Graalion

Isabell & Zack (8)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozległo się stukanie do drzwi. Zack zaskoczony podniósł głowę. Nie wyczuwał nikogo po drugiej stronie. Skoncentrował się i naraz twarz rozjaśnił mu uśmiech. Podbiegł do drzwi i otworzył je na całą szerokość.

— Martha – krzyknął.
Wysoka brunetka, na oko trzydziestoletnia, uśmiechnęła się radośnie.

— Cześć, Zack. Jak się masz?

— Wejdź, wejdź – wpuścił ją do mieszkania.
Kobieta z wyraźną ulgą opadła na kanapę. Zrzuciła z nóg wysokie szpilki i rozprostowała stopy.

— Nie masz pojęcia jakie masz szczęście będąc facetem – odetchnęła. – Te buty mnie dobijają.

— Nie mógłbym być kobietą – przysiadł naprzeciwko niej na brzegu stolika – ciągle bym się bawił swoimi piersiami.

— Cały Zack – spojrzała na niego z pobłażliwością. – Założę się, że nie przepuściłeś tu żadnej dziewczynie. To prawdziwy cud, że nie zostawiasz za sobą za każdym razem gromadki dzieci.

— Hej, jestem ostrożny – zaprotestował. – Cóż ja na to poradzę, że dziewczyny wprost nie mogą mi się oprzeć. Nie, nie odpowiadaj – przerwał jej widząc jej spojrzenie. – Wiem, mógłbym nie używać swojej mocy. Cóż, jestem tylko człowiekiem.

— Jak my wszyscy – zgodziła się. Rozsiadła się wygodniej. – A jak twoje zadanie?

— Dobrze – spojrzał na nią z nagłą podejrzliwością – a co? Vixianie cię przysłali? Masz mnie sprawdzić?

— Zack, spokojnie – uniosła ręce w obronnym geście. – Oboje jesteśmy ich agentami, ale przecież nie każde nasze spotkanie musi mieć ukryte podteksty. Jestem na urlopie.
Zack nadal patrzył na nią podejrzliwie.

— Dobra, chcesz mnie sprawdzić? – spojrzała mu prosto w oczy. – Nie jestem tu z polecenia Vixian – wyrecytowała powoli.
Przez chwilę patrzył na nią w skupieniu, po czym opuścił wzrok zawstydzony.

— Wybacz – odezwał się. – Prawda jest taka, że muszę z kimś porozmawiać, ale Vixianie nie mogą się o tym dowiedzieć.

— Teraz mnie zaciekawiłeś – Martha podciągnęła nogi na kanapę.

— Tylko pamiętaj, ani słowa Vixianom. Przysięgnij.

— OK., przysięgam – spojrzała na niego zniecierpliwiona. – Mam ci jeszcze raz dać dostęp do swoich myśli, żebyś wiedział, że nie kłamię?

— Nie – pokręcił głową przepraszająco – przysięga wystarczy.
Usiadł obok niej na kanapie.

— Wiesz, że dostałem zadanie obserwowania Królewskiej Czwórki – zaczął. – Vixianie przechwycili ich sygnał i uznali, że warto tu mieć swojego obserwatora, tak na wszelki wypadek. Dostałem wyraźny rozkaz: "wyłącznie obserwacja, żadnych interwencji". Już po paru godzinach po przyjeździe do Roswell zorientowałem się kto jest kim. Król nazywa się tu Max Evans, jego zastępca Michael Guerin, a siostra Isabel Evans.

— Więc tu też są rodzeństwem?

— Zgadza się.

— Rozumiem, że użyłeś swoich zdolności telepatycznych, by odbierać myśli wszystkich wokoło i w końcu natknąłeś się na jedno z nich?

— Właściwie to najpierw natknąłem się na człowieka, który wiedział kim są. Niejaka Liz Parker, dziewczyna Maxa.

— Zaraz – Martha szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia – zdawało mi się, że król jest żonaty.

