Graalion

Isabell & Zack (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Posadziły ją na krześle, a same usiadły naprzeciwko.

— Opowiadaj – rzuciła Liz.

— Ale co? – zapytała zdezorientowana Isabel.

— Jak to co? Wszystko – krzyknęła Maria. – Jak go poznałaś, jak do ciebie podszedł, o czym rozmawialiście, co powiedział gdy zaproponował ci randkę, ...

— I o czym śnił – dodała Liz – przecież wchodziłaś do jego snu.

— Dajcie spokój – broniła się Isabel – naprawdę interesują was te wszystkie rzeczy?

— Jeszcze pytasz – krzyknęła Liz – znalazłaś sobie faceta, a nas ma to nie interesować? Za kogo ty nas masz?

— W dodatku tym facetem jest Zack Zane – dodała Maria rozmarzonym głosem.

— Właśnie – roześmiała się Liz.

— Chwila, wydawało mi się, że znalazłyście już miłości swego życia – Isabel spojrzała na nie podejrzliwie. – Czy imiona Michael i Max coś wam mówią?

— Daj spokój, Is – machnęła ręką Maria – przecież wiesz, że kocham swojego Miśka.

— A ja Maxa.

— Po prostu tacy faceci jak Zack ... Wiesz że musisz się od niego trzymać z daleka, wiesz że nigdy nie pozwoliłabyś sobie umówić się z kimś takim, ale jednocześnie zastanawiasz się jak to jest.

— On jest jak płomień – próbowała tłumaczyć Liz. – Wiesz, że jeśli się zbliżysz za bardzo, oparzy cię, ale przyciąga cię. Fascynuje. Ciekawi.

— Dokładnie tak właśnie się czuję – uśmiechnęła się Isabel.

— Opowiadaj – przysunęły się bliżej.

— W porządku – westchnęła – ale najpierw powiedzcie mi coś. Czy kiedy cię dotknął – spojrzała na Marię – poczułaś coś?

— Co masz na myśli? – w głosie Marii słychać było ostrożność.

— Czy nie poczułaś, nie wiem ... dreszczu? mrowienia? jakiegoś dziwnego uczucia, jakby ...

— ... przeszył cię prąd? – dokończyła Liz. Spojrzały na nią zdziwione. – Kiedyś przypadkowo dotknęłam jego ręki gdy szedł do swojej ławki. To było takie dziwne uczucie, jak ... jak po wypiciu porannej kawy. Przez całe ciało przechodzi taki radosny dreszcz i robi ci się gorąco.

— Uff, a myślałam, że tylko na mnie tak działa – odetchnęła z ulgą Maria. – Kiedyś pożyczałam od niego ołówek i wtedy to poczułam. Bałam się, że zaczynam wariować jak te jego wielbicielki. Bez obrazy, Is.

— Nie obraziłam się – machnęła ręką Isabel – pod warunkiem, że nie będziecie mnie traktowały jak jedną z tych idiotek. Jednak czy nie wydaje się wam to nieco dziwne?

— Niby co? – zdziwiła się Maria.

— Ten jego dotyk. Skoro potrafi dotykiem wywołać takie wrażenia, to czy nie sądzicie, że może być ... no wiecie ... Obcym.
Maria i Liz spojrzały na siebie zdziwione.

— Chyba ktoś tu jest zakochany – uśmiechnęła się żartobliwie Maria.

— Przecież same powiedziałyście, że wy też to poczułyście – Isabel była zdezorientowana.

— Isabel – Liz uśmiechnęła się do niej – Zack ma rzeczywiście przyjemny dotyk, ale nie umywa się do tego co czuję gdy dotyka mnie Max.

— Właśnie – zgodziła się Maria – to jakbyś pogłaskała kota ...

— ... albo jakbyś ty była kotem i ktoś cię pogłaskał – wtrąciła się Liz.

— To przyjemne uczucie, ale gdy Misiek chwyta mnie za rękę i patrzy w oczy to zapominam o całym świecie.

— Innymi słowy Zack ma w sobie jakiś magnetyzm, ale nie jest to nic tak silnego, żeby musiało od razu pochodzić nie z tej ziemi. Chociaż – Liz spojrzała na nią uważnie – na ciebie zdaje się oddziaływać silniej.

— Zack i Isabel siedzą na drzewie – zanuciła Maria. Liz dała jej kuksańca w bok.

— Szczerze mówiąc zupełnie już nie wiem co o tym myśleć – Isabel wyglądała na nieszczęśliwą.

