Kes_ALF

Zdrada i błękitna suknia (1)

Wersja do druku Następna część

Na Antarze zapadał zmrok. Rath przechadzał się po pałacowych korytarzach, szukając swojej żony. Musiał z nią poważnie porozmawiać, od jakiegoś czasu coś gnębiło Vilandrę, ale kiedy pytał, co się stało, ze śmiechem odpowiadała, że nic i szybko zmieniała temat. Myślał, że może to mieć związek z tym strasznym dniem, najstraszniejszym dniem w ich życiu, a może także w życiu Zana i Avy, oni przecież także kochali to dziecko. Niedługo miała nadejść rocznica, tak to na pewno o to chodzi. Ale czy na pewno tylko o to? Zaraz po tym zdarzeniu, chciała być z nim cały czas, nie chciała zostać sama nawet na chwilę, godzinami siedzieli w swojej komnacie i rozmawiali, o wszystkim. Teraz było inaczej, nie chciała w ogóle z nim rozmawiać, odpychała go za każdym razem, gdy chciał porozmawiać albo tylko ją przytulić, od kilku dni ich rozmowy były monologami wygłaszanymi przez Ratha, których Vilandra, zaprzątnięta własnymi myślami, w ogóle nie słuchała. Czasami miał wrażenie, że z lepszym skutkiem mógłby przemawiać do obrazu, albo czegokolwiek innego. Postanowił, że dziś dowie się o co chodzi, nawet gdyby miał to z niej wydrzeć siłą. Zapukał do komnaty Zana i gdy usłyszał "proszę" wszedł do środka. Zan i Ava leżeli na łóżku, nie całkiem kompletnie ubrani. Rath cofnął się z powrotem do drzwi.

—Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać w pracy nad następcą tronu, już sobie idę.

—Daj spokój Rath, wejdź, jeszcze nie zaczęliśmy -Zaśmiał się Zan -Czy coś się stało?

—Nic się nie stało, naprawdę nie chcę wam zabierać czasu.

—Noc jest długa jeszcze zdążymy nad tym popracować, może wy też powinniście, to by wam dobrze zrobiło. -Rath zrobił wielkie oczy, a Ava wybuchnęła śmiechem.

—No co? Miałem na myśli dziecko, chociaż to też nie taki głupi pomysł, na krótką metę może pomóc, pomyśl o tym Rath, Vilandra jest ostatnio jakaś nieswoja.

—Właśnie o to chodzi, chciałem z nią o tym porozmawiać, ale nie mogę jej znaleźć, pomyślałem, że może wiecie gdzie się znowu zaszyła?

—Nie znalazłeś jej? -Ava zrobiła zdziwioną minę. -Przecież powinna być w waszej komnacie, przygotowuje własnoręcznie jakąś uroczystą kolację, chyba już jej przeszła ta niechęć do twojego towarzystwa, ale i tak spróbuj z nią porozmawiać.

—Dzięki Ava, ostatnio tak rzadko tam bywała, że nie przyszło mi do głowy, żeby szukać jej u nas.

—Tylko nic jej nie mów, że ci powiedziałam o tym przyjęciu. Nie jestem pewna czy to nie miała być dla ciebie niespodzianka, więc w razie czego po prostu udawaj zaskoczonego.

—Jestem zaskoczony i chyba nie zdąży mi minąć zanim tam dojdę. Kilka tygodni temu to zgoda, ale teraz? Uroczysta kolacja? Przecież ona nawet ze mną nie rozmawia?

—Może chce cię przeprosić, to jej dziwne zachowanie na pewno ma związek ze zbliżającą się rocznicą... -Zan wyraźnie ugryzł się w język.

—Chciałeś powiedzieć Jego śmierci? Dlaczego nikt nie wymawia imienia Riva?

—Bo to wam sprawia ból.

