Monika

Ciąg dalszy nastąpił (12)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Ciąg dalszy nastąpił
Cz.12
Antar(1)
Wiara i zaufanie.

Czasami każdy z nas ma dziwne przeczucia i niezależnie od tego czy się sprawdzą czy nie, ufamy im. Każdy ma marzenia i obojętnie czy się ich doczekamy czy nie, wierzymy, że tak... Jednak czasami ktoś nam zabiera całą wiarę, całą ufność. Przyjmijmy, że każdy z was ma około dwudziestu lat, jest mężczyzną i ma dwa małżeństwa z jedną osobą za sobą. Uwaga; nie braliście rozwodu- umarliście. Potem zaczynacie żyć od nowa, przy okazji ratując życie kilku innym osobą, np. uzdrawiając je. A zapomniałam dodać jesteście obecnie hybrydami, kiedyś byliście kosmitami- takie drobne przeoczenie. Zakochujecie się pierwszy raz w wieku mniej więcej ośmiu lat, w wieku szesnastu pozwalacie sobie na bardziej nieprzyzwoite rzeczy niż malowanie kredkami. Ale nie myślcie, że jesteście sami. Prócz was jest jeszcze kilku kosmitów- o dwóch wiecie( w końcu jedno z nich to wasza siostra). I nagle pojawia się ta czwarta. Bardzo głupia. Wciska wam kit o jakimś przeznaczeniu. Wasza dotychczasowa miłość z tego powodu zbiega ze skał i jedzie na Florydę(zabawnie brzmi, co?). Po wakacjach chyba wam coś odbija. Śpiewacie pod oknem swojej byłej piosenkę z zespołem Mariachi, słów uczyliście się w sklepie ze sprzętem u pani Delgado(czy jakoś tak). Jednak najbardziej odbija wam kiedy przybywacie z 2014 roku do waszej ukochanej po pretekstem ratowania świata. Wy(czyli ci aktualni) dostajecie szoku widząc waszą ukochaną w łóżku z innym(szczególnie, że kilka dni temu tak "pięknie" jej śpiewaliście). Można nabawić się depresji co? No to w ramach powiedzenia oko za oko, spładzacie syna( z tą głupią, od przeznaczenia). A co robi matka waszego dziecka? Morduje najlepszego przyjaciela waszej byłej i nagina wszystkim mózgi. Wasz najlepszy kumpel nie chciał być od was gorszy, więc w dzień
(a właściwie w noc) przed waszym odlotem kocha się z koleżanką twojej byłej. Mimo tych wszystkich zawiłości losu wysyłacie w kosmos tą głupią( już myśląc o odzyskaniu syna), sami zostajecie, a wasza była dziewczyna staje się tą aktualną. Przez prawie rok szukacie syna, co dzieje się w tym czasie? Otóż wasza dziewczyna zaczyna... Jakby to powiedzieć... Może po prostu powiem, że "polubiła" zielony. Z tego powodu wyjeżdża do prywatnej szkoły(jej rodzice są wniebowzięci). Co dzieje się dalej? Ty umierasz, odnajdujesz ją i o zgrozo znowu żyjesz. Syn sam wraca ciągnąc za sobą tą głupią(niestety twoje dziecko nie ma mocy). Twoja dziewczyną rzuca nią o ścianę, więc ta postanawia popełnić samobójstwo. Syna (mimo iż tak chciałeś go odnaleźć) oddajesz do adopcji, przekazując mu wspomnienia i całkiem ładną grzechotkę. Twoja siostra w czasie gdy ty szukałeś syna, umierałeś i oddawałeś syna do adopcji przeżywa rozterki miłosne i bierze ślub. Wasi rodzice dowiedzieli się wreszcie, że nie mają całkiem normalnych dzieci. Twoja dziewczyna zaczyna mieć wizje, więc w ramach promocji FBI uciekacie i bierzesz z nią ślub. W niedługim czasie "przylatuje" do was strasznie pewna siebie dziewczyna i każe ci wyzwolić Antar spod władzy Kivara. Twoja żona ją popiera, ty nie rozumiesz czemu. Później pojawia się już nie twój opiekun i mówi, że nawalił. Z tego wszystkiego wychodzi tylko tyle, że ty znowu jesteś na granicy życia i śmierci, a twoja żona odnajduje twojego syna(który jest najbardziej ściganym następcą tronu, przez ludzi – czyt. Skórów- Kivara). Następną osobą, która namawia cię do powrotu na Antar( i która pojawia się przed odnalezieniem po raz drugi twojego syna) jest Ava. Pseudo dziecko, duplikat Tess(tej głupiej). W końcu ty, Ava, ta pewna siebie dziewczyna, twoje dziecko, Zan(go również odnalazła twoja żona- to twój nieżyjący duplikat), twoja żona, twoja siostra i najlepszy kumpel opuszczacie galaktykę, która jeszcze nie dawno była waszym domem. Zostawiacie dziewczynę kumpla i Kaly'a(byłego chłopaka twojej żony- go również uzdrowiłeś). Jednak przed odlotem twoja żona postanawia ci powiedzieć cała prawdę. Otóż jest hybrydą(to już wiedziałeś), od początku swojego istnienia(tego nie wiedziałeś), ma mnóstwo opiekunów(to ci co muszą jej słuchać), całkiem spore wojsko i poparcie większości Antarian(ty tego nie masz). Zna wszelkie sekrety Granilithu(swoją drogą szkoda, że ta głupia go wykorzystała). Nie pamięta zbyt wiele, nie chciała cię oszukiwać. Ty myślisz, że to jakieś bajki, że przecież powinna ci powiedzieć. Więc wszyscy jak jedna, wielka, szczęśliwa rodzina budzicie się na Antarze. I jak tam z twoją ufnością i wiarą?