— Opowiedz nam wszystko – Liz chwyciła ją za rękę.
Isabel opowiedziała jak Zack się do niej przysiadł i jak go na początku potraktowała.

— To musiał być niezły cios dla takiego podrywacza – śmiała się Maria. – Nie zdążył jeszcze zacząć, a już wylewają mu na głowę wiadro zimnej wody.

— Namówił mnie żebym chwilę z nim pogadała i okazało się, że świetnie się z nim rozmawia – kontynuowała Isabel.

— Też o tym słyszałam – wtrąciła Maria. – Umie rozmawiać z dziewczynami.

— Długo rozmawialiście? – zapytała Liz rzucając Marii karcące spojrzenie.

— Trochę – Isabel unikała ich wzroku.

— To znaczy ile? – Maria wyczuła, że Isabel wykręca się od odpowiedzi.

— Sześć godzin – rzuciła cicho Isabel.

— Sześć godzin? – krzyknęły razem Liz i Maria.

— Nigdy w życiu nie rozmawiałam tak długo z chłopakiem – Maria wstała i przeszła wzburzona parę kroków tam i z powrotem.

— I co było dalej? – pytała Liz.

— Pożegnaliśmy się i poszłam do domu.

— I weszłaś do jego snu – Maria znowu przysiadła naprzeciw Isabel.

— Chciałam wiedzieć jakie ma zamiary. Dlaczego podszedł do mnie akurat gdy Max i Michael wyjechali.

— Zack Zane cię podrywa, z ty się zastanawiasz jakie ma zamiary? – Maria otworzyła oczy ze zdziwienia. – To chyba oczywiste jakie miał zamiary. Chciał ...

— Maria! – przerwała jej surowo Liz. Spojrzała na Isabel. – W pewnym sensie Maria ma rację.

— W pewnym sensie? – mruknęła Maria ironicznie.

— Z tego co słyszałam o Zacku – mówiła dalej Liz do Isabel, spojrzawszy z naganą na Marię – rzeczywiście ten powód nasuwa się jako pierwszy.

— Myślałam, że może ma to związek z ... no wiecie – Isabel wskazała palcem sufit.

— Isabel – westchnęła Liz – kiedy przystojny chłopak podchodzi i zaczyna z tobą rozmowę, nie musi tu wcale chodzić o – powtórzyła gest Isabel.

— Bałaś się, że jest jakimś Skórem? – spytała Maria.

— Przecież to możliwe – mruknęła Isabel nie patrząc na nie.
Obie westchnęły.

— Dobra, opowiedz co widziałaś w jego śnie – rzuciła Maria.
Isabel zarumieniła się po czubki palców.

— To chyba nie był "taki" sen – Maria aż otwarła usta ze zdziwienia. – Przecież wtedy nie przyjęłabyś dzisiaj jego zaproszenia. A może przyjęłabyś – spojrzała na nią uważnie.

— To nie tak jak myślicie – zaprotestowała Isabel. Rumieniec nie schodził z jej twarzy. – Rzeczywiście był lekko ... niecenzuralny, ale widziałam w nim, że jemu naprawdę na mnie zależy. Tak jak Alexowi – w jej oczach pojawiły się łzy na wspomnienie chłopaka.

— Dziewczyno, wpadłaś jak śliwka w kompot – Maria pokręciła lekko głową.
Isabel nie odpowiedziała. Nagle spojrzała na zegarek i zerwała się z miejsca.

— O Boże, miałam pomóc mamie w sprzątaniu – jęknęła.

— Biegnij – doradziła Maria wstając. – Będziesz tego potrzebowała, gdy powiesz jej o której wrócisz w piątek.

— Dzięki – rzuciła Isabel ironicznie nim wybiegła.

— Co o tym myślisz? – zapytała Liz podchodząc do przyjaciółki.

— Myślałam, że po prostu chce się rozerwać – Maria spojrzała na Liz – no wiesz, zanim dowiedziałyśmy się o Czechosłowacji Is miała wielu wielbicieli. Myślałam, że może jej tego brakuje i dlatego flirtuje z Zackiem. Nie myślałam, że to coś tak poważnego.

— Ja tak samo – westchnęła Liz. – Mam nadzieję, że nie myli się co do jego uczuć. Wciąż jeszcze cierpi po śmierci Alexa. Gdyby poszedł z nią do łóżka i ją rzucił, ciężko by to przeżyła.

— Chwila, przecież to Isabel – uspokajała ją Maria. – Jeśli Zack liczy na łatwą zdobycz, to srodze się zawiedzie.

