onika

Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku (15)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku
cz.12
Memory.

Wspomnienia palą mnie
Jak słońce
Wspomnienia jak lawa gorąca
Uciekam przed nimi tak co noc.
("Jezioro szczęścia", Bajm- fragment)

W domu Ceali. Nathaniel stoi nad dziewczyną. Nie odzyskała przytomności od wczoraj. Spojrzał na nią troskliwie. Do pokoju wszedł jeszcze jeden mężczyzna. Dużo starszy od Nathaniela.

— Co z nią?- spytał chłopak.

— Ona jej coś zrobiła.

— I?

— Musimy zabrać Mojrę na jakiś czas, jeżeli ona jest tu... Jej aura działa, Mojra na pewno nie wyzdrowieje.

— Ale nie musimy wracać na Antar?

— Nie.

Maria weszła do szkoły. Miała już lepszy humor. Szczególnie po wykładzie Amy o feministkach. Jednak wchodząc do szkoły po raz kolejny w swoim życiu wpadła na Michaela. Patrzyli chwilę na siebie.

— Zejdziesz mi z drogi?- spytała Maria.

— Ja? Niby czemu ja mam ci z chodzić z drogi? To ty mi na niej stanęłaś.

— Gdybyś się nie pojawił nie byłoby rozmowy.

— Nic by nie było.

— I dobrze.

— Nawet bardzo.

— Proszę wykonam swój kobiecy obowiązek i przepuszczę cię w drzwiach. Tylko nigdy więcej mi nie stawaj na drodze, bo moja oferta z sekatorem nadal jest gotowa do zrealizowania.

W klasie biologicznej.

— Cześć. Ty jesteś Max, prawda?- spytała Tess wchodząc do klasy.

— Masz dobrą pamięć Tess.

— Pamiętasz mnie?

— Najwyraźniej.- nastała cisza.- Szukasz czegoś?

— Mhm. Nie wiem gdzie jest biblioteka...

— Mogę cię zaprowadzić tylko muszę skończyć zadania.

— Pomóc ci?

— Jeżeli chcesz.
Tess podeszła do niego, stali bardzo blisko siebie. Max poczuł zapach jej włosów, wydał mu się dziwnie znajomy. Nagle oderwał się od rzeczywistości. Przed jego oczami stanął obraz jego i Tess całujących się namiętnie. Ocknął się i spojrzał na dziewczynę.

— Wiesz powiedziałam, że ci pomogę, a nie że za ciebie to zrobię.

— Wybacz.

— Nic się nie stało.

— Cześć Max.- do klasy weszła Liz.- Widzę, że się nie nudziłeś czekając na mnie.

— O cześć Liz.- powiedziała Tess odwracając się w jej stronę.

— Cześć Tess.

— My właśnie robiliśmy zadania.

— To miło, że pomogłaś Maxowi.

— To ja już pójdę.

— Ale miałem cię zaprowadzić do biblioteki.

— Nie opłaca się, zaraz i tak będzie koniec przerwy. Na razie.- Tess spakowała swoje rzeczy i wyszła.

— Byłeś dla niej wyjątkowo miły.

— Po prostu obiecałem jej pomóc.

— Dżentelmen z ciebie.

— Liz przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. – podszedł do niej i ją przytulił.

W szkole.

— Cześć Isabel.- powiedział Alex podchodząc do szafki przy której stała.

— Cześć.- odpowiedziała chłodno.

— Czy coś się stało?

— Nie nic, po prostu twoja ukochana przyjaciółeczka jest ważniejsza ode mnie!

— Spokojnie Is. Ja...

— Dlaczego? Dlaczego wolałeś spędzić ten wieczór z nią, niż ze mną?

— Isabel to nie tak, Maria wczoraj zerwała z Michaelem.

— Zerwała? Z Michaelem?

— Nie wiedziałaś?

— Ja...- Isabel przypomniała sobie wczorajszy wieczór i rozmowę z Michaelem.

— Bo ja... Bo ja i ty... To nie ma sensu.

— Mam Alexa.

— Właśnie.

— Ty masz...

— Ja mam siebie.
A więc o to chodziło Michaelowi.- pomyślała Isabel.

— Wybacz naprawdę nie wiedziałam.