***

Cała ósemka obudziła się dopiero na Antarze, w bliżej nieokreślonym miejscu. Pierwszy obudził się Max. Znał to miejsce. Był tu. Tu znajdował się Granilith. Po chwili obudziła się Liz, podeszła do niego.

— Pamiętasz to miejsce?- spytał ją Max po chwili milczenia.

— Śniłeś o tym kiedy po ciebie przyszłam.

— Tak. A z tamtego życia?

— Też.

— Co?

— Co, co?

— Co pamiętasz?

— Niewiele.

— Ale to miejsce pamiętasz?

— Tak. Tu był Granilith.

— Czemu mi nic nie mówiłaś?

— Naprawdę nie mogłam.

— Czemu?

— Nie wiem.

— Mam w to wierzyć? Dość dobrze ci szło okłamywanie mnie przez prawie trzy lata... A może dłużej?

— Nie, dopiero kiedy zobaczyłam Granilith....

— I kim jest ta Arwel?

— Pomogła mi.

— To nie zdrajczyni?

— Zapewniam cię, że ktoś kto zdradza zdrajców nadal jest zdrajcą.

— Nic nie rozumiem.

— Wybacz.

— Nie potrafię.- Liz spuściła wzrok.- Zaraz się obudzą.

— Tak.

— Za tamtymi drzwiami...

— Jest twoje królestwo.

— Nie, to twoje królestwo, to ty jesteś królową.

— A ty królem.- Max już nic nie dopowiedział. Gdy obudzili się wszyscy postanowili wyjść z komnaty i obejrzeć pałac. Jednak słowo pałac to ostatnie co przychodziło im do głowy.
Nie czyszczony od dawna, dziwny... Tyle różnych przedmiotów. Nie wiedzieli do czego służą. Wszędzie pusto.

— Gdzie wszyscy?- spytał Max Gwen.

— Chyba nie liczyłeś na jakieś big przywitanie?

— Mówiłaś, że wierzą we mnie.

— Wierzyć, a wielbić to dwie różne sprawy.

— Więc gdzie oni są?

— Pracują na rzecz Kivara. Wiesz takie przymusowe roboty w wielkiej barierze. Czysty terror, nic strasznego.- powiedziała sarkastycznie.

— Nie kpij! Nie chciałem, żeby to się tak skończyło! To nie moja wina.

— To po co zadawałeś się z ta lafiryndą?

— To nie byłem ja.

— Niech ci będzie. Musimy się dostać do innych.

— Jak?

— Nogami. Przyszykuj sobie przemówienie królciu.

— Ja tu nie rządzę.- powiedział patrząc na Liz.

— A więc już wiesz?- spytała Gwen.

— O czym?- wtrąciła pytanie Isabel.

— To Liz jest prawowitą władczynią.- teraz oczy wszystkich zwróciły się na nią.

Dotarli. Nie wiedzieli po jakim czasie, nic co ziemskie tu nie działało, nie było czasu...

— Co mamy tu robić?

— Macie wymyślić plan i to dobry. Będziemy was chronić, macie pełną obstawę, szczególnie ze względu na niego.- skierowała swój wzrok na małego Zana, który właśnie spał. Macie tu trzy pokoje, dość duże. Podzielcie się jakoś.
Gwen wyszła.

— Co robimy?- spytała Isabel.

— Na razie nic. Odpocznijcie.

Isabel poszła do pokoju, będzie go dzielić z Michaelem. Alex usiadł koło niej.

— Jak tam w innej galaktyce?- spytała uśmiechając się do niego.

— Macie trochę słabe oświetlenie.

— Czepiasz się.

— W życiu. A ja ty się czujesz?

— Trochę dziwnie, tu wszystko jest inne, dziwne...

— Przyzwyczaisz się.

— Oby. Mam postanowienie.

— Jakie?

— Jak to się wszystko skończy, zadzwonię do niego...

Max poszedł z Michaelem do pokoju, który zajmuje Max, Liz i Zan.

— Nie denerwuj się.

— Okłamywała mnie.

— Nie chciała.

— Skąd mam to wiedzieć? A jak znowu kłamie?

— Uwierz jej.

— Nie potrafię, ja już nie wiem czy to wszystko ma jakiś sens.

W miejscu, w którym zostawiła ich Gwen(coś na pokrój salonu).

— Gdzie Ava?- spytała Liz Zana.

— W pokoju, śpi.

— O co z nią chodzi?

— Bądź po prostu ostrożna.

— Będę.

— Nie wierzy ci?

— Nie.

— Jesteś silna.

— Muszę być.

— Zrozumie to kiedyś.

— Nie jestem pewna. Nie wybaczył mi, nie potrafi zaufać, w każdym moim zdaniu widzi kłamstwo.

— Daj mu czas.

— A jak tam nasz plan? Od czego zaczniemy?

— Od króla.

— Który nie chce być królem?

— Od tego.

— Co z nim?

— Nie ma króla bez terytorium, a jego jedynym terytorium jest pałac.

— Ja bym go tak nie nazwała.

— Właśnie. Zaczniemy od kilku ruchów rękom.

— A dalej?

— Musi mieć też lud i wojsko, a oni słuchają tylko ciebie.

— Trudno będzie ich przekonać do króla.

— Uda ci się.

— Co później?

— Plan ataku, atak i zwycięstwo.

— I powrót.
Zan spuścił oczy.

— Jesteś pewna, że powrót nastąpi?


C.D.N.









Poprzednia część Wersja do druku Następna część