—Przecież nie, kiedy już i tak mówimy o Rivie. Kiedy mówicie, jego, on, wasze dziecko, to tak jakby go nigdy nie było, a przecież Riv żył, był częścią naszego życia przez trzy lata.

—Przepraszam, nie wiedziałem, że tak to odbierasz. -Zan patrzył w mokre oczy Ratha i zastanawiał się jak on i Vilandra muszą się czuć. Oczywiście on też kochał Riva, i jego śmierć była dla niego ogromnym ciosem, ale dla rodziców to musiało być jeszcze gorsze, zastanawiał się czy taki ból można w ogóle przeżyć, w tej chwili podziwiał Ratha i swoją siostrę.- A więc to dziwne zachowanie ma na pewno związek ze zbliżającą się rocznicą śmierci Riva.

—Też tak myślałem, Vilandra wyjęła nawet tę błękitną suknię, którą miała na sobie tego dnia, gdy umierał. Od tamtego dnia nigdy jej nie założyła, ale trzymała schowaną w szafie, jak coś w rodzaju pamiątki. Nawet przez chwilę miałem nadzieję, że pożegnała się wreszcie z Rivem i zamierza ją wyrzucić, ale schowała ją z powrotem. Myślę, że tu nie chodzi tylko o to. No ale zasiedziałem się trochę, a wasz potomek prosi się na świat. Miłego wieczoru.

—Dzięki, nawzajem, i Rath pamiętaj o tym, co ci powiedziałem na początku. -Zan mrugnął porozumiewawczo.

—Dobra, zaraz po tym jak sobie szczerze porozmawiamy, morze nasze dzieci urodzą się tego samego dnia. -Zaśmiał się Rath i poszedł do swojej komnaty.
Vilandra czekała na niego, miała na sobie jasnoróżową suknię, jego ulubioną, pokój wyglądał bardzo uroczyście, na środku stał elegancko zastawiony stół.

—A cóż to za okazja? -Udawał zdziwionego, właściwie był zdziwiony, Vilandra zachowywała się jak dawniej. Przytuliła się do niego.

— Nie ma żadnej okazji, po prostu uznałam, że powinniśmy spędzić trochę czasu razem.

—Vilandra, musimy porozmawiać.

—O czym chcesz rozmawiać? -Zapytała całując go.

—O tobie, o mnie, o nas.

—To brzmi jak zapowiedz poważnej rozmowy, to może trochę później?

—To poważna sprawa, muszę wiedzieć, co się z tobą dzieje.

—A co się ze mną dzieje? Naprawdę wszystko ze mną w porządku. A przynajmniej będzie w porządku, kiedy tylko przestaniesz mi się opierać.- Pociągnęła go w stronę łóżka.

—Vilandra przestań, mówię poważnie. -Odsunął ją od siebie.

—Dobrze porozmawiajmy, ty twierdzisz, że coś się ze mną dzieje, ja mówię, że wszystko jest w porządku i nie masz się czym martwić. Proszę porozmawialiśmy, czy teraz możemy przystąpić do przyjemniejszej części wieczoru?
Tym razem odepchnięcie jej przyszło mu z większym trudem. Nie chciał tego robić, ale musiał z nią coś najpierw wyjaśnić. Odsunęła się od niego i usiadła na krawędzi łóżka. W jej oczach dostrzegł łzy.

—Rath, czy ty mnie już nie kochasz?
Uklęknął obok niej na podłodze, i chwycił obie jej ręce.

—Kochanie, jak możesz tak mówić? Jak mogłaś w ogóle coś takiego pomyśleć? Jesteś dla mnie najważniejsza, Kocham cię bardziej niż mógłbym to sobie kiedykolwiek wyobrazić, od dnia, kiedy cię po raz pierwszy ujrzałem, i nic, absolutnie nic tego nie zmieni. To raczej ja ostatnio zastanawiałem się czy ty mnie jeszcze kochasz, zachowywałaś się jakbyś mnie w ogóle nie dostrzegała, albo jakbym ci wręcz przeszkadzał.
Zsunęła się z łóżka i usiadła na podłodze obok niego.

