Tess szła powoli do Crashdown. Jej plan działał. Może nie do końca tak jakby tego chciała, ale działał. W wakacje zrozumiała, że musi działać małymi krokami. Czas nie gra roli, wszystko trzeba wykonać precyzyjnie, bez małego potknięcia. Weszła do Crashdown i usiadła przy pustym stoliku.

— Coś podać?- spytała ją Maria.

— Colę i Pierścienie Saturna.

— Zaraz przyniosę.

— Szkoda, że wmieszali się w to ludzie.- pomyślała Tess odprowadzając wzrokiem Marię.- Bez nich byłoby prościej.

Maria podeszła do okienka.

— Dwa Pierścienie Saturna i trzy hamburgery.

— Mało oryginalne.

— Michael!- Maria się wystraszyła.

— A kogo się spodziewałaś?

— Myślałam, że nie masz zmiany.

— Pomyliłaś się. Proszę twoje zamówienie.

— Szybko...

— Dzisiaj nie będę człowiekiem.- Maria przyjrzała mu się z zainteresowaniem i poszła dać zamówienia.

Wieczór.
Liz i Maria rozmawiają w pokoju Liz tak jak się umówiły.

— A więc dużo się u was zmieniło?- spytała Liz zmieniając temat.

— A co Max ci jeszcze nie opowiadał?

— Nie chciałam... Mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie.

— Kręciliście film porno... Mhm... Interesujące.

— Bo oberwiesz poduszką.- dziewczyny zaczęły się śmiać.

— Nie no tak na serio to były pracowite wakacje pod względem chochlikowskim.

— ?

— Nie wiem jak to opisać... To było dziwne... Jak się okazało nasze drogie chochliki pochodzą z Antaru i niestety Tess też się do nich zalicza.

— Niestety?- podchwyciła Liz.

— Znaczy się... To tylko moje osobiste odczucie. Nie lubię jej.

— Czy ona i Max...?

— Nie, nic z tych rzeczy. Max przez całe wakacje musiał znosić celibat, teraz chyba jednak się to zmieni...

— Ty naprawdę chcesz oberwać poduszką!

— No dobra tylko dokończę. Tess, Max, Michael i Isabel tworzą coś w rodzaju królewskiej czwórki, czy jakoś tak... Ten Ed jest opiekunem królewskiej czwórki, chyba tak naprawdę nazywa się Nasedo. Jest zmiennokształtnym.- Liz spojrzała na nią ze zdziwieniem.- Potrafi zmieniać kształty, może się np. stać szeryfem, czy coś takiego. A propos szeryf sobie odpuścił. Całą sprawę i na całe szczęście moją matkę.

— Dobry informator z ciebie.

— Wiem. A teraz przejdźmy na plotki miejscowe. Nasza droga para Isabel- Alex, to gruchające gołąbeczki, ale już chyba nie aż tak mdlące jak na początku wakacji. Związek De Luca- Guerin na całe szczęście nie istnieje. Nasz droga Tess jest wolna, a Kaly usycha z miłości do Ceali, która jeszcze ani razu nie dała znaku życia.

— Nie?

— Nie. Od tamtej historii z jej "liczną rodzinką" nic nie słyszeliśmy.- cisza.- A teraz może mi opowiesz jak tam twoje wakacje.

— Dobrze.

— Tylko tyle? Liz pomyśl. Floryda, przystojni mężczyźni,...

— Ulewne deszcze...

— Ale jakie romantyczne... To jak jesteś dziewicą?- Maria oberwała poduszką.

Isabel szczęśliwa, że skończyła szybciej niż przypuszczała pobiegła na górę. Wzięła telefon i szybko wykręciła numer.

— Dobry wieczór jest Alex?

— ...

— Wyszedł... I nie wie pani dokąd?

— ...

— Dziękuję.

— ...

— Nie, nie musi pani mu nic przekazywać. Do widzenia.- Isabel się rozłączyła. Alexa nie było w domu.- Pewnie poszedł na ten film sam...- pomyślała smutno, jednak czuła, że nie chodziło tu tylko o film.

Max wrócił do domu krótko przed dwudziestą. Isabel siedziała w jego pokoju.

— Cześć.- powiedziała smutno.

— Nie pomyliłaś pokoi?

— Dawno nie rozmawialiśmy. A ty co taki wesoły?

— Liz wróciła.

— Już?

— Mhm.

— I poszła do kina z Alexem?

— Nie siedzi z Marią. A co Alex cię wystawił?

— Bardzo zabawne. Po prostu powiedziałam mu, że mnie nie będzie.

— A teraz go nie ma?

— Właśnie. Jak tam Liz?

— W porządku.

— Jak spędziła wakacje?

— No tego...

— Wiedziałam. Wiedziałam, że rozmowa to ostatnie co przyjdzie ci do głowy.- uśmiechnęła się kpiąco.

