Kes_ALF

Roswell - Następne pokolenie (1)

Wersja do druku Następna część

Od autora: Pierwsza część opowiadanie jest właściwie wstępem, i objaśnieniem co działo się z kosmitami, przez prawie 20 lat, i jak teraz wygląda ich życie, więc jeżeli ktoś nie ma ochoty tego czytać, i nie przeszkadza mu że ciągle nie będzie czegoś rozumiał, i nie bedzie wiedział kto jest kim, może zacząć od drugiej strony.:))
Bardzo proszę o komentarze, czy pomysł wam się spodobał, i czy mam to pisać dalej,(dalej będzie bardziej "roswelliańsko") Z góry dziękuję.





Po wyjeździe z Roswell, i spędzeniu całych wakacji w drodze, kosmici i oczywiście ludzie, rozpoczęli studia na nowojorskim uniwerku. Michael ukończył szkołę średnią dzięki egzaminom zdanym eksternistycznie, dzięki czemu nie stracił roku, (dopilnowały tego oczywiście Maria i Isabel, po prostu nie mógł nie zdać, bo obawiał się, że jeśli mu się nie uda, one pokłócą się o pierwszeństwo w rozszarpywaniu go).
Liz ukończyła biologię molekularną, (czy coś takiego), Max, studiował dziennikarstwo i po powrocie do Roswell, został redaktorem naczelnym, największej lokalnej gazety.( Denerwowały go te ciągłe bzdury o kosmitach, ale cóż zrobić, w końcu to Roswell, musiał od czasu do czasu zgadzać się na opublikowanie czegoś takiego.) Isabel studiowała psychologię i pedagogikę, Jessy po krótkim czasie załatwił sobie przeniesienie do Nowego Yorku, więc oboje byli szczęśliwi mogąc być razem.
Kyle, w czasie podróży po stanach, miał okazję poznać dokładnie Laurie Dupree, i natychmiast się w niej zakochał, więc jego radość nie miała granic, gdy spotkał ją na uniwerku, a studiował, mimo wcześniejszych oporów, prawo. Mniej więcej po pół roku odbył się ich ślub.
Maria ukończyła muzykologię i przez jakiś czas robiła nawet sporą karierę w branży muzycznej, jednak dzieci okazały się dla niej ważniejsze i trochę to zaniedbywała. Michael po dosyć długim niezdecydowaniu, co do kierunku studiów, i nie oszukujmy się, czy w ogóle studiować, w końcu uległ presji otoczenia, (tak naprawdę nie miał innego pomysłu na życie) i zadziwił wszystkich informacją, że owszem, będzie studiował i to nie byle co, tylko architekturę. Wszyscy byli jeszcze bardziej zdziwieni, gdy te studia ukończył z najlepszym wynikiem na roku, i szybko stał się wziętym architektem. Budowle przez niego projektowane, miały zawsze ciekawe założenia artystyczne, ale właśnie tego żądali klienci. Maria twierdziła, co prawda, że Michael jest po prostu nie normalny, i że cieszy się z tego, że nie projektował ich domu, ale tak naprawdę była z niego dumna, tak samo jak inni, chociaż Max, wchodząc do budynku zaprojektowanego przez swojego przyjaciela, nie mógł wyzbyć się wrażenia, że cała konstrukcja zaraz zawali mu się na głowę, na szczęście nigdy nic się nie zawaliło, Michael naprawdę był dobrym architektem.
Ślub Michaela i Marii odbył się jako ostatni, i nie wiadomo czy odbyłby się tak prędko, bo charaktery im się nie zmieniły, gdyby nie pewna malutka presja moralna. Gdy Maria oznajmiła mu, że jest w ciąży, nie wytrzymał i w końcu poprosił ją o rękę. Zawsze potem wypominała mu, że przez niego, w najpiękniejszym dniu swojego życia, wyglądała jak słonica, ale to był tylko chwyt psychologiczny, bo ślub odbył się szybko, i jeszcze nic po niej nie było widać.
Tak więc pierwsza na świat przyszła Majandra (Maria Alejandra, pierwsze oczywiście po mamie.)