—Och Rath, przepraszam, nie chciałam żebyś tak pomyślał, naprawdę, kocham cię tak samo jak dawniej, a to nie miało z tobą żadnego związku.

—Skąd miałem wiedzieć, nie chciałaś ze mną rozmawiać, dalej nie chcesz.

—Masz rację powinniśmy sobie mówić o wszystkim, inaczej nie da się uniknąć nieporozumień, ale nie chciałam cię zranić. Widzisz, to było dawno, kochałam się w tobie odkąd się poznaliśmy, byliśmy jeszcze wtedy dziećmi. Ale był taki czas, kiedy myślałam, że ty nic do mnie nie czujesz, że jestem dla ciebie tylko koleżanką, z którą fajnie się czasem powygłupiać, byle nie za dużo. Teraz wiem, że to nie była prawda i że zachowywałeś się tak właśnie dlatego, że ci na mnie zależało, taki wiek, ale wtedy byłam tylko głupią nastolatką i to była moja osobista tragedia. Wtedy pojawił się w moim życiu ktoś, w kim się zakochałam, a właściwie tak mi się tylko wydawało, po prostu skierowałam na niego wszystko to, co czułam do ciebie. To nie trwało długo, potem zrozumiałam twoje zachowanie i byłam najszczęśliwszą Antarianką na całej planecie, i chyba we wszechświecie. Ale on niedawno znowu się pojawił, chciał ze mną rozmawiać, przypominał mi dawne czasy, twierdził, że przez cały ten czas próbował wyleczyć się z miłości do mnie, bezskutecznie. Musiałam mieć trochę czasu, żeby uporządkować wspomnienia i własne uczucia. Ale to już minęło, odkąd znów go spotkałam nabrałam nawet większej pewności, że to ciebie zawsze kochałam, a on jest tylko nieważnym, wyblakłym wspomnieniem. Teraz wiesz już wszystko.

—Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś, ale to nie prawda, jest jeszcze coś, o czym mi nie mówisz.
Vilandra spuściła głowę i ukryła ją na piersi Ratha.

—Chodzi o śmierć naszego syna. Mam rację prawda? Dlaczego wyjęłaś tę sukienkę, którą miałaś na sobie, gdy umarł?
Vilandra uniosła na niego zapłakane oczy.

—Rath, co byłbyś w stanie dla niego zrobić?

—Jak to, dla niego.

—No gdyby istniała, chociaż iskierka nadziei, że on żyje.

—Vilandra, Riv nie żyje, dobrze o tym wiesz, oboje trzymaliśmy w ramionach jego martwe ciało.

—Ale gdyby istniał, chociaż cień szansy...

—Minął już prawie rok od jego śmierci, to było straszne i niewiarygodne, nie tylko dla ciebie, ja czuję się tak samo, miał tylko trzy latka, w jednej chwili bawił się i biegał po pałacu, chwilę później był ciężko chory, a następnego dnia już nie żył. To stało się tak szybko, że nawet nie mieliśmy szansy się z nim pożegnać, ale chyba już czas żebyśmy to zrobili i pozwolili mu odejść?

—To było takie dziwne, umarł tak szybko.

—Tak zabija ten wirus, Riv był malutki i słaby, nie miał szans, nie mogliśmy zrobić nic więcej. -Tulił do siebie zapłakaną Vilandrę, i kołysał ją lekko w ramionach, ale sam nie potrafił powstrzymać spływających mu po twarzy łez.

—Ale gdyby jednak okazało się, że on wcale nie umarł?

—Proszę cię, nie wracajmy już do tego.
Vilandra wyrwała się z jego objęć i podeszła do okna, już nie płakała.

—Czy nigdy nie przyszło ci na myśl, że to mogła być kontrola umysłu.

—Po co ktoś miałby robić coś takiego?

