ALEX_WHITMAN

Jessica, Magdalena& Michael (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Maria szła na umówione spotkanie z Liz. Takie tam babskie pogaduchy. Postanowiła sobie skrócić drogę przez park. Ledwo weszła w jego obręb, a już zorientowała się, że popełniła błąd... Poważny błąd. Zobaczyła Michael, który całował się zachłannie i prawie brutalnie z dziewczyną z kawiarni.

— Może od razu seks na ławce? Przecież ty uwielbiasz niebezpieczne sytuacje – powiedziała podchodząc do nich. Ci oderwali się od siebie jak oparzeni.

— Maria?!

— Nie, Matka Boska. Świnio!!! – krzyknęła na niego Maria.

— Miałaś być u Liz.

— Od kiedy znasz mój plan zajęć, ach no tak, znasz go od czasu gdy poznałeś ją. Mogłeś mi powiedzieć od razu. Ile miałeś się zamiar się z tym kryć? A może czekałeś na właśnie taką okazję, bym was zobaczyła...

— Maria słuchaj...

— ZAMKNIJ SIĘ!!! Nie mam zamiaru Cię więcej słuchać, twoich wymówek i kłamstw.

— Ja się zakochałem w Jessice...

— O to ta lafirynda odbijająca cudzych chłopaków ma na imię Jessica. Po tym wszystkim co przeszłam dla Ciebie, poświęciłam Tobie całe moje życie. Co ona ma takiego, czego ja nie mam? – spytała się łamiącym głosem.

— Wszystko! – odpowiedział jej chłodno Michael.

— I nie nazywaj jej lafiryndą. To najwspanialsza kobieta jaką znam. Nie możesz się z nią równać...
Chłopak poczuł jak piecze go policzek.
Maria spoliczkowała go.

— Koniec z nami. Jeśli kiedykolwiek było coś takiego. Nie dziw się, że teraz płaczę. Robię to bo zrozumiałam, że wszystkie poświęciłam dla zwykłego chama. Co ja w Tobie widziałam?! – rzekał przez łzy na zakończenie.
Jessica cały czas siedziała na ławce i uśmiechała się zwycięsko.
Maria odeszła.

— Przepraszam za nią – szepnął Michael Jessice.

— Nic się nie stało... kotku. Prawdę mówiąc to ja nie wiem co ty w niej widziałeś?

— Sam nie wiem... – odpowiedział i znów zaczęli się całować.

Minęło parę dni. Wszyscy już wiedzieli, że Maria i Michael nie są ze sobą i że on kręcił z tą "Nową" o wyglądzie modelki.
Jednak prawdziwy szok przeżyli Kyle, Isabel, Max i Liz, a nawet Maria, gdy dowiedzieli się, że Jessica jest... kosmitką. Sama to powiedziała Michaelowi, a on nie robił z tego żadnego problemu, a co lepsze cieszył się nawet z tego.
Michael zachowywał się nienaturalnie , był chłopakiem ideałem, człowiekiem, a raczej Obcym, którego ta piątka nie poznawała.
Doszło do kłótni między Maxem a Michaelem.

— Nie możesz tak po prostu się z nią spotykać. Nawet nie wiesz czy nie jest naszym wrogiem.

— Nie jest. Ona jest moją dziewczyną, którą kocham ponad wszystko.

— Chcesz postawić nasze życie na szali i narazić nas na ogromne niebezpieczeństwo.

— Ty moje postawiłeś ratując Liz Parker.
Max nie odpowiedział. Nie mógł. Wiedział, że znów by to zrobił, ale tego Michaelowi nie mógł powiedzieć.

Crashdownie na zapleczu znajdowali się wszyscy oprócz Michaela.

— Ona jest dziwna – zaczęła rozmowę Liz.

— Taka przyjemna, że aż się rzygać chce? – spytał Kyle.

— Właśnie! – powiedziały jednocześnie Isabel i Liz.

— No i jest kosmitką – dodał Max pijąc "Mleczną drogę". Nie użył słowa "jedna z nas", bo ją za taką nie uważał.

— Będziemy ją śledzić? – spytała Liz.
Zapadła cisza. Słyszeli nawet cykanie zegara wiszącego na ścianie.

— Myślę, że to dobry pomysł. Co o tym sądzisz Maria? – odezwał się Kyle.
Dziewczyna dotychczas tylko ich słuchała.