— Nie ma sprawy, ale czy mogłabyś mi bardziej ufać?

— Ja... Po prostu wczoraj się strasznie głupio czułam, kiedy... Zresztą nie ważne. Może dasz się zaprosić na kolacje przeprosinową?

— Zgoda, ale pod warunkiem ze najpierw przyjdziesz na próbę mojego zespołu.

— Jasne. To jesteśmy umówieni.- Isabel pocałowała go delikatnie w policzek.- Namiętniej będzie po kolacji.- szepnęła mu do ucha i odeszła.

Lekcja chemii.

— Tak, dzisiaj zrobimy zadania ze strony 124. Zaczniemy od piątego. Uważam, ze jest to jedno z trudniejszych zadań. Kto wykona je samodzielnie dostanie szóstkę.- mówił nauczyciel. Liz od razu zabrała się do pracy.
Trochę później.

— Świetnie panno Parker. Panno Harding... Cóż musi pani szybko nadrobić zaległości. Panna Parker na pewno pani chętnie pomoże. Możesz się do niej przesiąść. I mam do ciebie prośbę...- skierował się do Liz.- ... miło byłoby z twojej strony jakbyście obie dzisiaj przyszły tu do mnie po lekcjach. Będę od 16.00. Razem byście mogły zrobić to doświadczenie.

— Ale...- Liz próbowała się wybronić. Nie chciała pomagać Tess.

— Bardzo proszę.

— No dobrze.- Tess przesiadła się do Liz.

— Jestem kompletne zero jeśli chodzi o chemie.

— Wyobrażam sobie.- pomyślała Liz.- Na pewno nie jest tak źle.- dodała głośniej.

Kaly podszedł nieśmiało do Isabel, która właśnie kierowała się do wyjścia ze szkoły.

— Cześć.- powiedział niepewnie.

— Cześć. Czy my się znamy?

— Znaczy się... Chyba tylko zwidzenia. Kaly Valenti.

— Chodziłeś z Liz?

— To ja.

— Coś się stało?

— No właśnie nie wiem. Wydaje mi się, że przyjaźnisz się z Ceali... A ona wczoraj zemdlała, a dzisiaj nie ma jej w szkole...

— Zemdlała? Nic o tym nie wiedziałam. Pójdę dzisiaj do niej.- już chciała odchodzić.- Ona ci się podoba, prawda?

— Yyy... Ja... – Isabel się uśmiechnęła.

— Jak chcesz to możesz pójść ze mną, na pewno się ucieszy.

— Naprawdę?

— Mhm. Bądź w Crashdown koło dziewiątej.

— Jasne.

— Ceali i Kaly...- myślał Isabel.- Kto wie? Jeszcze nigdy nie próbowałam bawić się w swatkę.

Trochę później w auli, w szkole. Isabel zaczęła głośno klaskać gdy "jej ukochana" kapela przestała grać. Alex zszedł do niej ze sceny.

— Muszę częściej przychodzić na wasze próby. Dawno mnie nie było.- powiedziała Isabel i pocałowała go w policzek.

— Czyli się podobało?

— Mhm, szczególnie pewna gitara... A właściwie gitarzysta.- uśmiechnęli się do siebie.

— To jak idziemy do kina?

— Myślałam, że dzisiaj ja funduję kolację?

— O nie, zbyt dokładnie zaplanowałem ten dzień.

Tess weszła do gabinetu chemicznego. Była sama. Postanowiła przygotować stanowisko pracy.

— Najlepiej najpierw poznać wroga.- pomyślała.- Potem będzie już tylko łatwiej.
Ułożyła kilka flakoników, jeden wypadł jej z ręki. Rozejrzała się. Była sama.

Trochę wcześniej. Liz i Maria rozmawiają przy szafce Liz.

— Liz, czy ty właśnie wyciągasz książki?

— Niestety. Mam zajęcia dodatkowe z Tess.

— Tess? A tą… Powodzenia.

— Będzie mi potrzebne.
Liz pożegnała się z Marią i poszła do gabinetu chemicznego, usłyszała trzask, jakby rozbijanego szkła. Weszła cicho do środka. Tess klęczała nad roztrzaskanym flakonikiem. Po chwili razem z innymi stał na stole- cały, bez jednego pęknięcia.

— Cześć.- powiedziała Liz wchodząc po chwili.