Jej rodzice byli wtedy na drugim roku studiów. Następna na świat, w trzy miesiące później, przyszła Ava, pierwsze wspólne dziecko Maxa i Liz. Niedługo potem na świat przyszedł Alex, chyba wiadomo czyj, oczywiście Isabel i Jessego. Następne w kolejce były bliźnięta, młodsze o niecałe dwa lata od reszty, dzieci Kyla i Laurie, Peter i Ann.
Niedługo po ich narodzinach, nastąpiło zdarzenie, które na całe lata stało się ulubioną domową historyjką. Gdy Maria zaczęła rodzić swoje drugie dziecko, Liz również była w zaawansowanej ciąży, w domu płakały istniejące już na świecie, dwuletnie, Majandra i Ava, poza nimi nie było nikogo, więc Liz zawiadomiła Michaela i na wszelki wypadek Maxa, i obie czekały cierpliwie i spokojnie na przyjazd mężów. Michael przyjechał pierwszy, do dziś nie zostało ustalone, jakim cudem udało mu się tak szybko dotrzeć do domu, i od razu zaczął wprowadzać nerwową atmosferę. Pomimo przeżytych już narodzin Majandry, był tak zdenerwowany, że nie mógł zapanować nad sytuacją, bez przerwy gubił kluczyki do samochodu, zapominał zabrać walizkę, potem w niewiadomych celach wynosił ją z samochodu i oczywiście zapominał gdzie zostawił, w miotaniu się po domu wydatnie przeszkadzała mu córeczka, którą nie wiadomo po co, usiłował ubierać, chyba ją również zamierzał zabrać do szpitala, doszło nawet do tego, że prawie odjechał bez Marii. Jego żona znosiła to szaleństwo "ze stoickim spokojem" Zaciskając zęby i mrucząc pod nosem inwektywy, pod adresem Michaela, ale Liz zdenerwowała się sytuacją do tego stopnia, że sama zaczęła rodzić. Zdaniem Maxa, koniec świata, nuklearna wojna, i wszystkie klęski żywiołowe razem wzięte, to sama przyjemność w porównaniu z tym, co zastał po powrocie do domu.
Nawet nie starał się nad tym zapanować, ani niczego wyjaśniać, widać było, że i tak niczego się nie dowie, po prostu wepchnął całe towarzystwo do samochodu, i udał się do szpitala, zastanawiając się czy jakiś policjant wlepi mu mandat za przewożenie w pięcioosobowym samochodzie, dwóch rodzących kobiet, dwojga małych dzieci bez fotelików, i jednego szaleńca.
Z tego właśnie powodu Rath i Troy przyszli na świat tego samego dnia, i prawie jednocześnie.
Liz ze zdenerwowania, (bo nie wiedziała czy Michael się już trochę uspokoił, czy nadal wykazuje objawy szaleństwa, i przypadkiem nie przyszło mu do głowy w tym stanie ducha, asystować przy porodzie, albo czy przypadkiem nie zostawiono z nim dzieci) urodziła Ratha pierwsza, a dokładnie pięć minut później, szczęśliwie mimo starań ojca, na świat przyszedł Troy, najmłodszy i najważniejszy z całej paczki, ale to okaże się dopiero za jakiś czas.
Max odnalazł również, Zana i w całej "rodzinie" było ośmioro dzieci.
Po kilku latach od wyjazdu, kiedy w Roswell nikt już nie pamiętał dziwacznych pogłosek, że kosmici mieszkali tam pod postacią zwykłych nastolatków, wszyscy podjęli decyzję o powrocie do domu, ku radości państwa Evansów, Parkerów, i Valentich, (Amy DeLuca wyszła za Jima Valentiego), którzy do tej pory widzieli swoje wnuki tylko kilka razy.
Kupili cztery sąsiadujące ze sobą domy, i wyburzyli dzielące je ogrodzenia, tworząc durze kwadratowe podwórze, z domem w każdym rogu. Było to wygodne rozwiązanie, bo w ten sposób bawiące się razem na podwórku dzieci, zawsze były widoczne z któregoś z okien, i ich matki mogły być spokojne, że zawsze ktoś je widzi, i ich pilnuje, a jeżeli coś się stanie, ktoś natychmiast zauważy i w porę wezwie Maxa.
