Graalion

Isabell & Zack (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

To się stało kiedy mieli wsiadać do wozu. Podwójna randka, Michael z Marią i Zack z Isabel. Liz musiała zamknąć Crashdown, a Max zaoferował się, że jej pomoże. Roswell przeżywało kolejny najazd turystów. Zawsze tak było, albo nie przyjeżdżał nikt, albo zwalały się naraz niemożliwe tłumy. Liz, Maria i Michael w kuchni cały dzień uwijali się jak w ukropie, dopiero pod wieczór zrobiło się trochę luźniej. Zack i Isabel czekali przy stoliku. Razem wyszli z Crashdown i podeszli do Forda Mustanga. Maria skarżyła się na zmęczenie, Michael narzekał, że przydałaby się podwyżka za pracę w trudnych warunkach, zaś Isabel tylko się uśmiechała z fałszywym współczuciem. Zack właśnie otwierał drzwi, gdy nagle odwrócił się. Na jego twarzy malował się niepokój. Pozostała trójka zamilkła i dopiero wtedy go zauważyli. Niewysoki mężczyzna w czarnym płaszczu, z ciemnym kapeluszem nasuniętym głęboko na czoło. Wynurzył się z zaułka. Wyciągnął rękę w stronę Michaela. Isabel zadziałała instynktownie. Z całej siły odepchnęła przyjaciela. Nie zdążyła nawet pomyśleć o użyciu Mocy. Z dłoni nieznajomego wystrzelił strumień jasnego światła, a Isabel stała na jego drodze. Jednak tuż przed nią światło rozbiło się jakby napotkało jakąś niewidoczną przeszkodę. Nieznajomy był najwyraźniej zaskoczony. Pod rondem kapelusza dostrzegli paskudnie pobliźnioną twarz, z której skóra schodziła całymi płatami. Skór. I to w daleko posuniętej fazie rozkładu. Ponownie skierował dłoń na Isabel zdecydowany dokończyć dzieła, jednak Michael zdążył już ochłonąć. Nieziemska energia wystrzeliła z jego ręki i uderzyła Skóra. Przeleciał dobre kilkanaście metrów nim upadł na ziemię. Niemal natychmiast rozsypał się w pył, pozostała po nim tylko garstka popiołu. Isabel, Michael i Maria stali nieruchomo oddychając głęboko. Wszystko wydarzyło się błyskawicznie.

— Co się stało? – krzyknął Zack pocierając oczy obiema dłońmi.
Michael i Isabel spojrzeli na niego zaniepokojeni. Maria chyba ciągle była w szoku.

— A co widziałeś? – spytał Michael.

— Jakiś wariat oślepił mnie piekielnie mocną latarką. Jezu, miała chyba z 200 watów – z trudem oderwał ręce od załzawionych oczu i rozejrzał się. – Gdzie on jest?

— Zwiał – Isabel podeszła do niego i chwyciła jego twarz w dłonie. – Nie trzyj, tylko bardziej je podrażnisz – rzeczywiście były całe czerwone.
Michael objął drżącą Marię.

— On ... on prawie ... – szepnęła.

— Tak, wiem – odpowiedział cicho, tak by Zack go nie usłyszał. – Ale nic nam się nie stało. Nadal żyjemy, nie jesteśmy nawet ranni, choć nie mam pojęcia jakim cudem.
Rozejrzał się. Chyba nikt nie zauważył co się stało. Na szczęście Zack nie zaparkował tuż przed Crashdown, bo mieliby całkiem sporą widownię.

— Niech ja dorwę tego świra – wściekał się Zack. – Nic nie widzę. Michael, będziesz musiał poprowadzić.

— Nie ma sprawy kolego – on i Isabel spojrzeli na siebie. Dziś co innego niż randka będzie zaprzątać ich głowy.

— I mówicie, że jego powłoka była w bardzo złym stanie? – Max pochylił się ku nim.
Cała trójka Obcych siedziała przy stoliku w Crashdown. Rozmawiali cicho, gdyż najbliższe stoliki były pozajmowane. Ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebowali był jakiś turysta, który przypadkowo usłyszał coś czego nie powinien

— Zgadza się – Michael wypił łyk napoju. – Jakby rozkładał się na naszych oczach.

— Hmm – Max zastanawiał się przez chwilę. – Czy to możliwe, że to ktoś z Copper Summit? Być może Nicholas zostawił tam kogoś na straży.

— Też tak pomyślałam – wtrąciła się Isabel. – A gdy nie wracał, nasz Skór robił się coraz bardziej nerwowy. W końcu, gdy jego powłoka niemal całkowicie się zdegenerowała, przyjechał do Roswell by przed śmiercią zemścić się na tych, którzy pozbawili go nowej powłoki.

— Być może nie musiał przyjeżdżać tu aż z Copper Summit – Michael odstawił puszkę. – Może przyjechał tu z Nicholasem, ale po prostu nie było go z resztą, gdy Tess potraktowała ich ogniem.

— I czekałby tak długo? – Max pokręcił głową. – Nie, nie wydaje się. Oczywiście możemy tylko zgadywać. Na szczęście on już nie żyje, a wam nic się nie stało.

— Dzięki Isabel – Michael spojrzał na przyjaciółkę. – Co to była za moc, której użyłaś do obrony przed tym typem? Nie miałem pojęcia, że umiesz coś takiego.

— Jestem równie zaskoczona co ty – wzruszyła ramionami Isabel. – Już myślałam, że to moja ostatnia chwila, gdy nagle ten promień rozprysnął się na wszystkie strony. Tyle tylko, że ja nie użyłam Mocy. Przynajmniej nie świadomie. Ta niewidzialna ściana po prostu pojawiła się przede mną. Zupełnie jakby ... jakby to ktoś inny sprawił.

— Niby kto? – zdziwił się Michael. – Mówisz, że mamy niewidzialnego anioła stróża?

— Nie wiem – westchnęła. – Może rzeczywiście to ja to zrobiłam. Wszystko wydarzyło się tak szybko.

— A co z Zackiem? – Max zmienił temat. – Podejrzewa coś?

— Nie – Michael machnął ręką. – Całą drogę odgrażał się co zrobi temu psychicznemu, który go oślepił, ale Isabel w końcu go uspokoiła.

— Tak – Max z kamienną twarzą spojrzał na Isabel. – Izzy umie uspokajać.
Rzuciła mu chłodne spojrzenie.

— A co z Vixianami? – zapytała po chwili. – Odezwali się jeszcze?

— Nie – Max pokręcił głową. – I raczej za szybko się nie odezwą. Dali mi to wyraźnie do zrozumienia.

— I dobrze – Michael dopił swój napój. – Nie ufam im.

— Przecież ty nikomu nie ufasz – roześmiała się Isabel.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część