— Cześć.- przyszykowałam już parę rzeczy.

— Właśnie widziałam.- przeszło jej przez myśl.- To dobrze. Jeszcze nie ma nauczyciela?

— Nie. Ale pewnie zaraz przyjdzie.

— Poczekamy na niego.

Isabel i Alex szli w stronę Crashdown.

— Film był wspaniały.

— Dziękuję.

— Nie ma za co.

— Jest, już mi nie wypominasz "Calineczki".- Isabel się uśmiechnęła.

— Nie idźmy do Crashdown.

— Czemu?

— Tam jest strasznie dużo ludzi.

— O dziewiątej i tak tam musimy być.

— Racja. Kaly... Prawie zupełnie o nim zapomniałam.

— To idziemy?

— Ale to jeszcze trzy godziny.

— No dobra, gdzie chcesz iść.

— Gdzieś gdzie będziemy tylko ty i ja...- powiedziała całując go delikatnie w usta.

— Tylko ty i ja...

— Mhm...

— Moi rodzice dzisiaj wyjechali.- Isabel się uśmiechnęła.- Kierunek królestwo Whitmanów.

Liz weszła do Crashdown. Gdy weszła podszedł do niej Max. Nic nie powiedział. Od razu ją pocałował. Długo i namiętnie.

Miejsce; Crashdown, przy ladzie.
Czas; Pocałunek Maxa i Liz.
Uczestnicy; patrzą na dwójkę wyżej wymienioną.

— Jej, czy oni zawsze muszą to robić?

— My nigdy... A przecież z nią chodziłem.

— Moje plany nawet nie sięgały czegoś takiego...

— Kiedyś nigdy by tego nie zrobiła.

— Nigdy dopóki chodziła z mną.

— Właśnie... Dopóki chodziła z tobą miałem nadzieję.

— Przecież w każdej chwili mogą zobaczyć to jej rodzice.

— Jej tata mnie nie lubił.

— Ojcowie z natury nie lubią chłopaków córek.

— Myślicie, że moi rodzice...?- spytała z odrazą Maria.

— Albo mój ojciec z... Kimkolwiek?- Kaly skrzywił minę na samą myśl.

— W takich wypadkach człowiek chce być adoptowany.- wtrącił Tristin.

— Aha.

— Masz całkowitą rację.- Kaly spojrzał na zegarek.- Dobra muszę lecieć, ale nie bójcie się jeszcze tu wrócę. Wtedy możemy dokończyć naszą rozmowę.

— Na razie.

— No, cześć.- Maria i Tristin przechylili głowy i się stuknęli.

— De Luca!- Tristin, aż odskoczył.

— Tristin!- dziewczyna zrobiła dokładnie to samo co chłopak.- Skąd... Ty... Powiedz, że to zły sen...

— Zapomnijmy o tym. Ty i ja... Nigdy nie rozmawialiśmy. Zrozumiano?

— Jasne.- Tristin wyszedł z Crasdown.- Dziwne myślałam, że prócz mojego głosu słyszałam jeszcze dwa inne, a nie jeden.

— To już schiza.- powiedział Michael wychylając głowę z kuchni.

Alex i Isabel weszli do pokoju Alexa.

— Przytulny pokoik.

— Dzięki. To chyba dobrze?- spytał po chwili.

— Oczywiście.

— Usiądź gdzieś.- Isabel rozejrzała się po pokoju.

— Twoja?- wskazała na gitarę.

— Mhm.

— Zagrasz mi coś.

— Ja...

— No proszę , zagraj...
Alex wziął gitarę, po chwili padły pierwsze nuty kojącej ballady.

Liz i Max wreszcie "oderwali" się od siebie.

— Cześć.- powiedział Max.

— Cześć.- odpowiedziała Liz.- Wiesz, nie powinniśmy chyba... Tak przy wszystkich...

— Wiem, ale tak długo cię nie było.

— Pamiętasz, musiałam pomóc pewnej kosmitce.

— Kosmitce? Myślałem, że miałaś pomóc Tess.

— No przecież mówię. Max, Tess to kosmitka...

Isabel i Alex szli już do Crashdown. Ich twarze promieniały. Nie schodził z nich uśmiech.

— Musimy częściej się...