— To było w ich poprzednim życiu – Zack machnął ręką. – Rzeczywiście, kręciła się tutaj ta czwarta, ta która później wróciła na Antar. Tess Harding, tak się tutaj nazywała. Nawet zdążył zrobić jej dziecko, ale skończyło się na tym, że go zdradziła, a on wrócił do swojej ziemskiej ukochanej.

— Widzę, że nudno nie było – zakpiła Martha.
Zack skrzywił się.

— Zależy, co rozumiesz przez nudno. Aż mnie świerzbiło, żeby się wtrącić, kiedy ta cała Tess zaczęła mieszać innym w głowach. Jednego chłopaka doprowadziła do śmierci, żeby pomógł jej odkryć sposób powrotu na ich planetę. W końcu jednak zniknęła, a mnie pozostała do pilnowania Królewska Trójka.

— Ułatwione zadanie – skomentowała.

— Niezupełnie – odpowiedział. – Zaczęły się wakacje i nie mogłem już tak często się kręcić w ich pobliżu, by wychwytywać ich myśli. Pomyślałem więc, że zacznę się umawiać z Isabel. W ten sposób byłbym stale w ich pobliżu nie wzbudzając ich podejrzeń.

— Zack – Martha spojrzała na niego z politowaniem. – Nie rób ze mnie idiotki. Jesteś najpotężniejszy z nas wszystkich. Mógłbyś słuchać ich myśli z kilkudziesięciu metrów, a gdybyś ich dotknął i zostawił "zakotwiczenie" ...

— No dobra – Zack wzruszył ramionami. – Umówiłem się z nią, bo mi się podobała. Ale jakby Vixianie pytali, obowiązuje ta pierwsza wersja.

— Niech będzie – teraz ona wzruszyła ramionami. Zrobiła to o niebo lepiej od niego. – Co było dalej? Rozumiem, że ci się nie oparła?

— Winię za to swój urok i wdzięk osobisty.

— A to, że znałeś jej wszystkie myśli i wiedziałeś co w jakiej chwili powiedzieć, kiedy milczeć, a kiedy wtrącić zabawny komentarz, nie miało z tym nic wspólnego?

— Najmniejszego – wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Myślałam, że oni również mają rozwinięte jakieś zdolności. Nie umieją nawet bronić swoich myśli?

— Nieszczególnie – spoważniał. – Nie zapominaj, że ich ciała są w stosunku do naszych o parę tysięcy lat do tyłu. Mają za to inne moce. Isabel na przykład potrafi wchodzić do snów.

— Rozumiem, że byłeś na to przygotowany?

— Tak – kiwnął głową. – Zbudowałem odpowiedni sen i umieściłem go na samym wierzchu podświadomości. Gdy próbowała wejść do mojego umysłu natknęła się na niego. Nie miała powodu kopać głębiej, uwierzyła więc, że jest autentyczny.

— Budowanie snów – Martha pokiwała z niedowierzaniem głową. – Nie potrafiłabym zrobić czegoś takiego. Więc wkręciłeś się do ich paczki. W czym problem?

— Ja ... – Zack spuścił oczy. – Ja uratowałem jej życie.

— Co zrobiłeś? – Marha aż podskoczyła. – Jak to się stało?

— To był Skór – jego głos był cichy. – Zaskoczył nas, gdy wsiadaliśmy do wozu. Nie wiem dlaczego go wcześniej nie wyczułem. Emanował nienawiścią. Umierał i winił ich za swoją śmierć. Jednak nawet w takim stanie bał się Kivara. Dlatego wymierzył do Michaela. Wiedziałem co zamierza, ale nie mogłem się wtrącić. Rozkaz Vixian brzmiał "nie interweniować". Musiałem pozwolić Guerinowi umrzeć, choć naprawdę go polubiłem. I wtedy Isabel odepchnęła Michaela i stanęła na drodze energii, która wystrzeliła z dłoni tego Skóra. Zadziałałem chyba instynktownie tworząc przed nią tarczę telekinetyczną. Skór najwyraźniej nie rozumiał co się stało. Chciał strzelić jeszcze raz i już byłem gotów użyć ponownie Mocy, tym razem by rozerwać tego gościa na kawałki ... Na szczęście Michael mnie ubiegł. Być może niechcący wzmocniłem trochę jego atak. W każdym razie Skór zginął, zostało po nim tylko trochę popiołu.

