zajavka

Sztuka wybaczania (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Max wybiegł za Liz. Stała ona przed Crashdown, starając się uspokoić. Podszedł do niej, przytulił ją i powiedział cicho:

—Spokojnie, wszystko będzie dobrze – chciał powiedzieć coś więcej, ale przeszkodził mu warkot gwałtownie zawracającego samochodu. „Co to za wariat” – pomyślał Max. Jakie było jego zdziwienie, gdy samochód ten zatrzymał się przed nimi, a wyskoczył z niego Michael. Przez chwilę patrzyli na siebie bez ruchu. Żaden z nich nie był przygotowany na tak bezpośrednią konfrontację. Stali tak i patrzyli na siebie. Max widział, że Michael już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale ubiegła go Liz. Podeszła do Michaela i uderzyła go z całej swojej siły w szczękę, potem wycedziła:

—Gadaj, śmierdzielu, gdzie jest Maria ??? – Michael pokazał jej tył samochodu. Minęła go bez słowa i podeszła do nieprzytomnej Marii. Popatrzyła na nią przez chwilę i powiedziała do Maxa, ignorując Michaela:

—Zawołaj Kyla i Isabel, trzeba ją przetransportować do domu.
...............
Michael nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wiedział, że Max i reszta nie przyjmą go serdecznie, ale żeby, aż tak. Na wstępie dostał po pysku od Liz, a teraz wszyscy go ignorują. Nie pozwalają mu nawet podejść do Marii. Posadzili go przy stoliki i kazali siedzieć. Michael nie buntował się zbytnio, był zmęczony, potrzebował chwili wytchnienia. Ale teraz, gdy był już w miarę wypoczęty, zaczęło go irytować zachowanie tamtych. Wstał i skierował woje kroki do pokoju, gdzie tamci naradzali się, co z nim zrobić. Wszedł baz pukania i z miejsca wypalił:

—Nie obchodzi mnie, co o mnie myślicie ani, co o mnie słyszeliście. Nie liczę na wasze przebaczenie, nie po to tu przyjechałem. Traktujcie mnie jak śmiecia, wroga czy jak tam chcecie, ale na Boga, Max proszę uzdrów mi Marię. Bez niej nie.... – głos mu się załamał, ale kontynuował dalej – Maria ma raka mózgu. Nie operacyjny. Lekarz wczoraj dawał jej dwa dni życia, dlatego ją porwałem. Wiozłem ją do ciebie, do Atlanty. Jesteś jej ostatnią nadzieją.

—Nie mogę tego zrobić, Michael – odpowiedział prawie bezgłośnie Max. Pozostała trójka patrzyła w podłogę.

—Jak to nie możesz?? – krzyknął Michael – Max, ja rozumiem, że możesz mnie nienawidzić, ale przecież Maria....

—Michael – przerwała mu Liz – Max pięć lat temu stracił moce. Isabel też.

— Nie wiemy dlaczego – wtrącił Kyle. A Michael poczuł jak ogarnia go coraz większa ciemność.
...................

Michaela obudził cichy trzask drzwi. Otworzył oczy i ujrzał nad sobą twarz Maxa. Twarz spytała:
Śpisz??

—Tak – odpowiedział Michael. Nie miał ochoty na żadne rozmowy.

—To dobrze – powiedział Max i usiadł na łóżku – bo chcę z tobą porozmawiać. Michael, chcę żebyś wiedział, że oddałbym wiele, żeby móc uzdrowić Marię. Ale nie potrafię... Naprawdę, Michael...

—Max – wszedł mu w słowo Michael – nie musisz czuć się winny ani nic z tych rzeczy. Ja też straciłem swoje moce, dlatego....teraz Maria umiera. Nie stać...mnie było na lekarza. Jestem idiotą. A do tego to...dziecko – Michael nie panował już nad sobą. Całe życie starał się być twardy, ale dzisiaj, teraz przy Maxie nie potrafił, choć się tego wstydził. Ale łzy same cisnęły mu się do oczu. Płakał nad swoim nienarodzonym dzieckiem, nad Marią i nad sobą. Nie mógł przestać.

— Michael, nie rozklejaj się – powiedział Max. Było mu strasznie przykro, że nie może pomóc swojemu przyjacielowi. Słowa Maxa podziałały na Michaela natychmiastowo. Szybko otarł łzy i powiedział:

—Max, wybacz mi...no wiesz, że wtedy was opuściłem. Nie powinienem..

—Nie ma sprawy. Tego już nie ma. Teraz znowu jesteśmy rodziną – odpowiedział mu Max i wyciągnął przed siebie rękę. Michael uścisnął ją. Znowu byli braćmi. Siedzieli tak przez chwilę, każdy pogrążony w swoich myślach. Przeszkodził im Kyle, który wpadł do pokoju i powiedział:

—Max, mam nadzieję, że mu powiedziałeś, bo wszystko gotowe. Maria w samochodzie. W Santa Fe już na nas czekają, a ja chcę się w końcu zobaczyć z ojcem.

