_liz

Pokręcony los (1)

Wersja do druku Następna część

Spokojny dzień w Roswell. Maria i Liz obsługiwały resztkę klientów w Crashdown. Max i Michael siedzieli przy ladzie i rozmawiali na temat nowego filmu akcji, który akurat wchodził do kin. Isabel siedziała przy osobnym stoliku i przeglądała jakąś gazetę. Drzwi baru otworzyły się i wszedł nimi rozpromieniony Kyle. Przywitał się z Michaelem i Maxem, a potem biorąc w dłoń szklankę coli, usiał przy Isabel. Ta całkowicie pochłonięta lekturą, w ogóle go nie zauważyła. Dopiero kiedy się odezwał podniosła głowę i zerknęła na niego w otępieniu:

— Witaj Isabel.

— O...Kyle.

— Tak. O ile się nie mylę to właśnie ja. – powiedział

— Przepraszam, ale zaczytałam się.

— Cóż to takiego? – Kyle wychylił się lekko, aby zobaczyć co Issy ogląda

— Gazeta...

— Tyle to widzę. Ale co tam jest? Nadzy faceci?

— Kyle! – Isabel starała się brzmień groźnie – Oglądam suknie ślubne.

— No tak, tak. Zapomniałem, że panienka Evans niedługo będzie panią Ramirez. I jak ci idą poszukiwania wymarzonej sukni? Swoją droga to głupie tak szaleć na punkcie ciuchu na ślubny ołtarz. Jak dla mnie to mogłabyś iść do ślubu nawet nago...

— Kyle. – Isabel się lekko pochyliła – Wiem o tym. Twoje erotyczne sny znam już na pamięć. Ale wybór sukni jest ciężki. Nie potrafię wybrać...

— Daj te gazetę. Pomogę ci. – zaoferował i ku swojemu zdziwieniu dostał gazetę
Tymczasem Liz i Maria skończyły obsługiwać parę staruszków i rozliczając rachunki, rozmawiały. Właściwie to Maria się cicho zwierzała swojej przyjaciółce z czegoś co ją najwyraźniej od dawna krepowało. Mówiła szeptem, jakby nie chciała aby ktokolwiek prócz Liz o tym usłyszał:

— Trafiła mi się niepowtarzalna okazja. Pamiętasz mój występ trzy tygodnie temu?

— Owszem, pamiętam. Poszliśmy potem z Maxem na dłuuugi spacer. Kupił mi moje ulubione białe róże i...

— Liz! Nie obchodzi mnie co twój Książe zrobił.

— Przepraszam Maria...No mów co się stało.

— Na tym występie był producent muzyczny. Spodobało mu się jak śpiewam i zaproponował mi, że... to takie ekscytujące...

— Maria powiedz wreszcie.

— Mam szansę nagrać własna płytę i podpisać kontrakt z wytwórnią płytową!

— To wspaniałe! Zawsze o tym marzyłaś! Tak się cieszę... oczywiście zgodziłaś się?

— No cóż... – Maria zaczęła kręcić oczami

— De Luca! – Liz się niecierpliwiła

— Tak! – Maria zaczęła podskakiwać w miejscu – Podpisałam! Jutro idę do studia nagraniowego. Być może właśnie rozmawiasz z przyszłą gwiazdą estrady?!

— Maria! To cudowne. Michael pewnie się ucieszył...

— Yyy... Właściwie to on nic nie wie. Bałam się mu powiedzieć. Jest zazdrosny i w ogóle ostatnio się miedzy nami nie układa. Nie wiem co się dzieje ani co robić... Liz...

— Spokojnie. – Liz starała się uspokoić przyjaciółkę – Porozmawiamy wieczorem. Przyjdź do mnie i przynieś ze sobą duże pudełko lodów! Wszystkiemu jakoś zaradzimy.
Liz zamknęła starannie Crashdown i poszła do swojego pokoju. Ledwo weszła, a już usłyszała stukanie do okna. Podeszła i otworzyła je. Na balkonie stała Maria z pudłem lodów w ręce i paczką chusteczek w drugiej. Weszła do pokoju przyjaciółki i od razu rozsiadła się wygodnie na łóżku. Liz przebrała się i po chwili dołączyła do Marii. Otworzyły lody i zabierając się do ich konsumowania, rozmawiały.