— Spotykać?- dokończyła za Alexa Isabel.

— Właśnie. Cieszę się, że mnie rozumiesz.

— Cześć. – naprzeciwko nich stał Kaly.

— Właśnie szliśmy do Crashdown po ciebie.

— Tak właśnie myślałem. Więc... Jak idziemy do Ceali?

— Jasne.- na twarzy Isabel pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

Liz, Max, Michael i Maria siedzieli w pokoju tej pierwszej.

— Skąd wiesz, że Tess jest jedną z nas?- spytał Michael.

— Potłuczony flakonik, nagle nie ma żadnego pęknięcia... Cóż to na pewno sprawka człowieka.

— Widziałaś jak...

— Mhm.

— To zmienia postać rzeczy. Choć może być jedną z tych dziwaków co potrafią wyginać łyżki wzrokiem.

— Wygięcie łyżki, a przywrócenie czegoś do pierwotnej postaci to dwie różne sprawy.- wtrącił Max.

— A więc uważasz, że to...

— Tak.

— Skąd ta pewność?

— Możemy ją sprawdzić.

— Sprawdzić? Niby jak?- spytała Maria.

— Np.- zaczął Michael-... Sprawdzić co je. Liz znasz Tess, zaproś ją do Crashdown. Niech pozna twoich ukochanych przyjaciół. Przy okazji się rozerwie.

— Czemu ja?

— Bo Isabel jest zajęta Alexem i na pewno jej nie złapiemy dzisiaj. No chyba, że wolisz żeby Max to zrobił.- Max i Liz spojrzeli na niego groźnie.

— Maria podaj telefon.

W domu Hardingów. Tess podnosi słuchawkę.

— Tak?

— ...

— Liz? Tak tu Tess.

— ...

— W Crashdown? Jasne.

— ...

— Z chęcią ich poznam.

— ...

— Będę za dwadzieścia minut.- Rozłączyła się.- Rybka złapała haczyk.

W domu Parkerów.

— I jak?- spytała Maria.

— Zgodziła się. Będzie za dwadzieścia minut.

Isabel, Alex i Kaly szli pomału jedną z ulic Roswell. Pierwsza dwójka trzymała się za ręce i cały czas uśmiechała do siebie.

— Daleko jeszcze?- spytał Kaly.

— Spokojnie Kasanowo. Niedługo dojdziemy. To już za rogiem. Jak chcesz to możesz iść szybciej.

— Nie, nie... Pójdę z wami.
Cała trójka skręciła. Spojrzeli ze zdziwieniem.

— Czy to...?- spytał Kaly.

— Tak, tam mieszka Ceali.

— Ma dużo krewnych...

— Właśnie widzę.- podeszli bliżej. Jakiś wysoki mężczyzna niósł Ceali do samochodu.

— To ona...

— Chyba się przeprowadza...- powiedział niepewnie Alex.

— Ale... Z nią jest coś nie tak.- Kaly chciał biec w jej stronę.

— Spokojnie.- powstrzymała go Isabel.- To na pewno nic poważnego. Możliwe, że musi jechać do szpitala.

— Isabel ma rację. Wracamy do Crashdown.

Tess weszła do Crashdown. Liz wstała i podeszła do niej.

— Dzięki za zaproszenie. – powiedziała Tess idąc za Liz. Doszli do stolika przy którym siedziała reszta..

— To Michael, Maria i Max, jego już znasz. To Tess.- przywitali się ze sobą, Tess i Liz usiadły. Podeszła do nich kelnerka.

— Coś podać?

— My już zamówiliśmy. A ty Tess?

— Może frytki z tabasco i colę. Ewentualnie jakiś baton.

— Dobrze. To wszystko?

— Tak.- kelnerka odeszła.

— Może zabawimy się w pięć minut szczerości?- zaproponowała Maria.

— Świetny pomysł. Może ja zacznę.- powiedział Michael.- Powiedz nam Tess kim ty jesteś?

Isabel i Alex po chwili weszli do Crashdown. Kaly postanowił pójść do domu. Powtarzając, że ich nie rozumie. Od razu podeszli do stolika przy którym siedzieli ich przyjaciele.

— Cześć. O Tess, miło cię widzieć. O czym rozmawiacie?- Isabel i Alex się dosiedli.

