Marta

Drogi Losu

Wersja do druku

Liz i Max rozstali się zaraz po odlocie Tess, której ciąża była tylko złudzeniem optycznym, tak samo Maria i Michael. Max odnalazł drogę do domu i już mieli odlecieć, ale doszli do wniosku, że jednak może coś się zmieni... 5 lat później...

Liz i Maria buszowały po sklepach w poszukiwaniu nowych ciuszków.

— Zobacz, jaka świetna sukienka! Muszę ją mieć!- zachwycała się Maria sklepową wystawą

— Mi też się podoba, wejdźmy ją zobaczyć – zaproponowała Liz.

Po dwóch godzinach zakupów dziewczyny postanowiły odpocząć i coś przekąsić.

— Wiesz Liz, gdybym wiedziała, że wyjechali do Vegas, powiedziałabym , że to oni. – powiedziała Maria wskazując na drugi stolik ręką.

— Maria, wiem, że wciąż nie możesz się pogodzić z ich wyjazdem ale to już 2 lata! – odpowiedziała Liz z wyrzutem.

—Liz daję głowę, że to oni, kto jak kto ale ty na pewno poznasz Max’a! – zaczęła prawie krzyczeć Maria.

— Dobrze, już dobrze nie krzycz tak. Muszę przyznać, że ten brunet jest podobny do Max’a, ale to nie dorzeczne, to nie może być on... – mówiła Liz patrząc się na sąsiedni stolik. Nagle nieznajomy brunet wstał i podszedł do dziewczyn.

— Liz, to ty? – zapytał

— Zależy dla kogo... – kokietowała go Liz.

— Nie wierzę, że mnie nie poznajesz, przecież to ja...

— Wiem, że to Ty Max. Wiem również, że myślałeś iż rzucę Ci się na szyję i wyznam Ci miłość. Ale muszę Cię zawieść. Z czasem moje uczucia osłabły. Wciąż Cię kocham, ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to było tylko zauroczenie.

— Co ty mówisz? – zdziwił się chłopak

— Mówię prawdę, nigdy więcej nie chcę żyć w kłamstwie. Nie chcę ciągle się ukrywać... Mam narzeczonego, w maju się pobieramy...

— Więc, dlaczego nie ma go przy Tobie? – zapytał z drwiną Max

— Jest na praktykach w Europie, we Włoszech. Wraca pojutrze. – wyjaśniła dziewczyna

— Rozumiem. Ja też się pobieram. Żenię się z Katherin.- skłamał chłopak – Och...Witaj Mario, nie poznałem Cię.

— Tak bardzo się zmieniłam? – zapytała zaciekawiona Maria.

— Po naszym „wyjeździe” chyba się zmieniłaś... – te słowa wypowiedział już nie Max lecz Michael, który przed chwilą podszedł do stolika dziewcząt.

— Michael... tęskniłam – wyznała dziewczyna

— Ja też, ale to już chyba koniec...

— Tak, rozumiem... na pewno nic nie da się zrobić? – zapytała z nadzieją Maria

— Chyba nic, Maria kocham Cię, ale nie chcę zmarnować Ci życia...

— Już je zmarnowałeś...z chwilą gdy powiedziałeś, że odchodzisz... Tak bardzo Cię kochałam i wierzyłam, że nam się uda, ale się myliłam...

— Dobrze, że wierzyłaś, nadzieja jest najważniejsza... nawet jeśli wiesz, że bezsensowna...- odparł Michael

— Max? – zapytała Liz

— Słucham?

— Przyjdziesz na ślub?

— Oczywiście... – odpowiedział chłopak

— Cieszę się, że w końcu jesteś szczęśliwy... – powiedziała bez przekonania Liz.

— Nie jestem. – usłyszała w odpowiedzi

— Słucham?

— Bez Ciebie nigdy nie będę szczęśliwy... – odpowiedział bez chwili namysłu Max

— Max, każde z nas ułożyło sobie życie, nie możemy wracać do tego co było.

— Ale ja nadal Cię kocham... – wyznał Max

Dziewczyna szepnęła mu do ucha „Ja też Cię kocham...” a następnie powiedziała na głos wręczając Maxowi kawałek kartki:

— To mój telefon, zadzwoń- po chwili dodała szybko widząc zakłopotanie na jego twarzy- jeżeli tylko będziesz miał jakiś problem.

