gosiek

Dziecko Szczęścia (10)

Poprzednia część Wersja do druku

Michael zauważył że dziewczyna schodzi już po skałach w duł. Pobiegł w duł i złapał ją za ramię. Maria odwróciła się i spojrzała smutno w jego oczy. W swoich miała tony łez ale próbowała je zatrzymać.

— Nadim...co się stało – chłopakowi nie łatwo przyszło powiedzieć do niej tak jak kazała

— Zostaw mnie – wyrwała się i chciała iść dalej, ale Michael obrócił ją szybko i pocałował czule
Po chwili słabości powiedział:

— Może ty tego nie pamiętasz, ale ja dobrze, wtedy cię pokochałem...- zaczął, a na nawet się nie odezwała patrzyła mu w oczy i dalej powstrzymywała łzy – Kiedyś wiedziałem cię jak kąpałaś się w jeziorze, wyglądałaś dla mnie w słońcu poranka jak afrodyta która wyłoniła się z morskiej piany, twoje długie brązowe włosy zakrywały plecy. Widziałem największe dobra twojego aksamitnego ciała – pogładził ją lekko po ramieniu – Potem zobaczyłem cię na balu, tym w którym po raz pierwszy pojawiłaś się z twoim ojcem...Chciałem z tobą zatańczyć...zgodziłaś się...

— Pamiętam...- odpowiedziała cicho

— Potem poszliśmy się przejść, opowiadałaś mi o sobie, a ja o sobie...zabrałaś mnie do siebie do domu...całowaliśmy się...prawie wylądowaliśmy w łóżku...

— ...ale mój tata niespodziewanie zjawił się w domu, wyrzucił cię za drzwi i kazał nie pokazywać się na oczy, ani zbliżać się do mnie...- dokończyła z uśmiechem

— Miałaś wtedy 16 lat a ja 18... i tak spotykaliśmy się potajemnie – odwzajemnił uśmiech – Kocham cię – dodał po chwili całując

— Ja cię też Rath
Oboje wrócili do komory. Przytuleni i uśmiechnięci. Mięli ochotę wracać do domu, być razem tam na Antarze.
Pierwsza odezwała się Liz:

— Ava, gdzie jest kryształ??
Tess otarła łzę i podniosła spuszczoną głowę:

— Mam go przy sobie, zawsze go noszę – wyjęła z kieszeni przezroczysty kamień w kształcie sopla lodu

— To pomoże nam wrócić do domu...- dodała Is odbierając od niej kryształ
Isabel podeszła do brata, przekazała mu "klucz". Chłopak podszedł do granilithu i włożył kamień w jego dolną cześć. Ten jakby duch przeniknął i nie zostało po nim śladu. Urządzenie zaczęło wirować.

— Nie musimy czekać już to załatwiłam...możemy wracać do domu – Liz powiedziała, a jej ostatnie słowa jakby odbijały się po wszystkich ścianach

— Wystarczy go dotknąć – dodała Tess
Wszyscy po kolei podchodzili do granilithu i dotykali go dłonią. Najpierw podeszła Isabel Alex i Lukan, później Liz i Max, Maria i Michael. Na końcu podeszła niepewnie Tess. Sama nie wiedziała czy chce wrócić. Przypomniały jej się chwile spędzone na Ziemi: kochający szeryf Valenty, Kyle i jego wygłupy, jak zobaczył ją pierwszy raz jak spała u nich, odstąpienie pokoju, rozmowa o "butelce". Wszystkie jej myśli kręciły się wokół młodego Valenty'ego. Chciała już dotknąć kamienia, ale coś ją odepchnęło i powiedziała:

— Nie mogę, musze tu zostać, z Kylem, oni mnie nauczyli czuć, kochać... – zaczęła odchodzić jak najdalej – Opowiem im wszystko, aby nie byli wściekli na to że się nie pożegnaliśmy... Żegnajcie

— Żegnaj Tess – powiedzieli jakby chórem
Dziewczyna wybiegła z komory, czując jak małe kamyczku spadają na jej jasne włosy. Trzęsienie ziemi brawie jej nie wywróciło. Wybiegła w ostatniej chwili.
Oni w mgnieniu oka znaleźli się "w środku" granilithu. Czuli ciepło, nie było niewygodnie. Popatrzyli na siebie i złapali się za ręce. Wszystko zaczęło się trząść, komora rozsypywała się w pył. Wszystko zaczęło się kręcić w kółko. Nagle wielki huk, a potem już nawet nie wiedzieli co się dzieje...
Lecieli przez piękne niebo posypane gwiazdami, planetami, satelitami. Było to tak cudowne, że aż nie do opisania. Oni od teraz mięli widywać teki piękne rzeczy codziennie.
Przelecieli obok wielkiej pomarańczowej planety. Liz ją już kiedyś widziała, wtedy podczas tych wizji. Potem wlecieli w takie niby tunel z mnóstwem zakrętów. Lecieli przez niego z prędkością światła, więc nie wiele zdążyli zauważyć.
W końcu stop, zwolnili. Zatrzymali się przed planetą zielonego odcieniu, ale z mnóstwem czarnych miejsc, jakby po wybuch jakiejś bomby. Nagle niesamowity ból przeszył ich plecy, zemdleli z bólu.
Wszyscy obudzili się w pięknych komnatach, jak z baśni.
Wiedzieli, że byli już w DOMU.....

***

Gdy tylko odpoczęli po podróży, zaczęli walkę z Khivarem Ten który nie oczekiwał tak nagłego i silnego ataku, poległ za pierwszym razem. Jego wojsko zostało wysłane na odległą planetę.
Od tamtego czasu, Antar zaczął tętnić życiem. Wszyscy cieszyli się z wygranej wojny, byli wolni, mogli żyć bez strachu przed wrogiem, że w każdym momencie może zaatakować, akurat ten rejon.
Isabel i Alex pobrali się i zamieszkali w pałacu, tak zresztą jak wszyscy. Później okazało się, że dziewczyna ponownie jest w ciąży. Całe królestwo weseliło się na ta wiadomość. Mały Lukan rozwijał się jak należy, jego młodsza o półtora roku siostra Clara, również rosła jak mały piękny kwiat.
Michael i Maria byli nażyczeństwem już ponad rok i nawet nie zamierzali zorganizować wesela. Powiedzieli, że mają na to jeszcze czas.
Liz i Max wzięli ślub, ale dziewczyna nie starała się o dziecko. Wiedziała, że są na razie ważniejsze sprawy, typu odbudowa państwa, ale robiła to tylko dla Maxa, sama wręcz przeciwnie chciałaby, ale wolała jeszcze nie

Koniec (jest to oczywiście nie zupełnie koniec:] )


Poprzednia część Wersja do druku