_liz

Podwójny wybór (5)

Poprzednia część Wersja do druku

Słyszełem jej kroki za moimi drzwiami. Otworzyłem drzwi tuż przed nią. Wygladała na zaskoczoną

— Hej.

— Hej. – szepnęła, uśmiechając się lekko
Staliśmy tak chwile, dopóki jej wzrok nie przebiegł po pokoju. Zarówno na mojej czarnej koszulce, jak i dżinsach były resztki farby, którą malowałem obraz, a raczej marny rysunek.

— Ładnie. – powiedziała, zdejmując kurtkę
Czemu wciąż się denerwowałem?
Gapiła się na rysunek i kiwała głową.

— Wiesz, nie jest jeszcze skończony ani nic...

— To orbitoid. – powiedziała cicho – Który znaleźliśmy ostatnio.

— Ta. – stanąłem za nią – Zacząłem zeszłej nocy.

— Jest dobry. – powiedziała miękko, obróciła sięi spojrzała na mnie bliżej – Malowałes całą noc?
Nie mogłem przestać o tobie myśleć.

— Ja... – zachłysnąłem się – Nie mogłem zasnąć.
Orbitoid był w centrum, namalowany czerwoną farbą, która otworzyłem. Dokoła namalowałem jeszcze mnóstwo innych symboli. Wszystko wyglądało jak chaos.
Wyciągnęła dłoń i wskazała na jeden znak.

— Czemu ten jst czarny?

— Nie wiem. – przyznałem
I nie wiedziałem, nawet gdy go malowałem. Po prostu czułem taką potrzebę i nawet otworzyłem nowa puszkę z czarną farbą.
Spojrzałem na nią. Słodko pachniała. Jak kwiaty i miód.
Wzięła głeboki oddech i obróciła głowe w prawo, prawie na mnie patrząc.

— Tęskniłam za tobą. – szepnęła, nic nie odpowiedziałem
Nie mogłem jej powiedziec jak się czułem, co do niej czułem.
Pokonałem pokusę, żeby się nie zachłysnąć powietrzem, ale w zamian za to podniosłem ją, obróciłem i pocałowałem.
*********************
Jego usta były na moich, jego ramiona dokoła mnie.
Boże, to cudowne.
Jego usta zsunęły się na moją szyję, jego język zataczął ślaczki na mojej skórze, całe moje ciało drżało.
To działo się za szybko. Chciałam mu powiedzieć, jak się czułam.

— Nie, Michael. – szepnęłam – Nie powinniśmy.

— Nie obchodzi mnie to. – szepnął
Jego dłonie niecierpliwie przesuwały się po moich plecach. Znów mnie pocałował. Dosłownie topniałam.
Powiedz mu.
Musieliśmy mysleć o Isabel, Marii i Maxie. Maria była moją najlepsza przyjaciółką, nie wybaczyła by mi tego. A Max... Gdyby się dowiedział, że jestem z Michaelem, to by go zabiło. Nie chce nawet myśleć co by wtedy zrobił Michael.
Jego dłonie przysunęły mnie mocniej do niego. Unosiłam się nad ziemią. Wszystkie myśli ulatywały, prawie wszystkie...
Musiałam mu powiedzieć.
Nie wiem jak.

— Michael, jeśli Max się dowie...
Nie pozwolił mi skończyć. Zamknłą mi usta pocałunkiem, mocnym, niespokojnym, pełnym pożadania, zdeterminowanym, po to aby wybić mi wszelkie obawy z głowy. Boże jego pocałunek był...
Idealny.
Zaczęłam płakać. Oni się dowiedzą. Max się dowie. Maria się dowie. Moja najlepsza przyjaciółka. To ja zabije.
Wzięłam oddech. Musiałam mu powiedzieć.
Kocham cię.
Ale nic się ze mnie nie wydobywało. Spórbuj jeszcze raz.

— Nie mogę. – powiedziałam

— O co chodzi Liz?

— Co z Marią? – zapytałam, czułam jka łzy spływają po moich policzkach – Co z Maxem? Co jeśli mnie pocałuje i zobaczy w wizji mnie z tobą? Michael...
Nie mogę tego dłużej ukrywać. Nie przed Maxem.
I nie przed tobą.

— Liz. – przytulił mnie – Spokojnie, ok.?
On nie chciał tego słyszeć. Chciał, żeby ciągle było tak samo. Ja z Maxem, on z Marią.
A my dwoje tylko z naszym małym sekretem.