— Tess nam opowiada o swojej chochlikowskiej osobowości.- wszyscy prócz Alexa i Liz spojrzeli na Marię, jakby prosząc żeby powiedziała to zrozumiale.- No co, Tess jest kosmitką.

***

Isabel stanęła naprzeciwko Liz.

— Cześć.

— Cześć.- odpowiedziała Liz. Patrzyły chwilę na siebie.- Podeszłaś się przywitać, czy masz jakiś konkretny temat?

— Nigdy specjalnie cię nie lubiłam, ostatnio jednak się to zmieniło.

— Ostatnio?

— Wczoraj. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam cię lubić.

— To miło.

— Chodzi o to, że musze z kimś porozmawiać, a czuję że tobie mogę zaufać.

— A więc jest jakiś konkretny temat?

— Tess i Ceali.

— Od razu poprawiła się atmosfera.

— Nie o to chodzi. Czy ty myślisz, że coś je łączy?

— Jasne są nowe i lecą na twojego brata.

— Tess?- Isabel się skrzywiła.- Nie wiedziałam.

— Nie mogłaś.

— Ale... Czy ty uważasz...?

— Wykrztuś to z siebie.

— Wczoraj z Alexem i Kaly'em byłam u Ceali, a właściwie chcieliśmy iść...- Isabel opowiedziała jej wczorajszy wieczór.

— To interesujące...

— Właśnie i tu nagle pojawia się Tess... Na dodatek jest jedną z nas. A ten Nasedo? On też jest kosmitą. W dodatku Tess uważa, że naszym opiekunem. Co o tym myślisz?

— Że będziecie mieć trudne wakacje.

— My? A ty nie?

— Wyjeżdżam na Florydę.

Maria wyszła z przebieralni. Właśnie miała w-f. Pod salą czekał na nią Michael.

— Cześć.

— Znowu ty.

— Wiem, że ostatnio nie byliśmy dla siebie zbyt mili, ale chyba możemy ze sobą czasami rozmawiać?

— Czasami. Dzisiaj akurat jest nie czasami.

— Ale... Ja muszę z kimś porozmawiać.

— Masz Maxa, Isabel. Kto wie może Alex będzie gotów cię wysłuchać, albo Liz.

— Ale oni mnie nie rozumieją.

— Jeżeli liczysz na zrozumienie z mojej strony...

— Liczę.- przerwał jej Michael.

— No dobra mów.

— Zacznijmy od nowego problemu.

— A mianowicie?

— Tess.

Isabel podeszła do Alexa.

— Kochasz mnie?- spytała na wstępie.

— Kocham.- odpowiedział zdziwiony Alex.- Cześć?

— Cześć. Alex chcę z tobą porozmawiać.

— Mów.

— Miewasz sny, prawda?

— No tak.

— Ja nie dawno miałam sen...

— Aha.

— Rozumiesz? Pewnie nie.- odpowiedziała sama sobie. – Śniło mi się, że ktoś wpija się w mój mózg.

— To już chyba koszmar?

— Możliwe. Ale to nie wszystko, czułam dziwne uczucie chłodu.

— Chłodu? Isabel czy to ma jakieś znaczenie?- spytał lekko zmartwiony Alex.

— Nie, zapomnij. To pewnie nic ważnego.

— Jesteś pewna?

— Tak. Nie wracajmy do tego.

— Dobrze, skoro jesteś pewna.

— Jestem.- podeszła do nich Tess.

— Cześć wam, o czym rozmawiacie?

Max usnął z mieszanymi uczuciami. Kim może być Tess? Czy aby na pewno mogą jej zaufać?- Te i wiele innych pytań dręczyło Maxa. Ale w końcu usnął.
Max i Tess idą prze pustynię. Trzymają się za ręce. Otaczają ich skały. Po chwili do ich uszu dobiega muzyka.
Ona jest ci przeznaczona... Przeznaczona... Przeznaczona... Przeznaczona...
Po chwili Max zaczyna całować Tess, coraz namiętniej... Otaczający ich świat przestał się liczyć. Zostali tylko oni.

Tess otworzyła oczy.

— Drogi, kochany Zan... W ogóle się nie zmienił. To będzie prostsze niż myślałam.

Koniec części dwunastej.


















Poprzednia część Wersja do druku Następna część