—Żeby na przykład porwać Riva, tak żeby nikt o tym nie wiedział.
Rath podszedł do niej od tyłu i delikatnie objął.

—Dobrze wiesz, że nie było żadnej kontroli umysłu. Też wolałbym żeby tak było, ale to nieprawda.

—Skąd wiesz. -Gwałtownie odwróciła się do niego. -Ja nie wiem, wtedy myślałam tylko o nim, coś takiego w ogóle nie przyszłoby mi do głowy, nie sprawdzałam czy ktoś nami nie manipuluje.

—Ja wiem, że nie było, wolałbym nie wiedzieć, ale niestety wiem, i ty też dobrze wiesz, tylko nie dopuszczasz do siebie tej myśli. Gdyby ktoś nami manipulował, wiedziałabyś o tym, poczułabyś to, tak jak zawsze, i mogłabyś przerwać tą wizję. Zapominasz, że poza tym wszyscy jesteśmy chronieni przed kontrolą umysłów? Nikt nie jest na tyle silny żeby się przez to przedrzeć, a nawet gdyby to przecież byliśmy tam wszyscy, ty, ja, Zan, Ava, ktoś musiałby się zorientować.

—No dobrze, przyjmijmy twoją wersję, nie mogło tak być i już nigdy nie odzyskamy Riva, ale odpowiedz mi hipotetycznie. Gdyby Riv nie umarł, i gdyby, na przykład został porwany, do czego byłbyś zdolny żeby uratować mu życie? Jak daleko posunąłbyś się w spełnianiu żądań porywaczy?
Rath uśmiechnął się do żony.

—Co to? Jakiś test ojcowskiej miłości?

—Nie to nie żaden test, pytam poważnie i proszę żebyś mi odpowiedział.
Rath przyjrzał się swojej żonie, nie żartowała.

—Gdyby istniał cień szansy, że od tego może zależeć jego życie, nie ryzykowałbym, zrobiłbym dla niego absolutnie wszystko, nie ma rzeczy, do której bym się nie posunął dla mojego dziecka.

—Ja też, i proszę cię żebyś to zapamiętał. I jeszcze jedno, chcę żebyś to też zapamiętał: kocham cię, cokolwiek się wydarzy, pamiętaj, to ciebie zawsze kochałam i zawsze będę kochać.

—Vilandra, co to znaczy? O czym ty przez cały czas mówisz? To wszystko jest bardzo dziwne i nic z tego nie rozumiem.

—Nieważne, powiedziałam ci już wszystko. Może teraz zjemy kolację?

—Przerażasz mnie, najpierw dajesz mi coś do zrozumienia, a potem mówisz, że to nie ważne, jest coś, o czym nie chcesz mi powiedzieć.

—Nie, naprawdę nie ma już nic więcej, sama nie wiem dlaczego zadałam ci to pytanie. Może to przez rocznicę. Nie mówmy już o tym.- Zaczęła go całować.
Rath nie był do końca przekonany czy jej ostatnie słowa były prawdą, coś nie dawało mu spokoju.

—Powiedz mi jeszcze tylko, dlaczego wyjęłaś tę suknię?

—sama nie wiem, chyba chciałam na nią popatrzeć. Ale masz całkowitą rację, jutro z samego rana, ją wyrzucę, już najwyższy czas. A teraz zajmijmy się czymś przyjemniejszym.-Przytuliła się do niego i pocałowała.- Tak bardzo mi ciebie brakowało.
Rath zawahał się przez chwilę, ale odwzajemnił pocałunek. Tak to była jego Vilandra, taka sama jak przedtem, kochająca i szczera, jak mógł pomyśleć, że nie mówi mu całej prawdy. Po prostu martwiła się tą dawną sprawą, ale teraz, kiedy mu o wszystkim powiedziała, będzie jak dawniej i już nic nie stanie na drodze ich miłości. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za nią tęsknił. Wziął ją na ręce i położył na łóżku, położył się obok niej i delikatnie całował jej ciało. Vilandra odwzajemniała jego pieszczoty, i ich pocałunki stawały się coraz gorętsze. Ale gdy rozpiął jej suknię, gwałtownie usiadła na łóżku, omal nie łamiąc mu nosa.

