Agata

Liz czy ... ? (8)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Równo trzy lata minęły od odlotu obcych. Trójka przyjaciół (Liz, Maria i Kyle) siedziała w komorze inkubacyjnej ( tak jak w każdą rocznicę odlotu Maxa, Isabel i Michaela). Uwielbiali siedzieć tam i wspominać.

Alexandra była bardzo ładną, małą dziewczynką. Miała bardzo jasne włosy, które układały się w piękne loki. Dziewczynka była bardzo podobna do Marii. Jej mama uwielbiała się wpatrywać w jej głębokie „kosmiczne” oczy tak podobne do oczu Michaela. Alex trzy miesiące temu skończyła dwa latka. Od rodziców chrzestnych, ( czyli Liz i Kyla) dostała bardzo duży domek dla lalek i uwielbiała się nim bawić.

Mary i James Valenti byli bardzo grzecznymi dwulatkami. Całymi dniami bawili się z Alexandrą. Uwielbiali, gdy z dużych miast przyjeżdżali ich rodzice chrzestni, bowiem zawsze wtedy dostawali prezenty, a to było coś, co uwielbiali

Maria odniosła wielki sukces. Nie dawno nagrała swoją pierwszą płytę pt. „Kosmita” i prawie od razu zyskała rzesze fanów na całym świecie. Męczyło ją to, że gdziekolwiek się pojawiła proszono ją o autograf. Dlatego też przyjaciele chronili się w grocie, gdy chcieli pobyć przez chwilę sami.

Liz została właścicielką Carshdown Cafe. Jej rodzice przeprowadzili się do Los Angeles gdzie założyli sieć podobnych, kosmicznych knajpek, które cieszyły się ogromnym powodzeniem. Liz nie chciała wyjeżdżać z Roswell – miała tu przyjaciół, chrześnicę, której nie chciała odwiedzać dwa razy do roku. No i przede wszystkim czuła, że musi tu zostać. Tutaj jej moce były przez coś kontrolowane ( przynajmniej takie odnosiła wrażenie).

Kyle był samotnym młodym człowiekiem. Od czasu, gdy kilka tygodni po odlocie kosmitów odkrył, że zakochał się w jednej z nich – Isabel nie miał dziewczyny na stałe. Oczywiście chodził na randki. Żadna z poznanych przez niego dziewczyn nie mogła zająć miejsca Isabel w jego sercu.

Kyle poszedł za tradycją rodzinną i został policjantem. Miał już wysokie stanowisko i wszyscy oczekiwali, że gdy szeryf Jim Valenti odejdzie na zasłużoną emeryturę Kyle zajmie jego stanowisko i będzie tak samo dobrym, jeśli nie lepszym szeryfem.

Przyjaciele skończyli wspominać na głos i pogrążyli się każdy w swoich wspomnieniach. Tych wesołych i tych smutnych. Alexandrze znudziło się siedzenie w jednym miejscu i odeszła na swoich, chwiejących się nóżkach kawałek w głąb jaskini i zaczęła bawić się kamieniami.

Jak na komendę wzrok całej trójki przyjaciół padł na granilith. Coś dziwnego zaczęło się z nim dziać. Zaczął błyszczeć i świecić! Zmienił kolor na niebieski!

— Co się dzieje!?- wykrzyknęła Liz

— Nie wiem! – odkrzyknęli Kyle i Maria

— Alexandra, choć tutaj! – krzyknęła Maria

Dziewczynka jednak nie odpowiedziała. Całą komorę wypełniło bardzo jasne światło. Gdy opadł pył i kurz troje przyjaciół zobaczyło.... cztery inne osoby ( kobietę, dwóch mężczyzn i dziecko). Dłuższą chwilę przyglądali się sobie nawzajem aż nagle Liz wykrzyknęła:

— Max! – podbiegła do mężczyzny w długich włosach trzymającego za rękę małego chłopca i rzuciła mu się na szyję

— Michael! – wykrzyknęła Maria i podbiegła do drugiego mężczyzny, który też bardzo się zmienił: miał długie włosy, i szarą, zmęczoną jakby postarzałą twarz, która rozjaśniła się uśmiechem na widok Marii

— Isabel? – powiedział nie pewnie Kyle i podszedł do dziewczyny

Uściskom i łzom nie było końca.

Wzrok Liz padł na malutkiego mniej więcej trzyletniego chłopczyka.

— Czy to twój syn? – spytała Maxa

— Tak. Nazywa się Tom.

Liz ukucnęła przed chłopcem i powiedziała:

— Cześć Tommy!

Dziecko nic nie powiedziało i utkwiło w niej ciekawe spojrzenie swoich bardzo poważnych oczu. Liz go przytuliła a on objął rączkami jej szyję i wyszeptał niepewnie:

— Mama?