A różnego rodzaju wypadki zdarzały się, mimo bacznej uwagi rodziców, szczególnie Troy niezwykle "żywe" dziecko wymyślał coraz to nowe, niebezpieczne, zakazane zabawy i wciągał w nie rodzeństwo, on też najczęściej ulegał wypadkom, typu: upadek z drzewa, z parkanu, z dachu i tym podobne. Wszystkie dzieci wychowywane były właściwie wspólnie i jakkolwiek oczywiście dostrzegały różnice pomiędzy rodzicami a resztą, czyli wujkami i ciociami jak byli nazywani wszyscy rodzice innych dzieci, bez względu na prawdziwe pokrewieństwo, a raczej w większości przypadków jego brak, (Maria zawsze tłumaczyła swoim dzieciom, że pokrewieństwo dusz jest ważniejsze) to dziadkowie byli już całkowicie wspólni, a wszyscy rodzice jednakowo troszczyli się o wszystkie dzieci.
Ku ogromnej radości rodziców wszystkie dzieci były w pełni ludźmi, nie wykazywały żadnych nieziemskich zdolności, i nie posiadały najmniejszego śladu zielonych ciałek we krwi. Kosmici cieszyli się, że ich dzieci nie będą miały takich kłopotów jak oni, i będą mogły prowadzić normalne życie, kiedy już dorosną. Tak przynajmniej myśleli, aż do dnia, w którym Rath i Troy kończyli szesnaście lat.
Rath i Ava oboje mieli brązowe oczy i ciemne włosy, jak ich rodzice, z tym, że Rath był bardziej podobny do Liz a jego siostra do Maxa. Ava była raczej zawsze grzeczna i spokojna, chociaż daleko było jej do ideału, szczególnie, gdy była razem z Majandrą, natomiast Rath był zawsze wszystkim innym stawiany za wzór, grzeczny, spokojny, lubiący porządek dobrze uczący się chłopiec, był zawsze głosem rozsądku w całej paczce. Mimo, iż czasem ulegał wpływom Troya, zawsze wiedział, że to się źle skończy i próbował zapobiec nieszczęściu, zawsze mówił prawdę, i był naprawdę idealnym dzieckiem. Przynajmniej rodzice tak myśleli.
W rodzinie Maxa, tylko Zan nie przypominał rodziców, przynajmniej z wyglądu, bo charakterem trochę tak. Miał niebieskie oczy i blond włosy, i dość znacznie przypominał Tess.
Alex, był wysokim blondynem, o brązowych oczach, i śniadej latynoskiej cerze. Lodołamacz, jak żartobliwie mówiły o nim Ava i Majandra, był niewątpliwie najprzystojniejszym chłopakiem w całej szkole, i nie było takiej dziewczyny, poza jego "siostrami" oczywiście, która by się w nim nie podkochiwała (stąd to przezwisko).
Peter i Ann, byli bliźniętami, i oboje mieli niebieskie oczy, ale na tym chyba kończyły się podobieństwa, Peter, blondyn, zdecydowanie przypominający Laurie, raczej spokojny, lubiący się uczyć, Ann natomiast robiła wszystko, żeby nikt nie posądził jej o bycie słodką dziewczynką, właściwie miała pretensje do losu, że nie urodziła się chłopcem, zawsze nosiła spodnie, i ochoczo przyklaskiwała najbardziej nawet szalonym pomysłom Troya, i zaraz za nim właziła na te drzewa, parkany i dachy, spadała nieco rzadziej, bo gdy Troy już zleciał, ona siedziała spokojnie i czekała na pomoc któregoś z ojców. Miała długie kasztanowe włosy, i była trochę podobna, do Michaela, a raczej do dziadka Laurie, do Kayla oczywiście trochę też.