— Prawdę mówiąc przejmuję się tylko tą sprawą ze względu na was, a to co ta cizia z nim robi nie obchodzi mnie w ogóle. tylko nie proście mnie żebym ją śledziła, bo nie mam ochoty patrzeć na jej lalkowatą gębę. Nie patrzcie się tak na mnie... Nie, nie, nie, nie. Koniec i kropka.

— Przecież mówiłam, że nie chcę na nią patrzeć. Muszę być bardziej asertywna. Nie ulegać sile perswazji – powiedział do siebie Maria, siedząc w samochodzie stojącym przed domem w którym mieszkała Jessica. Była to kamienica, w której całe drugie piętro wynajmowała Jessica. Tego wszystkiego dowiedział się Kyle. W końcu był synem szeryfa, którego znów przyjęto na to stanowisko.
Maria miała przy sobie mała kamerę. tą samą, którą ludzie agenta Pierca podłożyli Michaelowi, a później Liz Tess.
Wyszła z samochodu i weszła na drugie piętro. Stanęła przed drzwiami Jessici. Zapukała. Drzwi otworzyła jej zaskoczona Jessica.
Maria nieproszona weszła do środka.

— Już wiem jak się czuła Liz wchodząc do domu Tess.

— Czego chcesz? – spytała Jessica patrząc wyczekująco na Marię.

— Przyszłam Ci powiedzieć, że... auuu moje serce...

— Co ci?

— Mam chore serce. Muszę wziąć tabletkę. Przynieś mi wody.

— Po co?

— Żebym popiła tabletkę. Kręci mi się w głowie... – mówiąc to Maria oparła się o ścianę.

— Nie obrzygaj mi niczego. Już idę po ta wodę – rzekła Jessica i poszła do kuchni.

— "Nie obrzygaj mi niczego". Z wielką chęcią.
Tajemnicza choroba serca zniknęła. Dziewczyna chwilę poszukała w torebce kamery. Następnie zaczęła się rozglądać, gdzie by ją umieścić. Zobaczyła stojak z książkami. Doskonały punkt obserwacyjny, a kurz na książkach wskazywał na to, że raczej nie były używane. Położyła na nich kamerę.
W tym samym momencie weszła Jessica.

— Czego tam szukasz? Co lepiej Ci?

— Nie bądź taka fałszywa. Patrzyłam na książki, ale widząc warstwę kurzu na nich nawet nie wiedziałaś o ich istnieniu.

— Twoja woda.
Maria łyknęła witaminę C i popiła ją wodą.

— Więc po co przyszłaś? Chyba nie po to by napić się wody?

— Yyyy... Przyszłam Ci powiedzieć, że mnie i Michaela już nic nie łączy.

— Tylko tyle? To wiem sama.

— To na razie – pożegnała się Maria i wyszła z mieszkania.

— Wariatka – usłyszała za sobą głos Jessici.

Z samochodu zadzwoniła do Liz.

— Plan A wykonany.

— To mamy i B? – zdziwiła się przyjaciólka.

— Nie. Tylko, że w filmach sensacyjnych zawsze tak mówią.

— Aha... To świetnie. Czekamy na Ciebie.

— Zrobiłam z siebie kretynkę, totalną idiotkę!!!

— Nic nowego – zażartował Kyle, za co dostał od niej poduszką.
Siedzieli wszyscy u niej w pokoju i wpatrywali sie w monitor.
Wiedzieli na pewno, że Jessica nie była Skórem. Przypuszczali, że pochodzi z jednej z pięciu planet.
Max siedział przytulony z Liz, Isabel z Kylem, a Maria patrzyła na nich z lekką zazdrością. Wszystko przeżywała w sobie.
Nudzili się, ale nie mogli teraz zrezygnować.
W głośnikach zadzwonił dzwonek. Ożywili się.
Do mieszkania Jessici wszedł dostawca pizzy.

— Przecież ona nigdzie nie dzwoniła. Tym bardziej po pizzę.
Dostawca był niski i szczupły, ubrany w czerwone ogrodniczki i taką samą letnią kurtkę. Jego twarz zasłaniała czerwona firmowa kaszkietówka.
Dostawca wszedł do pokoju. Stanął dokładnie naprzeciwko kamery. Ściągnął czapkę.
Przyjaciele przy monitorze zamarli.

— Cze Jess. Wiesz już coś o księdze?
W domu Jessici znajdował się ich jeden z najgorszych wrogów... Nicholas.













Poprzednia część Wersja do druku Następna część