— Masz rację – uśmiechnęła się Liz. – Ale mimo wszystko dobrze by było, gdyby się okazało, że on naprawdę ją kocha.

— Wierzysz w to? – zapytała cicho Maria nie patrząc na przyjaciółkę.
Liz przez chwilę nie odpowiadała.

— Nie – odpowiedziała równie cicho. – Myślę, że rzuci ją gdy tylko dostanie to czego chce.

— Tego właśnie się obawiałam – westchnęła Maria.

***

Isabel była wściekła. Uznała że jej zaufali, że zaufali jej zdrowemu rozsądkowi i poczuciu odpowiedzialności. Dlatego też postanowiła być bardzo ostrożna i nie zawieść ich zaufania. Tymczasem okazało się, że potraktowali ją jak małe dziecko. Max najwyraźniej uznał, że nie może jej puścić samej, bo popełni jakieś głupstwo. Miała już powyżej uszu jego nadopiekuńczości. Czy tak trudno okazać jej odrobinę zaufania? Spojrzała we wsteczne lusterko. Jeep z Maxem, Michaelem, Liz i Marią jechał kilkanaście metrów za nimi.

— Jeszcze raz cię przepraszam za nich – spojrzała na Zacka. – Nie miałam pojęcia, że planują coś takiego. Nie mam pojęcia jak zdobyli bilety.
To było kłamstwo. Dokładnie wiedziała jak je zdobyli. Zack opowiedział jej jak dzień wcześniej chcieli zobaczyć jego bilety. Reszty można się było łatwo domyślić. I nagle tuż przed wyjazdem okazało się, że wszyscy jadą. Przynajmniej wzięli dwa samochody. Max wprawdzie zasugerował, że wszyscy zmieszczą się do Forda Zacka, ale tego było już dla Isabel za wiele. Głośno powiedziała mu co o tym myśli i musiał skapitulować.

— Is – Zack rzucił jej rozbawione spojrzenie – wyjechaliśmy z Roswell dziesięć minut temu, a ty zdążyłaś przeprosić mnie już trzy razy. Wyluzuj się, przecież nic się nie stało.

— Może masz rację – Isabel oparła się wygodnie na siedzeniu. – Przed nami szmat drogi. Zapomnijmy o nich i dobrze się bawmy.

— Taką cię lubię – roześmiał się. – Więc za dobrą zabawę.

— Byle nie za dobrą – pogroziła mu żartobliwie palcem. – Pamiętaj że to nie jest żadna randka. Po prostu musiałam się na chwilę wyrwać z Roswell.

— Si, seniorita – spojrzał we wsteczne lusterko. Zmarszczył brwi. – Zdaje się, że nasi przyjaciele złapali gumę.
Isabel obejrzała się. Jeep rzeczywiście zjechał na pobocze. Michael wyskoczył z wozu i spoglądał na przednią oponę po stronie pasażera.

— Mam się cofnąć? – Zack zwolnił do kilkunastu kilometrów na godzinę.
Isabel zagryzła wargi. Milczała przez chwilę spoglądając na zostających w tyle przyjaciół.

— Nie – zdecydowała wreszcie. – Poradzą sobie sami. Jedźmy dalej.
Zack odwrócił lekko głowę, by nie dostrzegła uśmieszku na jego twarzy.

— Flak – stwierdził beznamiętnie Michael.

— Do diabła – Max uderzył ze złością w kierownicę.

— Hej, spokojnie – Liz objęła go. – Przecież mamy zapasowe koło.

— Właśnie – poparła ją Maria – zmiana zajmie nam góra dwadzieścia minut. Zdążymy na koncert.

— Nie dogonimy ich – stwierdził przygnębiony Michael spoglądając za znikającym już w oddali Fordem Mustangiem.
Max bez słowa uderzył jeszcze raz pięścią w kierownicę.

— Max – szepnęła mu Liz do ucha – będziesz musiał w końcu zaufać swojej siostrze.

— Właśnie – Maria miała słuch jak królik. – A to co jej dziś zrobiliście było wredne.

— Hej, jakoś nie słyszałem byś protestowała gdy pokazywałem ci bilety – zdziwił się Michael.

— Miałam zrezygnować z Bon Jovi, bo ty się zachowałeś jak idiota? Robisz to przynajmniej raz w miesiącu.

— Niby co?

— Zachowujesz się jak idiota – wyjaśniła cierpliwie Maria.

— Nie przejmuj się tak – Liz wtuliła się w swojego chłopaka. – Ona nie zrobi nic głupiego.

— Mam zaufanie do Isabel – Max objął ją czule. – To jemu nie ufam.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część