Natomiast Majandra i Troy, to oddzielna epopeja, jak twierdził Max, mieszanka wybuchowa, genów Michaela i Marii, (można sobie to chyba wyobrazić, a może lepiej nie). Niewątpliwie byli najbardziej rozpieszczeni z całej gromadki, bo Michael, sam nie mając szczęśliwego dzieciństwa, za cel życiowy postawił sobie sprawienie, aby jego dzieci, były najszczęśliwszymi istotami we wszechświecie. Słowo nie, znały zatem dość słabo i tylko w odniesieniu do sytuacji mogącej im czymś zagrozić, zdecydowanie częściej słyszeli je od matki. Mimo to, jednak nie były rozpieszczonymi bachorami, i szanowały rodziców i ich słowa i starały się postępować zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami dobrego wychowania, być grzeczne, i nie martwić rodziców swoim zachowaniem, tylko, że czasami to było dziwnie trudne, szczególnie w przypadku Troya.
Majandra, zewnętrznie dość mocno podobna do ojca, była grzeczniejsza, właściwie nie sprawiała większych kłopotów wychowawczych, czasem tylko wyłaził z niej charakterek Marii, (co wywoływało oczywisty zachwyt Michaela) nieco wzmocniony genami po tatusiu, była dosyć niezależna, i nie lubiła, kiedy jej czegoś zabraniano. Brązowo oka, wysoka, o długich, ciemnoblond włosach, odrobinę tylko jaśniejszych od Michaela, dziewczyna z charakterkiem, podbiła serce niejednego chłopaka, ale żadnego z nich nie traktowała poważnie, nie znalazła jeszcze żadnego godnego przedstawienia w domu. Była niewątpliwie córeczką tatusia.
Troy, miał granatowe oczy i włosy dokładnie takie, jak Michael, lekko falujące, ale był wyraźnie podobny do matki. Po niej był także uzdolniony muzycznie, jedyny problem, stwarzał ulubiony instrument: perkusja, na szczęście dało się go rozwiązać poprzez dźwiękoszczelne ściany garażu, i wszyscy odetchnęli z ulgą. Co do charakteru, trudno go opisać, wszystkie "najlepsze" cechy obojga rodziców były w nim doskonale widoczne, oczywiście nie wszystko było w nim takie straszne, charakter miał właściwie jakby obojga rodziców na raz, i czasem ścierały się w nim różne przeciwności, co nie ułatwiało życia z nim pod jednym dachem. Mimo wszystko, on również był sensem życia obojga rodziców, którzy przy każdej okazji starali się go usprawiedliwiać słowami: "no tak ma to po tobie". Były to najczęściej słowa Marii, skierowane do Michaela. Ale oczywiście kochali swoje dzieci, takimi, jakie były, i nie chcieliby żeby były inne, przecież życie z idealnymi dziećmi, musiałoby być strasznie nudne.
Z jakichś tajemniczych powodów, Troy i Rath byli najlepszymi przyjaciółmi, i właściwie zawsze wszystko robili razem, zwarzywszy różnicę charakterów, było to naprawdę dziwne i niewytłumaczalne zjawisko. Rodzice cieszyli się z tego i nie utrudniali kontaktów, nawet czasem o dziwnych godzinach, mając nadzieję, że Troy przebywając z Rathem, nabierze trochę rozsądku i odpowiedzialności, a Rath nauczy się od Troya pewności siebie, i umiejętności walki o swoje racje. Co tu ukrywać Liz miała odrobinę nadziei, że jej syn złapie też trochę bałaganiarstwa, bo ciągle martwiła się, że niemal sterylny porządek, w pokoju dorastającego chłopca, to jakiś niezdrowy objaw.
W chwili, gdy w szczęśliwym, i właściwie beztroskim dotąd życiu kosmitów, zaczynają się dziać dziwne rzeczy, Max jak pisałam już wcześniej jest redaktorem naczelnym gazety, Liz wykłada biologię na uniwersytecie, Kyle, jest szeryfem w Roswell (a jednak), Isabel, właśnie od tego roku szkolnego, przyjęła posadę pedagoga szkolnego w liceum, Jesse pracuje w kancelarii adwokackiej, Maria i Laurie, żeby się nie nudzić w domu, prowadzą własną firmę kateringową, i świetnie się bawią, urządzając cudze przyjęcia, poza tym Maria od czasu do czasu coś nagrywa, A Michael jest wziętym architektem. Zan studiuje biofizykę na lokalnej uczelni, a pozostałe dzieci, chodzą do liceum.


Wersja do druku Następna część