Luthien

Król Zan i królowa Simbelmyne (20)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Kim ona jest? Kim ja jestem?cz1(nie miałam czasu, aby więcej napisać)

Serena leżała w łóżku. Śniła jej się przeszłość, życie na Antarze, wszystkie wesołe chwile spędzone z Bel, Melayą, Vilandrą, Zanem, Rathem, Anharem i ...Khavarem. Tęskniła za nimi wszystkimi. Wiedziała, że ich już nigdy nie zobaczy, nie zyją, a Khavar się zmienił. Nie jest już tym uwielbianym przez Vilandrę przystojniakiem. Zabił ich. Nigdy mu tego nie wybaczy. Ani ona ani Bel. To wiedziała na pewno...ale nie ma w życiu nic pewnego. Nie przypuszczała, że spotka ją aż tyle rozczarowań i niespodzianek.
Od wielu lat była pogrążona we śnie. Zgodziła się na to dobrowolnie. Teraz żałowała. Ostatni sen uświadomił jej jak bardzo tęskni za życiem. Wszystko jedno co ją spotka, ale trzeba iść przez życie z otwartymi oczami, zamiast chować głowę w piasek. Nie wiedziała co się z nią działo. Nie wiedziała, że jest na Antarze razem z Zanem, Vilandrą i Rathem. Była tak blisko do spełnienia marzeń, a jednocześnie tak daleko, bo nie potrafiła się tym cieszyć. To wiedziała. Nawet jeżeli spotka hybrydy, to nie będą to ci sami "ludzie". Postanowila, że nie polubi ich. Trochę dziecinne podejście, prawda?
Przez te lata miała prawie cały czas sny. W jej umyśle minęło więcej lat niż w rzeczywistości. Sny się powtarzały. Czasami się ich bała. Nie wszystkie pamiętała. Jedne były rozmazane, niewyraźne, dziejące się na innych planetach, w innym czasie...Inne były "tylko" wspomnieniami. Te były najgorsze. Czuła, że jej oczy stają się mokre. Nie potrafiła powstrzymać łez.
Był jeszcze trzeci rodzaj. Wyraźne sny...raczej wizje przyszłości. Widziała wiele obrazów, nie mogła ich wszystkich zapamiętać, było ich poprostu za dużo. W jednym z nich była na Antarze z i rozmawiała z kobietą podobno do...no właśnie, nie wiedziała do kogo. Zanała ją, ale nie teraz, dopiero w przyszłości. Była z nią związana tak jak z Mel.
No właśnie, jak to się stało, że się z nią połączyła?
Od dziecka czuła, że gdzieś tam jest albo dopiero będzie ktoś podobny do niej. Związany z nią i przeznaczeniem, dla którego nie mogła poznać swoich rodziców i znalazła się w pałacu. Próbowała ją odnaleźć, ale była za słaba. Zresztą jak można odnaleźć kogoś, kto się jeszcze nie urodził? Pewnego dnia(albo nocy, bo Serena nie czuła różnicy we śnie) usłyszała śmiech dziecka. Mała dziewczynka biegająca po parku. Widziała ją. Czuła, że jest teraz na Ziemi, planecie, na którą Bel wysłała hybrydy. To nie był sen. Ona naprawdę się tam przeniosła myślami, połączyła się z kimś, odnalazła ją. Dziewczynka zatrzymała się. Zobaczyła Serenę, ale nie podeszła do niej. Przy następnym spotkaniu zaczęły rozmawiać. Mała Melania była wyjątkowo rozsądna i wiedziała więcej niż Serena mogła przypuszczać. Dowiedziała się, że Mel jest córką Zana. Zrozumiała, że oni kiedyś wrócą, pokonają Khavara i zostaną władcami Antaru.
Ostatni sen wstrząnął ją. Obudziła się z krzykiem.
Usiadła na łóżku. Była sama w pokoju. Zdziwiła się. Wstała i podeszła do okna.

—Antar...-szepnęła. Łzy popłunęły po jej policzkach-nareszcie...
...jestem w domu...
Usłyszała kroki i głosy.

—Jak mogłaś ją zostawić samą, a jeśli się obudzi?...
Drzwi otworzyły się.

—Wasza Wysokość.-zawołała Serena i rzuciła się królowej na szyję.

—Serena! Obudziłaś się! Tak się martwiliśmy.-uściskała ją królowa-biegnij szybko po królową Melayę-rzuciła do służącej.

—Mel też tu jest! Świetnie! Musi mi wszystko opowiedzieć!

—Sereno, spokojnie. Ta historia jest za dług na jedną rozmowę z królową.

—Wiesz, że jak ze mną rozmawia, to tylko o długich historiach, dlatego potrafiłyśmy przesiedzieć całe noce na gadaniu.

—Ale Mel ma inne problemy na głowie niż opowiadać ci jak wspaniała jest Ziemia.

—Mel była na Ziemi???

—Tak, ale poczekaj, wieczorem dowiesz się wszystkiego. Jeżeli ona tez wyzdrowieje, to urządzimy bal.

—Kim "ona" jest?