— Dzięki zapamiętam

Tymczasem u Marii i Michaela wszystko zaczęło się od nowa:oboje patrzyli na siebie takim wzrokiem jak 7 lat temu. Lada moment a zaczęli by się całować. Nagle Liz zawołała:

— Hej, Maria?

— Tak?

— Czy nie chciałaś wstąpić do tego nowego sklepu? – zapytała Liz

— Tak, ale...

— No to lecimy... ojej! Już za piętnaście minut zamykają! Do widzenia Max, hej Michael... Maria! Idziemy...

— No dobrze, do zobaczenia... Misiek...

— Słyszałeś jak mnie nazwała? – promieniał Michael zaraz po odejściu dziewczyn.

— Tak, słyszałem. Chyba coś się zaczyna... – uśmiechnął się Max

Tym czasem Tess, a właściwie Kathie, knuła z Kivarem kolejną intrygę. Tak naprawdę Tess, to znaczy Kathie, była córką służącej na królewskim dworze. Na Ziemię przyleciała przez pomyłkę. Pewnego dnia, kiedy wojska Kivara zaczęły nacierać na pałac, ona i jej przyjaciółka Ava, Liz, bawiły się w chowanego. Tym czasem królowa matka zadecydowała o wcześniejszym wysłaniu inkubatorów na Ziemię. W tym celu, aby uchronić jej dzieci i przyszłych władców przed bólem i cierpieniem, postanowiła wysłać na odległą planetę oryginały. Gdy umieszczano dzieci w inkubatorach, zamiast Avy, na pokład przedostała się Kathie. Ponieważ wszystkie inkubatory były zajęte, uznano, że w każdym z nich przebywa odpowiednia osoba. I takim oto sposobem Ava została na Antarze. Gdy tylko zorientowano się o pomyłce, podjęto decyzję o wysłaniu na Ziemię jeszcze jednego kompletu królewskiej czwórki + Ava. Tym razem dziewczyna poleciała na Ziemię i została zaadoptowana, przez państwa Parkerów. Jeżeli chodzi o Kathie, to jej opiekun, Nasedo, spisał umowę, w świetle której dziewczyna miała zdradzić przyszłych władców...

— Pamiętaj: otrzymujesz moc transformacji, abyś zmieniła postać, uwiodła Max’a i przyleciała z całą królewską czwórką na Antar... – zaczął mężczyzna

— ...co się z nimi stanie? – zapytała dziewczyna.

Ale Kivar jej nie odpowiedział, tylko wymierzył w jej stronę wiązkę pomarańczowego światła, które ugodziło ją w brzuch i cały czas tam ją uderzało.

— I co, jeszcze chcesz wiedzieć, co się z nimi stanie? Odpowiem Ci – stanie się z nimi to samo co z tobą! – w tej chwili światło zmieniło barwę na intensywny czerwony i zamieniło się w ognistą kulę.

— Nie błagam! Przestań! Nie możesz mi tego zrobić! Jesteśmy wspólnikami! Zostaw mnie... Myślałam, że Cię kocha... – to były ostatnie słowa zdrajczyni... Mężczyzna gdy to usłyszał, zdał sobie sprawę, że on też ją kochał i kiedy opanował swój śmiech, zaczął płakać i krzyczeć, że jest skończonym idiotą, że zabił cząstkę siebie i teraz nie ma po co żyć. Nagle przypomniał sobie o swoim planie i natychmiast przywołał do siebie swoją służącą:

— Liwia, posłuchaj mnie uważnie, zniszcz to ciało. Słyszysz?!

— Tak panie... – odpowiedziała załamana 18 latka ze spuszczoną głową

— I masz iść się przebrać w najlepsze ubranie jakie ma... albo nie, czekaj przynieś mi jakieś szmaty...

— Tak panie... – odpowiedziała pokornie dziewczyna

Gdy Liwia spełniła polecenia swego króla, ten kazał jej się przebrać w jej nowe, zmienione ubrania i zaczynał jej tłumaczyć plan działania:

— Słuchaj mnie teraz uważnie, polecisz na Ziemię z bardzo ważną misją. Masz udawać nową uczennicę liceum w Roswell, uwieść Max’a Evans’a i przylecieć tu z całą królewską czwórką. Tu masz walizkę nowych rzeczy...

Wersja do druku