— No więc co jest nie tak? – zapytała Liz

— Wiesz, ze Michael jest jaki jest. Zimny, nieprzystępny i tak dalej. Wiedziałam o tym i pogodziłam się z tym. Z czasem stawał się coraz bardziej otwarty, ale nadal nie tak jak bym chciała.

— Maria. Znasz go, wiesz, że nigdy taki nie będzie.

— Wiem. I mimo to go pokochałam, takim jakim jest. Nie oczekiwałam, ze staniemy się sobie dużo bliżsi, że on zacznie się zachowywać jak Max, ani nic w tym rodzaju. Ale on zaczął się ode mnie jeszcze bardziej odsuwać. Wykręca się od spotkań, zapomina i wciąż ma do mnie o coś pretensje. Myślałam, że to te jego zagrywki przy kolegach. Ale kiedy byliśmy sam na sam... – Maria się rozkleiła

— Maria? – Liz była zdziwiona – Coś się stało? Coś ci zrobił?

— Nie... Właśnie nie... Powiedział ostatnio, ze nie ma ochoty się opiekować bezradną dziewczynką na jaką się kreuję.

— Co? Bezradną? Kto jak kto, ale ty z pewnością taka nie jesteś...

— Ja po prostu go już nudzę. Chyba byłam dla niego jedynie przygodą, którą właśnie ma zamiar zakończyć. Jeszcze mi wyrzucał, ze to moja wina.

— Twoja?

— No tak... Powiedział, że ostatnio zajmuję się więcej muzyką i swoją kariera niż nim. To prawda, że ostatnio troszkę go zaniedbałam, ale powinien zrozumieć, że ja tez czegoś dla siebie potrzebuję. Nie jestem jego własnością ani służąca, która poda mu piwko na zawołanie. Ja chcę spełnić swoje marzenie!

— Maria. – Liz uśmiechnęła się mimowolnie – Rozumiem cię. Ale chyba rozumiem tez Michaela. Ty chcesz być gwiazdą, on chce żebyś pozostała sobą. Boi się, że jak twoja kariera się rozwinie, to go zostawisz na lodzie. Z drugiej jednak strony chyba rzeczywiście traktuje cię zbyt materialnie i przedmiotowo. Uważam, że powinniście po prostu to sobie wyjaśnić. Usiąść i spokojnie porozmawiać.

— Liz... W twoich ustach to wydaje się być takie proste. Ale jak widzę tę jego obojętną minę i chłodny wzrok. A potem zawsze palnie coś nie na miejscu. To aż mną telepie, żeby mu przydzwonić albo chociaż z nim zerwać.

— Może byłoby lepiej?

— Lepiej? – Maria zatrzymała oddech – Zaraz... Liz. Może masz rację. Jeśli zrobimy sobie przerwę to ja będę miała czas na poukładanie swoich spraw, on będzie mógł się przekonać co naprawdę do mnie czuje i może nasz związek nabierze tempa?

— Maria... – Liz powiedziała niepewnie – Ja tak tylko... nie miałam nic konkretnego na myśli... Nie sądzę, aby zerwanie było dobrym pomysłem. Pomyśl...

— Nie! Nie! Nie! To już postanowione. Zresztą nie ma w tym żadnego zagrożenia. – głos Marii był pełen pewności i sarkazmu – Bo kto by tam chciał Michaela? On może liczyć w tej sprawie jedynie na mnie, więc z pewnością poczeka cierpliwie.

— A jeżeli nie?

— Jak to nie? To niemożliwe.

— A jeśli w tym czasie, gdy ty będziesz robiła karierę i zdobywała sławę, on znajdzie inną dziewczynę? Albo jeśli ty znajdziesz innego faceta?

— Liz. Jesteś okropną pesymistką. – Maria westchnęła i wstała – No idę już. Jutro mnie nie będzie, ale jak już coś podpisze to od razu dam ci znać. Pa!