— Zack – Martha była przerażona. – Złamałeś bezpośredni rozkaz.

— Wiem – podniósł się i zaczął chodzić nerwowo po pokoju. – Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem. Ale myśl o tym, że Isabel mogłaby umrzeć była po prostu nie do zniesienia.

— Mój Boże – Martha pokiwała w zdumieniu głową. – Ty się zakochałeś.

— Nie – krzyknął zatrzymując się i patrząc prosto na nią. – Nie mogłem się zakochać. Jesteśmy agentami Vixian, pamiętasz? Porwali nas gdy mieliśmy po parę lat, genetycznie przyspieszyli ewolucję naszych ciał i wyszkolili byśmy byli agentami doskonałymi. Pozbawili nas uczucia miłości. Nie czujemy nic nawet do naszych rodziców, choć przecież ich pamiętamy. Pamiętam jak mama spoglądała na mnie z uczuciem, ale to wspomnienie nic dla mnie nie znaczy. Nic, rozumiesz?

— Zack – jej głos był cichy ale stanowczy. – Wciąż jesteśmy ludźmi. Być może mogli pozbawić nas istniejącego uczucia, ale nie mogą zapobiec powstaniu nowego.

— To i tak nie ma sensu – szepnął. – Ona jest antariańską księżniczką i w każdej chwili może powrócić na swoją planetę. A ja ... ja jestem vixiańskim agentem. Jeżdżę po całym świecie i załatwiam dla nich różne sprawy. Roswell to jedyne miejsce w którym przebywałem dłużej niż parę tygodni. Nie licząc może tych trzech miesięcy w Kijowie gdy obserwowałem trapiańskiego handlarza bronią podejrzanego o kradzież vixiańskiej technologii. Spójrzmy prawdzie w oczy. Należę do Vixian, a oni nie pozwalają odejść swojej własności. Miałbym odwiedzać ją w czasie tych tygodniowych urlopów pomiędzy misjami? Ona zasługuje na coś lepszego.
Martha milczała ze współczuciem.

— Powinienem wyjechać – przysiadł na stoliku. – Ale nie mogę. Nie potrafię.

— Musisz – Martha podniosła się. – Zostając tu narażasz się na popełnianie kolejnych błędów.

— Uratowanie jej życia nie było błędem – spojrzał na nią ostro.

— W porządku – wzruszyła ramionami. – Więc chcesz zostać. Czy już wie kim jesteś?

— Nie – Zack pokręcił głową. – Udałem, że nic nie zauważyłem i nie mam pojęcia co się stało.

— W końcu i tak się dowie. Użyjesz Mocy o jeden raz za dużo, wypsnie ci się coś czego nie powinieneś wiedzieć albo Vixianie przeniosą cię do innego zadania. Jak myślisz, jak zareaguje na wieść, że cały ten romans był od samego początku ukartowany. Używałeś telepatii kontaktowej, prawda? By wywołać przyjemne wrażenie podczas dotyku? A sugestie? Nie siałeś w jej umyśle sugestii, by cię polubiła, żeby umówiła się z tobą na randkę czy choćby żeby nie podejrzewała cię o wrogie zamiary? Jak zareaguje na wieść, że od samego początku znałeś jej wszystkie myśli, wszystkie tajemnice? Spałeś z nią, prawda?

— Nie chciałem tego – krzyknął. – Próbowałem jej powiedzieć ...

— To nie ma znaczenia – powiedziała cicho. – Być może nie kazałeś jej wskoczyć do swego łóżka, ale wykorzystałeś Moc by do tego doprowadzić. Musisz się z nią rozstać. Ja przejmę twoje zadanie. Wymyśl jakiś powód dlaczego musisz wyjechać z Roswell. I, na Boga, nie mów jej prawdy. Tylko byś ją zranił.

— Dobrze – usiadł ciężko na kanapie nagle postarzały o dziesięć lat. – Porozmawiam z nią jutro.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część