—Przepraszam, nic ci nie jest? Nie chciałam usiąść tak gwałtownie, ale pomyślałam, że powinniśmy najpierw zjeść kolację.-Uśmiechała się słodko. Rath patrzył na nią z niedowierzaniem.

—Żartujesz prawda? Wydawało mi się, że mamy do zrobienia coś ciekawszego niż kolacja?- Nie przestawał jej całować.

—Nie, nie żartowałam, sama ją przygotowałam.

—W takim razie trzeba koniecznie spróbować, ale możemy to zrobić później.

—Później nie będzie się nam chciało wstać z łóżka.

—No to możemy ją zjeść na śniadanie.

—Rano nie będzie już taka świeża.- Wyrwała się z jego objęć, podeszła do stołu i nalała wina, podała kieliszek Rathowi.- Zjedzmy teraz... Napijmy się chociaż wina. Nie wypada marnować najlepszego wina na tej planecie.

—Nie rozumiem, co cię opętało z tą kolacją.- Rath był trochę zły.- Nie wiem czy wiesz, że wino na pewno nie zepsułoby się do rana. Ale dobrze, skoro ci tak na tym zależy.- Usiadł przy stole i napił się wina. Smakowało trochę dziwnie, jakby inaczej, niż kiedy pił je ostatnia, ale nie miał ochoty się nad tym zastanawiać. Właściwie nie zwrócił na to uwagi. Odstawił na wpół opróżniony kieliszek. Sięgnął do półmiska i niechcący potrącił nieszczęsny kieliszek. Vilandra w ostatniej chwili zdążyła go przytrzymać, i uchronić jego zawartość przed wylaniem.

—Uważaj, nie rozlewaj tego.- W jej głosie dało się wyczuć zdenerwowanie. Rath poczuł się zbity z tropu.

—O co ci chodzi? To tylko wino, nic by się nie stało gdyby się wylało.
Vilandra uśmiechała się słodko.

—Tak, nic by się nie stało, ale ja tak bardzo chciałam żeby ten wieczór był idealny, a plama na podłodze mogłaby zrujnować nastrój.

—Nastrój to ty sama zrujnowałaś, przerywając mi w połowie.- Zaśmiał się i przechylił nad stołem, żeby ją pocałować.

—Wypij swoje wino.

—Co ty znowu z tym winem, najpierw kolacja, teraz wino i wino, w alkoholizm popadłaś?- Sam już nie wiedział czy ma się z tego śmiać, czy powinien się na nią obrazić.
Vilandra zaczęła się śmiać.

—Jak je wypijesz, to zniknie niebezpieczeństwo, że znów wylejesz.- Wstała żeby nastawić muzykę. Kiedy była odwrócona tyłem. Rath postanowił, że nie będzie czekał na żadne nowe pomysły, tylko weźmie sprawę w swoje ręce. Wstając, potrącił niechcący stolik i wino w końcu się wylało. Przerażony myślą, że Vilandra teraz dla odmiany zajmie się czyszczeniem dywanu, szybko uprzątnął stolik, a na plamę na podłodze rzucił część swojej garderoby. Podszedł do żony i zaczął ją całować. Vilandra spojrzała jeszcze ponad jego ramieniem w kierunku stołu, ale widząc pusty kieliszek, poddała się pieszczotom.
***
Ratha obudziło jakieś zamieszanie na dziedzińcu. Była noc, w komnacie panowała ciemność, rozproszona jedynie przez nikłe światło z zewnątrz.