— Na razie.
Isabel leżała w swoim łóżku. Zasnęła nad kolejną gazetą pełną sukien ślubnych. Ale była już zbyt wykończona planowaniem, szykowaniem i szukaniem. Oczy same jej się kleiły i nawet się nie zorientowała, gdy już spała. Miała dziwaczny sen. Stała w ciemnym holu, a jakiś mężczyzna szedł w jej stronę. Pomyślała, że to Jesse, ale to nie był jej przyszły mąż. Serce jej kołatało. Do Issy dotarło, że to był jej dawny kochanek. Ten, którego tak się bała, ten którego miała nadzieję już nigdy nie zobaczyć, ten dla którego zdradziła. To był Kivar. Zbliżał się do niej, a ona nie mogła się ruszyć. Była totalnie sparaliżowana. Nie mogła również krzyczeć o pomoc. Ale nagle postać zbliżającego się mężczyzny rozpłynęła się tuż przed nią. W mroku Isabel ujrzała inną osobę. Tym razem dziewczynę. Nie widziała jej twarzy, nie potrafiła jej rozpoznać. Jednak czuła, że dzięki niej przeżyła, że przetrwała. Nieznajoma była jej dziwnie bliska, ale jednak równie tajemnicza co Kivar. Isabel zobaczyła tylko dłoń dziewczyny, która wyciągała się w jej stronę. Zbudziła się z krzykiem... Issy rozejrzała się dokoła. Leżała w swoim łóżku i nikogo nie było w pobliżu. "To tylko sen. To był tylko zły, piekielnie przerażający sen." Powtarzała sobie, ale miała nieodparte wrażenie, że sen był ściśle związany z rzeczywistością.

— Cholera. – powiedziała sama do siebie – Ja i te moje piekielne uczucia. Jeżeli znów się okaże, że mam rację, to albo ten ktoś mnie zabije albo ja siebie samą.
Wstała i poszła do kuchni po szklankę mleka. Nalała sobie zimnego napoju i usiadła na krześle. Oczy wbiła w mrok, usiłując przywołać w pamięci obraz tamtej dziewczyny. Ale nie potrafiła go odtworzyć. Zrezygnowana poszła spać.
Max zasypiał już na kanapie, kiedy ktoś z hukiem trzasnął drzwiami. Zerwał się na równe nogi i włączył światło. W kuchni szalał Michael. Nerwowo nalał sobie soku, tłukąc przy tym szklankę. Oparł się o blat stołu i starał się zapanować nad swoją furią. Max przetarł zaspane oczy i spokojnie usiadł na krześle. Widok wkurzonego Michaela nie był dla niego nowością. Przyjrzał się mu uważnie i zapytał:

— Coś się stało?
Michael podniósł wzrok i wbił go w przyjaciela, jakby chcąc dać mu do zrozumienia, że najchętniej by wszystkich zabił, w tym i jego. Ale napotkał na to spokojne, pewne i mimowolnie groźne spojrzenie Maxa. Nie potrafił go zabić nawet wzrokiem. Nabrał głęboko powietrza i powiedział z wyrzutem:

— Maria ze mną zerwała.
Był pewien, że Maxa to nie zaskoczy, a może nawet i powie, że miała rację. Ale Evans był totalnie zaskoczony.

— Zarwała z tobą? Maria?! Czemu?

— Sam chciałbym to wiedzieć.

— Nie powiedziała ci dlaczego zrywa?

— Powiedziała. Ale nic z tego nie zrozumiałem. Powiedziała, że kocha muzykę a ja stoję na jej drodze kariery. Że nigdy jej nie wspieram w jej dążeniach i traktuję jak służącą, która musi być na każde moje zawołanie. Stwierdziła, że odrobinka przerwy nam się przyda. Ona poukłada swoje sprawy i zajmie się muzyka, a ja będę miał czas aby przekonać się, co naprawdę do niej czuję, bo ostatnio się niby od niej oddaliłem. Rozumiesz coś z tego?

— Owszem. – powiedział Max – Maria uznała, że już jej nie kochasz i jesteś bardziej zajęty sobą niż ją. No i pewnie ma szansę zrobienia kariery...

— A owszem. – powiedział z sarkazmem – Jutro idzie do studia nagraniowego. Będzie robić karierę. Jeżeli tego chce, to proszę bardzo. Nie będę jej stał na drodze, ale niech później nie próbuje do mnie wracać na kolanach.