—Max zabronił jej wstawać z łóżku przez cały dzisiejszy dzień.

—Max?

—Jej mąż.

—Królowo! nie jestem już dzieckiem, żeby mi nie mówić najważniejszego.

—Równie przenikliwa jak przedtem.

—A ty jak zwykle masz sekrety i tajemnice, których nie powinnam znać

—Jestes za ciekawska.

—Czyżby? Ciekawskie są małe dzieci, a ja chciałam zauważyć, że mam już...tak właściwie to który jest rok?

—3656

—Co??? Mam już około 40 lat??

—Nie, jak byłaś uspiona, to masz najwyżej 20, a powinnaś mieć 15, więc nie marudź.

—Ona nie ma jeszcze trzech...-szepnęła.

—Kto nie ma trzech-nie uszło to uwadze królowej.

—...
Uniknęła odpowiedzi tylko dzięki Melayi, która właśnie wbiegła do pokoju.

—Serena! Nie mogłam się doczekać aż się obudzisz!

—Melaya, więc dlaczego nie było cię tu jak się obudziłam?

—Bo krążyłam stale od ciebie i twojego pokoju do pokoju....
Zatrzymała się widząc minę królowej.

—Tak, czyjego pokoju?

—Dowiesz się wieczorem. Ona czuje się już dobrze. Teraz śpi-dodała do królowej

—To dobrze, ide do Maxa, a wy porozmawiajcie.
Zostawiła je same. Rozmawiały o wszystkim...no może oprócz Maxa...i Liz...i Bel...i dziwnych snów nawiedzających je ostatnio, ale jeszcze dziwniejsze były wizje małej dziewczynki biegającej teraz po ogrodzie.

Liz obudziła się. Obok niej siedział Max.

—Nie musisz tu być cały czas.

—Mel poszła do Sereny, wieć musiałem ją zastąpić, a ona wygoniła mnie stąd dość dawno.

—Jasne, godzina temu to dawno?

—Przecież spałaś.

—Ale nie jestem ślepa, zamienialiście się w tym czasie ze cztery razy przez trzy godziny.

—Mel jest uparta.

—Ty też.

—A ty niby nie?

—No dobra wszyscy jesteśmy uparci, ale to nie zmienia faktu, że ja leniuchuję, a wy się męczycie.

—Siedzenie przy tobie, jak śpisz, nigdi mnie nie męczy.

—Poddaję się-powiedziała, ale zabrzmiało to dziwnie obco. Jej natura była temu przeciwna...ale natura człowieka się zmienia, tak jak poglądy, zachowanie...nawet miłość.

Zbliżał się wieczór i zapowiedziana zabawa. Isabel siedziała na dworze wpatrując się w niebo i gwiazdy.

—Tam jest mój dom...-powiedziała głośno.

—Ale masz tu sprawy do załatwienia. Musisz to wreszcie zakończyć. Tę nieszczęśliwą miłość, która o wszystkim zadecydowała.

—On nie kocha mnie. Kochał Vilandrę, ale już jej nie kocha, a ja nie jestem Vilandrą.

—Twoje życie jest w niebezpieczeństwie...-dodał cicho.

—Is, czy wszystko w porządku?-spytał Kyle, który nagle stanął koło niej.
Isabel aż podskoczyła.

—Tak kochanie.

—Niedługo bal, za dobrze cię znam, normalnie siedziałabyś od kilku godzin przed lustrem.

—Ale normalnie było na Ziemi, a jesteśmy na Antarze.
"Czemu to nigdy nie może być normalne"-przypomniała sobie te słowa.

—Nie martw się o mnie. Wystarczy, że przeciągnę ręką nad głowa i założę sukienkę.
Pocałował ja w policzek i zostawił z własnymi myślami.

—Skąd on zawsze wie czego potrzebuję?

—Kocha cię.

—Wiem, ja jego też, ciebie zresztą też.

—Ale mnie tu nie ma. Jestem tylko w twojej głowie.

—Ale ważne że jesteś.

—Przemyślałaś to co ci mówiłem?

—Tak, myślę, że masz rację. Zresztą jak zawsze. Bałam się, że na Antarze mnie zostawisz.

—Nigdy. Masz też Kyle, on też zawsze jest przy tobie.

—Wiem i cieszę się z tego, że mam dwóch tak wspaniałych facetów.

—Masz jeszcze Maxa, a mnie tu nie ma, jestes tylko ty.

—Max ma Liz, Michael Marię, nie mam innego prawdziwego przyjaciela oprócz ciebie.

—Ale mnie tu nie ma...-powtórzył Alex.

***
Proszę i dziękuję za komentarze. Miłego czytania i komentowania. Piszcie czy wam się podoba, czy wolicie więcej akcji, czy więcej szczegółów i o uczuciach, a może wam się nie podoba?
W ferie dodam kilka części, obiecuję. No, ale jak ogólnie wiadomo jest szkoła i klasówki.
A ten rozdział będzie miał ze 3 części.(tak mi sie na rzie wydaje).



Poprzednia część Wersja do druku Następna część