— Nie słuchasz! – wrzasnęłam

— W porzadku! – krzyknął i odsunął się ode mnie, odwrócił
To powinno być takie proste. Jdyne co musiałam powiedzieć to, że go kocham. Ukryłam twarz w dłoniech i zaczęłam płakać.
*********************
Jak burza przeszedłem do drugiej częsci pokoju, przerwacając moje dzieła. Farba rozlała się i utworzyła czerwoną struge pomiędzy nami. Zdawało mi się, że słyszę jej płacz.
I dobrze.
Nigdy się nie kłóciliśmy. Nie odkąd wróciłem. Nie krzyczeliśmy. Teraz zmuszała mnie do krzyku. Co się z nią działo?
Co się dzieje z tobą, Guerin?
Spojrzałem na nią zza stołu. Siedziała na mojej kanapie, głowe miała ukryta w dłoniach, ciemne, długie włosy miekko opadały na jej ramiona.
Czemu musiała znów przywoływac Maxa i Marię?
Chciałem, żeby dzisiaj było wyjatkowo. Chciałem jej powiedziec, ze ją kocham.
Musiałem sobie z tym jakoś poradzić.

— Liz. Czego ty chcesz?
Jej dłonie opadły. Otworzyła lekko usta, a potem je zamknęła i spojrzała na mnie. Znów wgapiała się w okno i zaczęła się bujac. Do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu. Trzęsła sie.
********************

— Czego ty chcesz?
Przygryzłam warge i wgapiałam się w okno. Zrujnowałam wszystko. On był wściekły. Ja płakałam.
Nie po to tu przyszłaś, Liz.
Zacisnęłam usta. Nie, nie po to.

— No dalej, Liz. – powiedział miękko
To był ten moment. Teraz albo nigdy.

— Nie sądzę, abym mogła dłużej udawac, ze cię nie kocham.
Sama byłam zszokowana słowami. Ot tak po prostu.
Otworzyłam usta i powiedziałam je.
Zerknęłam na niego, a raczej utkwiłam w nim wzrok.
Zastygł za stołem.

— Co? – szepnął z niedowierzaniem
Serce mie się krajało.
Nic nie mówił. Wbijał we mnie wzrok.
Powiedz coś. Proszę powiedz coś.
Szepnęłam jego imię.
Stół momentalnie odleciał, uderzył o odległą ścianę, a on mnie całował, podniósł mnie z kanapy, wmieszał dłonie w moje włosy. Mówił coś prosto w moje usta, nie przestając całować.
Zajęło mi chwilkę, zanim one do mnie dotarły.

— Powtórz to. – szepnął i znów zakrył swoimi ustami moje – Powtórz.

— Kocham cię. – szepnęłam
Pocałował mnie, zanim zdązyłam powiedzieć to jeszcze raz.
* * *
Uniosłem ją, wciąż całowałem. Jej ramiona wsunęły się na moją klatke piersiową. Jej drobna dłoń zatrzymała się w miejscu, gdzie miałem serce.
Co ona mi robiła?
Czułem się silny i bezbronny zarazem. To było... piekne. I przerażające.
Ludzie.
Mogłem jej powiedziec, że ją kocham -
Nie. To nie wystarczało.
Kocham ją, pragnę jej, ufam jej – potrzebuję jej. Ale to wciąż za mało. Za mało.
Nie sądze, aby słowa coś tu zdziałały -
Ale chciałem być tak blisko niej, jak tylko mogłem. Pod jej skóra, wciąż świeżą. W jej umyśle, widzieć wszystkie jej emocje -
To nie wszystko czego chciałem.
Pragnąłem jej całej. Caluteńkiej.
Musze przestać.
Nie mogę przestać.
Przerwała pocałunek, nabierając małą dawkę powietrza, szepnęła a raczej wymruczała moje imię, zanim znów mnie pocałowała. Jej dotyk był elektryzujący.
Nie wiem co robić. Nie chce jej puścić.
Nie chce przestać.
Tak bardzo jej pragnąłem, że nie mogłem przestac o tym myślec, ale musiałem przestać.
Nie chcę przestać.
Nie chce przestać.
Pozwoliłem jej przerwać pocałunek i lekko się nad nią pochyliłem.

— Co? – szepnąłem, widzac, ze chce mi cos powiedzieć – Co Liz?
Patrzyła na mnie, wzrokiem bładziła po mojej twarzy. Uśmiechnęła się miękko.