— Och kochanie....- powiedziała Liz, rozpłakała się i przytuliła chłopca jeszcze mocniej

Wszyscy przyglądali się z wzruszeniem na tę scenę. Maria pierwsza ocknęła się z wrażenia, jakim dla wszystkich był powrót kosmitów. Zauważyła, że w jej polu widzenia nie ma jej córeczki.

— Alex! – krzyknęła

Wszyscy zbudzili się jakby z głębokiego snu. Liz i Kyle natychmiast podnieśli się i zapytali:

— Co się stało?

— Nie ma jej! Bawiła się koło nas zanim oni przylecieli. A teraz jej nie ma!

— Spokojnie, na pewno nic się jej nie stało. – pocieszała przyjaciółkę Liz – Zaraz ja znajdę.

I Liz wytężyła wszystkie siły i powoli rozejrzała się po komorze.

— Tam! – wskazała duży głaz – Za nim jest! – i osunęła się zmęczona na ziemię, podbiegł do niej Tom i przytulił ją

Maria pobiegła we wskazanym jej kierunku i wzięła na ręce małą dziewczynkę.

— Nie chowaj się tak więcej, bardzo mnie przestraszyłaś!

— Tak się bałam, mamusiu!

— Już dobrze.... Kochanie, już dobrze! – i Maria przytuliła dziecko

— Kim jest ta dziewczynka? – spytał niepewny Michael, któremu coś zaczynało świtać – Kim!?! – krzyknął

Maria trzymając dziewczynkę na rękach podeszła do niego i trochę zmieszana powiedziała:

— To jest nasza córka, Alexandra.

— Kto!?!

— Nasza – twoja i moja córka.

W tej samej chwili Alex wyślizgnęła się z objęć Marii i podbiegła do Michaela. Spojrzała mu w oczy, przytuliła się do niego i powiedziała:

— Tata!

Michael wziął ją na ręce i mocno przytulił. Podszedł do Marii i wyszeptał jej do ucha:

— Czułem, że mnie potrzebujesz, ale nie przypuszczałem, że tak bardzo...

Złączyli się w namiętnym pocałunku. Wszyscy przyjaciele patrzyli na to ze łzami w oczach

— Co wy tu robicie?!? – spytała Liz Maxa

— O to samo chciałem zapytać. Jak tu weszliście?

— Ja byłam pierwsza!

— Dobra. Usiądźmy, bo będzie to dłuższa opowieść.

Przyjaciele usadowili się w kółku na podłodze: Michael trzymał na kolanach małą Alex a Maria siedziała obok i przytuliła się do nich, Liz trzymała na rękach Tommy’ego i przytuliła się do Maxa a Isabel siedziała blisko Kyla i trzymała go za rękę. Max zaczął opowiadać:

„Gdy tylko wyszliśmy z naszego statku na Antarze czekali na nas ludzie Khivara. Zabrali naszą trójkę i zamknęli w lochu. Z pod słuchanych rozmów strażników wywnioskowaliśmy, że Tess nas zdradziła, jeszcze podczas poprzedniego życia na tej planecie a co za tym idzie Vilandra, czyli Isabel była nie winna.

Na szczęście prości ludzie, których Khivar traktował bardzo źle byli cały czas po naszej stronie. Przekonali duch strażników, których rodziny mieszkały na wsi i wiedzieli jak źle żyje się ludziom podczas rządów, Khivara aby pomogli nam uciec. Misternie ułożony plan powiódł się. Byliśmy wolni. Przez ponad rok żyliśmy w lasach, puszczach spaliśmy w pieczarach i jaskiniach odżywiając się korzonkami i jagodami leśnymi. Czasami ludzie pozwalali nam spać w stodołach na sianie lub w swoich chatach.

Po upływie mniej więcej roku Khivar przestał już nas tak uważnie szukać i zaczęliśmy formować oddziały powstańcze z ludności wiejskiej, która wbrew naszym przypuszczeniom okazała się bardzo pojętna i szybko się uczyła. Przygotowania do powstania trwały prawie rok. Prawie dwa lata ukrywania się, spania po katach i podobnych wygód.

Zaatakowaliśmy Khivara z zaskoczenia. Nie był przygotowany na atak i początkowo nasze wojska odnosiły zwycięstwa. On jednak miał mojego syna i wiedział, że przez to jest ponad nami. Musiałem bardzo uważać. Nie mogłem przecież pozwolić by go skrzywdził. Niestety na pomoc Khivarowi pośpieszyły jego oddziały z innych planet.