***

Tydzień później(dokładnie dzień przez rozpoczęciem roku szkolnego). Max poszedł do Centrum Ufologicznego. Miał przerwę w pracy na całe wakacje. Teraz gdy wszedł do środka zobaczył pokaźne zmiany. Kilka osób kręciło się z wózkami do przewożenia mebli. Podszedł do niego nieznajomy mężczyzna.

— Ty jesteś Max Evans?

— Tak, a ty kim jesteś?

— Brody Davis. Pracujesz teraz dla mnie.

— Co takiego? Milton mi nie powiedział...

— Miltona nie ma. Wykupiłem to od niego.

— Sprzedał Centrum? Przecież to było jego życie.

— Ludzie się zmieniają.

— Co to za sprzęt?

— Unowocześnię trochę to lokum. A ty co tu jeszcze robisz? Z tego co wiem nie płacę ci za stanie.

— Czyli...?

— Masz zając się uporządkowaniem tych manekinów.- wskazał na stertę zakurzonych "zielonych ludzików".

Liz delikatnie zapukała w drzwi. Nikt jej nie otwierał.

— Ty musisz być Liz Parker. Wybacz za spóźnienie.

— Pani congressmen Whittaker. To przyjemność panią poznać.

— Nawzajem. Słyszałam o tobie wiele dobrego.- powiedziała otwierając drzwi.- Proszę, wejdź.- Liz weszła.- A więc chciałabyś ze mną pracować?

— Tak, ja...

— To świetnie. Widzisz tamte papiery? Dobrze byłoby się nimi zająć.

Isabel siedziała w Crashdown i piła colę.

— Podać coś jeszcze?- podeszła do niej Maria.

— Nie dzięki, cola mi wystarczy. A Liz? Kiedy ma zmianę.

— Niestety Liz należy do szczęściar, które do końca życia nie muszą siedzieć w garach.- Isabel się uśmiechnęła.- Szuka nowej pracy... To jak na pewno nic?

— Na pewno.- Maria odeszła. Po chwili do Crashdown wszedł Alex, od razu zobaczył Isabel. Podszedł do niej i delikatnie pocałował w policzek.- Alex...- dziewczyna się rozpromieniła.

— Cześć.

— Dzwoniłam wczoraj.

— Naprawdę? Nie wiedziałem.

— Nie chciałam ci zawracać głowy.

— Nic związanego z tobą nie jest zawracaniem głowy.

— Gdzie byłeś?- Isabel starała się, aby jej pytanie zabrzmiało naturalnie.

— Na tym filmie, wybacz nie mogłem się doczekać. Ale dzisiaj możemy pójść razem. Chcesz?

— Ale ty już go oglądałeś...

— Ale nie oglądałem go z tobą.

— No dobrze.

***

Pierwszy dzień w szkole. Liz stara się uporać z szafką, która była wyjątkowo oporna.

— Cześć Liz. Jakieś problemy?

— Tristin! Jak dawno ciebie nie widziałam.

— Przeszło dwa miesiące. Zmieniłem się?

— Trochę. Jak minęły ci wakacje?

— Trochę zwiedziłem świat, nic specjalnego.

— Ile uwiodłeś Francuzek?

— Nie byłem we Francji.

— A więc Włoszek?

— Niestety cierpię na celibat związany z Europą.

— Australia?- spytała niepewnie Liz, trochę przy tym kpiąc.

— Bardzo zabawne. To jak Parker w tym roku też jakieś przedstawienie?

— A jest?

— Oczywiście, nasza droga szkoła wystawia "Jezioro Łabędzie".

— Nie, chyba jednak daruje sobie balet.

Tess szła z Isabel szkolnym korytarzem.

— Czuje się jakbym tu była pierwszy raz.- powiedziała Tess.

— W zeszłym roku się nie przyzwyczaiłaś. To dlatego.

— Co masz teraz?

— Biologię. Na całe szczęście to mój ostatni rok.

— Ja mam chemię.

— Słyszałam, że jest nowy nauczyciel chemii.

— Tak?

— Mhm. Jakaś panna Burton czy jakoś tak. Nie pamiętam.

— Panna?

— Najwyraźniej kariera nauczycielki była dla niej najważniejsza.

Maria siedziała przy stoliku w szkolnej stołówce. Po chwili dosiadł się do niej Alex, po nim dołączyła Liz.

— I jak Maria jest jakiś nowy nauczyciel w-f?

— Nie wiem, w tym roku nie zapisałam się na w-f. Ponoć jest nauczycielka.- Liz i Alex wybuchnęli śmiechem.- Jesteście okropni.

— Więc co wybrałaś zamiast w-f?- spytał Alex.

— Język estoński.

— Co? Maria zwariowałaś zupełnie?

— Nie, to nowy przedmiot. Nowy przedmiot oznacza nowego nauczyciela. Mówią, że wygląda jak model.

— Maria, ty się już nigdy nie zmienisz?

— Idziecie ze mną do " Affair", prawda?

— Nie przegapimy rozpoczęcia roku.

— Ale nie zabierzecie Isabel i Maxa?

— Podejrzewam, że ich nawet to nie interesuje.