— Jestes piękny. – szepnęła
Czułem jak serce mi staje. Nigdy nikt tak nie powiedział.
Nikt nigdy nawet nie pomyślał, żeby mi coś takiego powiedzieć.
Co ona mi robiła?
Zwilżyła wargi i pocałowała mnie. Jej dłonie zsunęły się z mojej koszuli i zatrzymały na jej obojczyku, poczym powoli dotknęły górnego guzika jej bluzki.
Jedna jej dłoń trzymała kawałek kołnierzyka, a druga płynnymi ruchami rozpinała guzik. Jej oczy były zamglone.
Oddychaj, Guerin...
Guzik szybko ustapił miejsca, a kawałek materiału odsłonił fragment jej ciała.
Ona chyba nie jest powazna.
Jej dłoń spłynęła niżej, do kolejnego guzika.
Miała zamiar przestać. Musiała przestać. Nie mogliśmy tego zrobić. Nie wiedzieliśmy co może się stac, przecież niczego takiego jeszcze nie robiliśmy.
Tymczasem jej dłonie skończyły z drugim guzikiem i przesunęły się do trzeciego. Zobaczyłem fragment czegoś granatowego. Spojrzałem na jej oczy, które nadal były nieziemsko przyćmione.
Nie miała zamiaru przestawać.
Jej place skończyły z ostatnim guzikiem i koszula lekko się rozchyliła. I wtedy zobaczyłem wyraźnie grantowy jedwab, przykrywający jej delikatną skórę.

— Dobrze ci w niebieskim.
Teraz była kolej na mój ruch.

— Liz. – szepnąłem – Nie możemy... Nie mogę...
Lekko zadrżała i wbiła wzrok w podłogę.

— A co jeśli to cię zrani. – mówiłem i nie mogłem przestać – Co jeśli zachorujesz? Nie wiemy co się może stac. Jeśli to zaczniemy Liz...
Ciemne oczy ze złotymi iskierkami wpatrywały się we mnie.

— Jeśli to zaczniemy – szepnąłem – Nie będę mógł przestać.
Zamrugała i lekko obróciła głowę.

— Nie będziesz mógł przestać... – wydawała się być zdumiona – Ja... Ja nie wiedziałam.
Jej dłonie sięgnęły do jej bluzki, bez watpienia po to, aby ją znów zapiąć. Czułem się jak idiota. Ona prawdopodobnie czuła się upokorzona, zawstydzona . Pewnie myślała, ze jej nie chcę...
Zamknąłem oczy, odrzucając w pamięci widok zapinancyh z powrotem guzików. Sądze, że chcę...
Pocałowałem lekko ją w czoło.

— Chcę. – szepnąłem – Chce. Ale nie możemy.
Znów poczułem jej zapach. Kwiaty i miód. Przypomniało mi się jak stała pod prysznicem, goraca woda spływała strumieniami po jej włosach, ramionach...
Opanuj się, Guerin...
Nie możemy.
Ale ona już podjęła decyzję i zaczęła podnosic moją koszulę.
Nie miałem zamiaru sobie tego kiedyklolwiek wybaczyć.
Moje dłonie powoli trafiły na jej ramiona, na kocówki materiału jej bluzki. I już po chwili bluzki nie było.
Liz.
Przysunęła się bliżej, całym swoim ciałem. Nie wiedziałem, pomyślałem sobie, Nie wiedziałem, że tak bardzo jej pragnę, a teraz nie mogłem przestać.
Moje dłonie powoli przemierzały jej ciało. Podniosłem ją, a ona oplotła mnie nogami.
Było już za późno.
Nie mogę przestac i nie chcę -
***********************
Niósł mnie na druga stronę pokoju.
Boże, jak ja go pragnęłam, pomyslałam. Nie obchodziło mnie co się może stac, teraz tylko to się liczyło.
Postawił mnie na ziemię. Stałam tuz przed nim.
Cofnął się nieco na chwilę. Ja nie chce przestać -

— Czekaj. – szepnął
Jego dłonie zsunęły się z mojego ciała i siegnęły do jego własnej koszuli, zdjął ją i rzucił w kąt pokoju. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć, stałam tam, cięzko oddychając, starając się opanować.
Wszystko działo się tak szybko
Wyciągnął dłoń i sięgnął do paska na moim ramieniu. Do sznureczka przytrzymującego granatowy jedwab. Poczułam gorace opuszki jego palców na mojej skórze.

— Ładnie. – szepnął – Bardzo ładnie.
Starałam się oddychać.

— Lubisz niebieski? – szepnęłam łapiąc oddech

— Teraz tak.
Teraz tak.
Przysunął się bliżej i zbliżając usta do moich zapytał:

— Boisz się?