Pewnego wieczoru, podczas zawieszenia broni zobaczyliśmy przemykającą się do naszego obozu strasznie chudą i odzianą w łachmany kobietę. Niosła ona w rękach małe zawiniątko. Niestety Khivar też ją zobaczył. Gdy do granic naszego obozu pozostało jej zaledwie kilka kroków dosięgła ją jego bomba. Rażona nią kobieta podła na ziemię jak martwa. Wszyscy podbiegliśmy do niej. Poznaliśmy ją. To była ... Tess a zawiniątko, które niosła było moim synem. Zdołała powiedzieć jeszcze tylko kilka zdań:

— Przepraszam ... – wyszeptała- Zaopiekuj się nim ... to twój syn. Dałam mu na imię Tom, po wielkim królu – twoim ojcu. – zaczęła się dusić, – gdy wrócicie pewnego dnia przeproście od mnie Liz, Marię, Kyla i najbardziej szeryfa Valentiego ... on był dla mnie jak ojciec. To ja zabiłam Alexa. Przepraszam! – wypowiedziawszy to umarła na moich rękach

Od tego czasu odnosiliśmy same zwycięstwa. Po prawiek pół roku wojny udało nam się pokonać Khivara. Gdy odzyskałem mojego syna on powoli zaczynał się poddawać – stracił swoją główną kartę przetargową. W kraju zapanowała wielka radość. Jednak ani ja ani Isabel a tym bardziej nie Michael nie mieliśmy ochoty zostać na Antarze. Dowiedzieliśmy się, że nasze płuca ( tak jak i płuca ludzi) automatycznie przystosowują się do powietrza panującego na Antarze czy na Ziemi. Uporządkowaliśmy bieżące sprawy, postanowiliśmy, że na tronie zasiądzie nasz przyjaciel Larek. A my, gdy tylko stało się to możliwe postanowiliśmy wrócić do was. Do DOMU!”

Po wysłuchaniu opowiadania Maxa wszyscy siedzieli przez chwilę zamyśleni.

— Może opowiecie nam coś o sobie? Umieram z ciekawości, co się zmieniło w Roswell przez te trzy lata! – przerwała ciszę Isabel

— Jasne. Tutaj też sporo się działo, nie?- spytała Liz

— No pewnie, że tak. Przede wszystkim szeryf Valenti ożenił się z moją mamą!

— Co?

— To wspaniale!

— I na dodatek mają dwójkę dzieci!

— Niemożliwe!

— Naprawdę. Zdecydowali się na ślub, ponieważ mama była w ciąży. Urodziła Jamesa i Mary są oni tylko o trzy miesiące starsi od Alexandry.

— Cudownie, więc twoja mama urodziła bliźnięta?

— Tak.

— A co się działo przez ten czas z wami?

— Noo.... najpierw urodziła się Alex a później... wydałam płytę!

— Świetnie!

— Na pewno masz rzeszę fanów.

— Aż za dużo. Gdzie się nie ruszę, proszą mnie o autograf.

— To musi być męczące. – stwierdziła Isabel

— I to jak!

— Moi rodzice wyjechali do Los Angeles, gdzie założyli sieć restauracji Carshdown Cafe, a ja mieszkam właściwie bardziej u Marii i Kyle niż we własnym domu. No i teraz ja jestem właścicielką Carshdown.

— To musi być fajne życie. – stwierdził Michael

— Czasami jest ok. a czasami tęsknię za rodzicami i własnym domem.

— A co u ciebie, Kyle? – spytała, Isabel

— Ach, nic ciekawego. Zgodnie z tradycją rodzinną zostałem policjantem.

— To aż taki ciekawy zawód?- spytał Max

— Co ty!? Pewnie dużo płacą. – powiedział Michael

— Właściwie to niezbyt dużo, ale lubię być policjantem.

— Dobrze, że robisz to, co lubisz. – stwierdziła, Isabel

— Często tu przychodzicie? – zapytał Michael

— Czasami. Zawsze wtedy, gdy chcemy posiedzieć w samotności i spokoju.

— Albo uciec od wielbicieli Marii!- wtrącił się Kyle

— Wy pewnie doskonale wiecie, że Liz i Kyle mają moce? – bardziej stwierdziła niż zapytała Maria

— Wiemy. – opowiedzieli kosmici Liz odniosła wrażenie, że zmieszali się troszeczkę mówiąc te słowa

— Czasami, wydaje mi się, że moce Liz są o wiele silniejsze.

— Tak moce Liz są inne. – powiedział Max

— Czy kiedykolwiek zastanowiło was coś jeszcze w mocach?- spytała Isabel

— Tak, Kyle nigdy nie mógł otworzyć komory.

— Tak myślałem. – Max spojrzał na Michaela i Isabel a ci skinęli powoli głowami

— Pokażę wam coś. – Max wstał, wziął za rękę Liz za rękę i zaprowadził ich w przeciwległy koniec komory

Na ścianie widniał srebrny symbol ręki. Max położył na symbolu dłoń Liz i ściana otworzyła się. Wszyscy zobaczyli inkubator – taki sam jak te, w których przylecieli na Ziemię obcy za pierwszym razem.