— Oby, tradycją się stało, że to tylko nasz wypad.

— Pamiętamy. Spokojnie Maria.

Tess schowała książki. W tłumie uczniów stojących, bądź chodzących po korytarzu dostrzegła Maxa.

— Max! Poczekaj.

— Cześć Tess.

— Cześć. Wiesz pomyślałam, że skoro jest rozpoczęcie to może moglibyśmy to jakoś uczcić...

— ?

— No wiesz, cała nasza paczka.

— Od kiedy jesteś w naszej paczce?- spytał Max w myślach.- Wybacz, ale miałem inne plany... Chciałem ten wieczór spędzić z Liz.

— A... Jasne. Pójdziemy coś zjeść?

— Czy ona nigdy nie zrezygnuje?- spytał siebie ponownie w myślach.

Trochę później. Nadal w szkole.

— Do "Affair"? To świetnie!- powiedziała Isabel.

— Ale, ja...- próbował się wytłumaczyć Alex.

— Przyjdź po mnie o 20.00 na pewno będę już gotowa. Nawet nie wiesz jak się cieszę.- pocałował go delikatnie w usta.

— Jasne, będę o 20.00...

Kaly siedział sam, podeszła do niego Liz.

— Co robisz sam? W dodatku w stołówce?

— Nic.

— Coś cię gnębi.

— Nie, ja...

— Chodzi o Ceali.- stwierdziła Liz.

— Tak.

— Nie bój się będzie jeszcze wiele dziewczyn w twoim życiu.

— Zaczynasz mówić jak moja ciotka.

— A co miałam powiedzieć? Że straciłeś swoja jedyną szansę na prawdziwą miłość?- Liz dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co powiedziała, Kaly posmutniał jeszcze bardziej.- Może poszedłbyś ze mną, Alexem i Marią do "Affair"?- Liz powiedziała pierwszą rzecz jaka przyszła jej do głowy.

— Właściwie to mógłbym.

Isabel podeszła do Michaela.

— Jesteś samotny.- stwierdziła zastępując mu drogę.

— Tak i dobrze mi z tym.

— A jednak, czuje ze mała odmiana dobrze by ci zrobiła.

— Nie rozumiem.

— No gdybyś się rozerwał.

— To nie w moim stylu.

— No właśnie! Zerwiesz, ze swoim starym stylem i to będzie ta mała odmiana!

— Mała?- spytał z powątpieniem Michael.

— Dzisiaj w "Affair" o 20.30. Masz być.

— Ale...

— Należy nam się to! Po tych głupich wakacjach, rozumiesz?- Isabel odeszła.

— O co jej chodzi...?

Max czekał na Liz przed jeepem. Po chwili już jechali w kierunku Crashdown.

— Myślałem nad tym co możemy zrobić dzisiaj wieczorem i...

— Idę z przyjaciółmi do " Affair"

— Oh... Myślałem, że spędzimy ten wieczór razem.

— Możesz iść z nami.

Wieczorem w klubie "Affair". Liz i Max przyszli pierwsi. I zajęli jeden ze stolików.

— O której mieliście się spotkać?

— Zaraz będą.

— Pójdę po coś do picia.

— Dobrze.
Max poszedł w stronę lady. W czasie, w którym on poszedł cos zamówić przyszedł Alex z Isabel.

— Cześć Liz.

— O Isabel.- spojrzała na Alexa, ten miał wzrok z cyklu "musiałem".- Tak jakby tego żałował.- pomyślała Liz.

— Max już jest?- spytała Isabel.

— Max?- pochwycił Alex.

— Yyy... O właśnie idzie.

— Cześć wam.
Po chwili dołączył do nich Kaly.

— Strasznie u was parowo.- powiedział Kaly.

— Nam też cię miło widzieć.

— Myślałem, że...- nie dokończył Kaly patrząc wymownie na Maxa i Isabel.

— Wiele osób tak myślało.- powiedziała Maria stając przed nimi.

— Cześć Maria.- powiedziała niepewnie Liz.

— No właśnie... Cześć.- rzucił Alex.

— Tak. Cześć wam.
Po chwili atmosfera się polepszyła. Alex i Isabel, oraz Max i Liz gdzieś zniknęli.

— Może...- zaczął niepewnie Kaly.

— Nie.- powiedziała Maria zdecydowanym tonem.- Idę się przewietrzyć. Zaraz wrócę.
Maria skierował się w stronę drzwi. Akurat gdy wchodził Michael. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

— Michael?

— Maria...

— Co ty tu robisz?

— Isabel mnie zaprosiła.

— Nie musisz już nic mówić. Wszystko jasne. Moją tradycję diabli wzięli!

— Wystarczyło powiedzieć, że mam sobie pójść.

— Co? Nie, mi nie o to chodziło.

— Nie?

— Właściwie to...

— ?

— Będziemy tak stać czy mnie pocałujesz?- spytała pozornie niespodziewanie, ale zapewniam, że tylko pozornie.

Koniec części trzynastej.













Poprzednia część Wersja do druku Następna część