—Vilandra?
Nie było jej. Rozejrzał się wokoło. Nic się nie zmieniło od wczorajszego wieczora, ich ubrania nadal leżały na podłodze, tylko szafa była otwarta. Poczuł dziwny niepokój, gdzie mogła pójść w środku nocy? Podszedł do szafy żeby ją zamknąć, ale zanim to zrobił, zajrzał do środka. Brakowało błękitnej sukni. Dlaczego ją założyła? W dodatku w środku nocy? Teraz był już pewien, że nie powiedziała mu wszystkiego. Co oznaczają te hałasy na zewnątrz i na korytarzu? Wyszedł na taras. To, co zobaczył, było tak przerażające, że przez długą chwilę przyglądał się, nie wierząc własnym oczom. Na dziedzińcu rozgrywała się regularna bitwa, i wojska pałacowe, wyraźnie przegrywały z napastnikami, pojedyncze postacie, wkradały się do środka. Sądząc po ilości strat po obu stronach, bitwa musiała trwać od dłuższego czasu. Jak to możliwe, że do tej pory się nie obudził? Zaraz, Vilandra mówiła różne dziwne rzeczy. "Pamiętaj, kocham cię, cokolwiek się wydarzy." To jej słowa, cokolwiek się wydarzy, czyżby wiedziała coś o planowanym ataku? I to wino, tak bardzo jej zależało, żeby wypił wino. Wypił tylko połowę, ale ona o tym nie wiedziała, a teraz te hałasy tak długo go nie obudziły. Przez chwilę przyglądał się pustemu kieliszkowi. Czyżby Vilandra... Nie to niemożliwe, ona nie mogłaby zrobić czegoś takiego. Przeszyła go nowa fala strachu, a jeśli już ją znaleźli, jeśli ona już nie żyje? Musi ją natychmiast znaleźć. Szarpał się z drzwiami, które nie chciały się otworzyć, coś się w nich zacięło. W końcu wybił w nich wielką dziurę i przez nią wybiegł na korytarz. Pobiegł prosto do sali tronowej, która była dodatkowo chroniona, i w której mieli się ukrywać w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Zbrojna straż rozstąpiła się przed nim. W środku Zan pocieszał przerażoną Avę.

—Zan, gdzie Vilandra?

—Jak to? Myśleliśmy, że jest z tobą?

—Nie było jej kiedy się obudziłem.- Rath skierował się w stronę drugiego wyjścia. Zan złapał go za ramię.

—Stój, dokąd idziesz? Tutaj na razie jesteśmy bezpieczni, ale jeśli stąd wyjdziesz, zabiją cię, są już w pałacu.

—Muszę znaleźć Vilandrę, ona może być w niebezpieczeństwie. Ubrała się i gdzieś wyszła, chyba jeszcze zanim się to wszystko zaczęło.

—Rath, jeżeli jeszcze jej tu nie ma, to znaczy, że już nie możemy jej pomóc. To znaczy, że już ją znaleźli.
Rath opadł na podłogę.

—Nie, to niemożliwe, ona nie mogła umrzeć, to nie prawda.

—Oni przyszli tu żeby przejąć władzę. Czy naprawdę myślisz, że pozostawiliby któreś z nas przy życiu?

—Nie, Zan ty nie rozumiesz, ona coś o tym wiedziała. Wczoraj, dała mi coś do zrozumienia, a potem nie chciała wyjaśnić o co chodzi, ale teraz już wiem, ona wiedziała o ataku.

—To nie możliwe, przecież by nas ostrzegła.

—Nie wiem dlaczego tego nie zrobiła, może bała się, że jej nie uwierzymy.

—Nie, na pewno próbowałaby ratować przynajmniej ciebie.

—Nie jestem pewien, czy tego nie zrobiła. Myślę, że wsypała mi środek usypiający do wina, i coś się stało z drzwiami, nie mogłem ich otworzyć, ktoś o słabszych mocach, nie mógłby się tam dostać.

—A jednak się obudziłeś?

—Wypiłem tylko połowę, reszta mi się wylała, nie wiedziała o tym.


Wersja do druku Następna część