— Czyj to inkubator? – spytała Maria

— Avy. – odpowiedział Max

— Zaraz, zaraz czegoś tu nie rozumiem. A Tess?

— Tess nie była moją żoną. Cztery inkubatory były dla zmylenia Khivara. Tess była naprawdę jakąś tam daleką kuzynką moją i Isabel.

— Co się stało z Avą? – spytała Maria

— Opuściła inkubator trzy lata wcześniej niż my. Jej moce przez długi czas były uśpione. Obudziły się jakieś trzy lata temu.

— Wtedy, gdy opuściliście Ziemię i to właśnie wtedy Liz... – stwierdził Kyle, który jako policjant miał dobrze rozwiniętą umiejętność kojarzenia faktów i w głowie zrodziło mu się pewne podejrzenie dotyczące Avy

Max, Michael i Isabel z nie pokojem patrzyli na twarz Liz. Odnosiło się wrażenie, że dziewczyna przebywa myślami daleko. Bardzo daleko stąd. Liz widziała w głowie różne obrazy jakby wspomnienia. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć, dlaczego ma te wizje, które były jakby jej wspomnieniami wiedziała jednak, że te rzeczy nie działy się na ziemi. Nagle Liz odezwała się:

— Avę znalazła na pustyni, Katrin Parker i zabrała ją do domu swojego syna i synowej, którzy od trzech lat opłakiwali śmierć swojej córeczki. Katrin przekonała ich by adoptowali dziewczynkę i pokochali tak jak kochali dziecko, które urodziło się martwe. Swoją adoptowaną córkę nazwali tak samo Elisabeth Parker.

Po wysłuchaniu przemówienia Liz wszystkich zatkało. Nikt nie wiedział, co powiedzieć.

— Czy to, co powiedziałam to prawda, Max? Czy tak było?

— Tak. Liz to ty jesteś Avą.

— Ale, dlaczego nigdy nie miałam mocy, czemu one były uśpione? Czy babcia znała prawdę?

— Wyszłaś z inkubatora za wcześnie. Twoje umiejętności nie rozwinęły się dostatecznie. Obudziło je dopiero to, że cię uzdrowiłem. A co do drugiego pytania to odpowiedź brzmi tak Sam powiedziałem, Katrin prawdę o tobie i o mnie, gdy przyleciałem zbadać będzie odpowiednią planetą dla naszych klonów. Powierzyłem ciebie opiece Katrin, obiecała, że będzie cię kochała i opiekowała się tobą.

— To, dlatego nasze moce są różne i dlatego Kyle nie mógł wejść do komory. To jasne drzwi może otworzyć tylko hybryda a dzięki uzdrowieniu Kyle stał się zwykłym człowiekiem wykorzystującym 100 procent swojego mózgu.

W tym samym czasie Tommy i Alexandra zaprzyjaźnili się i zaczęli się razem bawić. Oboje wykorzystywali przy tym swoje kosmiczne moce. Moc Alexandry była dużo słabsza w końcu jej matka była człowiekiem, Tommy zmieniał kształty kamieni a Alex zmieniała ich kolory. Ich ulubionymi zabawkami stały się kamienie w kształcie niebieskich chmurek.

Liz złapała się za głowę i zaczęła nią potrząsać.

— Liz, co się dzieje? – zapytał Max

A ona mając łzy w oczach odpowiedziała:

— Pamiętam! Wszystko pamiętam! Las gdzie się poznaliśmy, przyjęcia i bale na dworze królewski! I tyle innych rzeczy!

Max podszedł do niej, przytulił ją i pocałował a ona uśmiechnęła się do niego

— Teraz już zawsze będziemy razem. – wyszeptał jej prosto do ucha

Po chwili odezwała się Isabel:

— Spędzimy tutaj całą noc?

— Nie wiem. Nie pomyśleliśmy o tym.

— A mama pewnie się niepokoi – Alexandra już od godziny powinna leżeć w łóżku.

— Tom też. – Powiedział Max biorąc syna na ręce

— Mam pomysł. – powiedział Kyle

Wszystkie oczy zwróciły się na niego.

— Ja i Isabel zabierzemy Tommy’ego i Alexandrę do domu a wy pójdziecie sobie gdzieś. Na pewno chcecie pobyć, choć przez chwilkę sami, prawda?

— Jeszcze się pytasz!

— Ale czy nie będziemy przeszkadzać? – powiedział Isabel

— No, co ty! Mama na pewno się ucieszy!

— Skoro tak mówisz...to chyba jest to dobry pomysł.

— Dobrze. No to chodźmy. Tommy, choć idziemy odwiedzić starych przyjaciół!

— Choć, Alex! Idziemy do domu!



Poprzednia część Wersja do druku Następna część