— Michael. – Max chciał już coś powiedzieć, ale w porę ugryzł się w język – Połóż się spać, bo w tym stanie jeszcze coś narobisz.
Max siedział w Crashdown i rozmawiał z wycierającą szklanki Liz. Michael siedział kilka krzesełek dalej i pożerał stos naleśników. Wyglądał jakby nigdy się nic nie stało. Czytał spokojnie gazetę, zapychając sobie usta ciastem. Liz była tym nieco zaniepokojona, ale Max również martwił się o przyjaciela:

— Myślisz, ze się pogodzą?

— Nie wiem. Maria była tak pewna tego co robi. – mówiła Liz – W sumie to ja mam wyrzuty sumienia.

— Ty? – Max się lekko uśmiechnął – Czemu ty?

— Wczoraj wieczorem gadałam z Marią. Powiedziała, ze miałaby ochotę mu walnąć lub chociaż zerwać. Wtedy wymknęło mi się, ze może tak byłoby lepiej. No i ona wzięła to na poważnie. To moja wina...

— Liz. To nie jest twoja wina. Prędzej czy później i tak by do tego doszło, to co powiedziałaś mogło co najwyżej przyspieszyć ten proces.

— Poproszę cole. – zabrzmiał głos jakiejś dziewczyny
Liz nalała pospiesznie coli i podała jej szklankę. Potem powróciła do rozmowy z Maxem:

— Ale chyba się zejdą, prawda?

— Nie wiem. Maria jest bardzo uparta, a Michael jest bardzo...

— Dumny. – powiedziała Liz z kpiną

— Właśnie. Mam niestety wrażenie, że nawet jeśli ona będzie chciała wrócić, to...

— Michael już nie będzie chciał. – Liz doskonale wiedziała co Max myśli, ona miała takie same przeczucia – Oni są jak dzieci.

— Ta. – Max uśmiechnął się – O której dzisiaj kończysz?

— O szóstej. A co? – zapytała zbliżając do niego twarz

— Mam ochotę zabrać cię do kina, a potem na długi spacer. – powiedział

— Hmmm... Brzmi kusząco. – powiedziała i pocałowała go
Tymczasem Michael skończył już swoją porcję jedzenia, zabrał koktajl i wstał, żeby wyjść. Zrobił to tak niefortunnie, że wpadł na dziewczynę, wylewając na jej bluzkę cały koktajl.

— Cholera. – usłyszał głos
Podniósł głowę i zobaczył wściekłą nastolatkę, z rządzą mordu w oczach. Jedyne co mu przyszło do głowy w tym momencie to wymamrotanie:

— Ups... Sorry.

— Uważaj jak chodzisz. – powiedziała dziewczyna. Obróciła się na pięcie i wyszła z baru, potrącając wchodzącą właśnie Isabel.
Issy zatrzymała się czując dziwny dreszcz, który ją właśnie przeszył. Spojrzała na migdalących się Maxa i Liz oraz na znerwicowanego Michaela. Podeszła i siadając przy barze zapytała:

— Co to za dziewczyna? Znacie ją?

— Nie. – powiedział Michael – Wiem tylko, że jest bardzo nerwowa.

— Jakby na ciebie ktoś wylał koktajl, to tez byś się wkurzył. A znając ciebie to nawet bardziej niż ona. – powiedział Max, odrywając na chwilę usta od Liz

— Haha. – Michael zakpił – A tobie co jest Issy? Znasz tę pannę obrażalską?

— Nie. – powiedziała na wpół przytomnie – Ale miałam dziwny sen. A ta dziewczyna po prostu mi kogoś przypomina. Nic więcej. A co tam u was?

— Przypomina? Kogo? – zakpił Michael – Córkę szatana?

— Michael. To nie jest zabawne. – powiedziała Isabel – A gdzie twoja Marysieńka?

— Nawet mi o niej nie wspominaj. – powiedział i wyszedł

— Powiedziałam cos nie tak? – Isabel zwróciła się do brata

— Zerwali ze sobą. – wyjaśniła Liz – A raczej ona z nim.
Isabel spojrzała zdumiona na nią, a potem pokręciła głową.



Wersja do druku Następna część