— Nie. – miałam nadzieję, ze mi uwierzy, że brzmię wiarygodnie
Uśmiechnął się lekko i szepnął:

— Tak. Ja tez się boję.
Jego dłonie spokojnie przysunęły mnie mocniej do siebie. Pochylił się i znów mnie całował, jednocześnie powoli zniżając nasze ciała do kanapy.
Czułam, jak jego place swobodnie wsuwają się pod jedwabne ramiączka, zsuwając je.
Sądzę, że tego chcę.
Nie. Nie sądzę.
Chcę.
* * * * * * * * * *
Moje ciało było energią, byłam wypełniona mocą i światłem. Czy było w porzadku tak i moja miłośc pulsowała, przeszywała mnie całą, wlewajac się tak strumieniem do serca tak a on był niezaprzeczalnie wspaniały i mój tak i bardzo go pragnęłam tak i zasłużyłam na niego, tak na jego miękki głos, na jego dotyk tak na jego uczucie tak i powiedział 'Kocham cię' tak 'Kocham cię Elisabeth Parker' tak I pomyślałam tak Byłabym tak Będe tak Jestem tak.

*************************
Oboje byliśmy zaskoczeni tym co się działo. Ale byliśmy z tym szczęśliwi. Nie wiem jakt do tego doszło, ale wreszcie wydobyłem z siebie te słowa:
Kocham cię Elisabeth Parker.
A potem była już tylko miłość. Ona jest niesamowita, piękna, nieziemska. Kiedy po wszystkim lezeliśmy razem, pod jednym kocem, na mojej kanapie, odniosłem wrażenie, ze to ona jest kosmitka. Że to ona nie powinna istniec tu na ziemi, tylko jak gwiazda jasnieć na niebie. Czułem jak oddycha, spokojnie, bez strachu. Nie bała się tego co mogłoby się stac. To co czuła dawało jej siłę. Mnie tez powinno ją dać. Tak. To była własnie prawda. Nie powinniśmy się bać. Lekko obróciła się i spojrzała na mnie. Uśmiechała się, a ja już wiedziałem co powiedzieć. Otworzyłem usta, ale się zawahałem. Powiedz to wreszcie, Guerin. Wykrztuś to z siebie.

— Jutro im o wszystkim powiemy.
Spojrzała ze zdumieniem. Ale widziałem, ze się cieszy. Te piekielne złociste iskierki az tańczyły w jej oczach. Przysunąłem ją bliżej, pocałowałem:

— Tak, jutro im powiemy. I nie obchodzi mnie co się stanie.
* * * * * * * * *
Powiedzieliśmy im. Nie wiem jak do tego konkretnie doszło, kto pierwszy wydobył z siebie słowa. Nie wiem. Ale zrobiliśmy to. Nie było tak źle. Ani Maria ani Max nie umarli od tego, choc bez wątpienia chcieli nas zabić. Rozmawiałam potem z Marią. Miała żal, ale rozumiała, rozumiała wszystko. Prosiła tylko, żebym jej nie zostawiała, żebym nadal była jej przyjaciółką. To oczywiste, ze będę. Zawsze nią będę. Nie wiem jak Max i Michael to rozstrzygnęli. Pamiętam tylko wzrok Maxa utkwiony we mnie. Czułam się winna, ze tak nim igrałam, ale czułam się wreszcie wolna. I wiem, ze on tez czuję się wolny. Wszyscy. Może to i lepiej. Nie wiem jak wszystko się teraz będzie układac, ale grunt, ze będę z nim.
Będę z nim.
* * * * * * * * *
Liz i Maria w sumie nawet się pogodziły. Nie wiem jak dziewczyny to robia, że potrafią tak szybko wybaczać. Wiem, ze nie będzie między nimi jak kiedyś, ale nadal się nie zostawią. Co się tyczy mnie i Maxa, to sprawa jest trudniejsza. Był zły, miał żal, miał ochote mnie zabić lub chociaz uderzyć. I wolałbym, żeby to zrobił. Ale Max to Max. Mistrz opanowania. Nic nie zrobił. Powiedział, ze ma żal, sądził, ze jestem jego przyjacielem. Na Boga, przeciez nim jestem. Ale jeszcze potrwa zanim będzie mógł ze mną porozmawiac jak kiedyś, zanim znów mi zaufa. Wciąż łączą nas kosmiczne sprawy, ale ludzkie dawno odrzuciliśmy w kąt. Jakoś to będzie. Najwazniejsze, ze jestem z nią.
Jestem z nią.

The End


Poprzednia część Wersja do druku