—Co jest w Santa Fe?? – spytał się Michael. Miał złe przeczucia.

—Szpital – odpowiedział Max – przykro mi Michael, ale Maria musimy mieć godne warunki, których my nie możemy jej zapewnić. Ubieraj się – powiedział jeszcze, rzucając koszulą w oniemiałego Michaela i wyszedł.
..................


Od kilku godzin siedział przy jej łóżku. Sam. Co jakiś czas na salę wchodziła pielęgniarka skontrolować jej stan. Ale nic nie mówiła, patrzyła tylko na niego wzrokiem, który łączył w sobie współczucie i coś na kształt nienawiści. Nienawiści, bowiem wszyscy pracownicy szpitala już wiedzieli, że Michael wiózł Marię dwadzieścia godzin starym samochodem, nie zważając na jej stan. Wezwali nawet policję. Chcieli go zabrać, ale Max poprosił ich by pozwolili Michaelowi zostać przy żonie, aż do jej śmierci. Zgodzili się pod warunkiem, że po fakcie od razu zabiorą Guerina do aresztu. Michael chciał dany mu czas wykorzystać całkowicie. Poprosił wszystkich, by nie wchodzili do Marii, bo chce być z nią sam. Chciał się z nią pożegnać. Łudził się, że ocknie się choć na moment, by mógł jej powiedzieć jak bardzo ją kocha, ile dla niego znaczy i poprosić ją, żeby na niego czekała, tam w zaświatach. Ale czas mijał, a ona wciąż była nieprzytomna. Michael tracił już nadzieję, że zdoła jej to wszystko powiedzieć. Nie miał już nawet siły płakać. Po prostu siedział przy jej łóżku poważny i skupiony, jak nigdy i głaskał ją po włosach, policzkach i ramionach. Chciał zapamiętać dotyk jej skóry. Jej aksamit, gładkość i ciepło. Nagle Maria poruszyła się lekko, a po chwili otworzyła oczy. "„A więc, to już. Ostatnie przebudzenie"”- pomyślał Michael. Maria uśmiechnęła się na jego widok.

—Witaj, Czechosłowaku – powiedziała, a Michael czuł, że nie wytrzyma tego dłużej. Chciał jej powiedzieć, to wszystko, co planował, ale nie potrafił. Powtarzał tylko w kółko – „Maria... kochanie” i płakał, choć myślał, że już nie ma w sobie łez. A ona przygarnęła go do siebie, takiego zapłakanego i głaskała go po głowie, aż się trochę uspokoił. Wtedy zaczęła mówić:

—Głuptasie, przecież ja nie odchodzę. Ja...zawsze będę przy tobie – głos zaczął jej się załamywać – będziesz czuł zawsze..... moją obecność. A kiedyś..... spotkamy się...ty i ja... ty, ja i nasze dziecko, a wtedy....będziemy wszyscy szczęśliwi...zobaczysz...będziemy bardzo szczęśliwi – łzy leciały jej ciurkiem po twarzy, nie mogła się opanować.

—Michael – jej głos był coraz słabszy. Podniósł głowę na dzwięk swojego imienia – proszę cię połóż się obok mnie. Trochę się boję. Zrobił to, co go prosiła. Ściągnął buty i delikatnie położył się obok. Przytulił ją do siebie i starł się wyrównać ich oddechy. Udało mu się i teraz byli jednością. Żadne z nich nie bało się śmierci, która nieubłaganie się zbliżała. Gdy nadeszła, Michael mocniej przytulił Marię. Zasnęli oboje. Maria na zawsze, a Michael......
..........

—O Boże, co pan wyczynia??? Niech pan natychmiast złazi z tego łóżka – Michaela obudził dziki krzyk pielęgniarki. Podeszła do łóżka i zaczęła go ściągać. Gdy już się jej to udało, zajęła się Marią. Wystarczyło jedno spojrzenie, by wybiegła na korytarz z krzykiem:

—Panie doktorze, pod piątką brak pulsu. Doktorze!!! – po chwili sala Marii wypełniła się ludźmi, biegającymi z dziwnymi różnymi urządzeniami wkoło łóżka chorej. Michael stał i patrzył przez chwilę na wysiłki lekarzy. W końcu wyszedł i podszedł do czekających na korytarzy Liz, Maxa, Isabel i Kyla. Spojrzał na nich, i przy wtórze okrzyków dochodzących z sali Marii, powiedział:

—"Nie żyje" – po czym siadł na krześle i zagapił się w podłogę. Nie podniósł nawet głowy, gdy Liz rzuciała się na niego krzycząc:

—"Co ty gadasz, przecież jeszcze ją reanimują. Wciąż ma szansę. Musisz wierzyć...- ale przerwała, bo poczuła na ramieniu rękę Maxa. Spojrzała na niego, a on wskazał głowę na grupkę lekarzy, wychodzących z pokoju Marii. Oczy Liz wypełniły się łzami, a ona już nic nie pamiętała.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część